Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2020, 11:19   #29
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Marta, Stańczyk, Marcel, Pola, Karol, Wiktoria

Ciuch ciuch ciuch…
Ciuch ciuch ciuch…
Ciuch ciuch ciuch…
I kręci się, kręci się koło za kołem…
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most...

Zielony krajobraz mknął za oknem jadącego pociągu. Drzewa, drzewa i drzewa w wiosennym pięknym krajobrazie. Przedział wyglądał identycznie jak ostatnim razem, z tą różnicą, że dziś na stoliku pod oknem nie było ptasiego mleczka. Zamiast niego stała butelka czerwonego wytrawnego wina.
Zielelonowłosa oderwała od niego wzrok i spojrzała na siedzącą naprzeciwko niej Polę. Mrugnęła do niej jednym okiem, co Poli mogło się wydawać nieco zalotnym gestem.
- Wiiiiiitamy dzisiaj! - krzyknęła Marta unosząc dłonie w górę. - Co szalonego zrobimy tu dziś?
Stańczyk podskoczył wesoło na miejscu obok Poli.
- Zróbmy imprezę! - zawtórował wesoło Marcie, klaszcząc przy tym w dłonie.
- Wino już jest, ale czy ktoś ma otwieracz? - zapytała Marta po czym rozejrzała się po przedziale.
Obok niej siedział Marcel, uśmiechnęła się do niego - o dziwo - nieśmiało.
Tuż koło niego Karol.
Naprzeciwko nich Wiktoria, której mały piesek właśnie polizał swoją Panią po brodzie.
- Dzień dobry wieczór - powiedział Karol, przenosząc wzrok ze współtowarzyszy podróży na butelkę wina. - Najwyraźniej ktoś chce nam umilić życie. Uważasz, że skoro to sen, to możemy sobie poszaleć? - Spojrzał na Martę, nawiązując do jej wcześniejszych słów.
Marcel uśmiechnął się pod nosem.
- Tak, bo my szalejemy jedynie w snach, nigdy na jawie… - mruknął i również zerknął w stronę Marty nieśmiało.
Następnie rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu otwieracza.
- Na serio, jeśli jest tylko wino, ale nie ma otwieracza, to mamy najgorszy koszmar ze wszystkich dotychczasowych - dodał. - Przydałyby się również kieliszki, ale to już dodatkowo.
Bez wątpienia on również był wesoły. Uśmiechnął się do Stańczyka, któremu najwyraźniej wciąż brakowało imprez nawet po wydarzeniach w trakcie dnia.

Pola rozejrzała się dookoła, zrezygnowana. Choć właściwie powinna się tego spodziewać…
Spojrzała na Karola.
- Miałeś nie spać… - przypomniała mu z wyrzutem. - Eksperyment.
- Jakoś nie wyszło - odparł, ale jakoś skruchy nie dało się w jego głosie zauważyć.
Pola przewróciła oczami - w końcu to facet, dlaczego ciągle oczekiwała, że będą dotrzymywali umów? Powinna już z tego wyrosnąć …
- Dobra, słuchajcie. Już wam chyba mówiłam, że widuję duchy, chciałabym więc.. hm.. sprawdzić, czy jesteście realni. Nie macie nic przeciwko temu?
Marcel zerknął na Polę.
- Możesz spróbować. Dostosuję się do twoich wszystkich poleceń… no cóż, prawie wszystkich - mruknął. - Z drugiej strony jak to, że nas dotkniesz, będzie świadczyło o naszej realności? - zapytał. - Niby czemu miałabyś wierzyć dotykowi bardziej niż wzrokowi? Bo jestem pewny, że mnie widzisz. I też słyszysz, ale to swoją drogą - mruknął. - Wiem, że Marta jest więcej niż prawdziwa. A ona rozmawiała przez internet z niektórymi z was, jeśli dobrze pamiętam. Możemy więc założyć, że wszyscy tutaj naprawdę istniejemy. Pytanie brzmi… co dalej.
- Wczoraj spotkaliśmy się z Marcelem nie we śnie, tylko w Warszawie, w jego mieszkaniu - wyjaśniła Poli zielonowłosa. - Nie mam wątpliwości co do realności, ale skoro ty masz...
Marta wyciągnęła jako pierwsza obydwie dłonie w stronę siedzącej naprzeciwko niej dziewczyny, pozwalając się za nie złapać. Jednocześnie spojrzała Poli w oczy i nie odwracała wzroku.
- Nie ma otwieraczaaaaaaa! - zawył ponuro Stańczyk. - Jaaaaaaaak tooooooo! - zrobił minę bardzo nieszczęśliwego człowieka (czy tam Stańczyka).
- A skąd wiesz, że Marta spotkana w Warszawie i ta Marta to te same osoby? - spytał Karol. - Może to tylko gra pozorów? - zasugerował.
Nie miał nic przeciwko temu, by Pola go obmacała... byle bez przesady.
- Wspominałam, że widzę i słyszę duchy? - Pola spojrzała znacząco na Marcela. Pochyliła się i dotknęła jego ramienia, żeby zaraz potem złapać dłoń Marty. - Jestem pewna, że duch może się nauczyć obsługiwać Skype. - spojrzała Marcie w oczy.
Karola sobie darowała, wyciągnęła za to rękę w stronę Stańczyka.
- To musi być uporczywa zdolność - odparła Marta nie odwracając wzroku. Miała zielone oczy, w niczym nie przypominające takich jakie charakteryzowały duchy widziane przez Polę.
- Aaaaaaaaaa! Ona chce mnie macać! - krzyknął Stańczyk próbując się gwałtownie odsunąć się w stronę Wiktorii. Estaban zaczął niespokojnie szczekać. Ręka Poli zdążyła przejść gładko niczym przez powietrze ale przez kolano poltergeista, co każdy uważny obserwator mógł zobaczyć. - Nieeeeee! To nie może być prawda! Ja jestem prawdziwy! - zawył.
- No to może ty jesteś prawdziwy, a my jesteśmy duchami - spróbował go pocieszyć Karol. - Nie sądzicie, że zamiast bawić się w macanki powinniśmy zatrzymać pociąg, zanim wjedzie na most?
Siedząca w kącie, najdalej od reszty, Wiktoria miała minę wskazującą, że jest zawiedziona znalezieniem się w tym miejscu. Po tym jak Esteban zdenerwował się na Stańczyka, kobieta posłała błaznowi nieufne spojrzenie, jednocześnie obejmując swojego pieska, by go uspokoić.
- Liczyłam, że jak pójdę spać po północy to mnie to ominie - powiedziała blondynka i westchnęła bezradnie. Wbiła spojrzenie w podsufitkę przedziału. - Ja nie miałam okazji umrzeć, więc nie jestem duchem - rzuciła w kierunku Poli.
- Ja też szedłem spać sporo po północy i też tu trafiłem - powiedział Karol. Spojrzał przez okno. Na szczęście jeszcze nie dojechali do rzeki. Wciąż za oknem widać było tylko drzewa.
- Jasne - odpowiedziała Wiktorii Pola. - Piesio też nie? Nie udziabie?
- Spokojnie, Esteban nie gryzie - zapewniła blondynka i odsłoniła chihuahuę, ale tak by piesek czuł się chroniony przed Stańczykiem. - Choć raz wyszczerzył się na jednego z facetów, z którym byłam na randce. Gość miał dobry refleks - przypomniała sobie.
- Sprytny piesio - przyznała Pola, a potem wyciągnęła dłoń, pozwalając Estebanowi na obwąchanie.
Chihuahua zmrużyła oczka, pobieżnie i z dystansu powąchała dłoń Poli i odsunęła głowę, jakby niezainteresowana kobietą.
- Te psy tak mają, do obcych nieufne ale właścicielowi okazują całą miłość - wyjaśniła Wiktora zachowanie swojego podopiecznego. - Jest trochę spięty, ale możesz już go lekko dotknąć.
- Większość psów nie lubi dotykania łebka… Może po karku go poklepię? - dotknęła psa. Jego futerko było wyjątkowo puszyste i miękkie. - A ty, Wiktoria? Odkryłaś w sobie jakąś szczególną zdolność?
- Zapewniam, że cziłki lubią dotykanie po całym ciałku albo wcale - zaśmiała się blondynka. - Poza poznawaniem ludzi przez ten sen to nie specjalnie - dodała w odpowiedzi na pytanie o nadprzyrodzone umiejętności. - Bo przewidywanie wydarzeń nie nazwę "szczególną zdolnością"
- Ja nazwę… Znaczy, że wiesz, co się wydarzy?
- Bez przesady, każdy kto ma choć trochę wyobraźni i inteligencji potrafi przewidzieć, do czego doprowadzą podjęte działania - pokręciła głową Wiktoria.
- Nie do końca… osoba z wyobraźnią potrafi przewidzieć różne możliwe scenariusze. Nawet oszacować ich prawdopodobieństwo. A potem powiedzieć: tak, wiedziałam, że to się zdarzy - mając w domyśle, że ten scenariusz też przewidziała. Ty przewidujesz różne scenariusze? Czy tylko ten, który się wydarzy?
Wiktoria nie zdążyła jednak odpowiedzieć, gdyż rozmowa zaraz zeszła na inne tory.

Marcel przez chwilę milczał, zastanawiając się.
- Myślę, że kwestia naszej wzajemnej prawdziwości to temat pierwszego snu… może drugiego… ale zastanawiać się na ten temat za trzecim razem nie ma sensu. Utkniemy w jednym miejscu, jak będziemy cały czas myśleć nad tym samym. Jeśli najróżniejszymi środkami nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy jesteśmy na pewno prawdziwi, czy też nie… jakie to ma znaczenie? - zapytał. Niechcący sparafrazował cytat z Westworld. - Poza tym uważam również, że nie ma sensu zastanawiać się, jak unikać tych snów. Przypominają mi… zadanie domowe. Najlepiej je po prostu rozwiązać, a nie szukać wymówki, jak się z tego wywinąć. Jesteśmy tu nie bez powodu. Mocno w to wierzę.
Rozejrzał się w poszukiwaniu wajchy, którą zatrzymali pociąg poprzednim razem.
- Ciekawi mnie, jak daleko zajdziemy dzisiaj - mruknął.
Wsunął dłonie do kieszeni w poszukiwaniu biletu i może innych ciekawych obiektów.
Wajcha była w tym samym miejscu co ostatnio. Podobnie bilet, którego treść nie zmieniła się. W kieszeniach spodni znalazł też zwykłe rzeczy, które miał zazwyczaj przy sobie. Portfel z całą jego zawartością, smartfona, klucze, zapalniczkę oraz paczkę papierosów. Jakąś paczkę chusteczek higienicznych, które czasami z sobą zabierał, kiedy miał katar. Nic więcej.
- Zatrzymujemy pociąg? - rzucił Marcel.
- Zatrzymaj - powiedział Karol. - A potem zobaczymy, czy Marta ma swój magiczny kluczyk.
- Ten sen się powtarza jak zepsuta płyta. Jest tak upierdliwy, że dla samego pozbycia się go bym zrobiła co się da, żeby most się nie zawalił - marudziła Wiktoria.
Marcel podniósł dłoń i położył ją na wajsze. Następnie pociągnął zdecydowanym ruchem dłoni, licząc na to, że pociąg zatrzyma się również tym razem.
Pociąg zaczął gwałtownie zatrzymywać się. Tym razem wszyscy siedzieli na swoich miejscach i każdy zdołał utrzymać się na swoim siedzeniu.
Stańczyk krzyczał niczym ktoś kto właśnie jest na wizycie w wesołym miasteczku, mocno przy tym wbijając paznokcie w fotel. Marta złapała w ostatniej chwili wino, dzięki czemu nie spadło na podłogę.
W końcu pociąg stanął.
Za oknem rozciągał się znany im krajobraz. Stali na moście. Po prawej i po lewej stronie widoczna była rzeka. W oddali był widok miasta Szczecin i dworca głównego.
- Witamy w domu - mruknęła Marta przyciągając do siebie butelkę wina.
- Zapewne bez względu na to, jak długo będziemy jechać, zatrzymamy się na tym nieszczęsnym moście - powiedział Karol.
Pola potrząsnęła głową.
- Moim zdaniem działamy od złej strony. Staramy się interweniować tutaj, “we śnie” a tu trzeba się cofnąć. Nasze realne działania powinny być robione przed katastrofą. Ktoś… któraś z ofiar nas tutaj zaprosiła. Może uda się ją znaleźć. A jeśli nie - trzeba zatrzymać pociąg w dniu katastrofy. Trzeba kupić bilety na ten pociąg i do niego wsiąść.
Marta nic nie odpowiedziała. Odłożyła wino na stolik i sięgnęła po torbę, która jak poprzednio wisiała na haczyku przy oknie. Wyciągnęła z niej pęk swoich kluczy, z którego odpięła jeden mały w żółtej koszulce z głową misia.
- To co? Sprawdzamy czy drzwi są zamknięte i czy można je otworzyć otwierając moim kluczem okno? - zapytała, a jej wzrok padł na Wiktorię, która siedziała obok drzwi i była najbliżej by móc to sprawdzić. - Czyli sugerujesz przeszukanie pociągu? - zwróciła się do Poli.
Pola znów pokręciła głową.
- Za bardzo skupiamy się na śnie, za mało na samym wypadku - powiedziała. - Kluczyk nie zaszkodzi, ale mam wrażenie, że rozwiązanie jest w naszej realności, nie w śnie.
- Masz całkowitą rację - pokiwała głową Wiktoria na słowa Poli. - Jedyne wyjście, żeby to się nie wydarzyło to zamknięcie mostu. W niedzielę pojadę do Szczecina, żeby w poniedziałek od rana spróbować zmusić instytucje by wyłączyły ten most z użytku.
- Możesz zatrzymać się u mnie - zaproponowała Marta - ja w niedzielę wracam do Szczecina - przypomniała.
- Tak, pamiętam - pokiwała głową Wiktoria. - Dlatego jak chcesz to możesz jechać ze mną, na pewno w ten sposób będziesz szybciej w domu.
- Jeździsz rakietą? - zapytała Marta. - Możesz sprawdzić te drzwi? - Wskazała przy okazji drzwi od przedziału.
- Można by to tak ująć - blondynka uśmiechnęła się lekko i wstała, sprawdzić czy drzwi nadal są zamknięte. I oczywiście były zamknięte. Wiktoria pokręciła tylko głową. Standardowo, po próbie otwarcia ich do przedziału zaczęła wpływać powoli woda.
- No super - Pola przewróciła oczami. - Zawsze to samo… Nie wolno otwierać drzwi. Znowu nas zaleje.
Marcel przysłuchiwał się kobietom. Zastanawiał się, co dalej.
- Też się zgadzam, że rozwiązanie znajduje się w prawdziwym świecie. W sensie tam powinniśmy działać. Ale te sny wcale nie są bezużyteczne. Są po to, żebyśmy mogli zebrać informacje. Most nie jest tak łatwo zamknąć - spojrzał na Wiktorię. - Choć zgodzę się, że to byłoby najlepsze rozwiązanie.
Spojrzał na Stańczyka.
- Jesteś niematerialny, kolego. Zrób mi przysługę i przefruń przez cały pociąg tam i z powrotem. Zajrzyj do każdego przedziału i też poszukaj konduktora. Następnie wróć tu i powiedz mi kogo zobaczyłeś i co ciekawego znalazłeś. Jeśli potrzebujesz zachęty… to patrz, mamy tu butelkę wina. Ale nie mamy korkociągu. Jeśli nie przeszukasz pociągu w jego poszukiwaniu, to nigdy go nie otworzymy. A sam chciałeś imprezy - Marcel wydął usta.
Stańczyk faktycznie już otwierał usta jakby miał protestować, jednak argument o winie wystarczył. Skinął głowa i zniknął przechodząc przez sąsiednią ścianę.
- Cholera - odezwała się Marta - nie mogliśmy tak wcześniej?
- A co by to dało? - zainteresował się Karol. - On to potrafi, a my - nie. Przynajmniej nie w tym śnie.
By udowodnić swoje słowa uderzył otwartą dłonią w ścianę.
- Myślę, że Marta miała na myśli, że mogliśmy tak wcześniej go o to poprosić - odpowiedział Marcel. - Ale ja na to wpadłem dopiero teraz dzięki Poli, która chciała upewnić się, czy jesteśmy materialni, czy też nie. Niesłusznie założyłem, że Stańczyk się od nas niczym nie różni tutaj… przynajmniej pod względem fizycznym - mruknął.
Uśmiechnął się lekko do Wiśniewskiej, której nieufność co do prawdziwości towarzyszy faktycznie przydała się.
- W jaki sposób chcesz wykorzystać umiejętności Stańczyka? - spytał Karol. - Nawet jeśli znajdzie korkociąg, to i tak będziesz musiał się tam przespacerować. Chyba że on potrafi przechodzić przez ściany i równocześnie przenosić przedmioty.
- Oglądałeś kiedyś Death Note? - zapytał Marcel. - Ryuuk potrafił przenikać przez ściany, ale również jeść jabłka… które po prostu znikały. Ten mój Stańczyk przypomina mi Ryuuka. Niestety nie mam swojego notatnika śmierci - mruknął. - Ale wciąż mam tego nieznośnego ducha. Może rzeczywiście się przyda.
- Mniej więcej kojarzę - odparł Karol. - Raczej mniej niż więcej. Ale brak notatnika to, według mnie, plus, a nie minus. - Uśmiechnął się. - Chociaż to dobry sposób na pozbywanie się wrogów, konkurentów i niewygodnych krytyków.
- To, że go nie mam, to tylko lepiej dla mnie. Gdybym go wykorzystał, to miałbym wyrzuty sumienia. Gdybym tego nie uczynił, to natomiast uczucie niedosytu. Tak i tak niedobrze - mruknął Marcel. - Wystarczy mi diabeł stróż, może będzie przydatny sam w sobie - uśmiechnął się lekko.

Kiedy panowie zastanawiali się nad wykorzystaniem Stańczyka, Marta trzymanym w dłoni kluczem w żółtej koszulce zamiast otwierać okno, zaczęła zdejmować papierek z góry butelki wina.
- Na studiach technicznych uczą jak otwierać butelkę bez korkociągu - skomentowała Wiktoria starania Marty. - Jak ma ktoś zapalniczkę, albo scyzoryk... Patykiem też się da otworzyć.
- Zapalniczką nigdy nie otwierałam - przyznała Marta - ale mam długopis, taki metalowy.
- Może najpierw otworzysz okno, zanim nas woda zaleje? - zasugerował Karol. - Wino nie ucieknie.
Marta wyciągnęła w kierunku Karola dłoń z umieszczonym na niej żółtym kluczem. Między nimi siedział Marcel, a więc musiała ciut przybliżyć się do niego i przełożyć całą rękę przed nim.
- Ty jesteś ekspertem od otwierania okien - powiedziała do Karola zielonowłosa. Podczas gdy Feliński mógł poczuć, że w śnie dziewczyna pachnie tak samo jak w rzeczywistości.
- A może warto by coś zmienić w kolejności naszych działań? - zasugerował Karol. - Albo w tym, kto co robi? - dodał.
Marcel zaczerpnął gwałtownie powietrza, kiedy Marta przybliżyła się do niego. Spróbował kontrolować swoją minę, żeby nie zdradzić, że bliskość kobiety zadziałała na niego zdecydowanie zbyt mocno. Kompletnie go zdekoncentrowała. No cóż to była wina tylko Marty i tego, jak atrakcyjna była. Wciągnął w nozdrza jej zapach i wnet w jego głowie pojawiły się różne wspomnienia… Jakże nieodpowiednie w tej chwili.
- Chciałabyś zmienić coś w kolejności naszych działań? - Marcel szepnął do Marty. Błyskawicznie odniosła wrażenie, że nie miał na myśli otwierania okien, wykorzystywania kluczyków, ani innych takich grzecznych rzeczy.
Marta zastygła przechylona w stronę Marcela. Spojrzała mu w oczy, przez chwilę nic nie odpowiadając, po prostu zatapiając zielone oczy w jego.
- Zamiast zmieniać cokolwiek, wolałabym iść naprzód - odpowiedziała.
- Pójście naprzód to też zmiana - wtrącił się Karol. Wziął kluczyk i spróbował otworzyć okno.
- Ogarnijcie się - warknęła Pola do Marty i Marcela. - Jak macie na coś ochotę, to sobie poszukajcie oddzielnego przedziału.
Marta popatrzyła na Polę z mieszanką zdziwienia i złości. Wszak, nic nie robiła jedynie patrzyła wcześniej na Marcela, a to o czym rozmawiali z perspektywy słuchacza dotyczyło działań podejmowanych w pociągu: zatrzymywanie pociągu przez Marcela, sprawdzanie czy drzwi są zamknięte przez Wiktorię, otwieranie okna przez Karola. Dziewczynie z całą pewnością oberwałoby się jakaś ciętą ripostą, zielonowłosa już otwierała usta by odpowiedzieć, gdy jednocześnie zadziały się dwie rzeczy.
Użyty przez Karola klucz pasował do dziurki, otworzył jednocześnie okno i drzwi.

Stańczyk wrócił przez ścianę wesoło pogwizdując.
- O tuuuuu jesteście! - zlustrował naburmuszoną Martę trzymającą wciąż nie otwarte wino, nieco dłużej zatrzymując wzrok na winie. - W pociągu jest jeszcze jedna kobieta z czymś… - błazen zrobił nieodgadnioną minę, po czym ułożył ręce jak ktoś kto kołysze dziecko - co wyje. Łeeeeeeeee łeeeeeeeeee… - spróbował odwzorować o jaki rodzaj wycia mu chodzi. - Po za tym pusto, od początku do końca. I żadnego otwieracza do wina. Żadnegoooooooooooo!
- Tylko nie małe dzieci... - mruknęła Wiktoria i przewróciła oczami.
- Nie lubisz dzieci? - spytał Karol, zastanawiając się, czy wspomniana dzidzia to Wanda.
- Zdecydowanie - odpowiedziała blondynka.
- Na szczęście mamy ją uratować, a nie zabawiać czy usypiać - odparł z lekkim uśmiechem.
- Za bardzo upraszczasz to, bo chodzi o uratowanie wszystkich pasażerów jacy będą tego dnia w pociągu - zaznaczyła Wiktoria. - Nie tylko jednego dziecka.
- Nie - Pola potrząsnęła głową. - Nie wiadomo, kto nas zaprosił do tego snu… Pierwszej nocy matka Wandzi ciągle powtarzała, że dziecko nie może się obudzić. I że mamy je ratować. Być może uratowanie jednej osoby zmieni przyszłość. Czyli wypadek się nie zdarzy.

Marcel nie czuł się zbyt dobrze z tym, że Pola do nich warknęła. Przecież nie była psem, żeby warczeć. Po co tak się upadlać.
- Chodźmy poszukać samej Wandzi i jej matki. W sensie, Stańczyku, zaprowadź nas proszę do nich. Młode matki z małymi dziećmi często mają przy sobie korkociąg, żeby móc w razie czego szybko napić się wina i złagodzić stres macierzyństwa. To bardzo powszechne. Najpewniej ona również będzie go miała przy sobie. Nam prędzej go odda niż tobie. Spójrz na nas, wyglądamy bardzo porządnie. To znaczy wtedy, kiedy nie warczymy do siebie nawzajem - dodał. - Nam nie będzie bała się niczego pożyczyć.
Potem przesunął wzrokiem po reszcie towarzyszy.
- Wypytajmy ją o imię, nazwisko i miejsce zamieszkania. Spróbujmy do nich dotrzeć w prawdziwym świecie - rzekł.
- Wiesz, wydaje mi się, że ona może mieć co najwyżej cycki pachnące mlekiem. CYCKI! - zawył Stańczyk i zaśmiał się głośno. - Nie widziałem tam korkociągu. Ale chętnie was tam zaprowadzę, nie musisz specjalnie prosić. - Wskazał palcem zielonowłosą. - Zaraz po tym jak Marta otworzy to wino tym swoim metalowym długopisem.
Chociaż Stańczyka nie było przy tym jak Marta to mówiła, najwyraźniej w jakiś sposób wiedział o tym. Przysiadł na swoim miejscu i czekał.
Marta i tak miała zamiar to zrobić. Wyszukała więc wspomniany długopis i przyjmując odpowiednią pozycję starała się nim wbić korek do środka butelki.
- Chcesz powiedzieć, że uratowanie dziecka sprawi, że most o słabej konstrukcji nie zawali się w najbliższym czasie pod pociągiem? - zapytała przy tym, z wątpliwością w głosie.
- Róbcie sobie co chcecie - stwierdziła na to Wiktoria, sceptyczna do ich gdybań. - Ale media zawiadomimy dopiero jak nie uda mi się w normalnym trybie doprowadzić do zamknięcia mostu przez władze. Daję sobie czas do siedemnastej w poniedziałek.
- A nuż się okaże, że to córka jakiejś ważnej kolejowej persony - nie do końca poważnym tonem powiedział Karol, równocześnie przyglądając się poczynaniom Marty.
- Wierzę w to, że jeśli nie wpuścimy dziecka do pociągu, to skutki katastrofy będą minimalne. - powiedziała Pola. - Tak naprawdę wystarczy przetrzymać małą chwilę , żeby matka nie wsiadła .. A z drugiej strony trzeba coś działać odnośnie wiaduktu.
- Czyli jesteś z tych osób, którym mimo uszu przechodzi informacja że w wypadku zginęło sto osób, ale już jak w tym jest podane jedno dziecko to jest tragedia? - skomentowała Wiktoria z ironią w głosie. - Czy raczej myślisz że to dziecko przeważy ciężarem, który jest w stanie przetrzymać ten sypiący się most? - zaśmiała się.
- Nie ma powodów do uszczypliwości - Marcel rzekł w stronę Wiktorii. - Przecież nasze działania się nie wykluczają. Ja jestem zwykłym człowiekiem i nie uwierzą mi, że most jest wadliwy i trzeba go zamknąć. Cholera, nawet gorzej! Przecież mam za sobą przeszłość psychiatryczną! Nawet też teraźniejszość - mruknął ciszej. - Może ty jesteś bardziej wiarygodną ode mnie osobą. Mój udział w zamykaniu mostu jedynie zawadzałby, bo wszystkich nas wzięliby za chorych psychicznie poprzez skojarzenie ze mną. Ja w tym czasie mogę próbować dotrzeć do tej kobiety i dziecka. Spróbować odciągnąć ich do wejścia na pokład. Dobrze, jeśli chociaż uratujemy życie dwóch osób, jeśli nie uda się wszystkich. Wierzę, że to ma znaczenie. Na pewno dla Wandzi i jej matki.

Pcium…

- Cholera jasna! - Marcie udało się wepchnąć korek, przy okazji udało jej się też oblać winem. Nie czekając na komentarze spróbowała czy dobre. Miała zadowoloną minę. - Smakuje jak w rzeczywistości - oznajmiła - to co, chcesz spróbować? - wyciągnęła wino w stronę Stańczyka, z jakimś błyskiem w oku, jakby to był test.
Błazen sięgnął po butelkę, ale jego ręką przeszła przez nią na wylot. Spróbował jeszcze raz. I jeszcze raz. Po czym zawył…
- AAAAAAAAAAAAAAAA! DLACZEGO! - wyglądał na tak smutnego, że trudno było mu nie współczuć.
- To może spróbujemy prosto to buzi? - zapytała zielonowłosa - Otwórz buźkę!
- Aaa… - Stańczyk przysunął się do niej i z ponurą miną uchylił usta. Marta trzymając butelkę oburącz wlała kilka kropel wina do jego buzi.
Czerwona ciecz zginęła w kałuży wody, która przed otwarciem drzwi zdążyła wlać się do przedziału.
- Prawie je czułem! Łeeeeeeeeeee - Stańczyk wpadł kolejny raz w rozpacz. Marta bezradnie popatrzyła na Marcela, po czym wyciągnęła w jego kierunku butelkę z winem.

- Na pewno kobieta z małym dzieckiem ucieszy się z odwiedzin kogoś leczącego się psychiatrycznie - odparła Wiktoria beznamiętnie na słowa Marcela. - Nie zamierzam nikogo z was brać ze sobą, bo żadne nie ma odpowiedniego wykształcenia ani zaplecza w tej materii.
Pola wciągnęła nogi na fotel.
- Dalej będziemy się polewać winem, czy przechodzimy do jakiś konkretów? Zaraz nam zaleje i stąd wyrzuci...
- Jak na razie nic nas nie zaleje - powiedział Karol. - Woda nie leci a wina jest za mało, byśmy się potopili. Ale lepiej stąd iść. Kto z was ma talent do uspokajania małych dzieci? - spytał.
- Ja nie mam swoich, nie wiem jak wy - odpowiedział Marcel.
Rozbawiła go reakcja Stańczyka. Nawet zrobiło mu się go na chwilę autentycznie szkoda. Feliński przyjął butelkę od Marty, ale nie napił się jeszcze. Spojrzał na Wiktorię.
- Instytucje rządowe będą mieć wgląd w moją historię, natomiast przypadkowe młode matki nie - rzekł. - Mam nadzieję, że nie mam niczego napisanego na czole na temat mojej przeszłości. Jeśli nie, to niczego się na ten temat nie dowie.
Potem zerknął na błazna.
- Prowadź - poprosił.
- Chcesz to dać matce, w ramach zawiązywania znajomości? - zainteresował się Karol. - Na jej miejscu nie paliłbym się do rozmów z osobnikami wałęsającymi się po pociągu z flachą w ręku.
- Zostawię to tutaj, masz rację - odpowiedział Marcel.
Też nie pił, żeby nie wydać się jej pijanym.
Ale Marta się napiła. Nim Stańczyk ruszył, zdążyła wziąć kilka łyków.

Błazen ruszył w stronę otwartych wcześniej przez Karola drzwi wyjściowych z przedziału. Po przekroczeniu ich skręcił od razu w lewo. Ruszając prosto do przedziału z numerem 23, i omijając po drodze kilka pustych.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline