Tak jak
Archie przypuszczał, wojownicy prędko rozprawili się z samotnym bugbearem. Ta potyczka była jedną z cięższych, z jakimi przyszło się zmierzyć drużynie po zejściu do cytadeli i gdyby nie czar
Brana, mogła się skończyć niewyobrażalnie gorzej.
Gdy udało im się oddalić w nieco bezpieczniejsze miejsce gdzie Elora mogła w spokoju przyjrzeć się ranom
Amosa i
Drauga, bard usiadł pod ścianą i sięgnął do swego plecaka. Wyjął z niego niewielki drewniany futerał, który skrywał smukły drewniany flet, wykonany przez elfy z Silverymoon. Instrument cały zdobiony był motywem bluszczu, a dźwięki wydobywające się z niego były tak czyste, jak czysta jest niezmącona tafla jeziora. Niziołek zaczął wygrywać cichą melodię, która miała na celu rozluźnić nerwy zmęczonych kompanów, tak by mogli w pełni wykorzystać tę chwilę spokoju na regenerację. Przerwa jednak minęła szybko i czas im było ponownie ruszyć w drogę.
Kolejna komnata - kolejna bestia, jak się okazało.
Archie wiedział jednak że nie jest to bezmyślny potwór, jak skolopendra z którą przyszło im się zmierzyć wcześniej i mógł obrać jakąś podłą strategię w walce z nimi. Z tego względu niziołek sam musiał także zagrać nieczysto. Nakłuł czubek palca czubkiem bełtu, uwalniając kroplę krwi, po czym skierował w stronę przeciwnika osłabiające zaklęcie.
-
Może i wygląda to groźnie, ale to jeszcze młody osobnik. Damy mu radę - powiedział by pokrzepić towarzyszy.