Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 00:24   #304
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W ciemnościach nocy kobieta przygryzła swą dolną wargę. Nie z zaintrygowania, nie z chęci zduszenia w sobie jęku czy krzyku. Uciszony śmiercią Ptaszka niepokój znów wezbrał na sile, kiedy w jej uszach rozdzwonił się głos potwora w ludzkiej skórze, kiedy kątem oka dostrzegała migotanie złota jego włosów. Gwałtowny oddech wcisnął się w jej usta.

Wiedziała, że jasnowłosy jest w Shimodzie. Wiedziała, że w końcu i on stanie na ich drodze. Ale nie spodziewała się, że to nastąpi tak szybko. Za szybko. Nadal czuła na barkach wspomnienie stalowych szponów rozszarpujących skórę i mięśnie, miażdżących kości. Dzięki skrzydlatemu przeciwnikowi prawdziwie odczuła swą słabość w porównaniu do zwierzaczków mnichów.. więc jak mogła się zmierzyć jeszcze z tą przeszkodą? Miała przy sobie swych sojuszników, ale.. nadal potrzebowali trzech osób, aby pokonać Ptaszka. Czterech, jeśli liczyć biednego Płomyczka zawiniętego teraz w kokon.

-Daikun-san.. -odezwała się Leiko szeptem, kiedy odzyskała głos w gardle ściśniętym strachem -Nadal sądzisz, że istnieje sposób na zerwanie łańcuchów tej bestii?

Starzec pociągnął trunku z bukłaka i szepnął - Nie wiem o żadnych łańcuchach które by go krępowały Maruiken-san. Mnisi przekupywali go raczej. Alkoholem, kobietami i rozlewem krwi.
- Nie mamy alkoholu, na kobiety… to akurat nie miejsce ni czas…
- szeptał cicho Sasaki opierając dłonie na rękojeści swojego oręża.- Pozostaje rozlew krwi. Ja go zatrzymam, wy spróbujcie dotrzeć do świątyni i zawrzeć za sobą drzwi.

-Iye
-łowczyni szybko zareagowała na, w jej odczuciu, zbyt niebezpieczną propozycję swego tygrysa. Nie mogła sobie pozwolić na utratę kolejnego sojusznika -Widziałeś jak on walczy. Z jaką łatwością i.. przyjemnością zabija swoich wrogów. Być może to naiwne z mojej strony, ale wolałabym znaleźć taki sposób na tego potwora, aby żadne z nas nie musiało krzyżować z nim ostrza.
Kojiro mógłby uznać, że Leiko nie miała wiary w jego biegłość w posługiwaniu się kataną, ale to nie byłaby prawda. W jej oczach nieprzerwanie był najzdolniejszym ze wszystkich samurajów, roninów, bushi, łowców i ninja jakich kiedykolwiek napotkała na swej drodze, ale.. również jasnowłosy posiadał wiele talentów. Ją najbardziej przerażały te ukryte, dokarmiane przez mnichów i esencje ubijanych demonów. Sądząc po ilości trucheł u jego stóp, musiała go teraz wprost rozsadzać cała ta pochłonięta energia.

- Jakoś trzeba przejść przez niego… znaleźć mu zajęcie.- stwierdziła cicho Pajęczyca przyglądając się jasnowłosemu, który nadal krzyczał.



- Hej,przecież wiem, że przyszliście tu w konkretnym celu!
Zamiast kryć się jak szczury, może to w końcu rozstrzygniemy, co?!



Jego zdolność wykrywania wrogów, choć imponująca na swój sposób, była jednak o wiele gorsza od talentów Maruiken. I to było jakimś pocieszeniem dla niej. Choć wiedział, że tu są… to nie mógł ich wypatrzeć. Czy to była szczelina w jego “zbroi”?

-Jest bardzo niecierpliwy, ne? -syknęła łowczyni starając się zachować zimną krew w obliczu okrzyków bestii -Znużenie i gorącokrwistość nie czynią dobrego strażnika. Zatem samo odciągnięcie go od wrót nie powinno być problemem, lecz.. prawdziwą sztuką będzie znalezienie dla niego takiego wyzwania, które powstrzyma go przed powrotem.

Niewiele było w Shimodzie osób, które mogłyby stanąć na drodze jasnowłosego i przetrwać dłużej niż jeden ruch jego miecza. Przychodzili na myśli tylko Sakura, Niedźwiedź, Czapla, Sogetsu i oczywiście jej słodki yojimbo, który wprost sam wyrywał się do walki. Ale jakże miałaby posłać go na spotkanie z tym demonem, jeśli i za tymi ciężkimi wrotami mogła potrzebować jego sprytu i katany? Utrata cennego towarzystwa Kojiro w zamian za pozbycie się tego strażnika nie było strategią, której Maruiken pragnęłaby się podjąć.

Na moment pozwoliła sobie odwrócić spojrzenie od placyku zasłanego truchłami Oni na rzecz czujnego zlustrowania okolicznych uliczek i chatek w poszukiwaniu.. kogoś. Czegoś. Inspiracji mogącej stawić czoła jasnowłosemu.

-Żadne z was nie widziało po drodze wielkiego tygrysa? -zapytała cicho swoich towarzyszy.
- Słyszałem go.- przyznał się Sasaki cicho.- Acz z dala.
- Jego wrogami są zarówno samuraje jak i oni. Przebija się przez nie… przybędzie tu… niestety nieprędko.
- wyjaśniła Sakusei rozważając sytuację.- Moi podwładni mają ten sam problem.



Jeśli nie macie odwagi stanąć do boju, oddalcie się!
Nie mam czasu na tchórzy!



-Mam odrobinę.. szalony pomysł. Chodźcie - odezwała się Leiko co najmniej enigmatycznie, po czym nadal bez dalszych wyjaśnień czmychnęła, oddalając się od rozwrzeszczanego olbrzyma. Nie oglądała się za siebie. Nie potrzebowała. Pozostali mogli ruszyć za jej śladem, bądź.. zostać i stawić czoła tamtej bestii o włosach koloru słońca. Wybór powinien być łatwy.

Nie odbiegła daleko, zaledwie pośród pobliskie uliczki oddalone od ciekawskich uszu i oczu swych wrogów. Sprawdziła jeszcze otoczenie spojrzeniem, przed którym nic żywego się nie ukryje.. hai, nikt nie mógł ich tutaj podsłuchać. Dopiero mając tą pewność zwróciła się do swoich towarzyszy.

-Z naszej czwórki to ja mam największe szanse dostać się za tamte wrota, ale tylko jako zwierzyna przeznaczona na rytuał. Co byście zatem powiedzieli, abyśmy wystawili sztukę przeznaczoną tylko dla oczu jasnowłosego? -nie wyjaśniła zbyt wiele, co najwyżej zrodziła w ronine, pielgrzymie i fałszywej łowczyni tylko więcej pytań.
W następnej chwili rozłożyła szeroko ręce, w przestrzeń pomiędzy nimi obejmując trójkę swoich sojuszników i zdradzając im tytuł swego teatralnego dzieła -„Trzy wierne pieseczki” -z powrotem złożyła ręce, tym razem skromnie składając je na piersiach ukrytych pod zakrwawionym kimonem -”przyprowadzają swym Panom upolowaną zwierzynę”.

„Szalony” było zbyt delikatnym określeniem na zamysł zrodzony w głowie kobiety. „Absurdalny”, „obłąkańczy”, „bez szans na powodzenie”, „stworzony tylko przez kogoś niespełna rozumu” - hai, szaleństwo miało wiele imion, ale i sytuacja w jakiej znalazła się Maruiken nie pozostawiała miejsca na bezpieczne rozwiązania pozbawione ryzyka. W takich okolicznościach to właśnie kuriozalność planu mogła stanowić o jego powodzeniu. Nikt się nie spodziewał teatru w samym sercu pola bitwy.

- W takim razie potrzebujemy odpowiedniego przebrania. Na szczęście maboroshi…- odparła Sakusei kłaniając się nisko.-... sztuka iluzji, jest jednym z moich talentów.
Gdy uniosła głowę, była już kimś innym.






Kobietą w mnisim stroju, całkiem ładną. Leiko domyślała się kim jest… Nyimą. Sakusei musiała przebrać się z mniszkę, która z takim powodzeniem przepytywała jej młodego wilczka. Oczywiście łowczyni owej przepytywaczki nie widziała na oczy, ale kobiecy instynkt podpowiadał jej że to właśnie była ona.
Sakusei ją zapewne zauważyła i przybrała właśnie jej postać. Rozsądne podejście. Złotowłosy ogr był wszak jednym z mnichów i pewnie znał ich wszystkich z widzenia. Wyglądało na to, że to właśnie Pajęczycy przypadnie błyszczeć w tym przedstawieniu i to od jej aktorskich talentów zależy powodzenie tego pomysłu. Rola Leiko… zeszła na drugi plan.

- To wy ruszajcie, a ja raczej zostanę tu… na czatach.- wtrącił Daikun. - Moja obecność w takim orszaku byłaby podejrzana.
Niewątpliwie staruszek był wielce “zmartwiony” tym, że nie może brać bezpośredniego udziału w akcji. W końcu najlepiej czuł się na tyłach wysyłając świadome lub nieświadome swojej roli pionki, by za niego odwaliły brudną robotę.

-Hai, hai -pokiwała głową zadowolona Leiko. Zostawiony na tyłach pielgrzym mógł się okazać przydatny przy okazji późniejszej ucieczki. A chociaż z wiadomych powodów mniszka nie była jej pierwszym wyborem, to jej fałszywa obecność mogła się okazać pomocna, o ile tylko Pajęczyca przyjrzała się bliżej zachowaniu tajemniczej kobiety.

Sama łowczyni nie potrzebowała wiele zmieniać w swoim wyglądzie, aby przekonać kogokolwiek do roli schwytanej ofiary. Ptaszek już wystarczająco zadbał o jej charakteryzację. Dopiero przed zaledwie kilkoma chwilami poprawiała kimono po zostaniu uratowaną przez Kojiro, a teraz ponownie je niedbale rozchełstana dla podkreślenia walki, jaką niewątpliwe stoczyła ze swoimi porywaczami.
Uwalniając pojedyncze kosmetyki spod ciasnego upięcia, z namysłem przyglądała się roninowi - A cóż z Tobą zrobimy, mój tygrysie? Jesteś za ładny na pachołka mnichów.. -mówiąc zaczęła przeplatać pomiędzy palcami długą, czarną nić swoich włosów - Jaka pasowałaby do Ciebie maska..? -przymrużyła oczy w myślach przywołując twarze napotkanych w Shimodzie sługusów Chińczyków. Szczególnie wspomnienie jednego nie zdążyło jeszcze ostygnąć w jej pamięci -Ah, może tamtej kreatury z dziobem? W końcu to jego wysłali na polowanie.

- Iye… tamta bestia przyniosłaby cię w znacznie gorszym stanie.
- oceniła Sakusei przyglądając się roninowi.- Za to mogę nadać wygląd jednego z samurai Hachisuka, to powinno wystarczyć. Wszak i mnisi i samuraje służą temu samemu panu.

Cień grymasu przeszył brudną od rozmazanego makijażu i kropel krwi twarz Maruiken. Odruchowo poruszyła ramionami. Hai, rany zadane jej przez Ptaszka naprawdę się zagoiły i tylko samo wspomnienie łamanych kości nie pozwalało zapomnieć o bólu.

-Najłatwiejszym wyborem byłby ten nerwowy samuraj, z którym miałam strzec pieczęci -stwierdziła łowczyni, aczkolwiek szybko odnalazła dziurę w tym wyborze. Nie mogli sobie pozwolić na dziury -Jednak jakie miałby wytłumaczenie dla zostawienia szacownego mnicha w samym środku bitwy z Oni?
Tak szalony plan wymagał odpowiedniego przygotowania każdego kłamstewka, jakie miało paść z ust trójki aktorów. Niestety nie mieli wygody czasu, aby dopracować wszystkie szczegóły tak jak lubiła Leiko przybierając kolejne maski.
Nagle nowa myśl zaświtała w jej głowie. I wraz z nią zwróciła swe spojrzenie na Pajęczycę w nowej postaci, a złociste oczy błysnęły zaintrygowaniem -.. a może wdowa Sakuno-san miała okazję nocą pocieszać się w ramionach przystojnego samuraja klanu?

- Hai. Ale nie wiem czy to ma znaczenie. Mnichów jest kilkunastu tutaj. Bushi kilkudziesięciu. O ile jasnowłosy ogr może znać wszystkich mnichów, to… samuraje… wątpię by ich znał tak dobrze.
- oceniła Pajęczyca.
- Habayusha Oakame- odparł ronin wspominając.- … jeden z samurajów walczących z czarnym ogrem uzbrojonym w ognisty miecz. Znam go dobrze, na tyle że mógłbym naśladować jego głos i zachowanie.

-Hai, o ile tylko Sakusei-san też miała okazję mu się przyjrzeć
-stwierdziła łowczyni nie przestając poruszać dłońmi i tkać, jak pająki właśnie, swojej nici o atramentowej barwie -Większości spotkanych przeze mnie mnichów towarzyszyli samuraje. Możemy zatem uznać, że również Nyima otrzymała własnego yojimbo i właśnie on pomógł mnie schwytać po porażce Ptaszka -także kłamstwo wymagało utkania. W tym przypadku nie odbiegało ono tak bardzo od rzeczywistości.. aczkolwiek umniejszało talentom ronina -Pokonałam go wspólnie z moim sojusznikiem, ale pozostawił nas tak zmęczonych i okaleczonych, że już nie mogliśmy obronić się przed zasadzką mniszki. Mnie schwytałaś, a mojego towarzysza zostawiłaś na pewną śmierć wśród demonów. Czy to brzmi przekonująco?

Usatysfakcjonowana długością nici, tylko teraz kolorem przypominającej jej o wiele krótsze kosmyki włosów, Leiko odsłoniła nadgarstki i wyciągnęła ręce w kierunku Kojiro. Wbrew trudnym okolicznościom, na jej wargach pojawiła się delikatna figlarność -Lepiej mnie zwiąż, samuraju. Inaczej mogę się wyrwać i znów będziesz musiał mnie łapać.

- Hai… myślę że to rozsądne.
- oceniła Sakusei, po czym dodała na widok Kojiro zabierającego się za wiązanie- To nie będzie konieczne. Trzymaj ręce za sobą, narzucę iluzję która ukryje twoją broń jak i fakt, że ręce masz niezwiązane.
- A jeśli przejrzy iluzję?
- zapytał Sasaki.
- To kolejny argument za tym, by miała ręce swobodne. - odparła roninowi i zwróciła się do łowczyni.- Trzymaj ręce za sobą Maruiken, lekko się pochyl. To powinno wystarczyć, by kłamstwo było wiarygodne.

Jakież to było.. proste. Wystarczyło zaledwie pomyśleć o konkretnej twarzy, ubraniu, ranie czy sznurach pętających ręce, a iluzje nadawały im życia. Tsuchigumo doprawdy była potężna. Jej moc wręcz czyniła umiejętności kunoichi.. niepotrzebnymi. Spryt, kreatywność, zdolność bycia niewidoczną bądź widoczną za bardzo - wszystko to, co z powodzeniem wykorzystała przez wiele lat swojego życia, nagle bladło w porównaniu z iluzjami Pajęczycy.

-Hai -kobieta nie widziała potrzeby wdawać się w dyskusję z wyraźnie lepszymi sztuczkami Sakusei. Pozwoliła nici gładko spłynąć po swoich nadgarstkach na ziemię, po czym schowała dłonie za sobą.
-Pamiętajcie, że jasnowłosy potrafi wyczuć nasze emocje i ani Naymia, ani jej yojimbo nie mają powodów, aby się go obawiać. Jest też znudzony -nieznacznie skinęła głową do własnych rozmyślań - Możemy to wykorzystać. Jeśli w jego świecie rzeczywiście jest miejsce tylko na alkohol, demony i kobiety, to opowieść o hordzie potężnych demonów, z którymi łowcy nie potrafią sobie poradzić, powinna sprowadzić jego myśli na ścieżki dalekie od wypytywania mniszki o szczegóły jej misji.

- Hai. Możemy.
- odparła fałszywa Naymia i dotknięciem dłoni zmieniła wygląd jej “tygrysa” na jednego z bushi. Oblicze to było znajome łowczyni. Widziała tą osobę w Shimodzie.
Kojiro wyciągnął katanę mierząc w Leiko.




- Jesteś gotowa?- zapytał uprzejmie.
Leiko opuściła spojrzenie na zabójczo ostrą końcówkę wycelowanej w siebie katany. Nieraz już widziała, jak ta elegancka broń prowadzona zręcznymi dłońmi jej właściciela zapewniała szybką śmierć demonom, białowłosym kreaturom, bestiom na usługach klanu. Oby nigdy nie była zmuszona stanąć po tej stronie ostrza w roli jego przeciwnika.

Podniosła wzrok z powrotem na ronina.. iye, na samuraja. To nie był Kojiro Sasaki, tylko Habayusha Oakame. Nie Sakusei, tylko Naymia. A sama Leiko nie była otoczona swoimi sojusznikami, tylko wrogami prowadzącymi ją niczym zwierzę na rytualny mord. Również i swoje emocje musiała dostosować do odgrywanej sztuki.

Nie potrzebowała długo szukać, żeby znaleźć wspomnienia wprowadzające ją we właściwe nastroje. Ból barków łamiących się pod stalowymi szponami Ptaszka, przeszywający jej duszę strach i poczucie porażki, kiedy niósł ją, bezsilną, ponad dachami Shimody. Ostrza trójzębów wbijające się w tors Płomyczka, jego oczy patrzące na nią z niezrozumieniem, gasnące iskierki życia.
I jeszcze trochę - Kasan polujący na nią wśród ruin wioski, jego łapczywe dłonie na jej udach, lubieżny szept w uchu. Obezwładniające spojrzenie białowłosego w Miyaushiro. Zagubiona siostrzyczka, całkiem sama pośród paskudnych intryg chińskich mędrców..

Maruiken pochyliła się, wypuściła z ust drżący oddech.
-Zawszone pieski mnichów -syknęła spomiędzy zaciśniętych zębów, a następnie ruszyła w kierunku placyku z jasnowłosym. Krokom swym nadała nieco połamany chód osoby pokaleczonej, osłabionej, zmęczonej. Uginającej się pod ciężarem własnej porażki.

Naymia władczo klepnęła łowczynię w ramię, popędzając ją. I nie tylko. Sprawiła że Maruiken wyglądała rzeczywiście na pokaleczoną i poobijaną… bardziej niż była. Szaty Leiko stały się bardziej poszarpane, dekolt powiększył, gdy rozerwane kimono ledwo się trzymało w tym rejonie jej ciała. Na rękach pojawiły się więzy, wakizashi przy jej obi znikło.
Oszustwo… nie czuła sznurów na rękach, za to łokciem opierała się o swoje wakizashi, którego jej oczy nie widziały. O ile Sakusei potrafiła zmieniać fizycznie swoją postać, o tyle jej wpływ na wygląd inny ograniczał się do przebrań mamiących wzrok.

Ruszyli ku złotowłosemu ogrowi. Naymia z przodu, Leiko w środku, dźgana delikatnie końcówką katany. Habayusha-san przypominał jej, że nie ma ucieczki. A każda próba będzie karana… krwawo.
Krok za krokiem, spokojnie i bez pośpiechu zbliżali się ku widzowi ich przedstawienia. To jak oceni ich przedstawienie było wszak kluczowe.
Z początku trzymał miecz w gotowości, ale im bliżej byli tym bardziej zrelaksowany się wydawał, aż w końcu się odezwał. Po chińsku! Czemu tego nie przewidzieli? Wszak oczywistym było, że między sobą mnisi będą używać własnej mowy.

Naymia przepytywała Młodego Wilczka, a skoro ten ani razu nie zdradził swojego talentu w posługiwaniu się językiem Chińczyków, to musiała z nim rozmawiać po japońsku. Jak dotąd żaden z mnichów napotkanych przez łowczynię nie zszargał swych ust mówieniem w języku kraju, po którego ziemi chodzili, zatem taka umiejętność czyniła mniszkę wyjątkową dla tle swych towarzyszy. Z tego względu Maruiken podejrzewała ją o bycie przedstawicielką klanu wśród mędrców, japonką wpuszczoną pomiędzy ich szeregi. Także jasnowłosy pokazał, że nie jest mu obca mowa Kraju Kwitnącej Wiśni.
Takie niedopatrzenie mogło ich wiele kosztować.

W nerwach Leiko już układała myśli w słowa do wypowiedzenia. Kpiące słowa, którymi miała spróbować zmusić go do przejścia na znany im język. Nie zdążyła się odezwać.
Oto bowiem Naymia jednak wesoło odpowiedziała w podobnej mowie. I po chwili oboje zaczęli konwersować nie przejmując się zmęczonym “więźniem”, ni pilnującym go bushi. Sakusei zdawała się doskonale posługiwać tym szeleszczącym językiem z kontynentu i całkiem gładko weszła w nową rolę. Cóż… z pewnością sztuka oszustwa była jej wrodzoną naturą.

A po krótkiej rozmowie ruszyli dalej. Prawie.
Bowiem gdy mijali złotowłosego ogra, ten zatrzymał ich pytaniem zwróconym wprost do Kojiro.
- Ktoś ty?- zapytał spoglądając na samuraja i wywołując zimny dreszcz na plecach Leiko, jak zapewne i u pozostałej dwójki oszustów.

Sasaki jednakże nie okazywał tego lęku i skłoniwszy się rosłemu mężczyźnie rzekł uprzejmie, przedstawiając się złotowłosemu- Habayusha Oakame.
- Powiedz mi… dobry z ciebie wojownik Habayusha-san?
- zapytał wprost mnich.
- Iye. Są lepsi w klanie. Z pewnością Tamura Saitame-san albo Dasate Ginari-sama.- zaprzeczył Sasaki gnąc się w ukłonie.
- Iye. Saitame był rozczarowaniem.- stwierdził ogr.- Chodzisz jak szermierz w gotowości do walki, jak zabójca.
- Dziękuję za komplement, acz nie jestem aż tak dobry. Nie miałbym szans z tobą.
- odparł grzecznie Kojiro trzymając się swojej roli.
- Zobaczymy… kiedyś. Będę miał cię na oku Habayusha-san. -odparł mnich, na co Oakame odpowiedział kolejnym komplementem.- To zaszczyt być zauważonym przez tak wspaniałego wojownika.
- Ruszamy.
- dodała Naymia wykazując niecierpliwość i kończąc tą rozmowę.- Czekają na nas.

Wreszcie przekroczyli wrota budynku wchodząc po małych drewnianych schodkach do środka dużej i słabo oświetlonej sali. Tu mieli chwilę na krótki oddech ulgi.

I Maruiken rzeczywiście pozwoliła sobie na głębsze odetchnięcie. Rozluźniła też ciało pochylone dotąd w niewygodnym, acz przekonującym zgarbieniu.
-Chiński? - zapytała zerkając wesoło na Sakusei ukrytą pod maską mniszki. Pajęczyca odsłaniała coraz to nowe, jakże użyteczne sztuczki.

Jej towarzysze sprawili się idealnie. Nie dopuścili do jasnowłosego ani cienia wątpliwości i podejrzeń. A sama łowczyni... cóż, ani trochę się nią nie zainteresował, co wprawdzie okazało się niezwykle wygodne, ale też.. odrobinę ją zaskoczyło i rozczarowało. Nasuwało do głowy pytania: jak wiele ten olbrzym wiedział o intrygach Chińczyków? O tym co miało się wydarzyć w Shimodzie? A o siedmiu oczach? O sobie samym?

-Co teraz.. -szepnęła zostawiając jasnowłosą bestią za zamkniętymi wrotami i uważnie rozglądając się po nowym otoczeniu. Hai, dostanie się do samego serca Shimody okazało się łatwiejsze niż podejrzewała. Prawdziwym wyzwaniem było przerwanie rytuału i odnalezienie siostrzyczki.

- Mówię każdym językiem jaki zna mój rozmówca. Jeśli ty byś znała chiński, to bym mogła w nim z tobą rozmawiać.- wyjaśniła Sakusei i wzruszyła ramionami.- Niestety nie przenosi się to na pismo. Nie odczytam listów zapisanych po chińsku. Poza tym… nie wydaje mi się by mnisi mówili czystym chińskim. To nie był kantoński. Wiem o tym, bo miałam okazję rozmawiać lata temu z posłem chińskiego cesarza.

Pomieszczenie po którym się Leiko rozglądała, było ubogie i zdewastowane. Było puste. Widocznie sama świątynie nie interesowała mnichów. A raczej to co było pod nią. Pośrodku bowiem znajdowała się drewniana klapa, a gdy “Oakame” ją uniósł.. odsłoniła drewniane schodki prowadzące w mroczną czeluść oświetlaną drobnymi kagankami z papierowymi osłonami. Ściany tunelu były ledwie powierzchownie obrobione, na tyle by dało się zamontować drewniane schodki. Sądząc po kamieniu tunel był częścią naturalnego kompleksu jaskiń rozciągających się w tej części osady.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem