Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2020, 17:40   #67
Corpse
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Słysząc kolejną, zupełnie zbędną wymianę zdań między towarzyszkami niedoli, Jack wykręcił jedynie młynka oczami i sapnął pod nosem. Czy był jeszcze sens próbować poskładać tę ekipę do kupy? Być może. Ale jakkolwiek źli by na siebie nie byli, teraz znajdowali się w sytuacji która wymagała działania razem i ochraniania nawzajem swoich tyłków. I to było priorytetem.

Valerie podeszła do uchylonych drzwi jako pierwsza, z Malvolią po środku i Jackiem ubezpieczającym tyły tego dziwnego pochodu. Siły mentalne blondynki zdawały się wracać na swoje miejsce, dodając jej odwagi i animuszu.

Korytarz do którego prowadziły drzwi okazał się pusty, nie licząc kilku śmieci. Val minęła stróżówkę i podeszła do pierwszych drzwi z numerem 1. Pociągnęła za klamkę, ale te nie otworzyły się. Ominęła kolejne, prowadzące do biura, jako że kierunek ich pochody powinien jednak zmierzać na prawo, a nie lewo. W tym samym czasie Malvolia weszła głębiej do korytarza, a za nią Jack, który zamknął metalowe drzwi za nimi i przekręcił zamek. Pogrążyli się w ciemności, ale przynajmniej byli odcięci od niebezpiecznej ulicy.

Czarnowłosa poświeciła na drzwi z numerem 2, a blondynka pociągnęła za klamkę. Niestety, te również nie puściły. Nie mając większego wyboru sprawdziła pozostałe troje drzwi, ale wszystkie okazały się zamknięte. Po dokładniejszej inspekcji zauważyli też, że w żadnych drzwiach nie ma zamka. Musiały być sterowane elektronicznie, więc nie pozostało im nic innego jak tylko zabluźnić siarczyście pod nosem, co też Jack uskutecznił.

Zaczęli się własnie wycofywać z brudnego korytarza, kiedy ciszę przeszył głuchy odgłos uderzenia gdzieś z prawej strony, za stróżówką. Szeryf poświecił w tamtym kierunku i pochylił lekko głowę żeby zajrzeć przez szybkę do środka. Po pierwszym uderzeniu nastąpiło kolejne, a potem trzecie. Jack widział wyraźnie jak drzwi z tyłu malutkiego pomieszczenia otwierają się nagle na oścież, a do środka wpada jakiś wielki, czarnoskóry facet i ostatkiem sił łapie się blatu pod okienkiem, żeby nie stracić równowagi.


- Ja pierdole, w końcu! - burknął głośno pod nosem, podniósł głowę i zatrzymał się jak wryty widząc światło wycelowane prosto w jego twarz. - Hej, kurwa, kto... kto tam!? - krzyknął.

-Przepraszam - odparł Jack i opuścił latarkę - Jack Stackhouse, zastępca szeryfa. Nic panu nie jest? - zapytał.

- Nie. Chyba. Jeden z tych skurwieli mnie ugryzł, boli jak diabli, ale przeżyję - odparł ochroniarz, przytrzymując dłonią ranne ramię - Dobrze że wpadł tu jakiś glina. Nie mogę się wydostać z tego kurwidołka od kilku godzin. Wszystkie drzwi zablokowały się jak wysiadł prąd, a sterowanie agregatu jest tutaj - wskazał palcem na małą konsolę znajdującą się po prawej stronie.

- Może go Pan uruchomić i otworzyć drzwi? Musimy się dostać na komisariat, policja zorganizowała ewakuację z miasta, ale drogi są nieprzejezdne. Musimy przedostać się tędy - mówiąc to wskazał na drzwi które wcześniej sprawdzała Valerie.

Czarnoskóry mężczyzna skinął głową, wydając z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk na pograniczu warknięcia i chrząknięcia. Odwrócił się do konsoli i pociągnął za wajchę przestawiając ją z pozycji OFF na ON. Chwilę później usłyszeli jak gdzieś z dołu dobiegł do nich odgłos uruchamiającego się agregatu. Momentalnie rozbłysły światła w korytarzu, a drzwi kliknęły mechanicznie kiedy zamki się odblokowały.

- Długo to gówno nie podziała. Przejdźcie jedynką, będę po drugiej stronie - rzucił ochroniarz i wycofał się przez drzwi którymi wcześniej dostał się do stróżówki.

Nie mając większego wyboru, cała grupa skorzystała z jego wskazówki, przechodząc do kolejnego, krótszego korytarza z jednymi drzwiami po prawej i jednymi na końcu. Po chwili dołączył do nich ochroniarz.

- Komisariat mówisz? Dobrze że ktoś w ogóle wie co się tu dzieje... - burknął i ruszył przodem do drzwi na końcu przejścia, sapiąc po drodze jakby przebiegł maraton. Otworzył je pewnym ruchem i to był błąd. Prawdopodobnie nie zdążył się nawet zorientować co się dzieje. Z drugiej strony wypadło na niego dwóch nieumarłych w strojach roboczych i kamizelkach odblaskowych. Jeden nadal miał na sobie pomarańczowy kask ochronny. Powaliły ochroniarza w ciągu sekundy, a kolejne dwie zajęło im wgryzienie się w jego szyję i twarz, w akompaniamencie wrzasków, które wwiercały się w czaszkę niczym śruba dociskająca resztki zdrowego rozsądku.

WALKA

Jack podniósł broń i wypalił dwa razy. Jeden z zombie, pozbawiony kasku, upadł na bok z dziurą ziejącą w czole, ale dla ochroniarza było już za późno. Przestał krzyczeć. Zemdlał czy umarł... nie miało to znaczenia. Na domiar złego potwór który przed chwilą wgryzał się w niego, pod wpływem dźwięku wystrzału poderwał głowę, warknął i zaczął się podnosić, patrząc tępo w stronę grupy ocalałych. Tuż za nim, zza drzwi wyłonił się kolejny nieumarły. Od Valerie, Malvolii i Jacka dzieliło je około pięciu metrów...
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"

Ostatnio edytowane przez Corpse : 08-06-2020 o 20:20.
Corpse jest offline