Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2020, 21:59   #98
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rycerz mógł znieść naprawdę dużo bólu. Jego zahartowane ciało było jego bronią i zbroją w jednym, a broń i zbroja z kolei osobistą deklaracją honoru rodziny i suwerena, któremu służył. Ale te słowa… Te dwa pełne przedwiecznej magii słowa… Z nieprzepartą mocą zdarły z niego pancerz znacznie skuteczniej niż smoczy ogień. Wytrąciły z dłoni miecz sprawniej niż długie zagięte szpony. Był nagi. Zupełnie bezbronny. I jakkolwiek straszny był smoczy gniew, a śmierć, która nadchodziła bolesna, smok nie miał już w tej jednej chwili dla Villema żadnego znaczenia. I choćby świat miał trwać zaledwie ułamek chwili nim potwór ich zniszczy, to w tym ułamku należał wyłącznie do niej. Do Carys.

Świat jednak postanowił, że się nie skończy. Zawirował wokół dwójki obejmujących się i niemal całkiem złamanych na ciele ludzi po czym wyrwał ich z potworną siłą wciągając w nieznane. W tym samym momencie świadomość Villema uleciała z niego i ostatnie co pamiętał to dotyk jej zaciśniętej na swojej dłoni.


Gdy ponownie otworzył oczy, zobaczył półprzezroczystą zasłonkę i usłyszał czyjeś głosy w nieznanym języku. Świadomość powracała z niewielkim opóźnieniem w stosunku do zmysłów i nim zdał sobie sprawę, że znajduje się w lazarecie, od razu w jego głowie zabrzmiało najważniejsze pytanie. Gdzie jest Carys? Była tu. Na jednym z łóżek. Był też Daveth. I Olgrim. Za to brakowało panny Laugi. Ten bolesny brak jednak dotarł do niego po tym jak rozlało się po nim uczucie bezgranicznej ulgi na widok ruchu pod pościelą łóżka czarodziejki. Wróciło też wspomnienie widoku… smoczej paszczy niszczącej jej ciało… Odetchnął głęboko dziękując bogom za ten niespodziewany zwrot wydarzeń…
I wtedy jak zawsze znikąd pojawiła się panna Amaranthe. Jak zawsze w dobrym humorze, który dziwnie i jemu się udzielił.
- Stawimy się - odparł dobitnie próbując się unieść na łokciach - natychmiast na jej wezwanie. Ale gdzie my jesteśmy?
Jedna ze herborystek jak się okazało znała wspólny język i była w stanie wyjaśnić co nieco. Niestety Villem nie umiał powiedzieć cóż to za królestwo, a jedynie stwierdzić, że w drodze z Chessenty takiego nie mijali. Choć język momentami brzmiał może odrobinę podobnie do ich rodzimego. Najdziwniejsze jednak były jak się okazuje okoliczności w jakich zostali odnalezieni. Portal w środku miasta? Części smoków? To brzmiało jak jakiś magiczny wypadek... Co by to nie było panna Amaranthe miała z tego najwyraźniej przedni ubaw. I śmiała się tak zaraźliwie, że i on się uśmiechał.
Słuchając wyjaśnień zerknął kilka razy ukradkiem na czarodziejkę żałując, że nie są sami. Chciał się do niej odezwać. A jednak nie wiedział co powiedzieć… To co wiedział napewno to fakt, że już nic nie będzie takie samo. Ani tu gdzie są. Ani tam skąd przybyli. Cokolwiek się wydarzy, splami honor rodziny…


- Olgrimie, chciałbym... - zapytał krasnoluda gdy chwilowo herborystki zabrały Carys by pomóc jej w toalecie i mężczyźni zostali sami - Chciałbym cię zapytać jako specjalistę w dziedzinie którą się parasz. Jak bogowie… - Rycerz dobierał słowa powoli, ostrożnie i z wyraźnym namysłem. I z wielką jak na młodzieńca w swym wieku powagą. - postrzegają zerwanie przysięgi narzeczeńskiej?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 05-06-2020 o 22:32.
Marrrt jest offline