Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2020, 03:25   #12
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=98Xju_5mepA&list=LLVi22WLaDps0-Gb28ivVbOg&index=10[/MEDIA]
Do szczęście nie potrzeba złota kapiącego z marmurowych ścian, ani butelki szampana w cenie dobrego auta… wystarczył kawałek prostej ławy pod dachem i pełna micha, pozwalająca napełnić brzuch przez co nieznośne ssanie - rzecz do której przywykło się niczym do oddychania - odchodziło w niepamięć. Najedzony człowiek od razu stawał się pozytywnie nastawiony do świata, choćby świat ten postanowił wywalić koziołka, płonąc u samych podstaw, ale to gdzieś dalej. Na wyspie pośrodku rzeki panował cichy, pogodny spokój niespiesznego śniadania, zapijanego prawdziwą kawą. Szóstka ocalałych mogła sobie pozwolić na podobną rozpustę, przecież poprzedniego dnia ich wypad po zapasy okazał się całkiem owocny, dzięki czemu każdy z połowy tuzina talerzy zapełnił się sycącym posiłkiem.
Pogoda również dopisywała, a po założeniu bluzy temperatura pozostawała w całkiem niezłej komitywie z ludzkim ciałem, dodatkowo nie padało. Lekki wiatr poruszał konarami drzew po drugiej stronie placu budowy, zaś Silvia łapała się na tym, że ma ochotę chodzić na palcach i mówić szeptem - nie ze względu na ciągłe niebezpieczeństwo, czające się na każdym rogu. Czuła jakby ktoś wymienił jej filtry w głowie na nowe, czyste. Skowyczące ze strachu i napięcia zwierzę mieszkające w rudej głowie uciekło w popłochu, przegonione wczorajszymi promilami oraz cudowną kąpielą w ciepłej, czystej wodzie z pianą o zapachu zielonej herbaty i cytrusów. Z czystymi ubraniami na wyszorowanym grzbiecie, z brzuchem przyjemnie wypełnionym jedzeniem, nie szło się denerwować… chyba, że było się Aaronem.
Wystarczyło poruszyć wątek motoryzacyjny, zaproponować rozwiązanie inne niż ukochana bryka Latynosa i już mu się przepinały kabelki, na razie jeszcze we w miarę znośnym natężeniu.

- Bryką wszędzie nie wjedziesz - Griffith zabrała wreszcie głos w wesołej dyskusji, mrucząc cicho znad kubka kawy - Na dalsze dystanse nic nie zastąpi fury, ale rower… - pokręciła głową - Łatwiej go zostawić, albo łatwiej zdjąć kogoś na nim jadącego. Nie wszędzie się rozpędzisz, prościej się wywalić… ma jednak sporo plusów. Jak mówi Tammy, to ciche rozwiązanie. Ja jednak bym wolała na razie wersję z łódką - kiwnęła głową w stronę rzeki - A na łódkę rowerów nie zabierzemy. Patrzyłaś na radia w wywrotkach? - zwróciła głowę do Tracy - Otworzyłam kabiny, w każdej jest cb-radio. Któreś, kurwa jego mać, musi mieć opcję nadawania.

- Wybacz nie zdążyłam. Siedziałam nad tym od rana. - Tracy zrobiła przepraszającą minę wskazując gestem na pełen jedzenia stół. - Zobaczę po śniadaniu dobrze? - zaproponowała z łagodnym uśmiechem.

- Łódka też jest niezła. I nie przesadzaj. Ze dwa, może trzy rowery można na nią zabrać. - Tammy zmrużyła oczy zerkając gdzieś tam gdzie za hałdami piachu, ścianami i drzewami była zacumowana ich łódka.

- No ale to trzeba by po te rowery znów na tamten brzeg. Tutaj nie ma żadnego. - Lisa pokręciła głową wbijając widelec w swoją porcję na znak, że nie tak łatwo z tymi rowerami. A wyprawy na drugi brzeg, pod dowolnym pretekstem widocznie nie były jej miłe więc nie okazywała zbyt wiele entuzjazmu do opcji rowerowej.

- Jakie łódki?! Jakie rowery?! No co z wami?! - Aaron dłużej nie zdzierżył tego bezproduktywnego pitolenia które mogło zagrozić jego roli kierowcy jakichś czterech kółek. Popatrzył z pretensją na wszystkie dziewczyny, zwłaszcza ta ruda dostała jego najbardziej rozczarowane spojrzenie.

- Młody weź mi nie pizgaj nad uchem przy jedzeniu. - Kanadyjczyk rzucił cierpkim głosem bo jak zdążyła się podczas ostatnich tygodni wspólnego bytowania przekonać Sil do wspólnego, integracyjnego śniadania przywiązywał dość dużą wagę. Zwłaszcza, że często była to jedyna okazja by na spokojnie obgadać plany na nadchodzący dzień i w ogóle pogadać.

- No ale Jes! Weź im coś powiedz! Mieliśmy dzisiaj załatwić naszą furę nie? - kierowca zwrócił się do niego jak do ostatniej deski ratunku. No i jedynego poza nim samca.

- Jak chcecie uruchomić furę to albo radzę wam od razu wyjechać z miasta albo znaleźć jakąś bezpieczną kryjówkę dla niej i dla siebie. Silnik i hałas to magnes na 20-ki. A im głębiej w miasto tym jest ich więcej. - gwardzistka nie oponowała przeciw opcji samochodowej no ale mówiła jakby pryzmat jej doświadczeń z okolicy niezbyt napawał ją optymizmem do jeżdżenia wozem po mieście.

Silvia dopiła kawę i odstawiła kubek na stół, wstając powoli. Zarzuciła kaptur na głowę.
- Róbcie co chcecie, ja stąd nie odejdę bez Marcusa - powiedziała w miarę spokojnie, wycofując się z wbitymi w kieszenie bluzy dłońmi. Szybkim krokiem ruszyła do kontenera z ich rzeczami, a zwłaszcza jednym parcianym plecakiem z jej prywatnymi rzeczami.

Akurat gdy szła do tej pralki co wczoraj jej pokazywały dziewczyny reszta brygady rozchodziła się od śniadania. Aaron z Tracy szli gdzieś za magazyn gdzie stały nieruchome wywrotki, Lisa i Tammy zajmowały się porządkowaniem stołu po śniadaniu a Jasper gdzieś jej zniknął z oczu. Samo robienie prania, gdy miało się czystą wodę z kranu, jakiś detergent no i działającą pralkę napędzaną energią było tak samo proste jak dawniej. Wystarczyło wrzucić brudne łachy do środka, skompletować wodę i proszek a potem wybrać odpowiedni program. Nic trudnego.

Dłużej zeszło jej z kompletowaniem koktajlów. Trudno było o benzynę. Ale w bakach ciężkiego sprzętu znalazła sporo ropy. Jak jej powiedziała Lisa gdy zobaczyła ją przy tym zajęciu, one też spuszczały ropę by mieć czym napędzać generator. I na razie ropa jeszcze była ale jak by to miało wyglądać na nadchodzące tygodnie no to właściwie nie było wiadomo.

Ropa co prawda nie paliła się tak gwałtownie jak benzyna ale za to gdy bardziej zależało na źródle ognia a nie eksplozji to niewiele zmieniało. Pustych butelek też znalazła sporo. Tak samo jak starych, robotniczych ubrań aby porobić lonty. Gorzej było z korkami bo trzeba było je zatkać czym się da a to nie do końca była szczelna metoda. Co sprawiało, że takie butelki lepiej było przenosić we właściwym pionie a i tak jakoś trochę wyciekło coś na zewnątrz. Trochę styropianu i podobnych zagęszczaczy też udało jej się znaleźć. I tym sposobem po paru godzinach chodzenia, szperania, kompletowania, mieszania mogła się pochwalić jakimś tuzinem butelek z mieszanką zapalającą. Raczej nie należało oczekiwać, że wybuchnął jak bomby czy granaty ale jako źródło ognia powinny być w sam raz.

Następnym razem, gdy pójdą na miasto, przynajmniej będzie czym palić konkurencję do zapasów. Niewiele, ale zawsze kawałek do przodu, a praca pozwalała odciąć myślenie i skupić mózg na manualnych czynnościach. Czas płynął gdzieś obok, po wszystkim Griffith zostawiła nowe zabawki w magazynie i wyszła na powietrze, ze zdziwieniem odnotowując zmianę pogody. Szara, pochmurna aura postanowiła zmienić się w moczącą wszystko wokoło mżawkę… przynajmniej nie lało i nie grzmiało, jakiś plus. Dziewczyna ruszyła przed siebie, obchodząc zabudowania, aż oczy rzucił się jej błękitny beret wraz z właścicielką. Podeszła do niej, zmuszając mięśnie twarzy do ułożenia się w uśmiech.
- I jak z tymi radyjkami z maszyn? - kciukiem wskazała żółte molochy moknące za jej plecami - Będzie z nich coś?

- No pierwszej ciężarówki nie udało się uruchomić. Aaron mówi, że chyba akumulator wylał czy coś takiego. No to nie wiemy co tam działa. Z dwóch pozostałych to jedna działa. Próbowałam coś powiedzieć ale nikt się nie odezwał. Druga odbiera ale mocno trzeszczy nie wiem czy jest w porządku. Ale myślę, że udałoby się z tego wszystkiego coś zmontować do naszego odbiornika. To wtedy chyba powinniśmy mieć kompletne radio. Do nadawania i odbierania. - techniczka w błękitnym berecie mówiła z zastanowieniem gdy chyba sama jeszcze szacowała co i jak da się, nie da, albo być może się da zrobić w radiowej sprawie. Ale mówiła tak jakby była dobrej myśli z tym majstrowaniem przy radiu nawet jeśli od ręki to niewiele to zmieniało.
- A ty za czym tak myszkowałaś po okolicy? Znalazłaś coś ciekawego? - Tracy zaciekawiła się co z kolei rudowłosa porabiała po śniadaniu.

- Nie, nie szukałam niczego - szybko zaprzeczyła, wzruszając ramionami - Robiłam Mołotowy, na wszelki wypadek gdyby trzeba było coś albo kogoś podpalić. Stoją w magazynie przy żarciu, więc miejcie to na uwadze, gdy tam będziecie chodzić. Taki tuzin butelek pod ścianą. Spróbujesz ogarnąć to radio? - posłała brunetce weselszy uśmiech - Druga rzecz, będziecie miały z Lisą coś przeciwko jeśli pożyczę łódkę? Może Tammy ma ochotę na wycieczkę po te rowery… a ta twoja robota… daleko od rzeki miałaś biuro?

- No właśnie dłubię w tych radiach. - dziewczyna odpowiedziała pogodnym uśmiechem machając dłonią na biurko gdzie stało radiowe pudło. - A z tymi Mołotowami dobry pomysł. Lepiej mieć niż nie mieć. - pokiwała swoim błękitnym beretem. Nad następną miną to jednak trochę się musiała zastanowić. - No ta moja praca to jest kawałek stąd. Kiedyś to by się wsiadło w samochód i podjechało. A teraz to nie wiem. Na piechotę to bym się bała iść tak daleko. A rowerami… - zawahała się gdy oceniała ryzyko pod swoim beretem.

- No może Tammy ma rację, że tak lepiej. Ale ja to tchórz jestem. Boję się opuszczać wyspę. Ale jak chcecie spróbować z tymi rowerami to pewnie. Możecie wziąć łódkę. Poproszę Lisę to pewnie was odwiezie na brzeg czy co. Pogadam z nią. - brunetka z pewnym zażenowaniem ale przyznała się do swoich strachów związanych z opuszczaniem wyspy. Ale też jeśli Silvia miała odwagę by to robić to chociaż chciała jej to możliwie ułatwić ze swojej strony.

- Przestań pieprzyć, że jesteś tchórzem! Kurwa skończ! - Griffith fuknęła niespodziewanie, pochylając się nad brunetką i przybierając zirytowaną minę - Chcesz przekonać do tego otoczenie, czy samą siebie? Ktoś coś pierdolnął po złości i teraz do końca życia zamierzasz powtarzać jego zjebane ssanie, bo… co? Tak wygodnie? Ufasz bardziej czyjemuś zdaniu, niż własnemu poczuciu godności? Skończ pierdolić albo się użalać - warknęła, prostując plecy - Nie musisz się użalać nad sobą, nie masz ku temu żadnych powodów. Nie każdy jest agresorem albo latającym wszędzie pojebem, nie lubisz opuszczać wyspy… ja pierdolę, nie dziwię się. Też bym chciała tu siedzieć, to rozsądne. Jesteś rozsądna, dbasz o to miejsce i umiesz gotować? Do tego jesteś techniczna… kurwa czego byś jeszcze chciała? Strzelać laserami z oczu, chodzić po ścianach? Nie osłabiaj mnie - pokręciła głową, a potem położyła nagle dłoń na ramieniu berecicy i wyszczerzyła się szeroko - Jesteś zajebista i nie daj sobie wmówić żadnemu łachowi, że jest inaczej… powiesz gdzie była twoja robota, jak wyglądają te gówniane wzmacniacze i może zaznaczysz na mapie, a my się zajmiemy resztą. Każdy mózg musi mieć czarnuchów od brudnej roboty.

Berecica w pierwszej chwili wydawała się zaskoczona. Może nawet przestraszona takim nagłym wybuchem. Ale w miarę tego co mówiła Sylvia to ta mieszanka ewoluowała powoli w ostrożny uśmiech. W końcu ostrożnie odetchnęła z ulgą i przez chwilę milczała zastanawiając się co i jak powiedzieć. Po chwili wahania położyła swoją dłoń na dłoni rudzielca aby oddać jej ten wspomagający uścisk.

- Dzięki. - powiedziała na początek odwzajemniając ciepły uśmiech. Znów zastanowiła się zerkając gdzieś na świat zewnętrzny. - Z tą pracą i wzmacniaczami to nie wiem czy to taki dobry pomysł. To trzeba by wjechać w miasto. I potem wejść do budynku. Znaleźć właściwe pomieszczenie. Wzmacniacze. Wymontować. Właściwie tu musiałabym jechać z wami aby to miało sens. - powiedziała po chwili zastanowienia gdy dokładała puzzel po puzzlu aż mniej więcej było widać całościowy obrazek. Odwróciła się znów do swojej rozmówczyni.

- To pewnie by trzeba obgadać to z Tammy. No i Lisą. Pewnie byśmy wszystkie musiały jechać. No ale wtedy wszystkie musiałybyśmy mieć rowery. No albo na piechotę. Samochodem to nie wiem. 20-ki naprawdę są wyczulone na silniki, strzelaninę i inne takie hałasy. - przyznała po chwili gdy wyglądało na to, że taka wyprawa pewnie znów wymagałaby zaangażowania sporej części ich grupki.

- Zanim gdziekolwiek cię stąd zabierzemy dalej, przygotujemy wabiki i coś odwracania uwagi. - Silvia uśmiechnęła się spokojniej, mrugając techniczce okiem - Teraz spłyniemy z Tammy i poszukamy zapasów w okolicznych domach. Skoro jest prąd… chcę znaleźć to dvd i parę filmów - przyznała wreszcie - Rowery, trochę nawozu. Ten ostatni - wzruszyła ramionami - Powiedzmy że da się go obrobić tak, aby robił duże boom.

- No tak, te wzmacniacze mogą poczekać. Jeśli są całe po paru miesiącach to parę dni czy tydzień nie powinno im zrobić różnicy. - Tracy widocznie ulżyło jeśli ta wyprawa w głąb miasta mogła poczekać. Kiwała swoją głową i błękitnym beretem na znak aprobaty.

- Filmy byłyby super. Można by coś obejrzeć. I chyba lepiej sprawdzić okoliczne domy. Ale też trzeba uważać. Te 20-ki mogą być wszędzie. No dobrze to ja pójdę po Lisę… - berecica nadal widocznie miała obawy by ktokolwiek z nich przeprawiał się na niewłaściwy brzeg rzeki no ale rozumiała, że inaczej się nie da funkcjonować tutaj na dłuższą metę. Więc nie chcąc smęcić i przeciągać rozmowy w końcu machnęła ręką gdzieś w stronę magazynu gdzie mogła kręcić się blondynka.

Rudzielec skrzywił wargi w szybkim grymasie uśmiechu, dając sobie wywlekanie faktu, że jest tu po brata i wieczności nie zamierza siedzieć w magazynie, nieważne jakby nie był wygodny.
- Leć po nią, ja znajdę Tammy. Spotkamy się tu za pięć minut - zdecydowała, odbijając się od blatu i z łapami wbitymi w kurtkę, ruszyła na zewnątrz.

Tammy znalazła gdzieś przy jednym ze stołów na zewnątrz. Skrupulatnie porządkowała sprzęt wędkarski. Coś tam dłubała w tych żyłkach, haczykach i wędkach. Podniosła głowę by sprawdzić kto przyszedł i skinęła jej na przywitanie po czym wróciła do swojej pracy.

- Mogę cię porwać na kwadrans? - Silvia z miejsca przystąpiła do przedstawiania sprawy z którą przyszła - Sprawa jest, chcemy ją obgadać z tobą.

- No to mów. - gwardzistka znów podniosła głowę na rozmówczynię trochę chyba zdziwiona i nie bardzo wiedząc o co chodzi.

- Tam - wskazała magazyn - Obgadać, liczba mnoga. - dodała i wzruszyła ramionami - Chodzi o rowery, same się nie znajdą. Chodź.

- Aa… - brunetka uniosła i opuściła głowę gdy dotarło do niej o co się rozchodzi. Odłożyła te haczyki, pozamykała pudełeczka by wiatr ich nie wybebeszył no i wstała ruszając z Sylvią do tego magazynu. Doszły tam do tej części gdzie dawniej była wspólna stołówka. Przyszły pierwsze ale druga para dziewczyn przyszła zaraz potem.

- O co chodzi z tymi rowerami? - Lisa zapytała niezbyt radosnym tonem patrząc na brunetkę i rudą jakby już coś od Tracy wiedziała ale chyba chciała wiedzieć coś więcej.

- Jest pomysł abyśmy we dwie - rudzielec pokazał kciukiem na siebie, a potem na Tammy - Przeprawiły się na drugi brzeg żeby ich poszukać. Tylko ktoś nas musi przewieźć - popatrzyła na blondynkę i następnie na brunetkę - Ktoś też musi się zgodzić iść na szaber. Razem ogarniemy szybciej, niż miałybyśmy się wlec z ogonku jak ostatnio. Nie musimy znać miasta, wystarczy sprawdzić okoliczne budynki, nic skomplikowanego. Rozdzielimy się i garniemy raz, dwa.

Lisa chwilę trawiła te słowa. Tammy zresztą też. A obie były wspierane przez Tracy. Blondynkę złapała za rekę dla dodania jej otuchy a gwardzistce posłała przyjemny uśmiech.

- No dobra. Jak mam was tylko wysadzić to dobra. - blondynka zgodziła się pomóc po dość krótkim namyśle.

- To może w łódce to ja bym wam pomogła? Wiosłować też mogę. - zaoferowała się techniczka patrząc życzliwie na wszystkie trzy swoje koleżanki.

- Nie ma potrzeby. Lepiej zostań przy radiu. Nie wiem czy ktoś jeszcze ogarnia te sprawy a wiosłować każdy może. - Lisa zdecydowanie pokręciła głową na znak, że nie uważa tego za dobry pomysł.

- To ja pójdę się przygotować. - powiedziała Tammy i zerknęła jeszcze czy reszta dziewczyn ma coś do dodania przed rozejściem się.

- Idź, spotkamy się na pomoście - ruda nie wyglądała jakby miała zamiar dodawać cokolwiek. Prócz jednego, rzuconego przez ramię - Weź dodatkową torbę, tak na wszelki wypadek.

Brunetka skinęła głową na znak, że słyszy i wyszła z pomieszczenia. Obie gospodynie spojrzały za nią ale też musiały pójść do baraku mieszkalnego by się przygotować. Obie dyskutowały po drodze gdzie można by podpłynąć. Potem całą trójkę Sylvia zastała przy łódce. Dziewczyny jeszcze stały przy niej rozmawiając cicho ale w łódce już widać było kuszę, niewielki plecak Tammy i jakieś puste torby jakich wczoraj używali do transportu zakupów.

Czas nie był z gumy, choć nie wyglądało żeby miały wyruszyć już, zaraz. Griffith niespiesznym krokiem przeszła więc do baraku gościnnego, zbierając się w sobie, aby sprawę załatwić szybko i jak najbardziej dyplomatycznie. Kolejna awantura nie była tym, czego teraz potrzebowała, wystarczyło że po wczorajszej wciąż ściskało ją w dołku i miała ochotę dokonać czynu w dawnym świecie uznawanego za nieludzki. Albo się rozryczeć, na dwoje babka wróżyła.

Kumpli zastała w części wspólnej kontenera, siedzieli przy stole dyskutując o czymś przyciszonymi głosami. Wyglądali bardziej niż podejrzanie, tylko ruda jakoś nie miała siły się nad tym rozwodzić.
- Daj fajka - poprosiła młodszego z mężczyzn, starszego idealnie ignorując.

Aaron bez wahania sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął z niej zaczętą paczkę fajek. Pstryknął w denko by wysunął się chociaż jeden delikwent a potem podał ją kumpeli. Naszykował też zapalniczkę gotów jej odpalić. Kanadyjczyk spojrzał na nią badawczo ale na razie się nie odzywał.

- Dzięki - dziewczyna chętnie wyłuskała szluga, posyłając ich kierowcy nieco sztywny uśmiech. Zaraz też pochyliła się, korzystając z tak szarmancko podstawionego ognia. Odpaliła, zaciągnęła raz i drugi, dmuchając dymem do góry. Przy trzecim sztachnięciu uderzenie nikotyny zakręciło jej w głowie, ale to było dobre uczucie. Dlatego poprawiła czwartą dawką i jak gdyby nigdy nic, wyminęła stół, idąc do swojego wyra. Kucnęła przy nim, macając pod spodem za pustą torbą którą od biedy da się przewiesić przez ramię.

- Spoko. - kierowca skinął głową i też się nieco uśmiechnął. Ale jak po chwili przy stole ruszyła w stronę swojego łóżka i rzeczy prawie czuła w plecach to wwiercające się spojrzenia. Chociaż na razie nikt się nie odzywał. Może jeszcze nie byli pewni co zamierza.

Wielkiej filozofii, ani diabolicznych planów nie uświadczyli. Dziewczyna w pewnej chwili sapnęła tryumfalnie, prostując się i z zadowoloną miną przewiesiła czarną torbę przez ramię. Rowery swoją drogą, na wyspie jednak brakowało ciągle wielu drobiazgów, a w razie gdyby udało się znaleźć cokolwiek do żarcia, da się wygodnie przenieść, a nawet przewieźć.
Wracając do wyjścia mrugnęła Latynosowi, dmuchając siwą chmurą w jego stronę, ale nie odezwała się, milcząc aż do samego przekroczenia progu.

- Idziesz gdzieś? - Kanadyjczyk zapytał zanim zdążyła ulotnić się z kontenera mieszkalnego. Obaj mieli miny jakby podejrzewali właśnie coś w ten deseń no ale tym razem starszy z mężczyzn przejął pałeczkę rozmowy.

- Nie - odpowiedziała nawet nie oglądając się za plecy. Wystarczyło, że musiała się odezwać do Kanadyjczyka zanim drzwi nie skrzypnęły, a ona nie wylazła na świat zewnętrzny, kierując się pomost.

Przeszła tak z połowę placu budowy gdy usłyszała za plecami kroki. Szybkie. Ktoś biegł za nią. Od kontenera. - Zaczekaj, gdzie idziesz? - zapytał wydziarany zanim się z nią zrównał. Gdy zrównał mogła zobaczyć podejrzliwe spojrzenie bo wiele drogi do łódki im nie zostało. Zaraz za nasypem piachu powinna być łódka i dziewczyny. Więc nie było tak trudno się domyślić dokąd zmierza.

- Nie idę nigdzie - tym razem w głos Sil wdarło się rozdrażnienie, Pstryknęła dopalonym fajkiem w bok, na trawę. Zaraz też sapnęła, a część złości z niej zeszła, gdy popatrzyła na towarzysza i jakoś zwolniła tempo - Płynę, na drugą stronę. - przyznała bez ogródek, podejmując wątek - Płyniemy z Tammy, we dwie. Będziemy się przekradać, żadnej rozpierduchy, ani pieszych pielgrzymek. Chcemy się rozejrzeć za rowerami i fantami… i nie, lecimy tylko ja i ona. - łypnęła na Aarona czując że zaraz zacznie się burzyć - Was słychać z pół mili, a to cicha akcja ma być.

- Co?! Nie no nie gadaj głupot! Płynę z wami! - kierowca pokręcił głową jeszcze zanim skończyła głową a odezwał się ledwo skończyła. Prawie wszedł jej w słowo. - Mam spluwę. Poczekaj to wezmę karabin. Albo chrzanić karabin, klamka mi wystarczy. - machnął kciukiem za siebie ale zaraz sam sobie darował pomysł wracania się po karabin.

- Ktoś musi zostać i pilnować tutaj - ruda uderzyła w odwrotny ton. Nie krzyczała, ani nie wyśmiewała pomysłu kumpla. Złapała go za to, przytrzymując za przedramię - Pływając w te i wewte przyciągamy uwagę. Zostań i miej na oku ten pierdolnik, my się uwiniemy raz, dwa. Trzeba też zgarnąć ropę z tamtych wywrotek i pomóc Tracy. Poza tym nie pójdziesz za nami, przecież wiesz... - pokręciła głową, patrząc mu w twarz - Zwracamy mniej uwagi, nie dojrzą nas, ani nie usłyszą… jeśli tego nie zechcemy, a mówiłam przecież że to cicha akcja. Zostań proszę, przypilnuj aby było do czego wracać.

Aaron ociągał się. Wyraźnie było mu nie w smak to co mu mówiła. Krzywił się i zerkał w stronę baraku gdzie został Kanadyjczyk. I w stronę gratów jakie zagradzały widok na wody zatoki. - No to zostanę w łodzi. Będę oddział ratunkowy jeśli się spieprzy. No i szybciej wiosłuję. Nie znajdziesz tutaj lepszego wioślarze ode mnie. Widzisz te mięśnie? To jest siła! - nie chciał tak łatwo ustąpić nawet jeśli zwykle na finezyjne rozmowy się nie silił. Teraz też postawił na prostotę i siłę swoich argumentów.

Dziewczyna otworzyła usta, chcąc z marszu odbić argumentację oponenta...
- Aaron… - westchnęła zamiast tego zrezygnowanym westchnieniem kogoś, kto nie wie czy ma się wściekać, czy podziękować. Na bladą gębę wrócił cień dawnego uśmiechu, gdy poklepała wytatuowane ramię - Weź karabin, tak będzie lepiej. Walniesz z dystansu i w razie czego… wiesz - wzruszyła ramionami - To zawsze parę sekund więcej na ucieczkę i… dziękuję - dorzuciła w nagłym przypływie szczerości, stając na palcach aby cmoknąć zarośnięty policzek.

Aaron też się uśmiechnął i zrobił ruch jakby miał już pobiec do kontenera. Ale nagle zatrzymał się w pół ruchu. Obrzucił kobiecą twarz podejrzliwym spojrzeniem. - Ale chyba nie zwiejesz jak pójdę po karabin? - zapytał mrużąc oczy w grymasie ograniczonego zaufania. Chwilę szukał czegoś na dnie jej oczu. - Uznam, że mnie wyrolowałaś za taki numer. - ostrzegł ją wskazując palcem gdzieś na jej pierś.

- Za kogo ty mnie masz? Czy ja cię kiedyś okłamałam albo oszukałam? - zjeżyła się automatycznie, wysuwając głowę do przodu i zaciskając pięści jakby miała zamiar go albo ugryźć, albo mu przywalić dla zdrowotności. Prychnęła, splunęła w piach gdzieś na lewo i dokończyła spokojnie - Pamiętam co ci obiecałam wczoraj, wrócimy na wyspę, to wrócimy do tematu, wczoraj po prostu musiałam zachlać. Tyle - znowu wzruszyła ramionami, aby nagle uśmiechnąć się całkiem sympatycznie. Złapała strzelca za rękę i bez słowa pociągnęła w stronę najbliższego budynku.

Weszli do magazynu, zamykając za sobą drzwi, a ledwo odcięli się od świata zewnętrznego, Silvia opadła na kolana przed Latynosem, rozpinając mu spodnie i biorąc się za niespełnioną obietnicę. Nie odezwała się ani słowem, póki wytatuowanym ciałem nie zatrzęsło, a ona nie zamarła, przełykając raz, drugi i trzeci, aż wreszcie kulminacyjna fala dobiegła końca. Wtedy pomogła z ponownym zapięciem spodni, a potem wstała do pionu.
- Czekam przy łódce - odezwała się, puszczając przez ramię psotne oczko, zanim nie wyszła z powrotem na światło dnia.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 04-06-2020 o 03:28.
Driada jest offline