Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2020, 21:48   #184
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Yoshiaki powiadomiła Franka o nowej misji. Ludzie z produkcji lekkiej mieli być gotowi do pół godziny. Trochę długo, ale dobrze było ich posłać i trzymać w pogotowiu, w razie gdyby faktycznie była potrzebna ich pomoc.

Tymczasem „BlackR4in” postanowiła wysłać drona, by rozejrzał się w terenie i namierzył skrzynkę z transformatorem.


George

Trup sprzed dwóch dekad nie był zachęcającym widokiem, to pewne. Bitterstone przez chwilę zastanawiał się nad historią nieszczęśnika. Wyglądało na to, że odebrał sobie życie. Dlaczego? Obawiał się inwazji i nie widział już nadziei? Stracił rodzinę oraz bliskich?

Ruben pewnie splunąłby i ochrzcił go tchórzem. Ludzie ze zbrojnych zapewne podobnie. Jednak George okazał więcej zrozumienia. Wszak nie każdy miał odwagę i wolę walki operatorów XCOM. To ich zadaniem była ochrona takich ludzi. Jak widać, zawiedli. Zawiedli ich wszystkich.

Haker westchnął, kręcąc głową. Następnie rozejrzał się jeszcze raz po mieszkaniu, szukając czegoś, co pomogłoby mu sforsować następne drzwi. Może chociaż ten nóż się nada? Ewentualnie będzie musiał poprosić o pomoc dryblasa, o ile ten będzie skory do pomocy.


Law i Ruben

Szef wywiadu powoli dochodził do porozumienia, kiedy na nowo rozgorzała panika. Z jednej strony działało to na ich korzyść, bo część tłuszczy zaczęła się wycofywać. Mało kto chciał zadzierać z Alvarezem. Mniejszy tłum był łatwiejszy do ogarnięcia.

Z drugiej strony, co z dilerami? Jeśli rozdmuchać panikę, może uda się przegonić rozwścieczonych lokalsów, jednak wciąż pozostawał problem potrzebujących. Ludzie potrzebowali tych leków. Dilerzy byli skorzy do współpracy, ale jak zauważył jeden z agitatorów, nie dawali na to żadnej gwarancji. Law potrzebował jakiegoś sposobu, by upewnić się, że leki zostaną wytworzone i trafią w odpowiednie ręce.

Proponuję stąd spierdalać, odbiły mu się echem w głowie słowa Grahama, który z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej nieswój. Nic dziwnego, czarnoskóry technik miał dość dobrze wyćwiczony instynkt przetrwania. To pozwalało mu obracać się w szemranym towarzystwie przez lata i dożyć dnia dzisiejszego. Zgrywanie bohatera było dalekie od zachowań Rubena.

Law uśmiechnął się do siebie. Dawniej tymi bohaterami był XCOM, który otwarcie toczył wojnę z najeźdźcą i dawał prostym ludziom nadzieję. Obecna organizacja różniła się pod wieloma względami. Bardziej niż o przetrwanie innych troszczyła się o konspirację. Nic zresztą dziwnego, inaczej już dawno ich komórki zostałyby zniszczone.

A jednak prości ludzie wciąż potrzebowali pomocy. Chorowali jak dawniej. Dziś mieli dwa wybory. Udać się do klinik Adventu i prawdopodobnie nigdy z nich nie wrócić albo przepłacać za leki kupowane na lewo.

- Macie rację, potrzebujecie gwarancji... To nie Alvarez! - odezwał się głośno Law, unosząc dłoń, by uciszyć wzbierającą wrzawę. - To są moi ludzie - dodał i po chwile pauzy rozpiął i zrzucił z siebie płaszcz. Spod wierzchniej warstwy ubioru wyłonił się idealnie dopasowany mundur operatora XCOM a u pasa kabura z pistoletem.

- Jesteśmy XCOM. Ten XCOM. Pierwszy, który stawił czoła inwazji obcych. Ostatni, który zdał broń. Nieprzerwanie od pierwszego dnia inwazji służyliśmy wam, ludziom. Troszczymy się o wasze bezpieczeństwo. Dlatego dzisiaj obiecuję wam, że zdobędziemy te półprodukty i dostarczymy tym na górze - tu wskazał ręką na schody. - Dodatkowo upewnimy się, że oni wyprodukują leki, które zostały im zlecone i że dostarczą je wam bez dodatkowych kosztów. A jeśli zaczną kombinować, to będą mieli z nami do czynienia - przemówił, rozglądając się na boki, tak, by każdy mógł mu się dobrze przyjrzeć.

- Teraz wezwę moich ludzi, by zabezpieczyli górne piętro. Ostrzegam, nie stawiajcie oporu! - krzyknął do jego mościa na schodach i sięgnął po pistolet. Dobywszy go, wymierzył w sufit i oddał strzał.


Oddział A

Strzał. Faust potrafił wyłowić ten dźwięk z gąszczu wszystkich innych. Tak bardzo do niego przywykł, że potrafił rozpoznać po nim kaliber broni. Niestety strzał padł z piętra poniżej, toteż wielkolud nie był pewien co do kalibru. Zgadywał pistolet. Tylko czyj? Kogoś z tłumu czy chłopaków ze skanu?

To zresztą nie było ważne. Strzał był wystarczającym sygnałem, jakiego potrzebował.

- Wkraczamy! Drzwi! - zakomenderował tymczasowy dowódca zbrojnych. Natychmiast poderwał się z ziemi i ruszył w wyznaczonym kierunku.

Strauss wiedział, że drzwi są zamknięte. Będzie trzeba ja wyważyć. Ciężki kopniak Fausta mógł załatwić sprawę. Jeśli jednak przeszkoda stawiałaby większy opór, wciąż mieli pod ręką wystarczającą liczbę klamek, by odstrzelić zamek i wkroczyć do środka.

Dotarcie i zabezpieczenie Lawa było priorytetem, zaraz obok rozbrojenia wszystkich potencjalnych napastników.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline