Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2020, 22:02   #127
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję za dialog Umbree

Niepodważalną zaletą Wincklera była cierpliwość. Łowca wampirów nigdy nie gnał przed siebie jeżeli nie było takiej potrzeby. Pole bitwy, upływający czas, mnogość sojuszników… Wszystko stało po jego stronie dlatego nie widział powodu aby wychodzić poza magiczną barierę postawioną przez Hildebranda. Wojownik spokojnie łapał oddech będąc na tyle opanowanym aby opuścić miecz i dać odpocząć nadgarstkowi. Czarodziej w pewnym momencie wyczarował magiczny pocisk, który odrzucił Płaczkę od bariery. Ta jednak nie ustępowała i po krótkiej chwili znowu starała się dopaść ojca Weissa.

Bastian wraz z Gretą i Manfredem nie pozwoliliby dobrać się kapłanowi do skóry i mimo iż nie potrafili zranić bestii to byli w stanie wywalczyć cenny czas niezbędny do zakończenia rytuału. W końcu jednak proces dobiegł końca. Bariera puściła, ale maszkara nie zdołała zetrzeć się z broniącymi kapłana ludźmi. Chłód, który zapanował na cmentarzu chwilę później wzmógł czujność Wincklera. Mężczyzna nie reagował jednak kiedy u bram cmentarza stanął kolejnych duch. Szósty zmysł podpowiadał mu, że Rebecka nie stanowiła już zagrożenia.

Kiedy kapłan zaczął swoją rozmowę z ukochaną Winckler wskoczył do dołu i ściągnął z nadgarstków trupa swoje kajdany. Były one jedyną pamiątką z czasów ściągania poszukiwanych listem gończym bandytów. Bastian nie chciał się ich pozbyć przez chwilę nieuwagi. Duch kobiety nie tylko chciał zatroszczyć się o swoje dziecko, ale też przeprosić za problem, który wyrządziło jej złe alter-ego. Zdaniem łowcy wampirów głównym winowajcą był brat Pieter zatem w jego mniemaniu Rebecka była zupełnie niewinna. Trafiła na tchórza, który ponad dobro jej i dziecka przedłożył własną wygodę i ciepłe stanowisko. Z drugiej strony duchowny szczerze żałował, a to było już coś.

Zdaniem Bastiana ojciec Pieter powinien ponieść karę, ale łowca wampirów był w stanie przystać na to aby była nią dozgonna, pełna wyrzeczeń i trudów służba dla społeczności Munkenhof. Winckler nie był surowy i postanowił nie wspominać w raporcie dla ojca Brimfelda o paskudnym występku jego przyjaciela. Inni potwierdzili, że zrobią podobnie. Łowca wampirów nie chciał dłużej tego roztrząsać dlatego bezceremonialne wziął w ręce łopatę i zaczął zasypywać ciało pokrzywdzonej przez los kobiety. Oby dusza Rebecki zaznała spokoju w Ogrodach Morra…


Ostatnia misja nie należała do łatwych. Paskudna pogoda, spotkanie z iście morderczym karczmarzem, przedłużające się poszukiwania ojca Weissa i kilka naładowanych emocjami starć. Mimo iż Bastian Winckler miał stalowe nerwy to nie nawykł do powierzania swojego bezpieczeństwa komukolwiek. Nie spodziewał się, że inni będą znacznie bardziej przydatni od niego. Mimo iż od powrotu z Munkenhof minęły dobre dwa miesiące to łowca wampirów nadal doskonale pamiętał całą wyprawę. Przypominała mu ona jak wiele jeszcze było przed nim.

Tamtego dnia w końcu udało mu się odsapnąć i znaleźć czas na wyjście do ukochanej dziczy. Pamiętał jak z Gretą rozmawiali o wspólnym łapaniu ryb, ale do końca nie był pewien czy kobieta da się odciągnąć od ksiąg i pergaminów nad rzekę. Co ciekawe, w momencie, gdy jej zaproponował wspólny wypad, siedziała właśnie z piórem nad kartką papieru i coś tam skrobała, ale nie miała problemu, by się od tego oderwać - w końcu nie samą pracą człowiek żyje, a Bastian był człowiekiem ciekawym i z przyjemnością przyjęła jego zaproszenie. Wojownik zdecydował się zaryzykować, w wyniku czego siedzieli na składanych siedziskach zajmując się łowieniem. Mężczyzna wiedział, że luźno rozmawiając nie złapią wiele, ale wolał cieszyć się towarzystwem, niż wpatrywać w ciszy w wartki strumień.


Poranek tamtego dnia był bardzo przyjemny. Chociaż ostatnimi czasy napadało trochę śniegu, to po niebie leniwie płynęło ledwie kilka białych chmur, a słońce dawało o sobie znać od wschodu do zachodu, mieniąc srebrem zalegający wszędzie biały puch. Niemal bezwietrzna pogoda sprawiała, że było podejrzanie cicho. Nad rzeką, która jakimś cudem nie została skuta lodem (a przynajmniej nie wszędzie), dało się słyszeć jedynie szum wody i śpiew ptaków, które wraz z nastaniem zimy nie uszły gdzieś w cieplejsze rejony. Powietrze było czyste i wolne od woni miasta.

- Temat Płaczki i przekleństw jakie mogą taką trzymać na tym padole już wyczerpałaś? – zapytał Winckler pamiętając, że Hansen sporządziła masę notatek dotyczących ich ostatniego śledztwa.

- Pewnie nie, ale to, czego się dowiedziałam, to zapisałam - powiedziała, zerkając na Bastiana. - Kto wie, może jak spotkam jeszcze kilka takich straszydeł, to z pomocą ojca Brimfelda wydam jakiś oficjalny „Przewodnik dla łowców bestyi wszelakich”? - zaśmiała się. - Ale chyba to nie jest czas, żeby rozmawiać o pracy, prawda? Skupmy się na doznaniach. - zaciągnęła się rześkim, zimowym, leśnym powietrzem. - Wspaniale się tu czuję. Miałeś dobry pomysł, żeby mnie tu wyciągnąć. Daleko od miasta i jego zgiełku. Chociaż pewnie nic nie złowię, to cieszę się, że jestem tu. Z tobą. - Uśmiechnęła się do niego. Mógł odczuć, że zachowuje się inaczej, niż przy pracy. Była bardziej rozluźniona i przystępna.

- Wbrew pozorom nie przyszliśmy tu łowić ryb. – uśmiechnął się Winckler. – Warunki niby dobre, ale ja tam wolę porozmawiać. Zacząłem od pracy, bo to dla mnie stabilny grunt. Moja działka jest tak obszerna, że na niewiele poza jej uprawianiem mogę sobie pozwolić. Nawet łowiectwo zdaje mi się tego częścią. Z drugiej strony wydaje mi się, że przez bogatych rodziców sporo czasu zmitrężyłem na zachcianki młodości i zabawę. Jak już napiszesz ten swój przewodnik to z chęcią skorzystam chociaż nie potrafię czytać. – zaśmiał się mężczyzna. – Skryba słono sobie policzy za taką lekturę. Chyba, że załatwię sobie lektora po znajomości… - Winckler zauważył, że miał „branie”, ale początkowo zupełnie nie zwracał na nie uwagi. – Podczas twoich nauk pewnie nie miałaś wielu okazji do marnowania czasu na coś innego niż samodoskonalenie?

- Jeśli chcesz, możemy zacząć naukę czytania i pisania w wolnych chwilach. - Zaproponowała, patrząc na niego. - Co do moich nauk, to w nowicjacie nie miałam właściwie czasu na nic, ale też dużo się nauczyłam przez to, że braciszkowie traktowali nas jak swoje sługi. Myłam podłogi, przygotowywałam posiłki, prałam, sprzątałam, a w międzyczasie jeszcze się uczyłam rzeczy związanych z kultem mojego boga. Czasami byłam tak zmęczona, że zasypiałam na wykładach - zaśmiała się krótko. - No ale było, minęło. Wtedy wspominałam ten czas jako mordęgę, ale teraz widzę, że dużo mi to dało. A co do łowienia ryb, to też tak właśnie myślałam, że nie wyciągnąłeś mnie tutaj, żeby mnie uczyć, jak je łapać. Chociaż może coś na obiad złowisz. - Wyszczerzyła się, wskazując skinieniem głowy, że sznurek na wędce Bastiana drga. - Nie zamierzasz nic z tym zrobić? - Zapytała wesoło.

Bastian spojrzał na podrygującą wędkę i jednym płynnym ruchem zaciął branie. Po chwili miał już w ręce małą rybkę, która miała tym razem sporo szczęścia. Wojownik delikatnie ściągnął ją z haczyka i wypuścił do lodowatej wody. Po nałożeniu świeżej przynęty mężczyzna znowu zarzucił.


- Musi przysłać starszych braci. – zaśmiał się. – Z takiej drobnicy więcej skrobania i obierania niż jedzenia by było. – wojownik westchnął. – Z chęcią podejmę naukę. Mimo iż najmłodszy nie jestem to nadal bardzo dużo przede mną jeżeli chodzi o doświadczenie w mej profesji. Czasem odnoszę wrażenie, że do tego dnia dożyłem tylko dzięki szczęściu początkującego. – spojrzał na kobietę. – Co do naszych ostatnich „przygód” to nie uważasz, że ojciec Weiss zachował się zbyt asekuracyjnie w znajomości z Rebecką? Mam na myśli czasy kiedy jeszcze nie pojawił się ten niegodziwy typ i kobieta żyła. Wiadomo, że obecnie najlepiej dla społeczności aby ojciec Pieter poświęcił się dla dobra swych owieczek, ale wcześniej… Moim zdaniem za życia Rebecki za bardzo patrzył na swoją wygodę. Nie uważasz?

- Przede wszystkim uważam, że nie powinien dopuścić do takiej sytuacji, w jakiej się znalazł, a jeśli już się zakochał, to powinien był zrzucić habit - odparła Greta. - Mam wrażenie, że po prostu tak mu było najwygodniej, albo do końca miotał się w swoich uczuciach do tej kobiety i Morra. Prawdy nie poznamy, ale pewnie gdyby wcześniej się określił, to nic złego nie stałoby się Rebece. Tak przynajmniej myślę, bo wtedy byliby razem i być może Weiss przeciwstawiłby się temu dziwnemu mężczyźnie, który ponoć rzucił na nią urok. Nie zastanawiało cię to, że widząc, że Rebecka się zmieniła, kapłan nie zrobił nic, by dowiedzieć się od tego człowieka, co tak naprawdę jej zrobił? Skonfrontować się z nim? - Spojrzała na niego ciekawa jego spojrzenia na tę sytuację. - Moim zdaniem tak nie zachowuje się mężczyzna, który kocha kobietę i gotów jest ją chronić.

- Nie chciałem aby opinia, że kapłan nie zachował się jak mężczyzna wyszła ode mnie, bo pomyślałabyś, że się przechwalam jaki to ze mnie męski samiec i bohater. – zaśmiał się Bastian. – Niemniej jednak zupełnie się z tobą zgadzam. Jeżeli facet kocha kobietę to dla niej bez wahania zmieni swoje życie. Co prawda odejście z zakonu to spory krok i zapewne duże ryzyko. Ojciec Weiss przez lata musiał się szkolić aby odpowiednio pełnić posługę. Aby zająć się czymś innym musiałby znaleźć profesję, którą by potrafił wykonywać, a poza tym zapewnił sobie i swojej rodzinie godny byt. – Winckler nieco spoważniał. – Moim zdaniem uczony nie szukałby długo i miałby w czym wybierać. Daleko nie szukając skryba. Rebecka mogła być oczerniana przez całą społeczność i mogła ryzykować swoją reputację, zdrowie i rozłąkę z własnym dzieckiem podczas gdy nasz kapłan chciał zostać na ciepłej posadce. Jakie to wygodne… - westchnął wojownik. – Wybacz, że tak to przeżywam, ale odbieram to nieco osobiście. Sam stałem przed podobnym wyborem i byłem na etapie zmiany fachu kiedy los stwierdził, że mam zostać łowcą wampirów do końca życia. Zwyczajnie moja narzeczona została zabita przez kolejnego krwiopijcę, a ja zamiast szukać roboty jako gajowy czy traper musiałem się nim zająć. Czasem przeznaczenie nie chce abyśmy zeszli z raz obranej drogi jednak w przypadku ojca Pietera ja nawet nie widziałem takich zamiarów. Przez niego zginęła wartościowa kobieta, a bezkarny plugawiec gdzieś tam chodzi po Starym Świecie… Miejmy nadzieję, że będzie bardzo dobrym kapłanem i wyciągnie z tych wydarzeń jakieś wnioski. Tego mu życzę mimo iż jako jedyny zastanawiałem się czy nie powinna spotkać go kara. – mężczyzna spojrzał na Gretę z delikatnym uśmiechem. – Pewnie jestem niewiele młodszy od ojca Weissa. Mogę sobie podumać jak to było za czasów młodości. Ty jednak masz naprawdę dojrzałe spojrzenie na tę sprawę zważając na twój wiek.

- Powiem ci szczerze, że przez jakiś czas po wyjeździe z Munkenhof zastanawiałam się, czy dobrze postąpiliśmy, nie mówiąc ojcu Brimfeldowi całej prawdy. Na początku uważałam, że każdy ma prawo się zagubić w swoich uczuciach i emocjach, było mi też Weissa trochę po ludzku szkoda, ale gdy zaczęłam o tym rozmyślać na chłodno, to myślę, że powinien odpowiedzieć za wszystko, gdyż po prostu było mu z tym romansem i jednoczesną posługą Morrowi bardzo wygodnie. Jednocześnie nie zrobił nic, aby przeciwstawić się człowiekowi, który rzucił urok na Rebeckę. A gdyby rzucił urok na połowę wioski? Też nic by nie zrobił? Wiem, że najłatwiej jest oceniać nie będąc w skórze drugiego człowieka, ale jego zachowanie było w moim odczuciu niegodne miana kapłana. Tak jak mówisz, miejmy jednak nadzieję, że wyciągnie wnioski i odpokutuje to wszystko. Zmieniając temat: masz jakieś konkretne plany na najbliższe tygodnie? Zostajesz w Bechafen, czy gdzieś wyjeżdżasz? - Greta spojrzała mu głęboko w oczy.

- Póki co zostaję. – powiedział Winckler uśmiechając się lekko. – Muszę jeszcze dopiąć kilka spraw. Jak bym miał zająć się jakimś dziwadłem to też postaram się zrobić to w okolicach Katedry. – wojownik utrzymywał kontakt wzrokowy. – Ty póki co też zostajesz? Jak znajdziesz czas możemy zacząć naukę czytania i pisania. W zamian mogę uchylić rąbka tajemnicy tego na czym ja się znam. Dużo tego co prawda nie ma, ale znałem mniej utalentowanych… - zaśmiał się Bastian.

- Jasne, możemy uczyć się od siebie, tak chyba będzie najciekawiej - powiedziała, uśmiechając się do niego. - Na razie też nigdzie się nie wybieram, ale w przypadku ojca Brimfelda niczego nie można być pewnym. Równie dobrze może mieć dla mnie jakieś zadanie po powrocie do Katedry. Gdybym jednak była wolna, a ty miałbyś jakieś zlecenie na oku, służę pomocą. We dwójkę zawsze raźniej, czyż nie? - Szturchnęła go lekko łokciem w bok.

- Nie chciałbym ciebie narażać. – uśmiechnął się mężczyzna. – Los mi pokazał, że moich towarzyszy często spotyka paskudna śmierć. Co innego kiedy zajmujemy się czymś w naszej grupie specjalnej, a co innego kiedy gonię za marami przeszłości… Kiedyś ktoś mądry powiedział mi żeby ze swojej pracy nie robić sprawy skrajnie osobistej. Ja jednak nie potrafię odseparować potworów od emocji, bo pozbawiły mnie one całej rodziny i kilku innych wartościowych osób. Póki co udaje mi się jakoś kalkulować na chłodno i wygrywać z napotkanymi bestiami, ale obawiam się, że kiedyś emocje wezmą górę, czegoś nie przewidzę i ktoś zginie. – Bastian westchnął. – Jak zwykle jest ze mną wesoło tak ostatnio przynudzam, co nie? – zaśmiał się tym razem samemu szturchając kobietę łokciem. – Wolałbym po prostu sam brać odpowiedzialność za swoje czyny, bo w przeszłości zawsze był ktoś kto swoim bólem amortyzował mój upadek. To się nie może powtórzyć, rozumiesz? – zapytał i spojrzał jej w oczy.

- Rozumiem, ale nie chciałabym, żeby tobie coś się stało - odparła. - Mogłabym mieć na ciebie oko, wspólnie zawsze lepiej stawiać czoła przeciwnościom losu. Tak, wiem, zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale… powiedzmy, że nie jesteś mi obojętny. - Spojrzała mu prosto w oczy i miała nadzieję, że domyśli się, o co jej chodzi. - Powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu, zwłaszcza, gdy ten czas mamy. Nie wiadomo, co będzie jutro. A pchanie się samotnie w paszczę niebezpieczeństwa, to nie jest dobry pomysł. I nieważne, ile razy wyszedłeś z tego cało. - Uśmiechnęła się do niego, gdy wciąż wpatrywali się w siebie.

Przez chwilę mogłoby się wydawać, że zwykle opanowany, mający na wszystko sensowną odpowiedź łowca wampirów został zbity z pantałyku i się zawstydził. Była to jednak tylko chwila. Mężczyzna objął delikatnie Gretę po czym złożył na jej ustach krótki, ale namiętny pocałunek. Była w nim pewność siebie. Ku jego zadowoleniu, kobieta również poddała się chwili.


- Pewnie zauważyłaś, że nieco zardzewiałem w relacjach damsko-męskich… - powiedział do Hansen cały czas ją obejmując. - Postaram się nie pchać do Ogrodów Morra. Mam nadzieję, że uda nam się spędzić razem więcej czasu. Byłbym bardzo z tego rad. - mężczyzna spojrzał na sprzęt wędkarski. - Chociaż dzisiaj chyba będziemy musieli zjeść w gospodzie. - uśmiechnął się, a Greta się zaśmiała.

- Na to wychodzi, ale było warto - powiedziała, przejeżdżając dłonią po policzku mężczyzny i uśmiechając się lekko. - Ja też nie jestem dobra w tych relacjach, ale myślę, że razem do wszystkiego dojdziemy. Najważniejsze, że chcemy dać sobie szansę na coś ciekawego i mam nadzieję trwałego. Cieszę się, że wyszliśmy ze sfery niedopowiedzeń i możemy przejść do kolejnego etapu z naszą znajomością. - Wyszczerzyła się do niego.

- Ej! Nie tak szybko! – zaśmiał się łowca wampirów. – Masz do czynienia ze starszym mężczyzną więc musisz zwolnić tempo… - wybuchł śmiechem Winckler.

Łowca wampirów już od pewnego czasu czuł, że między nim a Hansen zaiskrzyło. Nie chciał się spieszyć i miał kilka obaw związanych z jego przeszłością. Jak to on Bastian bał się, że kostucha zabierze następną ważną dla niego osobę. Być może los nie postawił na nim piętna wiecznego samotnika tylko dawał mu do zrozumienia, że była mu pisana bratnia dusza, z którą bez ogródek będzie mógł porozmawiać, wspólnie żyć i dzielić pasje? To mogło być to. Liczył na to…
 
Lechu jest offline