Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2020, 10:31   #296
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42 - Włamy i kule

Instytut




Sigrun



Miała przechlapane. Walczyła za straconą sprawę. I z przeciwnikiem z jakim nie mogła wygrać. O tym wszystkim hakerka przekonała się dość szybko, ledwo zignorowała prośbę holograficznej dziewczyny. Co prawda ją sama udało jej się wyłączyć prawie od ręki. Wystarczyło kliknąć w dole opcji by wyłączyć awatar. No ale to było właśnie to. Awatar. Widocznie Cleo była manifestacją całego systemu. I chociaż dla komfortu psychicznego można ją było praktycznie do woli włączać, wyłączać, rozmawiać, spławiać i tak dalej to nijak to nie ruszało samego systemu. Cleo była jego holograficznym, antropomorficznym ucieleśnieniem bo tak zwykle ludziom łatwiej było rozmawiać z komputerami. Na dowód tego Cleo wyświetliła się z projektora holo pod sufitem parę chwil potem jak Sigrun wyłączyła ją na komputerze jakiego używała.

No i właśnie z tym też był problem. W zdecydowanej większości wypadków hakowanie polegało na podszywaniu się pod kogoś kto ma uprawnienia by buszować po jakimś systemie. Wtedy system po prostu traktował hakera jak admina czy innego użytkownika jaki ma uprawnienia by buszować po danym terenie. No ale ten system praktycznie od ręki dał znać, że wie, że dany użytkownik to haker i ostrzegał, że będzie walczył z wtargnięciem. Czyli elektroniczny włam a’la ninja odpadał i zostało włamywać się z łomem w ręku gdy system spuścił swoje ogary na włamywacza. Więc już na wstępie sytuacja była taka jaką zwykle się miało gdy coś się spieprzyło i system zorientował się, że ma nieproszonego gościa.

No i była kwestia biologii. Jak szybko Sig by nie klepała tych klawiszy, jak szybko napędzany promilami i adrenaliną mózg by nie analizował danych i podejmował decyzji to był tylko człowiekiem. Jak to się miało do terrabajtów danych i świetlnych prędkości używanych przez maszyny? No nijak. Szwedka zdawała sobie sprawę, że pracuje w pożyczonym czasie. System miał swoje limity i ograniczenia, zanim uderzył z całą siłą dawał czas na wycofanie się. System był całkiem niezły. Black Guard 40. Z tego co pamiętała to dopiero go projektowali czy testowali. A tutaj proszę. Faktycznie był tak dobry jak miał być. Skrupulatnie blokował jej ruchy odcinając po kolei sektory w jakich chciała coś załatwić. Coraz szybciej, skracając w końcu czas reakcji do ledwo rzutu oka na ekran i już wracał do ekranu startowego. Może inaczej by to wyglądało dawniej. Jakby ten Black Guard nie był postawiony w stan alarmu praktycznie od samego wejścia. Chociaż tutaj wydawało się to nie do przeskoczenia. Jeśli z takim mozołem właściwy zestaw danych wystarczył by zalogować się jako Malcolm a system i tak wiedział, że to nie Malcolm to musiało być coś jeszcze. Może jakieś kamery, czujniki czy inne przekaźniki przez jakie system wiedział, że to nie Malcolm siedzi przed monitorem.

W końcu Sigrun musiała sobie odpuścić. Tak na rympał z postawionym w tryb pełnej obrony systemem trudno było sobie poradzić. Dawniej mogłaby pewnie spróbować włamać się zdalnie, bez fizycznej obecności w budynku. No ale jak na razie ten budynek był jedynym w tej cholernej strefie gdzie działała jakaś elektronika. Więc znów klops. Zdążyła się zorientować, że Malcolm miał dostęp do uniwersyteckiej sieci. Zdążyła ją przejrzeć pobieżnie i trochę wyglądało to na listę stanowisk komputerowych. Jakieś pracownie, doktorzy, profesorowie, biblioteki, administracja i tak dalej. Stąd pewnie można było nimi zawiadywać, pomagać przy problemach, odbierać prośby o pomoc i tak dalej.

Black Guard nie dał jej dojść do systemu głównego. Po prostu nie wpuszczał hakera do swoich systemów głównych. System ochrony musiał dawniej ograniczać się do kamer i alarmów. Żadnych filmowych działek czy robotów szturmowych nie pokazywał. Z kamer niewiele zostało. W zdecydowanej większości świecił się czarny symbol oznaczający utratę kontaktu z danym czujnikiem. Czyli pewnie kamery nie było albo była rozwalona. Większość z tych jakich ikonki świeciły się zielenią czy chociaż żółcią była zgrupowana w piwnicy.

Ale mimo wszystko Sigrun zdołała zorientować się w paru rzeczach. Zaczynając od tego, że Cleo jako holo ciemnowłosej dziewczyny to tylko awatar systemu. Mogła się pojawić tam gdzie dostęp miał system. Czyli wszędzie gdzie działały komputery, panele sterujące przy drzwiach, konsolety informacyjne czy aparatura do holo łączności. A każda taka końcówka systemu była jednocześnie częścią systemu. Dostarczała mu danych i była przekaźnikiem informacji. Prawdopodobnie Cleo mogła w krytycznej sytuacji odciąć daną końcówkę od reszty systemu. Skoro ekran przed Sigrun nadal się świecił prowokująco więc widocznie system nie uznał sytuacji za krytyczną. Właściwie to było to nawet trochę dziwne, że nie wywalił w ogóle do planszy logującej skoro wiedział, że przed nim siedzi osoba nieuprawniona. Raczej powinien wywalić ją do planszy logującej i zresetować hasło albo po prostu zamknąć dostęp na jakiś czas. A tu wciąż widziała ikonki na pulpicie startowym.

Sam Black Guard też był ciekawy. Co prawda nie wiedziała kiedy dokładnie miał być wprowadzony. Może w przyszłym roku, może kolejnym. Bo te Guard wprowadzali kolejne generacje prawie co sezon. Ona sama pamiętała 34-kę a nowością była 36-ka. A tu proszę. 40-ka. Jeśli to nie był jeden z ośrodków gdzie trwały prace nad tym Guardem to możliwe, że ktoś go zainstalował już po tym jak spadły bomby. Tylko znowu nie była pewna kiedy te bomby spadły. Ją samą władowano do lodówki w 37-ym jak już było mocno nerwowo, że te bombki mogły pójść w każdej chwili. Ale czy poszły? Wtedy, trochę później, całkiem później. Tego nie wiedziała. Sądząc po tym jak wyglądał Londyn to jednak pewne było, że poszły.

No i chociaż ten Black Guard nie dał jej dostępu software do żywotnych systemów to był jeszcze hardware. Jak mocny by jakiś komputer nie był to musiał gdzieś mieć swoją fizyczną formę. Tam gdzie były twarde dyski i cała reszta. Raczej nie tutaj. Tutaj była pracownia informatyczna. Można było zarządzać siecią uniwerku. O ile system uznał prawa dostępu do kogoś a jej coś uznać nie chciał. No ale gdyby dorwać się do samych dysków twardych i całej reszty można by poszaleć. Nawet wyłączyć, odłączyć, zabrać czy zniszczyć całe komputerowe serce uniwerku. Więc gdzieś te serce systemu biło. Pewnie jakies odpowiednio zabezpieczone pomieszczenie, gdzie nie pętają się postronny studenci, profesorowie czy inni intruzi których nie powinno tam być.

- Czy teraz będziesz rozsądna i opuścisz to pomieszczenie? Bardzo bym was prosiła byście wrócili do publicznej części uniwersytetu. Jeśli macie jakieś pytania dotyczące naszego uniwersytetu to chętnie z wami porozmawiam. No ale lepiej abyście opuścili to miejsce. Nie macie uprawnień by tutaj przebywać. - widząc, że hakerka trawi informacje i chwilę już tak siedzi w bezruchu Cleo wyświetlana z aparatury sufitowej uprzejmie poprosiła ją o współpracę i rozsądek. W międzyczasie Koichi jak powiedział swoje o tym stworku przy merolu porozglądał się tu i tam, pokręcił się i chyba wyszedł na korytarz bo w tej chwili Sigrun była sama w pomieszczeniu informatyków.



Koichi



Japończyk widział, że Szwedka raczej zajęta jest tym co się dzieje na ekranie i nie bardzo zwraca uwagę na całą resztę. A David jeszcze nie wrócił. Na niego spadło więc zajęcie się bezpośrednim sąsiedztwem. Zastawił drzwi krzesłem chociaż to nie wydawało się konieczne. Drzwi prowadzące na korytarz wydawały się tak samo zapuszczone jak cała reszta. Nie dostrzegł w nich jakichś automatów. To były całkiem solidne ale standardowe drzwi. Trzeba było je ręcznie otworzyć i zamknąć. Może sam zamek kiedyś był automatyczny bo był tam jakiś panel ale teraz drzwi musiały być od dawna otwarte na oścież tak jak je tutaj zastali.

Trochę ciekawiej było z tym stworkiem jakiego dostrzegł na zewnątrz przy merolu w jakim buszowali wcześniej. Właściwie to nie był pewny czy to ten sam czy jakiś inny ze swojego gatunku. W końcu na pare chwil stracił go z oczu jak odszedł od okna na korytarzu i wrócił do Sigrun. Ale mały stworek chyba węszył już na ziemi, w okolicy stołu po jakim wspinali się na piętro. Koichi gdy wciągał krzesło na górę widział go z góry. Stworek musiał go jakoś dostrzec bo czmychnął nawet podobnie jak zwykły szczur wietrzący coś niebezpiecznego. Ale po kilku susach zatrzymał się kilkanaście kroków dalej. I znów chyba węszył czy nasłuchiwał.

Tą chwilę co Japończyk miał chwilę mu się przyjrzeć z góry to widział, że to chyba szczur. Znaczy coś bazującego na dawnym szczurze. Tylko skrzyżowanego z jakimś insektem. Pysk miał zakończony jakimiś żuwaczkami jak u jakiejś mrówki i dodatkowe kończyny. Może dlatego tak zasuwał. A przy narożniku jaki prowadził do merola dostrzegł kolejnego podobnego stworka. Też chyba węszył czy tam po swojemu sprawdzał teren.

W końcu wrócił na korytarz. Ten jak i całe pomieszczenie wyglądał jak to można się spodziewać po pustostanie wydanym na łaskę żywiołów i czasu. A także tam i tu było widać ślady walk jak jakieś przestrzeliny jakie uktwiły w murach tego kompleksu. Chociaż tutaj było ich znacznie mniej, większość chyba koncentrowała się w centrum budynku gdzie byli na początku. W każdym razie nie dostrzegł jakichś klapek czy innych schowków skąd nagle miałyby się wysunąć działka czy jakieś zabójcze roboty. Przez rozwalone na oścież drzwi słyszał głos Cleo jak namawiała Sigrun do zachowania rozsądku i opuszczenia pomieszczenia.



David



Australijczyk schylił się, cisnął nie do końca pustą, plastikową butelką po jakimś detergencie w sufit. Przez to stracił trochę z pola widzenia bo nie było łatwo jednocześnie rzucać w sufit i trzymać latarkę skierowaną w ten sufit. Więc ten moment zderzenia pudła o sufit i zwisające stamtąd ciemne, paskowate coś trochę mu umknął. Usłyszał zderzenie plastiku o sufit i zaraz potem całą serię stuknięć jak butelka spadła na półki przechylonego regału a potem na niższe, wreszcie na podłogę gdzie potoczyła się i znieruchomiała.

Ale zanim jeszcze ciśnięta butelka znieruchomiała Greer znów zdążył nakierować promień żółknącego znów światła na podłogę. Widział, że kilka tego czegoś co wyglądało jak paski złuszczonej farby spadło na ten regał i podłogę. Przez chwilę tylko bujały się jeśli się któryś zaczepił o krawędź półki i z niego zwisał. Kilka upadło na płask na te półki, podłogę albo zniknęły Davidowi z oczu.

Po chwili Davidowi wydało się, że te paski zaczynają się poruszać. Ten jeden czy dwa co zwisały z przekrzywionej półki najpierw uspokoiły się co wydawało się naturalne po upadku. A potem delikatnie zaczęły się kołysać w przeciągu otwartych drzwi podobnie jak te na suficie. Wydwały się tak wiotkie i lekkie, że to wydawało się jak najbardziej naturalne. Ale te które leżały względnie na płask na innych półkach czy podłodze też zaczęły się delikatnie poruszać. Na tyle wolno, że na pierwszy rzut oka wydawały się nieruchome. Ale jednak jak się im człowiek chwilę przepatrywał to wydawały się jednak trochę prouszać. No albo to już Davidowi zaczynało się mienić w oczach od tego intensywnego wpatrywania się.


---



Mervin i Marian



Marian nie znalazł na asfalcie śladów wskazujących na wyciek. Więc jeśli mieli przeciek to nie na tyle duży by zostawić ewidentny ślad swojej nieszczelności. Gdy schylił się i wsunął rękę pod spód macając bak od spodu co prawda wyczuł wilgoć a palce pachniały mu benzyną. No ale była to wilgoć która mogła tam być od nie wiadomo jak dawna wymieszana z kurzem, błotem i brudem jaki pokrywał każdy pojazd użytkowy. Co więcej jak postukał w bak to coś tam jeszcze chlupotało. Niezbyt wiele ale jednak bak nie był suchy jak pieprz jak tych okolicznych wraków.

Za to Mervin nie bardzo mógł odpowiedzieć koledze gdzie właściwie byli. Zaczynając od tego, że tajemniczym sposobem przenieśli się ze stacji metra Sloan która chyba powinna być gdzieś w centrum londyńskiej metropolii do Farnborough które właściwie było poza właściwa metropolią. I nie kojarzył czy było podłączone metrem z resztą miasta. Odległość między tymi dwoma punktami to pewnie było z dobre kilkadziesiąt kilometrów. Nawet metrem to by było dobry kawałek jazdy i nie wiadomo ile stacji pośrednich. A przepłynęli tunelem metra jakby to były dwie sąsiednie stacje. Farnborough leżało w południowo zachodnim “narożniku” londyńskiego kleksa. A Heathrow w zachodnim. Czyli teoretycznie trzeba by jechać na północ i trochę na wschód by dostać się na lotnisko. Tylko, że to wszystko tak wyglądało na dawnej mapie i kierunkach świata. W tych na których za cholerę Sloan i Farnborough nie sąsiadowały ze sobą.

A teraz byli na jakiejś drodze. Tej co niby chyba powinna prowadzić na lotnisko. Ale map nie mieli, GPS też nie działał a czerwona mgła utrudniała zorientowanie się w okolicy. Widać było teren na jakąś setkę kroków dookoła tak w miarę wyraźnie i może drugie tyle jak wszystko już zaczynało się rozmywać i majaczyć.

No ale na razie czekała ich inna sprawa. Te kuliste coś. Eksperyment Brytyjczyka z rzucanymi kamykami jakoś nie bardzo przyniósł efekty. Właściwie nic się nie stało. Nic nie wybuchło, nic nie próbowało umknąć przed kamykami i te leciały w powietrze po czym upadały na ziemię albo te kuliste coś. Jak spadały na ziemię to ta pochłaniała dźwięk ale gdy kamyk trafiał w kulę to wydawał cichy grzechot. Więc to coś musiało być dość twarde jak na ciało stałe wypadało.

Marian widział jak kolega krok po kroku oddala się od niego a zbliża do tej kuli. Ale nie mógł czuć twardej jak asfalt ziemi jaki czuł Brytyjczyk pod swoimi butami. Dlatego odczuł zmianę jak się zbliżył na ostatnie dwa czy trzy kroki od kuli. Ziemia zrobiła się miększa, na tyle, że zaczęła amortyzować buty zamiast iść jak po twardym chodniku.

Z bliska Mervin dostrzegł, że kulista powierzchnia nie jest jednorodna. Ciemnobrązowa materia była pokryta małymi guzkami, matowa i wydawała się stabilna. Dorosły człowiek był wyższy od tej kuli bo jej czubek sięgał mu mniej więcej do pasa. Tam dostrzegł trzy, mniej więcej równoległe szczeliny jakie odchodziły od czubka sfery aż do podstawy. Tak jakby kula albo chociaż ta zewnętrzna warstwa składała się z trzech części. Kula dość płynnie znikała w ziemi. Więc czy to jest pół kuli co wystaje na powierzchnię czy coś tam było pod spodem tego nie było widać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline