Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2020, 23:41   #120
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W tym momencie usilnie starała się zignorować podsuwane jej przez wyobraźnię obrazy siebie samej, prezentującej się nago przed Thaaneeekryyyystem i cieszącej się pod jego dotykiem na swym ciele.
Wzdrygnęła się, a Skel'kel troskliwie owinął się ciaśniej wokół jej szyi. Poratowałby ją przed chłodem, ale nie przed obrzydzeniem do siebie.
-Ale Ty miałeś w zamku zapas pyłku wróżek -przyjrzała mu się dość podejrzliwie -Skąd? Nie od jakiejś małej skrzydlatej zamkniętej w klatce?

- Dostałem go od druidzkiej osady elfów i wróżek, które z nimi żyły. W zamian za pomoc z kłopotami jakie mieli. Bardzo paskudnymi i zębatymi kłopotami. Pozostałościami po Dzikim Gonie jaki zdarzył się na ich ziemiach. Druidzi chcieli przywrócić zatruty obszar do stanu poprzedniego w czym ten potwór im przeszkadzał. A wróżki… nie chciały być zjedzone.
- wyjaśnił Tancrist i uśmiechnął się. - Jeśli tak bardzo chcesz szukać Trixie, to możemy rozejrzeć się za nią podążając za twoim fajkowym liskiem. On ją wytropi. Ma wyjątkowo mocny nos.

Eshte zadumała się krótko nad jego propozycją, a kierunek obrany przez jej myśli był bardziej niż oczywisty.
Palcami czule głaskała po główce fajkowego liska, który na tę pieszczotę reagował radosnym wtulaniem się w jej dłoń. Zaś fiołkowookim spojrzeniem kuglarka wędrowała pomiędzy farbami kuszącymi swymi kolorami, a oknem wychodzącym na posępną osadę. Wielka gadzina wykonująca każdy jej rozkaz, czy gadatliwa wróżka rozsypująca swój zdradziecki pyłek? Wybór powinien być łatwy i rzeczywiście elfka nie miała z nim problemu. I właśnie dlatego podróżowała samotnie!

-A mój smok? -zapytała z westchnieniem.

- Może poczekać aż znajdziemy Trixie. - przypomniał jej czarownik wzruszając ramionami. - Albo możesz się rozebrać teraz i namaluję go teraz. Twoja decyzja, więc podejmij szybko… nie mamy całego dnia na twoje dylematy.

Oooooh. Jeśli spodziewał się, że teraz Eshte z radością się przed nim rozbierze i jeszcze z własnej woli wskoczy do łóżka, to czekało go niemałe rozczarowanie. To nie tak, że wcześniej miała na to jakąś wielką ochotę. W przypływie rozdrażnienia nadęły się jej nozdrza, a potem smoczym zwyczajem wypuściła głośno powietrze.

-Idziemy szukać Trixie! -z tym warknięciem na ustach odsunęła się gwałtownie z krzesłem, co zaowocowało głośnym zgrzytnięciem drewnianych nóg przesuwanych po podłodze wozu. Po wstaniu wcale nie ruszyła energicznie w stronę drzwi, ale skierowała swe kroki ku jednemu z wielu kątów służących jej za garderobę i składzik rzeczy przeróżnych.

-I co ciekawszego masz do robienia w tym Gównowie? Pikniczek i ploteczki z Paniunią? -prychnęła kuglarka drwiąco, po czym przykucnęła. Zaś kiedy się podniosła, to trzymała w dłoniach broń przeciwko Jastrzębiom i Marchewie, a okazał się nią być.. kapelusz. Tak, kapelusz o wyjątkowo szerokim rondzie, jednak nadal „tylko” kapelusz. Mogła dzięki niemu ukryć swoją twarz, ale już niekoniecznie długie, dłuugie uszy. Ale przynajmniej skutecznie odwracał od nich uwagę.
Eshte naciągnęła sobie kapelusz mocno na głowę i spod ronda spojrzała z wyrzutem na czarownika -To ona próbowała wmówić szlachciurkom, że jestem szpiegiem Balerona, pamiętasz?

- Pamiętam, ale też wiem że przyjaciół trzeba trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. No i muszę gasić pożary, które sama rozpalasz. Nie wiem czemu tak bardzo lubisz ją drażnić.
- westchnął czarownik i spojrzał na oblicze kuglarki dodając przesadnie poważnym tonem. - Można wręcz pomyśleć, że jesteś o mnie… zazdrosna.

-Ha! Zabawne!
-jeśli w tym parsknięciu elfki miało zabrzmieć rozbawienie, to zgubiło się gdzieś po drodze i na jego miejsce wcisnęła się drwina. Głośna i bezczelna, idealnie pasująca do sytuacji.
Eshte obróciła się do najbliższego lustra i przyjrzała się swojemu odbiciu.






To jednak nie przeszkadzało jej w.. zapewnianiu mężczyzny o braku choćby krztyny zazdrości w tym gibkim ciele -Po prostu sądzę, że komuś może się wydać podejrzane takie spoufalanie się ze szlachciurką, która zarzucała Twojej żonie szpiegostwo -palcami lekko przekrzywiła rondo, aby lepiej ukrywało jej twarz. Potem odwróciła się na pięcie i ruszyła ku drzwiom -Nie wspominając o ciągłym obrażaniu mnie. Czy nie powinieneś chronić mojego... -honoru? Szacunku? Dobrego imienia? -.. tyłka?

- I bronię. - odparł Ruchacz podążając za swoją "żonką". - Wyszukuję źródła problemów i neutralizuję je. Co nie jest łatwe, gdy ty antagonizujesz otoczenie nie-po- trze-bnie robiąc sobie wroga z HePaniuni. To nadal córka naszego gospodarza i na ziemiach jej ojca.
Ośmielił klepnąć jej zadek, jak byle karczemnej dziewce dodając. - Więc ułatw mi życie i nie narażaj niepotrzebnie pupy, którą mam chronić.

Zaskoczona elfka skoczyła w miejscu, prawie jak koń klepnięty w zad. I tak jak co bardziej perfidne z tych zwierzaków, tak i ona odwdzięczyła się Thaaneekryystowi mocnym uderzeniem. Odwróciła się szybko i wymierzyła mu siarczysty cios pięścią.
- A ją to też tak strofujesz, czy tylko mnie?! W końcu to ona pierwsza zaczęła mnie ant.. anag..anganiz... - język jej się poplątał, aż w końcu tylko wzruszyła ramionami. Nauka nowych słów, szczególnie tych długich, była za trudna. Lekkim kopniakiem otworzyła drzwi - No, ona pierwsza wyzwała mnie od złodziejek, wywłoki i miotły. A potem jeszcze rzuciła we mnie swoim ognistym bąkiem! Wiedziałeś o tym, czy Paniunia robi z siebie niewiniątko?

Zwinnie zeskoczyła z kilku ostatnich schodków, a stojąc na ziemi wcisnęła sobie z powrotem kapelusz na głowę, dodając - Zawsze możemy po prostu zawrócić mój wóz w ciekawszym kierunku niż ziemie Pana Hrabiego.

- Widzę że jesteś o mnie zazdrosna. Pragniesz pozostać ze mną sam na sam w lesie pełnym wrogich elfów i głodnych trolli. Jak romantycznie.- zażartował czarownik i karcąc elfkę wzrokiem dodał - Może by nie rzucała w ciebie piorunami, gdybyś nie wmówiła jej, że jesteś moją miłośnicą. A teraz… ty ją znasz lepiej. Gdzie według ciebie udała się Trixie?

-Noooo...
-Eshte była całkiem pewna, że Thaaneeekryyyyst znał wróżkę mniej więcej tak samo jak ona sama, czyli.. nie tak dobrze. Wskazywała na to niepewność z jaką rozejrzała się po okolicy -Może zwróciły jej uwagę jakieś świecidełka? Albo alkohol? Albo... O NIE!
Nagłe objawienie wyrwało jej okrzyk z gardła, a także wbiło ją w ziemię obok mężczyzny. Niewiele brakowało, a porażona niepokojem chwyciłaby go za rękaw szaty.
-A jeśli spotkała tutejszego druida? Jeśli skusił ją pogawędkami o drzewach i teraz biedactwo jest zamknięte w jego śmierdzącej dziupli?! - w spanikowaniu ściągnęła fajkowego liska ze swojej szyi, po czym uniosła go przed siebie, czarnym noskiem celując pomiędzy chatynki i przemykające postacie -Szukaj jej, Skel'kel! Szukaj Trixie!
Lisek zaczął się wić w jej dłoniach, najwyraźniej uznając taką pozycję do tropienia za niewygodną.

- Jeśli spotkała druida to jest bezpieczna przy nim.- ocenił Tancrist i spojrzał na elfkę.- Zresztą ty też. Druidzi Dzikuna i … - tu przeszedł na szept.-... bardzo się nie lubią.

-I?! Z kim się bardzo nie lubią?! -pomimo długich uszu kuglarka nie dosłyszała szeptu czarownika, bo i nazbyt była zaabsorbowana wyobrażaniem sobie bardki w druidzkim potrzasku. Osobiście miała wiele propozycji, choćby siebie samą. Nigdy jeszcze nie spotkała żadnego druida, ale jedna wizyta w kamiennym kręgu wystarczyła, aby wyrobiła sobie o nich mocną opinię. Kto jeszcze za nimi nie przepadał? Szlachciurki? Jastrzębie? Krasnoludy? Kupcy? Drwale?
Poluzowała uścisk dłoni na ciałku wiercącego się liska.

- Pierworodni. I kapłani innych kultów.- odparł czarownik nieco głośniej. Skel’kel wyślizgnął się z dłoni elfki, upadł na ziemię. Powęszył w różnych kierunkach, po czym ruszył błotnistą ścieżką między chaty, jakby złapał trop Trixie.

-To nie tak, że ktokolwiek naprawdę lubi się z Pierworodnymi, nie? -odparła sztukmistrzyni nieco zawiedziona słowami mężczyzny, bo w końcu spodziewała się istnej armii ludzi i nieludzi pałających niechęcią do druidów. A okazało się, że było to jedyne co ją łączyło z pięknookim gównojadem.
Jednak w tym momencie nie miała czasu ni głowy do rozmyślania nad tym. Nie chcąc stracić z oczu liska, i być potem zmuszoną szukać po osadzie i jego i wróżki, Eshte podbiegła żwawo jego śladem.

- To prawda, nikt nie lubi Pierworodnych, ale druidzi Dzikuna są szczególnie odporni na jego wpływ i bardzo ciężko jest takiemu osobnikowi opętać druida tak jak ciebie.- odparł czarownik podążając za obojgiem.
Bardzo ciężko… ale nie jest to niemożliwe. Eshte przekonała się wszak o tym w swojej wizji.

-Wiem, wiem. I powinnam być dla nich wszystkich miłaaaaa -jęknęła elfka wywracając oczami. Często już słyszała z jego ust tę przemowę o „sile przyjaźni” przeciwko Pierworodnemu. Zdecydowanie zbyt często jak na tak krótki okres ich znajomości .
-Nie wiem czego oczekujesz. Że zaprzyjaźnię się z każdą niby-kapłanką i każdym druidem? Może jeszcze i ich mam upchnąć w moim wozie w nadziei na to, że jak Pierworodny po mnie przyjdzie to nie zmieni ich w pył jednym ruchem swojego palca? -w ślad za lisim ogonem skręciła w kolejną ścieżynkę wijącą się pomiędzy chatynkami. Prawda była taka, że wolałaby mieć cały wóz wypełniony fajkowymi lisami niż „przyjaciółmi” działającymi jej na nerwy - Dużo poświeceń jak na krztynę nadziei.

- Po prostu wolałbym, żebyś nie próbowała na dzień dobry każdego zniechęcać do siebie. I żebyś nie dawała córce władcy tych ziem kolejnych powodów do knucia przeciw tobie.
- westchnął Tancrist, gdy skręcili podążając za liskiem. Wtedy to Esthe nie potrzebowała jego nosa, by znaleźć zagubioną wróżkę.

Wrzaski, okrzyki, zachrypnięte głosy drące się w parodii śpiewu. No i skoczna melodia.
Jej osobista bardka zamelinowała się w miejscowej mordowni i grała do kotleta za piwo lub, o zgrozo, za darmo!

Jeden kącik warg elfki uniósł się przyozdabiając jej twarz krzywym uśmiechem.
-Po co mam być miłą dla kapłanek i histerycznych panieneczek, skoro Trixie mogłaby się zaprzyjaźnić z Jastrzębiami i nawet samym Pierworodnym? -mruknęła Eshte z przekąsem, ale tak naprawdę to odetchnęła z ulgą, co z pewnością nie było normalną reakcją na tego rodzaju darcie pysków. Nie musiała przypuszczać ataku na dziuplę druida, nie musiała wyrywać wróżki z łap Jastrzębi ani z krogulczych palców Paniuni. Bardka przez cały czas była bezpieczna, a mimo to kuglarka tak się martwiła, tyle się nachodziła po tym grajdole! Bo i czy nie była już wcześniej koło tej mordowni?!

Klepnięciem w udo przywołała do siebie liska, po czym dała się ponieść własnym nogom w kierunku drzwi do gospody. Skoro Trixie tak się dobrze bawiła, to w środku nie mogli jej towarzyszyć najemnicy żyjący z nienawiści do nieludzi.
Prawda?

Oboje weszli do ciemnej, brudnej pijalni bimbru udającej karczmę. O dziwo dość solidnej i z ładnymi, ciężkimi meblami. Co jednak nie dziwiło. Krasnoludy solidnie przykładają się do rzemiosła, a właśnie te brodacze były głównym żywym wyposażeniem tego przybytku i to one darły mordę jak banda pijanych orków. A pomiędzy nimi latała Trixie grając śpiewając i rozpylając pyłek, co tworzyło atmosferę dość radosnej braterskiej miłości. Na szczęście żadnych nieprzyzwoitości elfka oglądać nie musiała mimo obecności kilku ludzkich i krasnoludzkich dziewcząt usługujących gościom.




Temu wszystkiemu przyglądał się siedzący za kontuarem siwobrody gospodarz i wykidajło w jednym. Stary jednooki krasnolud o muskularnej sylwetce ćmił fajkę zupełnie nieporuszony faktem rozpylania przez wróżkę afrodyzjaku. Za to baczne jego spojrzenie zwróciła wchodząca do środka parka.

- Ty! Co ty tu na wszystkie piekła robisz?! Myślałem, że już wypadałoby postawić ci nagrobek! - wrzasnął na widok elfki celując w nią trzymanym w dłoni nadziakiem. No pięknie! Gdzie nie pójdzie to elfi rasiści! Nawet na takim zadupiu, gdzie elf z kulawą…
- Ja też się cieszę, że widzę cię w dobrym zdrowiu Durmangorze. Tym bardziej, że jako bardziej posunięty w latach, ty pierwszy powinieneś odpocząć pod nim. - odparł Tancrist, a Eshte zorientowała się że słowa krasnoluda wcale nie dotyczyły jej. A Ruchacza właśnie.

Zastygła w półobrocie, którego kontynuacją byłaby próba ucieczki przed elfiożercą i niechybne zderzenie się nosem z torsem wchodzącego za nią mężczyzny. Ale zadziwiająco, bowiem nie zdarzało się to często, tym razem to nie ona musiała ratować swoją cenną skórę. I to było.. fascynujące!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem