06-06-2020, 10:39 | #51 |
Reputacja: 1 | Metzenbaum zerwał źdźbło trawy i włożył je między zęby. Musiał coś robić. Cały czas dławiło go od adrenaliny. Non stop analizował przebieg wczorajszej walki. Zaczęło się tak niespodziewanie. Miał tylko siedzieć w pancernym aucie i nie plątać się zawodowcom pod nogami. Wszystko szło jak w podręczniku. Dwie kolumny zwiadowców przemykały przez ograbione do cna miasteczko. Co tu się stało? I wtedy zaczęło się piekło. Powietrze przecięły wiązki lasera i smród palonych tkanek. Strach sparaliżował go i odebrał władzę nad ciałem. Słyszał krzyki, rozkazy, wycie bólu. Wtem nad pojazdem przemknął granat przeciwpancerny i eksplodował bardzo blisko. Szefowa krzyczała manewrują, że skurwiele mają wóz pancerny. Co było robić? Albo zginąć w strachu albo jako bohater. Trójnóg wyrzutni rozkładał się w dużej mierze domyślnie, więc nawet w szale walki dało się to zrobić niemal odruchowo. Wyrzutnia też nie stawiała wielu wymagań. Załaduj, wyceluj, pociągnij za czerwony cyngiel. Wizg rakiety rozdarł powietrze jak rwie się stare prześcieradło. Kolejna eksplozja, a gdy chmura pyłu znika, widać płonące i pogięte blachy. Słyszy krzyk. Ujjjjjjjjjjjjaaa. Biegną. Biegną na niego wrogowie. Jego towarzysze ściągają ich jednego po drugim. Firalio wyciąga gnata, gdy celuje świat rozbłyskuje tysiącem barw, a po twarzy spływa coś czerwonego. Tutaj wspomnienia nieco się zacierają. Jakieś dłonie zszywają mu głowę, później zwiad, stare trupy wkomponowane w uprawy. Dalsza podróż. Wspominał to jak przez mgłę. Dopiero wspinaczka po górach nieco go otrzeźwiła. Czy to nie dziwne, że najbardziej czujesz, że żyjesz gdy jesteś blisko śmierci? Dotarli do gniazda zepsucia. Jak to się stało, że tech-adepci popadli w tak głęboką herezję, modyfikując bez opamiętania ludzkie ciała, będące wszakże zrobione na podobieństwo boga. Chaotyczny rabunek i prace cybernetyczne. Aż strach pomyśleć, czy naprawdę nie skonstruowali byka bojowego. To miało się okazać dopiero wkrótce. |
07-06-2020, 23:38 | #52 |
Reputacja: 1 | Post wspólny -To jak panowie idziemy? Osobiście bym poszedł korytarzem niż wspinał się. Oczywiście spodziewam się jakieś walki dlatego proponuję broń krótką/broń do zwarcia aby mimo wszystko nie robić zbytniego rabanu. Istnieje też opcja że korytarz jest zaminowany lub w inny sposób zabezpieczony jakąś niespodzianką - odezwał się półgłosem Flavio. -Wydaje mi się że faktycznie trzeba iść korytarzami, nie szybem windy -zgodził się Carius - Jeśli ktoś nie ma broni z której mógłby strzelać na krótki dystans niech zgarnie obrzyna z dostępnych pukawek. Sam proponuję albo ustawienie które kiedyś zaproponował Bertan, albo Ustawienie na zasadzie 2 wychodzi na przód sprawdza teren ale pozostaje w ewentualnym zasięgu strzału całej reszty, dwóch kolejnych idzie do przodu z tym samym manewrem, pozostali ubezpieczają tył i tak się przemieszczać od osłony do osłony. -W pomieszczeniu coś jest - powiedział Firolio, wpatrując się w rozjaśniany nielicznymi lampami półmrok korytarza -Jakieś kształty, zakładam, że w mroku. Jakaś niespodzianka. Podejście zbyt blisko może nas zaskoczyć. Przydałoby się sprawdzić co to z pewnej odległości. Ktoś ma celowniki optyczne z noktowizorem? Latarki mogłyby nas zdradzić. Można też wśliznąć się do komnaty i zająć pozycję za osłonami, przed rozróbą i dopiero oświetlić. -Będziemy szli powoli, od osłony do osłony, ubezpieczając się z przodu i tyłu, dodatkowo każdy odnogę korytarza, który będzie naszym głównym wektorem. Longlasy nie będą tutaj potrzebne, bo nie będziemy walczyć na dystansie większym niż 200 metrów. Odradzam granaty obronne, polecam zaczepne. Po podłodze, ewentualnie odbić od ściany by wrzucić do korytarza obok. Kule mogą rykoszetować, ale pompki będą dobrym rozwiązaniem na krótki dystans. - Bertan wyjaśnił dobór taktyki i używanej broni do skutecznej walki w CQB. Perkele był całkowicie szczery co do swoich umiejętności bojowych, jednak i on był w obecnej sytuacji cennym sprzymierzeńcem: -Jako najbardziej nieadekwatny do tego typu zadań, mogę was wspomóc w próbach odblokowania zaciętej broni. Ale i tak proponuję przygotować sobie z dwie opcje na dystans średni i krótki. W razie zacięcia jednej, pozostaje druga. Poza tym, wszelakie rakiety i ich użycie w tak ciasnych korytarzach, niesie za sobą ryzyko oberwania mimochodem. Więc wolałbym unikać tego typu akcji, no chyba że wyjdzie na nas jakiś mega podkręcony biotechnologią mutant. Z tego co widzę po holograficznej reprezentacji pomieszczeń, naszym głównym celem jest kwatera główna i ewentualne zagarnięcie jakichś notatek, data-slate’ów czy innych zapisów odnośnie sytuacji która się zadziała. Ostatnie wydarzenia na agrostacji oraz to co tu zastaliśmy w twierdzy ad-mechu sugeruje, że Adeptus Mechanicus zostali wytępieni lub przekonwertowani na stronę herezji i nie będa współpracować. W całej tej sytuacji kapłan maszyny był potrzebny przy otwieraniu elektronicznych zamków lub wyłapywaniu niezgodności odnośnie tego, co powinno się znajdować w twierdzy a tego brakuje. Lub co nie powinno w niej być, a jednak jest. Ruszyli. Bertan i Carius na początku. Potem szedł Merekkerth z Fabio, następnie Flavio i Firolio. Marion Merchand i Varn zamykali pochód. Dowódcy zależało na tym żeby dopiąć ten zwiad i chciała trzymać rękę na pulsie. A Varn miał okazję do podrywu. Pokonanie podwójnego korytarza nie nastręczało trudności. Bertan i Carius weszli w odnogi, trzymając się zewnętrznych ścian, z bronią wycelowaną nieco na ukos, ku ścianom wewnętrznym. Za nimi szła kolejna para, trzymając się centrum ale celując na wprost, w głąb korytarza i omiatając lufami obszar magazynu. Kiedy grupa dotarła do pierwszego pomieszczenia, Bertan i Carius zajęli pozycje u wylotu korytarza, i pozwolili pozostałym sprawdzić, czy w środku nie czai się wróg, kiedy sami osłaniali ich z dogodnych pozycji. Kolejne osoby weszły do środka, poruszając się między kontenerami i skrzyniami. |
08-06-2020, 12:41 | #53 |
Reputacja: 1 | Akolici przycupnęli przy rozwartych drzwiach do szybów wind, które niedawno przeszli, i zrobili burzę mózgów. Marion co i rusz musiała uciszać ich, kiedy podnosili głos - ale i tak ilość szmerów i gadek, plus inne "hałasy" typowe dla zmiany pozycji, sprawdzania broni i poruszania się dawały koncert w opustoszałych korytarzach. Plus był taki, że nie były w całości metalowe, ściany i sufit były z tutejszej skały i/lub konstrukcji skałobetonowej. Poza tym wydawało się, że "nikogo niet w doma" i nikt ich nie słyszał. Oczywiście wrażenie to było błędne, o czym mieli się rychle przekonać na własnej skórze. Naradzili się, dobyli broni, ruszyli przez obydwa korytarze stosownym szykiem. Oprócz tupotu nóg na metalowych kratach, wszystko szło dobrze. Oczywiście do czasu. Mniej więcej kiedy szpica już badała optycznie wnętrze magazynu i miała zamiar tam wkroczyć, Marion wpieprzyła się w coś - jakąś pułapkę (3x test na Agility: 68, 94 i 98/31) czy w paskudną wadę konstrukcyjną bądź inne uszkodzenie - korytarze były w bardzo złym stanie. Rozległ się głośny huk, w powietrzu w paru metrach sypnęło gruzem i metalcem (Blast 2 - obejmie Marchand i Sotanusa, Pen 0, 1k10-8 Impact type damage w lokację Head: 0 dmg u obydwojga). Na szczęście korytarze się nie zawaliły, ale było niezłe zamieszanie, tuman kurzu, kraty podłogi się zapadły, a na łby sypnął się tynk (testy Zręczności na +0 dla: Fabio, Varna, Firolio i Flavio). Marchand nic się nie stało, ale musiała się pozbierać (powalona na podłogę, -10 WS i BS na 1 turę). Całe to zamieszanie rozproszyło ekipę. W sam raz, by komitet powitalny ich lekko zaskoczył. Wypadli zza winkli. Cybernetyczne zombie (vel kukiełki / niewolnicy), identyczne z tymi spotkanymi w zszabrowanej wiosce i na zewnątrz Świątyni. Dwa z nich dopadły do point manów, Bertana i Cariusa. Były nieuzbrojone, ale przyjęły inną, desperacką taktykę - złapali ich (Grapple attacks z Charge: WS 17/35 vs Dodge Reaction 73/17 Bertan i 04/35 vs 64/39 Carius to samo), i tak pochwyconych mieli zamiar trzymać, lać, dusić. Mogło się im to powieść, tym bardziej, że biegli też koledzy. Jeden szybko dopadł do Fabia i zaatakował go pięściami (lub kopniakami jeśli ten nie zdał testu na Agi i w konsekwencji leżał na deskach: Unarmed Charge Attack, 86 i 15/35 lub 45 vs Dodge Reaction 58/16, jeden atak wszedł w lokację Head, 1k5-3+Strength Bonus [2] Impact dmg, pancerz x2 czyli: 3-3+2-2(2)-4=brak obrażeń). Natomiast Carius widzi jeszcze, jak zza nieaktywnej maszyny kroczącej (jakiegoś rodzaju powerliftera) wyłania się "czwarty do brydża", dzierżący dwa improwizowane narzędzia mordu - gazrurkę i pordzewiały klucz francuski. Podobny oponent trafił się też u ujścia drugiego korytarzu, ciskający swoimi topornymi fantami w Merekkertha (2x Improvised Thrown Weapon attack: 15 i 11/05 BS, przedmioty walnęły gdzieś w ścianę i podłogę, kolo jest teraz Unarmed). Co po niektórzy z ekipy widzieli, że zza kontenerów w magazynie wyłania się jakiś typ z bronią pistoletową, zaś na platformie na krańcu pomieszczenia było kolejnych trzech. Skupiali się na mierzeniu ze swej broni, która wyglądała na nędzną i prymitywną, nie były to nawet te kiepskie las-karabinki, które dzierżyli ci szabrownicy z wioski. Warunki jednak były trudne i dla nich, i dla Akolitów: półmrok i głębokie cienie skutecznie przeszkadzały w strzelectwie (Combat Circumstance: Shadow, testy BS są na -20). Legenda: Biała kropka - Marchand Niebieska - Varn Pomarańczowa - Sotanus Szara - Metzenbaum Czerwona - Boticelli Purpurowa - Perkele Bordowa - Mikenheim Zielona - Plox Brązowe - cyber-leszcze (Simplified Minions wg zasad) Szary sprej - zasięg "wypadku budowlanego" Biała jedynka - krocząca maszyna ze chwytakami (bieda-wersja Sentinel Powerlifter) Dwójka - lichtuga (lighter; ale nie typu Arvus, jakiś no-name type)
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
14-06-2020, 19:23 | #54 |
Reputacja: 1 |
|
14-06-2020, 22:40 | #55 |
Reputacja: 1 |
__________________ Ayo, 'sup mah man? |
29-06-2020, 21:29 | #56 |
Reputacja: 1 | Post wspólny Po skończonej walce i sprywatyzowaniu broni i ekwipunku poległych wrogów ekipa obrała za kierunek sortownię. Podzielili się na dwie sekcje i poszli na południe bocznymi holami. Światła latarek przeganiały mrok podejrzanie cichych i pustych korytarzy. –Zwracajcie uwagę na pułapki. Może ich być tu sporo – ostrzegła Marchand. Adepci komórki zaczęli kroczyć wolniej, czujnie wypatrując i nasłuchując wszystkich niezwykłości którymi mogła być naszpikowana twierdza techpriestów. Drużyna weszła do sortowni i wtedy się zaczęło. W ich kierunku poleciały granaty – błyskowy i z gazem. Ten pierwszy po prostu oślepiał. Ten drugi z pozoru dławił i zostawiał paskudny posmak na języku. Dopiero po chwili dało się zauważyć, że to halucynogen zmieniający postrzeganie rzeczywistości. Firolio zaczął biegać, machając rękami jakby latał, Fabio uciekł i skrył się za jakimiś kontenerami, Bertan, Carius i Varn byli przekonani, że są niewidzialni i dziarsko leźli dalej, nie przejmując się, że mogą być na celowniku wrogich strzelców. Z kolei Flavio pochłonięty był wytrząsaniem z połów ubrania wyimaginowanego robactwa. Efekty halucynacji nie trwały długo, ale dały atakującym trochę czasu. Dwóch serwitorów zeskoczyło z góry, jeden powalił na podłogę Perkele, drugi zaczął mocować się z Marchand, chcąc ją powalić. Kiedy reszta drużyny otrząsnęła się z szoku, błyskawicznie wykonała na trybach egzekucję za pomocą broni białej. W sortowni zrobiło się cicho. Po zakończeniu krótkiego starcia, Marion zarządziła godzinną przerwę na odsapnięcie, przeładowanie broni, zabandażowanie ran, jedzenie, picie – standard. Następnie pojawiło się pytanie – gdzie teraz? Do laboratorium czy do magazynu bioniki? I czy rozdzielać się na dwie sekcje, czy iść razem? Po kilku minutach dyskusji, ustalono, że wszyscy adepci idą razem i kierują się najpierw do labów. Szli w szyku, Marion na szpicy, potem Firolio – czujnie sprawdzali korytarz pod kątem potencjalnych pułapek. Panował półmrok rozświetlany jedynie blaskiem bijącym od drzwi laboratorium. Ekipa zeszła po krętych schodach jakieś 1,5 metra w dół poniżej poziomu korytarza. Już mieli się zagłębić między stoły z technicznymi utensyliami i przeszukiwać regały, gdy wtem z niesamowitą szybkością ruszyła się kupa złomu leżąca dotychczas spokojnie w kącie. I jak się okazało, był to tylko kamuflaż dla metalowego monstrum o czterech parach rąk. Wielki, koszmarny przeciwnik, zgrzytając blachami wpadł pomiędzy członków OH i zaczął wywijać zakończonymi stalowymi ostrzami łapskami. Zaskoczony Metzenbaum cudem uniknął śmierci, w ostatniej chwili wykonując unik. Flavio podjął walkę wręcz, korzystając ze znaleźnego miecz. Podobnie Perkele, Metzenbaum i Marchand dobyli broni białej i uderzyli na przeciwnika. Niestety, większość ciosów odbijała się tylko od grubego pancerza. Pozostali zdecydowali się na walkę strzelecką, waląc w robota kulami i laserami. Dopiero jednak celna seria Cariusa powaliła przeciwnika na ziemię, ponownie zamieniając go w kupę złomu. Po walce zaczęło się przeszukiwanie miejscówki. Było całkiem sporo interesujących rzeczy. Z najważniejszych - dzienniki tutejszego Magosa zapiski z eksperymentów i badań. Od daty mniej więcej odpowiadającej tajemniczemu atakowi nakolonię Tsade I, Barahest Mt. Machine Temple borykało się z szeregiem usterek,problemami w pracy serwitorów, trudnościami w skupieniu u menialsów i tech-adeptów. Wszyscy ludzie zaczęli też mieć problemy ze snem, koncentracją, miewać koszmary – bliżej niesprecyzowane, niezapamiętane. W pewnym momencie - gdzieś w okolicach tych pozasezonowych, wielkich burz na Tsade II - jakby “pękła bańka”. Zaczęli się zachowywać, pisać i myśleć irracjonalnie. Stopniowo pogrążali się w szaleństwie. Zapomnieli o wierze w Omnissiaha (choć nie zaczęli wyznawać mrocznych bogów w to miejsce), przestali dbać o świątynię i swoje obowiązki, natomiast w to miejsce w gorączkowy, nieskoordynowany, a w pełni szalony sposób poszli za jakąś nowonabytą obsesją - pełno w zapiskach i zdjęciach lekarskich utensyliów, szalonych eksperymentów medycznych, “usprawniania” ludzi cybernetyką (bez znaczenia na wolę “usprawnianego”). Potrzebowali “więcej mięsa” (stąd porwania ludzi z wiosek). Więcej bioniki i materiałów (stąd szaber). Zaczęli klepać szalone konstrukty, cyber-kukiełki i bionikę z pordzewiałego szrotu. Marion chwilę pomyślała nad zastaną sytuacją, a następnie korzystając z wiedzy i doświadczenia podzieliła się swoimi domysłami: -Rzeczywiście od kilku dekad Świątynie Maszyn i statki medicae Augmetic Scholae w Obrębie Josian padają ofiarą takich wynaturzeń. Nikt nie wie, skąd się to bierze. Jest to tech-herezja, jak i zarazem Maletek (mieszanie “normalnego ludzkiego” techu z Warp fuckery) i to tłumaczy dlaczego Barahesty zamilkły. -Należy wyeliminować wszystkich szaleńców, ich konstrukty oraz ofiary, sprawdzić stan sieci kogitacyjnej i archiwów, czy noszą znamiona Skazy – podsumowała. -Znaczy ten metal w ich czaszkach sprawiał, że działali jak kukiełki? - dopytał Varn, mając trudność w zrozumieniu jak działają zaawansowane wynalazki inżynieryjne. -A te tryby zaczęły robić to ludziom z nieznanych przyczyn? Czyli musimy znaleźć ich mąciciela i pogadać z nim na poważnie. Za pomocą maczugi owiniętej drutem kolczastym. - zrobił krótką przerwę. -Ciekawe jak ktoś zdołał przekabacić trybów na swoją stronę. Jakieś narkotyki w jedzeniu? To by się zgadzało. Tylko czy wszyscy technicy jedli to samo pożywienie? Czy powinniśmy szukać gdzieś indziej? Bertan tylko splunął na ziemię. Nie wiadomo czy w geście pogardy, nienawiści czy wyraża tym emocje z poprzedniego starcia. Mikenheim nalegał na jak najszybsze zrównanie tego heretyckiego miejsca z ziemią. - Nie da sie odstrzelić jakiegoś głównego złego i zlikwidować wszystko w zarodku? - zapytał Carius - Wysadźmy wszystko w pizdu i będzie po problemie, jeśli chodzi o tę placówkę - O ile ubicie szaleńców to konieczność to zrównanie świątyni z gruntem… może być problematyczne. - uśmiechnął się z rezygnacją Fabio - Chętnie też bym oczyścił doszczętnie to miejsce z tego zepsucia, lecz Mechanicum może potrzebować tutejszych zasobów… oczywiście o ile nie są skażone, wtedy nie ma o czym mówić. - O ile nie są, dobrze powiedziane. - mruknął Bertan, sprawdzając baterię w lasgunie -Jesteśmy świadkami jak mroczne potęgi wykorzystują najmniejsze słabości Imperium, aby odebrać nam to co nazywamy Światłem Imperatora. Teraz gdy zaczynamy odkrywać tajemnice tych plugawych czynów nie możemy pozostać obojętni i musimy doprowadzić tą sprawę do końca.. Nasz przeciwnik konsekwentnie będzie wykorzystywał każde nasze zawahanie oraz każdą wątpliwość w naszym sercu by zadać cios. Tu chodzi o coś cenniejszego niż sprzęt i zasoby. Dlatego gdy będziemy pewni że zebraliśmy wszystkie potrzebne dowody. Świątynie powinniśmy zrównać z ziemią jeśli nie będziemy w stanie to należycie zapieczętować. Każde skażone miejsce może z czasem ponownie wypuścić swoje macki… – odezwał się Flavio. - Podzielam twoje sentymenty, Sotanus - odpowiedziała Marchand - Ale bez Świątyni Maszyny tegoroczne zbiory będą mizerne. Kiedy oczyścimy to miejsce, pociągnę za sznurki i odpowiednio nakreślę sytuację naszej Pani oraz przedstawicielom Adeptus Mechanicus. Muszą tutaj przysłać Techgzorcystę i sztab ludzi od czyszczenia techno-Skazy. Pod nadzorem Inkwizycji, oczywiście. - Zmieniła magazynek w auto-karabinie. - Koniec przerwy, nasza praca jest niedokończona. Zabezpieczamy korytarze. Dobierzcie najsilniejszą broń palną. Plox, Varn, amunicja przebijająca. Metzenbaum, jak zabezpieczymy korytarze, ty zostajesz z tyłu i pilnujesz wyjść. Oddaj Frag-erpega Perkelemu. My natomiast wchodzimy do kwatery głównej. Ja i Varn na szpicy, Perkele i Bertan zaraz za nami z wyrzutniami RPG. Reszta broń palna. Jeśli są tam malifecty i serwitory, trzymamy je na dystans i rozstrzeliwujemy. Jeśli są tam jacyś ludzie, tutejsi tech-kapłani… Powiodła wzrokiem po wszystkich. - Żadnych jeńców. Ostatnio edytowane przez Micas : 04-07-2020 o 18:20. Powód: Justowanie by MG. |
30-06-2020, 15:05 | #57 |
Reputacja: 1 |
__________________ Ayo, 'sup mah man? |
04-07-2020, 15:54 | #58 |
Reputacja: 1 | Po przedarciu się przez laboratorium dotarli go głównych pomieszczeń świątyni. Akolici przygotowali broń i ruszyli do kolejnego starcia. Metzenbaum został z tyłu miał zadanie zabezpieczać ewentualny odwrót. Ruszyli przez wschodnie wejście Prawie zaraz po wejściu tech-adept padł na ziemie oplątany przez prymitywny bolas jednego z wrogów. W akompaniamencie wystrzałów z broni Varna, Flavio kontem oka zauważył jak Perkele rozrywa krępujące go więzy po czym zostaje trafiony wiązką plazmy renegackiego tech-kapłana. Pod schodami przebudziło się monsturm - kolejny malifect z brązu. Zza pleców z głośnym świstem przeleciał pocisk wystrzelony z panzerfausta trafiając abominację zaś dzieła dokończył Plox kładąc paskudztwo serią pocisków z autopistoletu. W głębi korytarza słychać było kroki zbliżających się kolejnych przeciwników. Kolejna rakieta tym razem wystrzelona przez Perkele i choć chybiła cel o włos trafiając stertę urządzeń zaraz za cele, siła eksplozji dosięgła renegackiego tryba. Bertan oraz Carius również posyłali kolejne pociski w gdy w tym samym czasie Fabio położył dwóch heretyków z ciężkiego stubbera. Heretycki kapłan maszyn maszerował w ich kierunku dzierżąc już w ręku łańcuchowy topór, laserowa smug wystrzelona z dendrytu poważnie zraniła Perkele. Flavio strzelał licząc ilość naboi w magazynku. „Cholera! Że też nie pomyślałem by przeładować” z rozmyślań szybko wyrwał go celny postrzał w ramię, na szczęście pancerz pochłonął znaczną część energii, zaś momentalnie Marion przybyła mu z pomocą odstrzeliwując oprawcę. On sam chwilę potem położył kolejnego. Krzyki pozostawionego na czatach Firolio zmieszały się z hukiem wystrzałów z pistoletu. -Perkele, ze mną. Reszta, rozwalić serwitory, zabezpieczyć teren- rzuciła Marchand ruszając z pomocą ku Adeptowi. Varn precyzyjnie wycelowaną kulą ze swojej broni i roztrzaskał łeb heretyckiemu kapłanowi, przesądzając tym samym wygraną członków ekspedycji. Raban, harmider, krycie się za osłonami i kolejne parę salw rozprawiły się z pozostałymi wypaczeniami. Ledwo zdążyli odetchnąć po starciu gdy monotonne wycie syren alarmowych przypomniało wszystkim że jeszcze nie czas na odpoczynek. Przez pospiesznie zreperowane vox-radio nadali sygnały SOS, siostra Marion rozdarła zalakowaną kopertę ukrywaną do tej pory w kieszeni. W środku znajdował się skrawek papieru z ciągiem liczb który Marchand pospiesznie wstukiwała w cyferblat voxu. -Wszyscy wycofać się do hangaru! Wojsko już jest w drodze!. Ostatnio edytowane przez Micas : 04-07-2020 o 18:20. Powód: Korekta by MG. |
04-07-2020, 18:36 | #59 |
Reputacja: 1 | Cisza, jakże zwyczajna cisza, ale tak można tylko określić to co stało się gdy dźwięki wystrzałów ucichły. Mimo że dotarła do Akolitów znajdujących się w Kwaterach głównych dobrą chwile wcześniej, nikt się nie ruszył. Wszyscy oczekiwali w niecierpliwości, tak właściwie nie wiedząc na co. -Bertan jak sytuacja?- Padło pytanie, a raczej rozkaz domagający się sprawozdania, na wspólnym kanale Vox. -Wszystkie cele zneutralizowane, przystępujemy do przeszukania obszaru. -Czekajcie idziemy do was, zabezpieczyć pozycje, przeładować broń. – Dopiero echo stąpania z korytarza, który broniła Marchand uruchomiły na nowo postrzeganie, jakże nieistotnych i jakże zwyczajnych, dźwięków. Wbrew logice wpierw dotarły do nich te najcichsze, odgłos kapiącego oleju w jakimś nieokreślonym zakamarku, ciche buczenie cogitatorów, czy syk powstały po zetknięciu się nagrzanej lufy pistoletu plazmowego z wydzielinami byłego już Tech-Kapłana. Dopiero później zniknęły w huku wydawanym przez wszechobecne wiatraki wentylacyjne, czy też uderzenia i zgrzyty maszynerii. -Opatrzeć rany, przeorganizować ekwipunek, sprawdzić czy wszyscy są martwi jeśli trzeba dobić. Perkele sprawdź Cogitatory ich poziom skażenia i zgraj na infoczytnik wszelkie informacje, później będzie czas je przejrzeć. Bertan, Varn i Carius zabezpieczyć Magazyn bioniki i korytarze doń prowadzące, jeśli znajdziecie coś przydatnego to zabrać. Reszta zebrać cały sprzęt który znajdziecie i który nadaje się do użytku. Zarówno Manchard jak i Perkele podeszli do bezgłowego stworzenia będącego niegdyś Tech-kapłanem. -Widziałeś kiedyś coś takiego? -Mysiu widzisz ? Mysia rozpoznaje? Ja też nie rozpoznaje, te dwa z bronią wydają się, no cóż niezwykłe, nienormalne, niestandardowe. Nie powinny takie być. – Mimo że większość ramion Kapłana stanowiły klasyczne dendryty dwa były wykonane dość nietypowo, nie rozchodziło się tu tylko o to że ewidentnie zostały zbudowane z części z odzysku, zresztą połączonych w niedbały sposób. Te dendryty w przeciwieństwie do reszty nie stanowiły spójnej części mechaciała kapłan, zostały wbite w żywą tkankę ramion, tak jakby ktoś nie przejmował się obrażeniami czy bólem który musiały wyzwalać przy najmniejszym choćby ruchu. Nasuwało się też pytanie w jaki sposób działały mimo widocznego braku połączenia z resztą bioniki. Perkale patrzył jak zahipnotyzowany w nienaturalne i dziwaczę ręce, z oszołomienia wyrwał go głos.- Nie miałeś czegoś zrobić?- Ruszył bez słowa do swojego zadania, jednocześnie Manchard zajęła się przeszukiwaniem dziwacznego ciała. Fabio podszedł do jednego z dronów i z lekkim obrzydzeniem dźgnął go nogą tak by obrócił się w jego stronę. Spojrzał w zdeformowaną twarz, cienka stróżka krwi pomieszana z płynem mózgowo-rdzeniowym i kawałkami mózgu wypływała przez otwór w czole. Boticelli wzdrygnął się na myśl że to stworzenie było kiedyś człowiekiem, ba było kiedyś a może nawet całkiem niedawno dzieckiem. Co prawda dron był lepszej jakości niżeli tech-zombie których spotkali wcześniej. Jednak było widać rękę tego samego artysty. Mimo niechlujnie przymocowanej płytki w miejscu płata ciemieniowego, należało docenić fakt że przeprowadzenie kabli przez pusty oczodół i usta, nie uszkadzając reszty mózgu wymagało wręcz chirurgicznej precyzji. Psionik szturchnął jeszcze raz stwora, by ten się obrócił. W miejscu gdzie powinien być kikut po szyi znajdował się być może jeszcze sprawny silnik antygrawitacyjny całkiem zręcznie zamontowany, jednocześnie dosyć klasyczny dla tego typu tech-sług. Bertan z Ploxem i Vranem ruszyli na rekonesans, korytarz oddzielający ich od Magazynu bioniki był pusty. -Zbyt tu pusto- Padło krótkie stwierdzenie ze strony starego Gwardzisty, sprawdzającego czy przeciwnik przypadkiem nie wyskoczy z małego włazu wentylacyjnego -Musimy uważać- rzucił w odpowiedzi strzelec, jednocześnie omiatając pomieszczenie światłem latarki. -Pierdolicie farmazony- dodał od siebie Vran i nonszalancko ruszył przez pomieszczenie w stronę magazynu. Po chwili jednak wkroczyli do pomieszczenia z zwartym szyku bojowym. -Meldować- padło z kanału Vox -Brak kontaktu z wrogiem, pomieszczenie jest wypełnione wszelkiego rodzaju szmelcem, większą jego cześć zajmuje jakaś forma basenu. – W czasie gdy Mikenheim był zajęty raportem, a Vran oglądał znajdujący się przy ścianie szmelc Plox podszedł na bezpieczną odległość do basenu. Gdy tylko światło latarki padło na lekko fluorescencyjną wodę, padł tylko jeden krótki okrzyk przerażenia. - Co się tam do cholery dzieje- zaszumiał Vox. Teraz zarówno żołnierz jak i zabijaka stali koło Cariusa i wpatrywali się w zielonkawą toń. -Wyjaśniło się gdzie podział się ostatni patrol i cześć wioski. Znaleźliśmy stos ciał, zatopiony w dziwnej zielonej substancji. -Cześć wygląda jakby spali- rzucił zafascynowany Vran. -Ta kurwa a cześć z nich nie ma połowy twarzy, a tamten, gdzie jest do diaska jego korpus? To są kurwa same nogi czy cos? – Podzielił się swoją opinią lekko roztrzęsiony Plox. -Nic tu po nas, sprawdzamy kolejny korytarz i sortownie i wracamy. Perkele stał w obszernej hali trzymając na rękach i głaskając stworzoną z kodu binarnego mysz. -Co o tym myślisz Mysiu? – Zwierzę popatrzyło na swego właściciela, a ciche binarne pisknięcia pojawiły się w jego myślach. – Też tak sądzę, duch tych maszyn wydają się być chore zgadzasz się Mysiu?- w odpowiedzi padła seria cichych pisknięć. Obserwowali coś na kształt sylwetki ludzkiej stworzonej z kodu binarnego, podobnego do mysi. Jednak w przeciwieństwie do stworzenia głaskanego przez Tech-kapłana, kod sylwetki rozpadał się, to znowu wracał do całości, a sama sylwetka przemieszczała się nieskoordynowanie po wykreowanym pomieszczeniu. -Myślisz wysłać Piesia, Mysiu?- Przy nodze Perkelego stał widmowy pies, stanowiący uosobienie czytnika przez który Tech-kapłan połączył się z cogitatorem. -Też tak myślę mysiu- Pies ruszył w głąb korytarza ignorując całkowicie ducha cogitatora. Gdy Piesio robił niezbędny rekonesans, Merekkerth przyglądał się łączom komunikacyjnym systemu, te wydawały się wyglądać na nie skażone i dosyć sprawne. Wymagały może co najwyżej kilku mniejszych napraw. Cichy pomruk na skraju binarnego słuchu kazał się Kapłanowi odwrócić. Zobaczył wracającego biegiem Piesia, a za nim, twarz. Przerażającą twarz pędzącą w jego stronę. Narastający potworny krzyk wydobywający się z ust nadciągającej zgubny. Perkele parzył w osłupieniu jak to coś dogania Piesia, jak jego kod się zmienia w ostatniej chwili zerwał połączenia. Przerażony kapłan odskoczył od Cogitatora wyrywając łączące go z infoczytnikiem kable. -Perkele co się sta…..- Potężne dudnienie alarmu zagłuszyło słowa Marchand. Dziwęk ucichł parę sekund po tym jak się pojawił, w zamian seria większych i mniejszych kropek pojawiła się na wszystkich monitorach ciągnąć powoli i nieubłaganie stronę głównego poziomu. -Perkele jesteśmy w stanie coś nadać? – Tech-kapłan wpatrywał się w infoczytnik którego duch przed chwilą jeszcze był Piesiem. – Kurwa otrząśnij się! Jesteśmy w stanie coś nadać? -Tak, system Vox powinien działać. Marchand dopada do komunikatora i nadając na szerokiej linii sygnał S.O.S, oraz komunikat do pałacu gubernatorskiego i Adeptus Arbitres. Bez mniejszych skrupułów używa kodów operacyjnych Inkwizycji, posyłając żądanie natychmiastowej pomocy. -Zbieramy się do cholery! Brać wszystko co jesteście w stanie udźwignąć i biegiem do hangaru! Grupa uciekająca z manufaktorium pierwsze strzały usłyszała już w korytarzu przed magazynem bioniki. Wpadając do środka zobaczyli jak pozostali akolici prują w ciecz odstrzeliwując kolejne wyłaniające się z wody stworzenia. Najwidoczniej przetrzymywano tam nie tylko ciała, ale już gotowy produkt. – Odwrót do Hangaru padła komenda. Wpadli do sortowni, było pusto. Marchand nie zdarzyła wydać żadnej komendy, wszyscy wzięli się za strącanie wszelkich mebli pod prowadzące do tego miejsca drzwi. Nie tracąc czasu ruszyli dalej. Wbiegli do Hangaru, kilka pierwszych zombiaków najwidoczniej patrolujących obszar padło nim zdążyło zareagować w jakikolwiek sposób. - Plox, Flavio, Perkele, biegiem po resztę sprzętu. Reszta rozkładać się przy lądowisku! Cisza i oczekiwanie ciągnęły się w nieskończoność. Mimo że minęło zaledwie kilka chwil od kiedy grupa połączyła się w całość a wszelki sprzęt obronny został rozstawiony. To dla grupa akolitów oczekiwanie było torturą. Echo przyniosło do nich dźwięki uderzeń kończyn o posadzkę kompleksu. Cicha horda nadciąga. Przez dźwięk Heavy Stubbera przedarł się krzyk Ploxa. -Zębatka po prawej.- Celny strzał Tech-Kapłana posłał kolejnego Malifecenta w niebyt. Sterta ciał tech-zombiaków rosła, mimo iż walka trwała nie więcej niżeli dwadzieścia minut, to wydawało się jakby u stup broniących się legło przeszło dwie setki pokracznych istot. Widmowa postać Fabio szalała na polu bitwy zmuszając kolejne stwory do destruktywnych ataków przeciw swoim braciom. Reszta pruła ile fabryka dała w kolejne maszkarony. Na pierwszą odpowiedź od sił planetarnych Marion odpowiedziała suchym potwierdzeniem, po czym zaklęła srogo wyzywając ich od najgorszych, za kilka godzin będzie po nich. Komunikator ponownie zaszumiał- Tu oddział szturmowy Adeptus Arbitres, zbliżamy się do celu, powtarzam zbliżamy się do celu. – Manchand dopadła do komunikatora śląc odpowiedź. Lecz tej akolici nie usłyszeli, liczyła się tylko walka. |
05-07-2020, 11:34 | #60 |
Reputacja: 1 | Obrona hangaru przedłużała się. Zwały trupów w holu łącznikowym z Sortownią oraz w drzwiach i tuż za nimi rosły. Mimo groteskowości całej sytuacji, ocaliło to życie Akolitom. Serwitory i nieliczni tech-adepci cierpiący na myślordzę, oszalałe ofiary eksperymentów medycznych (głównie chirurgicznych), wreszcie grupki cyber-niewolników (tych samych, co we wiosce i na początku infiltracji tego poziomu) i tłumy cyber-zombie (groteskowo zmasakrowanych i poskładanych na nowo Frankensteinów, które napędzała wyłącznie zgromadzona moc w bionice... i jakaś złowieszcza wola "spoza zasłony") - choć nieczuła na ból i strach, to jednak ta masa była zbyt tępa aby choćby uderzyć wentylacją czy tunelami serwisowymi. Dzięki Bogu-Imperatorowi nie były to jakieś cwane xenos. Mimo to, walczyli o życie. Napór przeciwnika wreszcie urósł do intensywnych rozmiarów. Obydwa cekaemy gdakały prawie bezustannie, obydwa auto-karabiny i trzy autopistolety również - ale tym szybko skończyła się amunicja. W ruch poszła wszelka broń laserowa, do której energii było pod dostatkiem, a na bliski dystans ręczny miotacz płomieni, rewolwery, pistolet Metzenbauma. Ale i z tego się wypstrykali, a w międzyczasie zamilkły obydwa kaemy z braku amuny. W desperacji użyli tej prymitywnej broni - ku wrogom pomknęły strzały, bełty i kule z luf czarnoprochowców. Ale i to się skończyło. Zmuszeni byli użyć pocisków do erpega zabranych z Synforda: Marion rzucała je ku wrogowi, a Perkele precyzyjnym long-lasem je detonował. Kupiło im to sporo czasu, ale też posprzątało przedpole dla następnych fal. Ładowali baterie jak tylko mogli - Perkele o mały włos nie zemdlał, używając do tego życiowej energii ze swej bionicznej cewki Potentia, a okoliczne uniwersalne gniazda zostały zapchane. I to wciąż było za mało. Kolejne zwały trupów. Kolejna kanonada. Tym razem z obydwu stron - wróg użył broni palnej i laserowej. Kiepskiej i nielicznej, ale wciąż raniącej. Fabio, Marion i Bertan oberwali kilkakrotnie, ale mieszanka żelaznej siły woli, determinacji, desperacji i hormonów walki pozwoliła im szybko opatrzyć i zignorować te obrażenia. Najgorzej było z Malifectami z brązu - były rzadkie, ale co jakiś czas jeden szarżował, masakrując zwały trupów w iście obrzydliwą i koszmarną papkę. Zazwyczaj wtedy padał, a nawet wybuchał pod naporem laserów, ale zaraz za nim tłumy. Przeszli już do broni białej, rąbiąc bioniczne zombiaki (reszta typów wrogów się skończyła), kiedy usłyszeli jakieś głosy huczące przez szczekaczki. Echo i ferwor walki nie pozwoliły rozpoznać słów. Ale to nie było potrzebne. W chwilę potem nad podestami hangarów pojawiły się dwie maszyny ogłuszające siłą silników VTOL. Lądowniki typu Aquila. Zagdakał ciężki stubber typu Bulldog, zawtórowało mu dudniące działko śrutowe. Masa cyber-trupów się trochę zakotłowała i przerzedziła. Z uchylonych ramp zjeżdżali po linach wojownicy Imperium. Arbitratorzy z Adeptus Arbites, oddział Castigatorów. Błyskawicznie przeszli do "pracy" - zagrzmiały strzelby bojowe, granatniki i boltery. Wkrótce horda została wyparta z hangaru, a arbitratorzy przeszli do szturmu, pchając się w korytarze. Snopy świateł z podlufowych i naramiennych latarek omiatały okolicę, podobnie jak laserowe celowniki. Co chwila padał strzał - to chmura śrutu bądź wybuchowy bolt kończył udrękę jakiejś ofiary tutejszych Trybów. Aquile odleciały, pozostawiając jeszcze po sobie parę postaci w mniej bojowym odzieniu i jednego proctora - dowódcę tego zgrupowania. Marion się z nim rozmówiła. Medicae opatrzył rany drużyny i zaaplikował im stymulanty. Wkrótce potem Akolici zebrali amunicję i baterie po poległych. Ruszyli w korytarze. Świątynia Maszyny się sama nie posprząta. W międzyczasie (o czym dowiedzieli się nieco później), PDF zmobilizowało swoje "siły szybkiego reagowania" - batalion lekkiej piechoty. Rzekomo najbardziej doświadczoną jednostkę na Tsade II. Zabezpieczyli najpierw najbliższą agrostację (tą samą w której Akolici natknęli się na wrogów) wespół z kontyngentem szeryfów, a następnie ruszyli ku Świątyni Maszyny. Na górsko-leśnej drodze dosłownie wpadli na przeciwnika. Kolejny Land Crawler wz. Synford, tym razem czyhający w zasadzce w krzorach. Nim ktokolwiek się połapał, czoło kolumny nieźle oberwało od cekaemu i erpega. Z zarośli wyległa drużyna cyber-niewolników z karabinkami (tym razem półautomatycznymi kulomiotami), wiedziona przez jednego Tryba skażonego myślordzą. Pierwszy szok szybko jednak minął - Synford miał kaem w wersji bębnowej, trzeba go było często ładować. Piechurzy szybko odstrzelili cyber-debili i rozwalili transporter krak-granatami. I... trochę ich przy tym poniosło, bo paręnaście metrów dalej był ukryty landcrawler Akolitów. Żołnierze go wyczaili i rozwalili erpegami, biorąc go za kolejnych zaczajonych. Drugi etap ich operacji przebiegł bardziej gładko. Dwie kompanie rozlazły się po Barahestach, obstawiając znane (i mniej znane) przełęcze, szlaki, drogi etc. oraz wejścia i zewnętrzne elementy kompleksu Świątyni Maszyny. Oni mieli najwięcej łażenia i najmniej strzelania - do końca akcji odstrzelili raptem paru pętaków i czujki. Trzecia, "szturmowa", uderzyła prosto na główne wrota pod osłoną cekaemów, ciężkich bolterów i granatników. Ze środka fortecy wychynęła ciżba cyber-zjebów, wypisz, wymaluj jak ci, którzy pchali się na hangary. Do tego wokół bramy głównej ze ścian wychyliły się cztery zautomatyzowane wieżyczki obronne z ciężkimi stubberami, też bębnowymi, ładowanymi w archaiczny sposób przez... bioniczne ramiona. Walka trwała prawie trzy kwadranse, udało się powiedzieć "spierdalaj" komitetowi powitalnemu i rozwalić te kaemy. PDFowcy wdarli się na parter Świątyni Maszyny i nawiązali kontakt z Akolitami i Arbitratorami. Do końca doby Świątynia Maszyny i Góry Barahest były na powrót w imperialnych rękach. Straty były relatywnie niskie: u żołnierzy szesnastu poległych i trzydziestu jeden rannych (w tym sześciu ciężko), u Arbites raptem jeden poległy (zaskoczony i zmasakrowany przez ostatniego malifecta) i trzech lekko rannych. Niestety, nie udało się ocalić żadnej ofiary porwań i eksperymentów ani żadnego z "pordzewiałych na mózgu" Trybów - można było im udzielić jedynie Łaski Imperatora. Zabezpieczyli kompleks i usunęli widoczne przejawy Skazy. Najgorsze były splugawione ołtarze Boga-Maszyny, zlane krwią i innymi fluidami ludzkimi i bionicznymi, o bezpowrotnie skorumpowanych Duchach Maszyn, nadźgane okrwawionymi i pordzewiałymi utensyliami medycznymi i fragmentami bioniki. Każdy z nich został zniszczony przez prawowiernych. Jeszcze w trakcie czystki na miejsce przybyli tech-kapłani ze stolicy i innych placówek. Zaraz zabrali się do pracy, oceniając stan techniczny i poziom skażenia budowli, jej sieci wewnętrznej i sprzętów. Żmudna praca dopiero się rozpoczęła. Następne tygodnie mijały na pracy i przejazdach. Akolici dzielili czas pomiędzy świątynię, Barahesty i agrostacje prowadząc śledztwo, zbierając dowody i poszlaki, przesłuchując świadków, nadzorując operację odkażania kompleksu. Po tygodniu przybyło wsparcie z Fenksworld - czereda Trybów, w tym para Techgzorcystów. Z ich pomocą Skaza została usunięta, a praca augmetic scholae szybko wznowiona. Tech-kapłani zapieprzali za dwóch, by wszystko ponaprawiać i nadrobić stracony czas pośród machin i implantów rolniczych. Tym razem patrzała im na ręce cała planeta, Arbites w szczególności. Tak też zakończył się miesiąc. Akolici powrócili do Miasta Danin. Gdzieś w międzyczasie zgarnęli swoje łupy ze świątyni i lasu (na szczęście nikt ich nie gwizdnął). Zgarnęli furgonetkę z garażu i wrócili do meliny. Następny tydzień im zleciał na czasie wolnym - Marion, nim wybyła w ważnych sprawach do pałacu gubernatorskiego, poleciła im nie robić burd oraz koniecznie przebrać łupy, sprzedać co niepotrzebne, kupić co potrzebne. Dwa dni później przysłała gońców ze srogimi pakunkami - w środku garść dokumentów i sporo kasy oraz podstawowej amunicji. Inkwizytor Skane była zadowolona z wyników akcji, więc przysłała prezenty: papiery dot. awansów (i to o dwa stopnie), po trzy pensje (jedna zaległa, jedna po końcowym awansie z góry, jedna "pomiędzy" jako premia), dodatkową stypę 50 geltów na łeb oraz dość standardowych naboi aby uzupełnić ziejące pustki w kieszeniach, magazynkach, ładownicach i bębenkach.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 05-07-2020 o 12:04. |