01-06-2020, 11:11
|
#26 |
| Mutant nie dał im czasu na obmyślanie planu walki. Zresztą, nie byli oddziałem najemników, nie znali się na walce. Kto miał broń do ataku z daleka, strzelał. Elke, Szarak i Victor próbowali, ale albo mijali się z biegnącą zygzakami świnią albo ich pociski odbijały się od twardej skóry stwora. Leśną polankę, aktualnie siedziba ich przeciwnika, wypełniła się hałasem. Świński kwik i szczekanie psa zagłuszały wszystko inne. Gerhardt ustawił się tak, by chronić strzelców. - Jeśli jesteś Konradem to się zatrzymaj - powiedział i przyjął postawę obronną.
Zwierz albo nie zrozumiał młodego zarządcy, albo Konradem nie był. Widząc to Garil wybiegł mu naprzeciw z toporem w ręce. Choć nie spędził zbyt wiele czasu w swoim życiu na nauce walki, to jednak teraz duchy przodków wojowników zagrały gdzieś w głębi jego krasnoludzkiej duszy. Potężny cios rozciął bok przebiegającej obok niego świni. Kilka żeber pękło, a z rany trysnął ostro pachnący płyn. Garil szczęśliwym trafem odsunął broń, a po chwili widział jak wydzielina spala trawę, gałązki i czaszkę gryzonia.
Prosiak skakał to na niego, to na Gerhardta, nie czyniąc jednak nikomu żadnej krzywdy. Zakrzywione kły kłapały w powietrzu, czasem tylko uderzając niegroźnie walczących. To jednak wystarczyło, by nabić im kilka siniaków i stłuc kości. Z przerażeniem zauważyli też, że rana na ciele mutanta powoli zasklepia się i zarasta sama z siebie. Krasnolud ponowił atak, odcinając jedno ucho. Richter tymczasem wykorzystał okazję i mocnym uderzeniem odciął przednie łapy knura. Ten padł na ziemię, a kwas sikający z odciętych kończyn zalał miecz Gerhardta. Broń zaczęła się z sykiem roztapiać, wycieranie ostrza w ziemię nic nie dało.
Pozostali dobili w tym czasie mutanta.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |