Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2020, 13:49   #181
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 76 - 2037.V.10; nd; zmierzch

Czas: 2037.V.10; nd; zmierzch; g. 18:50
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; rejon Path; budynek centralny
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, gwar głosów


Dach; Oddział A



- Co mówiłeś? - Dave słyszał, że Junior coś mówi w słuchawce ale tak cięło, że nie bardzo wiedział co. Wyglądało na to, że ich też zaczynała dopadać plaga szwankującej łączności. Dobrze, że budynek był mniej więcej prostokątem, dość zwartym więc ich czwórka mogła akurat obsadzić każdy z narożników. Wtedy każdy z nich widział dwie inne ściany i to co na dole. On i Dunkierka obsadzili tą frontową ścianę. Gdzieś w budynku naprzeciwko tkwił Sam. Nawet go czasem widzieli no ale z nim łączność rwała się tak samo jak z chłopakami z “B”.

- Mówiłem, że tu wpadł ten śmigłowiec! Jest spora dziura! Można by tam wejść! Widzę jakieś drzwi tam na dole! Tylko zamknięte! - brodaty zwiadowca darował sobie łączność i załatwił sprawę jak to załatwiano to przed erą komunikacji bez i przewodowej. Czyli wydarł się do masywnej sylwetki jaka kucała po skosie od niego. Na szczęście dach był raczej płaski więc jeśli człowiek uważał na dziury i jakieś graty to można było dość spokojnie chodzić. Akurat jemu przypadł ten narożnik gdzie runął ten śmigłowiec. Widocznie wpadł na ostatnie piętro. Jeszcze ogon wystawał z bocznej ściany. Chyba Black Hawk. Z tego co widział z kabiny i całego przodu niewiele zostało. I tam na dole była niezła kraksa. Lepiej było nie myśleć co się stało z załogą. Ale tył kadłuba, mimo odłamania się części ogonowej i sama ładownia wydawały względnie całe. Może to było awaryjne lądowanie czy po prostu niekontrolowany upadek. Szczęście w nieszczęściu śmigłowiec musiał runąć w jakiś świetlik czy coś takiego bo jakby walnął w dach czy zwartą ścianę to pewnie by się po niej rozsmarował i nie zostałoby nawet tyle co widać.

No ale jakby to kiedyś nie było teraz w ścianie i trochę w dachu została spora dziura z jakiej wystawał kawałek części ogonowej. Dziura była na tyle duża, że dałoby się tam wejść. Wskoczyć na pewno. Z powrotem jakby użyć automatów windowych pewnie też by się dało wydostać. No a poza wrakiem śmigłowca ze swojego miejsca widział jakieś drzwi jakie pewnie prowadziły na poziom pod dachem. Czyli na to ostatnie piętro na jakim mieli być ci co wzywali pomocy. No ale to już Faust powinien zdecydować co zrobić z tym fantem. Mieli czekać na sygnał od Lawa no ale właśnie problem był z tym, że zaczynali mieć problem by połączyć się z sobą nawzajem a co dopiero z kimś piętro czy dwa niżej.

- Law słyszysz mnie? - Faust też to wiedział ale miał jeszcze nadzieję, że jakis kontakt uda się nawiązać. Ale na wspólnym kanale słyszał tylko trzaski eteru. Nikt z trzech chłopaków się nie odezwał. - Sam? Widzisz ich? Sam? - gdy odczekał chwilę zwrócił się do zwiadowcy z biolabu. Ale też słyszał tylko trzaski. Na niego mógł chociaż spojrzeć przez ulicę. Machnął do niego i wskazał na swoje ucho w uniwersalnym geście, że chce pogadać. Ale dojrzał jak zwiadowca bezradnie rozkłada ręce i kręci głową. Nie słyszał go. - Cholera. - mruknął z irytacją. - Ktoś mnie w ogóle słyszy? - na wszelki wypadek spojrzał na pozostałą trójkę rozstawioną w przeciwległych narożnikach. Ale po chwili każdy z nich na migi dał mu znak, że łączność siadła całkowicie. Nawet jak coś było słychać to za mało by dało się zrozumieć co kto mówi.

Dunkierka się nie odzywała. Siedziała w swoim narożniku zerkając czasem na okno naprzeciwko gdzie koczował Sam ale głównie na dół. Widziała z wysokości kilku pięter figurki i samochody na dole. Przy bocznej ścianie widziała sterczący ogon śmigłowca przy jakim koczował Junior. Ale ta wyrwa była właśnie bliżej tyłów budynku więc nie widziała co jest w środku. Ci na dole też ich widzieli ilekroć wychylili się by sprawdzić co się dzieje na dole, tuż przy budynku. Co prawda pokazywali ich palcami i zadzierali głowy do góry ale na razie na tym się skończyło.



Przedostatnie piętro; Oddział B




George



Bitterstone skinął głową i zaczął się przedzierać przez tłum z powrotem. Teraz też zadziałała ta koncertowa zasada “im bliżej sceny tym tłoczniej”. Tylko jak się od niej oddalał to się szło trochę łatwiej. Nigdzie nie był sam. To była typowa kamienica więc korytarz nie był zbyt urozmaicony. Ot miał prowadzić od klatki schodowej i windy do drzwi poszczególnych mieszkań. Ludzie jacy go mijali albo jakich mijał byli podobnie wzburzeni jak tych których spotkali tu do tej pory. Szybko utracił więc kontakt z Lawem i Rubenem. Inni ich zagłuszali nawet jeśli coś mówili. A zakłócenia były tak silne, że w słuchawce słyszał tylko trzaski eteru. Czyli właściwie był sam.

Zwiedzanie korytarza szybko przekonało go, że raczej nie ma tu niczego bardziej niezwykłego niż lampy na korytarzach. Niczego co by mogło być odpowiedzialne za te trzaski. Chyba, że coś szło po kablach w ścianach i suficie no ale tego bez spec aparatury i tak nie był w stanie sprawdzić. Zostało mu poglądać sobie mieszkania.

Kamienica musiała być pusta. Bez stałych lokatorów. Więc chociaż trafił na kilka zamkniętych drzwi to większość była otwarta na oścież. Albo od dawna albo teraz staranowane przez wzburzony tłum. W niektórych stali i dyskutowali ludzie którzy nie mieścili się na korytarzu. Patrzyli na niego albo czasem szperali ewidentnie czegoś szukając czy plądrując. Ale widocznie brali go za jednego ze swoich.

W mieszkaniach wciąż było całkiem sporo śladów dawnej cywilizacji. Łóżka, stoły, mikrofalówki, plazmy na pół ściany i tak dalej. Obecnie wszystko w wersji postapo. Czyli zdezelowane, zardzewiałe, popękane, zabrudzone, wysprejowane gdzieniegdzie nawet chyba ktoś ognisko kiedyś robił. A co się dało zabrać czy zniszczyć to właśnie ulegało irytacji tubylców. Obecne technologie, z użyciem obcych materiałów i technik często znacznie przebijały możliwości sprzętu sprzed Inwazji. No i dlatego tamte antyki niezbyt miały wzięcie. Przynajmniej w nowoczesnych metropoliach zarządzanych przez kolaboracyjny rząd. Chyba, że ktoś właśnie miał słabość do kolekcjonowania takich zabytków i zbytków z dawnych dni. No ale jakoś niczego co by wyglądało na źródło zakłóceń nie znalazł. Zostało mu do sprawdzenia jeszcze ze trzy ostatnie mieszkania i albo jakoś dostać się do tych paru zamkniętych albo wrócić do Lawa i Rubena. Ale wtedy wyczuł poruszenie wśród zebranych. Akurat wyszedł z jedngo mieszkania na górze gdy zobaczył jak drzwi do klatki shcodowej otwierają się i do środka wbiega zdyszany jakiś młodzieniec. Jakby wbiegał przez te wszystkie piętra czy co. Na szczęście dla Georga chyba zaraz przy wejściu trafił na jakiś znajomków bo od razu zaczął z nimi dyskusję.

- Na górze ktoś jest! - oznajmił dwóm swoim kolegom gestykulując mocno w stronę sufitu. Ci popatrzyli na niego, potem na ten sufit ale chyba nie bardzo wiedzieli o czym mówi.

- No jak to ktoś jest? Te złodziejskie mendy nie? - odpowiedział niepewnie mrużąc oczy ten z kolczykiem w uchu.

- Nie! Nie ci! Jacyś z karabinami! Zjechali po linach z dachu na dach! Sam widziałem! - oznajmił im z przejęciem. A ci już gdy pojęli o co chodzi popatrzyli na siebie też zaniepokojeni. Ludzie z karabinami zjeżdżający po linach pewnie kojarzyli się z jakimiś z rządu. A rządowe siły nie były mile widziane w tych okolicach.

- Niemożliwe… Nikt tutaj by nie wezwał glin… - mruknął ten piegowaty z mieszaniną niedowierzania i nadziei.



Law i Ruben



- Co tu tłumaczyć?! Niech oddają towar albo kasę! - krzyknął ten wojowniczy z bejsbolem. Ale chyba traktował szczupłego Azjatę jak swojaka nawet jeśli nie zgadzał się z jego pomysłem.

- Już mówiłem wczoraj! Transport z półproduktami nie przyjechał! Czekamy na nowy! Nie mamy z czego zrobić nowych porcji! - ten z piętra chyba był tak samo wkurzony na adwersarzy jak oni na niego. Ale miał też bardziej gardłową sytuację no i nie miał poparcia tłumów za sobą to bardziej nad sobą panował. No i dało się wyczuć jeśli nie strach to obawę w jego głosie co w obecnej sytuacji dziwne nie było.

- To oddawajcie kasę! - krzyknęła ta sama kobieta co poprzednio. Z miejsca poparły ją inne głosy.

- Nie możemy! Kasa z zaliczek poszła na zakup półproduktów! Nie mamy waszych fantów! Ale jak będziemy mieć półprodukty to wszystko wróci do normy! Proszę o trochę zrozumienia i cierpliwości! - ten z ostatniego piętra krzyczał w dół schodów pełnych chwilowo cichych ludzi z siekierami, maczetami i bejsbolami. Jego odpowiedź przyjęli dość kiepsko. Raczej podziałała na nich jak sól na rany. Znów zrobił się rwetes.

- Kłamie! Jak im odpuścimy to się zwinął z naszą kasą i towarem! Załatwmy ich teraz! - krzyczał brodacz z pistoletem. Wydawał się być przekonany, że ci na górze to jacyś kanciarze co chcą im wywinąć jakiś szwindel. I sądząc po gniewnych okrzykach i bojowym machaniem siekier i młotów to nie tylko on tak uważał.

- Mówię wam, chodźmy do Alvareza. Może weźmie jakąś dolę ale przypilnuje ich. Przed nim nie jest tak łatwo się ukryć. - chudzielec z łomem nadal nie był do końca przekonany czy nie lepiej przekazać sprawę lokalnemu watażce jaki trząsł całą okolicą.

- Debil! Jak oni podepnął się pod Alvareza to procent wpuszczą w koszty! A kto za to będzie płacił?! No my! Dlatego jest tutaj taniej bo nie odpylają mu prowizji, jak zacznął to będzie kosztować tyle co gdzie indziej geniuszu! - brodacz z pistoletem fuknął na tego z łomem by wyjaśnić jemu i nie tylko jemu prawidła ekonomii rynku.

- Może i tak. Ale wtedy jak się będą chcieli zniknąć to on już będzie ich szukał. A przed nim nie tak łatwo zniknąć. - argumentował ten chudy łomiarz który widocznie przemyślał sprawę dokładniej niż na pierwszy rzut oka znaczyło. Teraz jego argumenty padły na podatny grunt gdy widocznie lokalni już nauczyli się by nie lekceważyć nazwiska lokalnego mafioza gdy chodziło o lokalne sprawy.

- Ja muszę mieć te lekarstwa dla mojego dziecka! Mnie muszą wydać! Muszą przecież mieć jakieś zapasy! Mojego chłopca złapali jak pracował dla Alvareza! Teraz czeka na proces ale wiadomo, że go skażą! Te rządowe kurwy zawsze nas skazują! A jak go nie ma to teraz nie mam pieniędzy na lekarstwa dla mojej córki a stare już mi się skończyły! Muszą mi coś wydać! Przecież zapłaciłam zaliczkę! - krzyczała zdesperowana kobieta w średnim wieku. Krzyczała patrząc po zebranych bliższych i dalszych sąsiadach. Trafiła na podatny grunt gdy mówiła o rządzie jako wrogu i narzędziu nacisku. Liczne pomruki i kiwania głową potwierdziły po raz kolejny, że nowe władze nie cieszą się tutaj żadnym poparciem ani popularnością. Jawią się jako ci co zabijają, skazują, więżą i zabierają.

- Hola, hola! A dlaczego tobie by mieli wydać leki?! Wszyscy mamy dzieci i potrzebujemy leków dla naszych dzieci i bliskich! - zawołał z miejsca jakiś mężczyzna przypominając, że wszyscy jadą na tym samym wózku. I znów górę zaczynały brać emocje gdy każdy zaczynał kłócić się z każdym.




Czas: 2037.V.10; nd; zmierzch; g. 18:50
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; rejon Path; budynek południowy
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, cisza


- No pięknie. Po prostu pięknie. - mruknął Sam gdy zorientował się po pantonimie z sąsiedniego dachu, że teraz stracił łączność także i z nimi. Po drugiej stronie była siódemka xcomowców, większość z nich nawet widział ale nikogo nie słyszał w radio. Widział jak czwórka zbrojnych rozstawiła się na dachu. I zajęła się chyba obserwacją. Coś do siebie krzyczeli więc pewnie między sobą też już się nie słyszeli. Na przedostatnim piętrze widział jak George łazi po mieszkaniach i korytarzach jakby czegoś czy kogoś szukał. Tam w głębi korytarza zostali Law i Ruben. Chyba wdali się w dyskusję sądząc po reakcji okolicznych twarzy. Ale zaraz tam chyba każdy zaczął dyskutować z każdym.

- Cholerny świat. - zwiadowca zastanawiał się co to za klątwa z tą łącznością. No coś tam było co przerywało. Jemu trochę też no ale jednak nie na tyle by nie dało się rozmawiać.

- Baza jak mnie słyszycie? - postanowił poradzić się kogoś jeszcze co dalej z tym fantem zrobić.

- Dość dobrze. A czemu pytasz? - Yoshiaki która została na skanerskim posterunku odezwała się prawie od razu.

- Oba oddziały weszły do albo na budynek. Widzę ich ale straciłem łączność. Brak kontaktu. Możesz to sprawdzić? - Sam przedstawił sprawę i poprosił o pomoc. A kilka kilometrów dalej, w centrum xcomowej łączności Chinka pokiwała głową chociaż on tego nie mógł widzieć.

- Już sprawdzam. Daj mi chwilę. - zaczęła szybko sprawdzać odpowiednie procedury. Dość szybko przekonała się, że komunikator Sama trochę trzeszczy ale właściwie działa poprawnie. Pozostała siódemka za to znikła jej z namiaru. Nie miała żadnego kontaktu albo namiaru. Jeden czy kilka komunikatorów no to mogła być jeszcze jakaś awaria. Ale cała siódemka? To było mało prawdopodobne. Zwłaszcza jak prawie połowa grupy to byli inni skanerzy więc nie było szans by coś sknocili w obsłudze. Zresztą te komunikatory były idiotoodporne. Trudno tam było coś sknocić.

- Tam musi być jakieś źródło silnych zakłóceń Sam. Działa jak EMC. Jeśli wyjdą poza ten obszar zakłóceń prawdopodobnie powinni odzyskać łączność. To samo z tobą. Jeśli się zbliżysz to raczej też stracisz łączność. Trzeba by zlokalizowac i zlikwidować te źródło to pewnie wszystko wróci do normy. Czy mają jakieś kłopoty? - Yoshiaki przedstawiła swoja skanerską diagnozę. Nie bardzo wiedziała co tam się dzieje tylko to co mówił Sam. Ale brzmiało to dość niepokojąco.

- Chyba nie. Faust okupuje dach. A Law gada z tubylcami wewnątrz budynku. Na razie dość spokojnie. Nie strzelają się ani nie biją jeśli o to pytasz. Tylko nie mam z nimi żadnej łączności. Z Faustem możemy do siebie machać. - Sam wzruszył ramionami chociaż tego z kolei skanerka po drugiej stronie słuchawki nie mogła tego widzieć. Nie był pewny co o tym sądzić. Niby nie działo się nic drastycznego no ale wolał zameldować o tej utracie łączności. Jego słowa nieco uspokoiły Chinkę ale zastanawiała się co może poradzić i czy powinna kogoś wezwać do centrali.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline