Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2020, 09:25   #42
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Owen Gryffith


- Dlaczego, kurwa tyle to trwało? - warknął do siebie Siwy walcząc z mdłościami.

Zdał sobie sprawę, że podświadomie czekał na sen o korytarzu od przyjazdu do Sionn, że był prawie pewien, że zaatakuje go już pierwszej nocy. Tak się jednak nie stało. Teraz poczuł pewnego rodzaju ulgę. Z czasem jednak ta ulga przemieniła się w irytację. Pierdolony blondas z zagadkami godnymi Kodu da Vinci. Tylko, że Huw nie był jebanym Robertem Langdonem.

Starał się przywołać wspomnienia snu - wizji, nim ulecą w niepamięć. Spojrzał na swoją dłoń, w miejscu, gdzie przeciął ją odłamkiem szkła, lecz nie było na niej ani śladu zadrapania.
Ostrożnie, lecz już bez większej nadziei sięgnął do kieszeni gdzie ten odprysk w śnie, nie-śnie włożył. Również nic.
Przypomniał sobie dziewczynę, z którą rozmawiał. Maddison? Nie pamiętał czy podała nazwisko. Ściągnął brwi starając przypomnieć sobie nazwę pensjonatu, hotelu, w którym mieszkała. Magnolia? Ciągle go mdliło a wiatraki w głowie nie pomagały w skupieniu myśli. Jak na dobrym, starym kacu.

***

Helikopter w głowie najwidoczniej nie miał zamiaru wylądować. Świat kołysał się jakby ktoś postanowił połaskotać Wielkiego A'Tuina płynącego przez niezmierzone przestworza wypełnione eterem. Siwy obrócił się na bok. Sprężyna jęknęła niezadowolona. Zwisającą z wyra ręką zahaczył o coś. Pusta butelka przewróciła się wbijając krótkim stukotem kołki w obolałą głowę.

- Kurwa!

Przekląłby lecz w w ustach miał pustynię i gardło starte suchym piachem nie było w stanie wydać dźwięku. Zemdliło go z tego bujania, lecz powstrzymał odruch wymiotny

Pić! Napić się, spłukać piasek i będzie dobrze. Wysiąść z helikoptera. Wymacał dłonią po podłodze aż wyczuł znajomy kształt. Drżącą ręką podniósł ostrożnie. Mrużąc oczy zaryzykował uniesienie powieki. Światło sączące się przez źle zasuniętą kotarę prawie pozbawiło go wzroku... syknął… lecz w tej krótkiej chwili obraz zdążył się wypalić na siatkówce i przekazać impuls. Był ocalony! Przyłożył popękane usta do butelki. Płyn chlupnął i rozlał się przyjemnie drażniąc gardło i .. Nagły skurcz żołądka zmusił go do wychylenia się za łóżko. Po pozbyciu się żółci poczuł się lepiej. Jebany helikopter wylądował.

***

Widząc osobę wychodzącą z domu gliniarza, Siwy wysiadł z wozu i kulejąc, cholerne kolano, dokuśtykał się do brązowego audi.

- Owen? - spytał nim mężczyzna zdążył wsiąść do samochodu. - Owen Gryffith?

Mężczyzna powoli odwrócił się i spojrzał na Huwa w raczej mało przyjemny sposób. Z bliska dało się zauważyć, że Owen zaczyna już siwieć, a jego ściągnięta twarz jest pełna zmarszczek.

- Znamy się? - zapytał krótko.

Potrząsnął przecząco głową, wyjaśniając jednocześnie:

- Mamy wspólnego znajomego, Thony McGregora. Thony wspominał pana ciepło - odrobina wazeliny czasami robiła cuda. - Mówił, że zna pan lokalne środowisko…

Zawiesił zdanie, czekając czy ryba połknie przynętę.

Kiedy Huw wspomniał przyjaciela, Owen skrzywił się w trudny do odgadnięcia sposób. Równie dobrze mogło to oznaczać zrozumienie, co irytację. Problem ze starszym policjantami był taki, że potrafili grać twarzą.

- Obecnie mam mnóstwo roboty - wzruszył ramionami. - Jeśli potrzebuje pan coś zgłosić, proszę to zrobić bezpośrednio na komisariacie.

- Nie, no oczywiście - Huw westchnął i przygryzł wargę. Było widać, że coś go gryzie. - Niech mi pan da pięć minut. Jeśli uzna pan to za bzdurę, może mnie pan wysłać do wszystkich diabłów, a później szukać mojego nazwiska w nekrologach.

Ostatnią kwestię powiedział cicho, tak jakby do siebie. Na tyle jednak głośno, że policjant musiał to usłyszeć.

Tym razem Owen nie krył irytacji. Westchnął znacząco i oparł się o maskę swojego samochodu.

- Pięć minut - powtórzył.

Siwy przytaknął i od razu przeszedł do rzeczy. W kilku prostych zdaniach opowiedział Owenowi o tym, że prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia Addingtona. Wspomniał o dziwnych zaginięciach w okolicach Sionn, o ataku przez Marka Hoddera, o Edzie Pieńku i na koniec dodał:

- Dzisiaj w nocy rzucił się na mnie właściciel domu, w którym się zatrzymałem. Był w jakimś transie. Prawie odciął mi głowę stalową linką. Gdy się wybudził niewiele z tego pamiętał. Jak zgłoszę to na komisariat, to uznają mnie za wariata - dodał, - jak Blake’a Winstona.

Spojrzał na zegarek, a później na Owena.

- Zmieściłem się w czterech. Musiałem spróbować. Sam zdecyduj.

Gryffith podszedł do Lwyda i spojrzał mu prosto w oczy. Siwy dobrze wiedział, co tamten próbuje zrobić: szukał w nim fałszu, czekał na niewłaściwy gest.
Wreszcie funkcjonariusz odwrócił się i wyjął komórkę. Przez chwilę wybierał numer, przyłożył aparat do ucha i jeszcze raz spojrzał zza ramienia na Huwa.

- Tak. Wybacz godzinę… - detektywa dochodziły jedynie pojedyncze słowa, ale można było łatwo domyślić się z kim rozmawia. - Co? Taki siwy, wysoki… aha. Rozumiem.
Owen rozłączył się i odszedł do swojego samochodu. Powoli otworzył drzwi od strony pasażera, a potem kierowcy.

- Ustalmy jedną rzecz. Normalnie nie uczestniczę w takich „łapankach” na ulicy - skinieniem głowy zaprosił Huwa do środka. - Robię to tylko dlatego, że Thony za ciebie ręczy. A o twoich problemach porozmawiamy u mnie w gabinecie.

Jak tylko Lwyd wsiadł do środka, od razu zwrócił uwagę na rodzaj medalika, który zwisał z przedniego lusterka. Wisiorek posiadał małą klapkę z wyblakłą fotografią. Nie zdążył dostrzec nic więcej - Owen brutalnym wręcz gestem chwycił błyskotkę i wrzucił ją do schowka.

- Thony wspomniał, że robiłeś w policji - powiedział, wyraźnie oczekując komentarza, po czym uruchomił silnik.

Przez twarz Lwyda przebiegł grymas niezadowolenia, jakby wspomniał niemiłą chwilę.

- Tak - potwierdził. - W "dragach". Stąd znam Thony'ego. Ale to stare dzieje.

- No, to ciekawa robota - Owen pociągnął temat. - Nie takie peryferyjne nudy jak tutaj. Odszedłeś sam czy coś nawywijałeś?

Nim Huw odpowiedział, złowił w lusterku kolejne spojrzenie mundurowego. Tyle wystarczyło, aby Lwyd zrozumiał dlaczego musieli jechać jednym autem. Owen nie przestał go testować. Gdyby pasażer zareagował zbyt nerwowo, Gryffith miałby dobry powód, aby go spławić.

Siwy skrzywił się i poklepał po kolanie.

- Skurwysyny - wysyczał.

***
- Skurwysyny! - wysyczał Huw przez zaciśnięte zęby zaciskając palce na oparciu fotela, aż skórzane obicie zatrzeszczało nieprzyjemnie.

Tom Hopkins był typem gryzipiórka i biurokraty. O pracy w terenie wiedział tyle co drogówka o układach między między bossami mafijnymi. Niby coś słyszał, niby się orientował ale jeśliby go puścić na akcję, to trzeba by mu było przydzielić kilkuosobową obstawę, żeby nie napytał sobie biedy. No i było prawie pewne, że przy pierwszym wystrzale zesra się w spodnie. Przesrana sprawa.
Ale kapitan operacyjny Tom Hopkins nie był od tego, żeby chodzić na akcje. Jako czarnoskóry wykształciuch był twarzą oddziału i koordynował działania w terenie. Złośliwi twierdzili, że dostał stanowisko, ze względu na problem z utrzymaniem parytetu na wyższych stanowiskach. "Żeby ilość czarnych się zgadzała".
W nienagannie wyprasowanym mundurze z krótko przyciętymi włosami i rzeczowym, pewnym siebie tonem sprawdzał się. Przynajmniej jak spoglądało się na pracę wydziału z zewnątrz.

- Lwyd - niski głos kapitana ani trochę nie stracił ze swego opanowania. - Rozumiem rozgoryczenie ale…

- Gówno rozumiesz! - Siwy wstał i siarczystym przekleństwem zamaskował błyskawicę bólu, która przeszyła jego kolano. - Pięć miesięcy! Pięć jebanych miesięcy wypruwałem z siebie żyły, żeby wrócić do chłopaków. - Oparł się dłońmi zwiniętymi w pięści o blat biurka i wisiał nad Hopkinsem oddzielony od niego tylko meblem. - Pięć miesięcy zagryzałem język z bólu, żeby dać z siebie wszystko, żeby być gotowym. I wiesz co Tom? Jestem gotowy! Więc nie pierdol mi tutaj farmazonów o odpowiedzialności. Chcę wrócić na ulicę!

- Usiądź Huw. Uspokój się. Jeśli się nad tym spokojnie zastanowisz…

Uderzenie pięści w blat przerwało spokojny wywód kapitana operacyjnego Toma Hopkinsa.

- Wsadź se to - Huw sięgnął do pasa - w twoją kurwa czarną dupę!

Na biurku wylądowała służbowa broń.

- A zaraz za tym jeszcze to! - Dorzucił odznakę. - Skurwysyny!
***

- Postrzał w kolano. Chcieli mnie przesunąć do papierkowej roboty. Po kilkunastu latach w terenie. Uwierzysz? - Huw zapatrzył się w okno. Pocierając bezwiednie nogę. - Jak się teraz nad tym zastanowić, tak na chłodno - powiedział w końcu, już bez złości w głosie, - to mieli rację. Ale wtedy… spojrzał w odbicie Owena w lusterku. Wtedy świat się dla mnie zawalił.

- Jestem w stanie w to uwierzyć. W tej robocie nikt nie bawi się w sentymenty - kierowca wzruszył ramionami.

- A ty? - Huw zmienił temat. - W jakim wydziale? Skąd się znacie z Thonym?

- Stare czasy. Wtedy jeszcze robiłem w SWP*, a potem przeniosłem się tutaj.

Mężczyzna wykonał gwałtowny skręt i przeciął kolejną ulicę niemal na skos. Jego zachowanie było zbyt nerwowe, ale starał się udawać, że tak nie jest. Za chwilę odchrząknął i znów podjął, niby to na spokojnie:
- Siedzę w lokalnym odpowiedniku drogówki. Ale prawda jest taka, że mamy za mało ludzi. Tutaj każdy jest od wszystkiego.

- Brzmi znajomo.

Przez chwilę Huw siedział cicho, obserwując mijane budynki. Po jakimś czasie zerknął dyskretnie na komórkę. Jak się okazało Owen miał profil na jakimś serwisie społecznościowym. Jak każdy użytkownik internetu w jego wieku, nie bardzo potrafił się posługiwać podobnymi wynalazkami. Dlatego też jego zdjęcie było rozmazane i przedstawiało mężczyznę pod dziwnym kątem. To jednak wystarczyło, aby potwierdzić, przynajmniej wstępnie, jego tożsamość. Niestety policjant był mimo wszystko dość zorientowany, aby poblokować pozostałe treści dla osób spoza kontaktów.

Potem Huw sprawdził aplikację z mapami. Potwierdziła ona, że zbliżali się do komisariatu. Rzeczywiście, nie minęła minuta, jak jego oczom ukazał się zwalisty, szary budynek z oznaczeniem lokalnej policji.
Owen stanął na wolnym miejscu, zaciągnął ręczny i uchylił drzwi.

- Jeszcze jedno, zanim przejdziemy do sedna - zaczął. - Rozumiem, że jesteś wolnym strzelcem. Ten Addington to prywata czy no, po prostu robota?

- Jestem prywatnym detektywem - wyjaśnił. - Możesz sprawdzić moją licencję. Mam nadzieję, że to nie problem.

Owen tylko mruknął na znak, że rozumie, po czym obydwaj wysiedli z samochodu. W milczeniu przeszli niewielkim parkingiem w stronę budynku.
Posterunek przypominał nieskładną kupę biurek, na których piętrzyły się rozmaite papierzyska. Tylko niektóre były oddzielone ściankami, co musiało sprawiać, że praca w takim miejscu była cokolwiek chaotyczna. Jak tylko Huw i Gryffith weszli do środka, detektyw zauważył, że wiele rozmów ucięto w niemal dramatyczny sposób. Szybko doszedł do wniosku, że nie chodziło tu o niego, lecz Owena, który wzbudzał wśród kolegów niepokój.
Minęli coś na rodzaj niewielkiej portierni, przy której łysy obywatel zawzięcie tłumaczył funkcjonariuszowi jak wyglądał jego skradziony samochód. Był spocony, strasznie przejęty i cały czas żywo gestykulował. Owen tylko westchnął i wskazał wreszcie na niewielką klitkę, gdzie mieścił się jego gabinet.
W środku panował podobny rozgardiasz, co we właściwej części budynku. Pokój był zapchany rozmaitymi teczkami, na ścianach wisiały karteczki z numerami telefonów oraz spisanymi na szybko notkami. Policjant podszedł do biurka i jednym ruchem ściągnął część dokumentów.

- Kawy? - zapytał, wskazując na ekspres w rogu. - Jeśli chcesz, po prostu się obsłuż.

- Jeezu, chętnie - jęknął Lwyd idąc do ekspresu. - Tą noc spędziłem w samochodzie i… - ekspres zawył mieląc kawę - za stary już jestem na te rzeczy.

Gęsta, ciemna ciecz popłynęła do papierowego kubka. Aromat rozszedł się po niewielkim pomieszczeniu. Detektyw upił łyk. Była kwaśna, niedobra ale mocna, dokładnie taka jaką pamiętał. Zamruczał z lubością.

- Życie mi ratujesz! - powiedział zajmując miejsce naprzeciwko policjanta.

- A teraz do rzeczy.

Obydwaj siedli na skrzypiących krzesłach. Owen jakby się nad czymś zastanawiał, po czym nachylił ciało i ułożył ręce w piramidkę.

- Nie znam ludzi, o których mówiłeś. Być może słyszałem o Addingtonie, natomiast zaginięcia ostatnio faktycznie „się zdarzają”. W górach tak bywa, zazwyczaj to kwestia mieszczuchów, którzy postanowili, że zostaną wielkimi traperami, nie sprawdzając wcześniej pogody i tak dalej. Stara śpiewka. Ale teraz jest inaczej. Góry nie są bardziej kapryśne niż zazwyczaj, a jednak nowych incydentów przybywa. Zdarzyło się nawet, że zginęła ekipa poszukiwawcza. No i ataki również mają miejsce. Na początku sądziliśmy, że ktoś robi sobie jaja, ale niektórym ludziom faktycznie odbija podczas snu. Sam widzisz jaka to okolica. Nudna jak tylko się da. A przynajmniej była, bo coś się ostatnio odpieprza, a ja za cholerę nie wiem co.

Siwy odetchnął z ulgą. Wyglądało na to, że Owen, jakakolwiek nie była jego powierzchowność, był z nim szczery, a co ważniejsze, wierzył mu.

- Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc - uśmiechnął się do oficjela. Kawa robiła swoje i w głowie się rozjaśniało. - Mam kilka tropów, teorii… teoria to może za duże słowo, bardziej luźnych pomysłów, lecz brakuje mi zdolności operacyjnych. Jestem sam, bez dostępu do systemu. - O małej pomocy McGregora wolał nie wspominać. - Z drugiej strony nie ograniczają mnie procedury - nie powiedział wprost, ale był pewien, że Owen wiedział o czym mówi. Detektywi działali często na pograniczu prawa, a czasami nawet poza nim. Ta wolność skutkowała niejednokrotnie większą skutecznością.

Siwy odłożył pusty kubek.

- Jak to widzisz?

- Jeśli sądzisz, że jesteś w stanie coś wyniuchać… - dumał Owen - to może i tak. Ale na początek musisz mi coś dać, jakiś konkret. Na gębę niczego nie będziemy ustalać.

- Jasne.

Lwyd zaczął od początku, od Addingtona, od jego snów z korytarzem i od zaproszenia, które dostał do Sionn. Dał Owenowi namiar na motel, w którym prawdopodobnie zatrzymał się Elijah. Wspomniał o człowieku zamkniętym w zakładzie i jego snach, Blaku Winstonie. Raz jeszcze przypomniał o dwóch atakach na siebie i o Edzie Pieńku, który był zleceniodawcą Marka.

Owen przez ten czas nie mówił nic. Dzielenie się z nim swoimi snami było ryzykowne. Siwy mógł używać różnych słów, ale cała historia wciąż zakrawała na szaleństwo. Mimo to policjant nie śmiał się, ani nie kpił. W kółko zginał plecy i znów je prostował, analizując kolejne informacje. Wyglądało jednak na to, że historia była dla niego wystarczająco przekonywująca.

- Jakkolwiek to się nie wydaje pojebane, to ma coś wspólnego ze snami - podsumował Huw. - Ktoś potrafi w jakiś sposób generować te marzenia senne i za ich pomocą sterować, wpływać na zachowanie osób, tak jak irlandczyka, który mnie zaatakował, lub Addingtona, który z tego powodu tutaj przyjechał. Sam mówiłeś, że ludziom odpieprza w czasie snu. To rodzaj hipnozy, tak przypuszczam. Zacząłbym od odnalezienia tego Eda. On może być kluczowy w tej sprawie. Masz mapę okolic?

Pochylili się nad przetartą planszą.

- Tutaj - postukał palcem na miejsce wskazane przez hackerkę. - Tutaj musi coś być.

- Dziwne - Owen wbił czerwoną szpilkę w zaznaczony punkt. - Tam jest tylko dzicz, ale możemy to sprawdzić. Mamy jednego hummera do działań w podobnym terenie. Autentyk prosto z Detroit. Do południa teoretycznie byłbym gotowy. Pytanie tylko, czego ty się tam właściwie spodziewasz? Tajnej kryjówki czy podejrzanego, który będzie hasał po lesie?

Huw odchylił się na krześle.

- Bo… - odchrząknął, - bo stamtąd została nadana wiadomość do Addingtona. Nie! - powiedział chwilę potem zdecydowanie. - Nie kręćcie się tam. Spłoszycie go i nic nie znajdziecie. Dajcie ogon Hodderowi, sprawdżcie jego bilingi, namierzcie Edda Pieńka. Możesz wypytać Lysę o Addingtona, może odtrąbicie jakiś sukces, ja zajmę się tym - wskazał czerwoną szpilkę.

Detektyw spojrzał wyczekująco na policjanta, czy zaakceptuje plan. Tamten wstał po biurową karteczkę i na szybko zapisał kilka cyfr.

- Ty już nie ucz ojca dzieci robić - powiedział, dając Huwowi swój numer. - Pociągnę za kilka sznurków. Jeśli trafisz na coś ciekawego, to już wiesz gdzie dzwonić.

- Tak jest! - uśmiechnął się Huw. Zostawił również policjantowi swój numer i już miał wychodzić, ale zatrzymał się i odwrócił do biurka. - Mogę mieć prywatne pytanie? - Owen uniósł brwi. - Tam w samochodzie, na medaliku, to twoja żona? Czy ona też zaginęła?

Gryffith spojrzał gdzieś w papiery. Przez moment Lwyda dochodził jedynie zgiełk za drzwiami: znajomy sprzed laty miszmasz telefonów, krótkich poleceń i nerwowych rozmów.

- Nie przeginaj - odpowiedź była prawie że wycedzona przez zęby. - Nie jesteśmy kolegami.

Siwy wzruszył ramionami.

- Tak jest szefie! - przyłożył rękę do czoła w parodii salutu i wyszedł.

***

"Brunch cafe" znalezione dwie przecznice od posterunku okazało się miłą knajpką z energiczną właścicielką, której nie schodził uśmiech z rumianej, piegowatej twarzy.
Był słoneczny, rześki poranek. Siwy zajął stolik wystawiony na deptak, który wciśnięty był między dwie, porośnięte bluszczem kamienice i wyciągnął podręczny zestaw fajczarski. Słońce wpadało wprost do zaułku oświetlając kawiarniany ogródek.

- Życzy sobie zjeść? - spytała z mocnym walijskim akcentem plebsu, obdarzając go przy tym szerokim uśmiechem. Promienie słońca przebijały się przez aureolę rudych włosów i w tym mocnym świetle te zdawały się płonąć.

- Bardzo - odwzajemnił uśmiech patrząc jak urzeczony na to niecodzienne zjawisko. - Full English Breakfast proszę.

- Się robi - przyjęła zamówienie. - Kawa? Herbata?

- Kawa. Duża.

Kiełbaska była soczysta, boczek chrupiący a jajko rozpłynęło się na talerz. Do tego kawa, gorąca, mocna i aromatyczna. Po sutym śniadaniu zamówił jeszcze deser, chociaż wiedział, że nie da rady. Nabił fajkę, zapalił i pykając wpisał w google "Magnolia Sionn". Wyskoczyły mu fora ogrodnicze, reklama szklarnii i tym podobne. Dorzucił do zapytania "pensjonat". Tym razem wyniki były bardziej obiecujące a wśród nich znalazła się Jemioła.

- Hmmm… - burknął, - może i Jemioła?

Wykręcił numer

- Dzień dobry pani. Nazywam się Huw Lwyd i chciałbym rozmawiać z Maddison, damą, która się u was zatrzymała.

_________________
* South Wales Police
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 14-06-2020 o 09:30.
GreK jest offline