Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2020, 22:40   #55
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Wchodząc w zakamarki budynku, odetchnął z ulgą. Konstrukcja z stali i betonu była tym, czego potrzebował kopcowy prol. Czuł się tu bezpiecznie, paradoksalnie jak na obecną sytuacje. Zamknięta przestrzeń była jego naturalnym środowiskiem.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że było tu nienaturalnie. Echa ich kroków odbijały się po pustych, wręcz martwych korytarzach. Kilka kroków nieuwagi, ktoś wpadł na coś. Nawet Bertan się rozproszył, co skutkowało tym, że kilka rewolt-małp wyskoczyło z czapki i zaatakowało czujkę. Jego i Cariusa.

Zaskoczyli go na tyle, że wypuścił lasguna z rąk. Broń opadła na pas, zwisając na ciele Gwardzisty, gdy ten ostatkiem sił przeciwstawił się przeciwnikowi by nie polecieć na plecy. Zaparł się, ścierając w uścisku z typem. Nie miał czasu rejestrować tego kim jest jego napastnik. Najważniejsze było to, że miał na sobie..

"Znowu był na Tranch. W tą felerną noc, tamtej daty, w tym przeklętym i zapomnianym przez Imperatorze placku ziemi niczyjej, w przeklętej wojnie domowej.

Zerwał się z miejsca, gdy Jor oraz kapral położyli ogień osłaniający. Lekko pochylony, biegł przed siebie do budynków w których ulokował się kapitan. Wszędzie było to samo - kanonada, malowana laserowymi krechami i pociskami, wrzaski rozkazów i umierających, z podkładem kopców ziemi podrywanych wybuchami.
Widział już budynki, gdy coś wytrąciło go z równowagi i runął w lej. Gruchnął o ziemię z niesamowitą siłą, tracąc na chwilę oddech. Impet zderzenia wytrącił mu z rąk karabin.
Odzyskując ostrość dostrzegł, że to co go przewróciło było żywą istotą. Człowiekiem. Okropnie śmierdzącym, ubranym w mundur o nieokreślonym brudnym kolorze i hełmie z maską. Poturlali się w dół małego leja, a Bertan dostrzegł błysk ostrza. Zdołał wepchać nogę pod przeciwnika i odkopać go w tył. Teraz mógł dostrzec go jeszcze lepiej.
Mundur wyglądał jak zlepek przypadkowo dobranych sortów, pomalowanych breją i dziwnymi symbolami, od których zakręciło mu się w głowie. Przeciwnik burknął coś, dość wyraźnie, machnął nożem dwa razy i ruszył na Bertana. Młodziak w ostatniej chwili odskoczył w tył, lekko zachwiał się na śliskiej ziemi, co dało napastnikowi szansę na potężne ugodzenie nożem z góry. Berti wystrzelił w górę, wprost do lecącej ręki, cudem omijając ostrze noża. Nie utrzymali równowagi i runęli na glebę. Przeciwnik mocno trzymał nóż, ale był równie silny co on. Miał przewagę, gdyż usiadł na zamaskowanym. Ten nie dając za wygraną, zaczął wolną ręką okładać mężczyznę po boku. Nie byłoby to niczym nieprzyjemnym, gdyby nie trafił w punkt który prawię zgiął w pół żołnierzem Imperatora. Złapał mocniej rękę z nożem, przyciskając ją do siebie tak by brudny nie mógł jej wyrwać, a następnie krzycząc ile sił w płucach uderzył kantem czoła w maskę przeciwnika. Raz, drugi. Delikatnie zamroczyło go, a struga ciepła spływająca z czoła świadczyła o krwawieniu. No tak, hełm też stracił podczas tego zderzenia..
Dwa potężne ciosy nie tylko ogłuszyły przeciwnika, ale zrobiły wyłom w masce. Wyłom, przez który Bertan dostrzegł to, czego nie powinien. Abominacje. Skazę. Coś, co może kiedyś było człowiekiem.
Krzycząc ze strachu, uderzył jeszcze raz. Wyrwał nóż i zaczął dźgać nim w twarz napastnika. Raz za razem. Gdy wreszcie się opamiętał, nie było już upiornej deformacji. Wymazał ją brutalnie, odsyłając w niebyt."


Z przerażeniem na twarzy, zaczął krzyczeć. Nie był to krzyk śmiertelnie wystraszonego człowieka, a pierwotny ryk. Odgłos wydobywający się z głębi gardła. Tak jak wtedy. Koszmar powrócił, znowu musiał się z nim zmierzyć. Rycząc co sił, zerwał uścisk przeciwnika i odepchnął go, gdy ten zachwiał się pod wpływem siły jaką wkładał w uścisk, a dzięki wyrwaniu się Bertana, siła jaką wkładał zachwiała nim w przód. Gwardzista wykorzystał to - pchnął go do przodu. Nim zdążył doskoczyć, jeden z Akolitów wpadł z impetem w niedoszłego przeciwnika, kończąc jego żywot.
Radzili sobie nieźle i nim zdołał podnieść swój lasgun, pierwsza zasadzka zniknęła w furii Akolitów.

Strzelali do nich z platformy. Nim zdołał zareagować, psyker zrobił swoje sztuczki, przeszkadzając rewolt-małpom. Marion biegła od przeszkody do przeszkody, prowadząc natarcie. To on powinien iść na szpicy, nie oni.
On był Młotem Imperatora.
Nie uszli daleko. Granaty dymne wybuchły tumanami osłaniającej chmury, z której posypały się strzały. Pociski, śrut, laserowe kreski - wszystko co mieli przeciwnicy. Przygwoździli ich. Koszmar trwał w najlepsze.

"Siła podmuchu przewróciła Bertana i Jora. Łysy mężczyzna już nie spał, przerażonymi oczami obserwując to co się działo.
- Jor, wstawaj. - złapał kolegę. Ten szybko pojął jego intencje. Podnieśli się do góry.
Wycelowali w mgłę, oczekując na wroga. Nad ich głowami powietrze przecięły kule, a zaraz potem pojedyncze laserowe krechy. Ktoś krótko wrzasnął i padł z przestrzeloną piersią. Zaczęli strzelać w kierunku, skąd padał ogień.
- Wal do ciemnych smug które pojawiają się w mgle - krzyknął do ucha Jora. Posłuchał się młodego. Za każdym razem, gdy dostrzegali taką smugę, strzelali do niej. Mglista zjawa zamiast przenikać z miejsca do miejsca, padał w dół. Ku ziemi i zastygła w tej pozycji.
- Osłaniaj mnie!"


To nie Jor uratował go z tej sytuacji. To nie kapral Sayer przyszedł z odsieczą, śląc laserowe krechy w ogniu seryjnym. To znowu ten tech-kapłan, nieszablonowy i dziwnie niestabilny.
Nazywał go Świątobliwym ze względu na szacunek. Nie mógł mu go odmówić, gdy ten powstał i wycelował w środek dymu. Tym co dzierżył, była jednorazowa rakietnica. Odpalił ładunek, który opuścił rurę z przeraźliwym świstem.
Huk eksplozji odbił się po ścianach i dotarł do nich, nieco osłabiony. Mikenheim wciąż krył się za przeszkodą, w tym wypadku masywnymi kontenerami. Sam nie wiedział dlaczego biegł z laspistolem, nie był sobą. Schował nieprzydatną broń i zmienił na lasguna. Szybkie sprawdzenie stanu naładowania, był gotów.
Czekał.
Doczekał się, wyławiając z ogólnej kanonady i nieustannego hałasu dźwięk przeładowywania. Pamiętał to z szkolenia na Fenksworld..

"- To jest heavy stubber. Broń wsparcia drużyny. Na drużynę przypada taki jeden. Nie jest zbyt ciężki, ale nie jest też lekki. Nie napierdala boltami, tylko zwykłymi pociskami - sierżant ubrany w zgniło zielony mundur uniósł do góry nabój, jakim ładowało się heavy stubbera. Robiło wrażenie. - Strzela z taśmy oraz bębnów, wy będziecie napierdalać z tego pierwszego wariantu. Jasne?! - wrzasnął. Kompania odpowiedziała mu chórem.
- Teraz, heavy stubbera przeładowuje się tak. Otwiera pokrywę zamka, wkłada taśmę, zamyka - sierżant cały czas mówił, jednocześnie pokazując rekrutom. - I na samym końcu przeładowuje się tak.
Charakterystyczny dźwięk skończył prezentacje. Karabin był gotów do strzelania."


Wychylił się znad osłony, wiedziony słuchem. Dostrzegł go, gdy kończył ładować broń. Szczęk przeładowania.
Gwardzista był jednak szybszy. Lasgun podskoczył sam, odruch trenowany godzinami, wbity w pamięć mięśniową. Nacisnął spust. Z końca lufy wystrzeliła czerwona kreska laserowego światła, która ugodziła przeciwnika. Charakterystyczny trzask laserowej broni był ostatnim dźwiękiem, jak usłyszał niedoszły cekaemista.


Radzili sobie nad zwyczaj dobrze, a przeciwnik choć zdeterminowany, był kiepskim wojownikiem i strzelcem, toteż nim się obejrzał wybili wszystkich co do jednego. Podniósł się za osłony, nie zmieniając sektora w który celował. Był gotów do dalszej walki. Zdołał zabrać dla siebie dwa magazynki overcharge, które wraz z jego i tak zmodyfikowanym lasgunem, stanowiły morderczy argument. Będzie przepalał na wylot wrogów Złotego Tronu.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline