Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 00:37   #305
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dojmujący chłód prześlizgnął się po skórze łowczyni, kiedy zaglądała w mroczne czeluści ukryte pod swoimi stopami.

-Zło się kryje w Shimodzie.. -powtórzyła cicho słowa wypowiedziane pewnej nocy przez małą miko. Teraz powoli zaczynały nabierać swojego złowieszczego znaczenia. Jaskinie, lochy, najróżniejsze podziemia - choć miały w zwyczaju skrywać najbrudniejsze sekrety, to nie były miejscami, w których Leiko dominowała swoimi talentami. A już tym bardziej podziemia wypełnione tajemniczym złem.

Wyprostowała się i odstąpiła od schodków prowadzących w nieznane.
-Obawiam się, że już dawno straciliśmy możliwość odwrotu. Iluzje jeszcze mogą nam się okazać przydatne, o ile tylko nie spotkamy prawdziwej mniszki. Jednakże.. -Maruiken przechyliła głowę, przymarszczyła lekko brwi -Bardziej mnie martwi to, co klan znalazł pod Shimodą.

- Nie słyszałam o niczym co mogło by być tu ukryte.
- zastanowiła “Naymia” idąc przodem, gdyż nadal odgrywali tą maskaradę.
- Czegoś tu szukają. To nie jest kopalnia tak jak ostatnio.- ocenił strażnik za “związaną” Leiko.

Zeszli po schodach do dużej jaskini. I tam znowu napotkali dobrze znane łowczyni i roninowi, rogate kreatury pilnujące drugiego wyjścia z tej olbrzymiej naturalnej sali. Na ścianach niej, ktoś wyrył dziwne znaki, ktoś inny domalował kolejne czerwonym barwnikiem. Dwa strażnicze Oni przyglądały się całej trójce, acz nie wydawały się szczególnie zaniepokojone ich obecnością. Stały spokojnie opierając swoje łapska na orężu.

Zatem w tych podziemiach to nie widmowi strażnicy czuwali nad wielowiecznym skarbem, tylko te bestie strzegły tego.. tego co się znajdowało dalej, głębiej w jaskiniach. Zabójcze pupilki mnichów. Czy były też ich oczami i uszami? Czy wiedzieli już o przybyciu się ich trójki?

Maruiken przyglądała się ścianom, jednak nie była Ayame, ani tym bardziej Kohenem. Jej światem rządziły cienie i intrygi, nie maho i tajemnicze symbole. Mogła się jedynie domyślać ich przeznaczenia, a intuicja podpowiadała, że te wyryte w ścianach mogły być pieczęciami trzymającymi w ryzach to, co zostało ukryte w tych jaskiniach. Zaś te malowane czerwienią mogły pełnić rolę kluczy.. iye, narzędzi, którymi ktoś przebił się przez misterne zamknięcia. Niewątpliwe zasługa mnichów. Ale czy intuicja łowczyni była zgodna z prawdą?

Pokaleczonym i poobijanym ciałem kobiety wstrząsnął gwałtowny kaszel. Opuściła głowę, aż zmierzwione pukle włosów przesłoniły jej twarz.
-Te symbole na ścianach.. co oznaczają? -zapytała szeptem Pajęczycy, gdy jeszcze byli daleko od uszu rogatych Oni.

- Nie wiem… wiedza o praktykach magicznych nigdy mnie nie interesowała. Niektórzy Starsi mogli by wytłumaczyć ich przeznaczenie, ale ja.. nie… - odparła Sakusei kręcąc głową. - Albo pewien zasuszony staruszek w słomianym kapeluszu.
- Który wolał zostać poza świątynią.
- dodał żartobliwie Sasaki, acz z sarkastycznym tonem. Bo Daikun rzeczywiście by tu się przydał. Samozwańczy ogrodnik Japonii wydawał się dobrze poinformowany we wszystkich sprawach, a zwłaszcza mistycznych.

- Nie ma znaczenia to zresztą, nieważne jaki rytuał odprawiają. Jest tylko jeden pewny sposób na jego przerwanie.- oceniła Pajęczyca wzruszając ramionami.- Zabić trzeba wszystkich uczestników ceremonii, zanim ją skończą.
-Nie możemy działać pochopnie
- Maruiken krótko podsumowała swoje podejście do takiej brawury -Jest nas tylko trójka przeciwko klanowi, mnichom, ich sługom i Tsuno. A jeszcze nawet nie wiemy co na nas czeka dalej..

Nie mieli ze sobą armii. Iye, Sakusei posiadała hordę swoich wielonożnych dzieciątek, ale o ile nie skryła ich pod kimonem, to wszystkie zostały ponad ich głowami. Byli zdani tylko na siebie. Przynajmniej do czasu, aż wszystkie pieczęci ugną się pod naporem demonów.

-Taki rytuał musiał wymagać długich przygotowań, ne? Wyciągnięcie choćby najmniejszego fragmentu z tej układanki powinno opóźnić cały akt, a wtedy zarówno nasi sojusznicy, jak i Oni, mieliby czas tutaj dotrzeć - rozmyślała łowczyni na bardzo cichy głos - Nawet jasnowłosy nie zatrzyma takiego chaosu..
- To prawda, ale musisz wziąć pod uwagę Maruiken-san jeden fakt.
- odparła cicho Sakusei nachylając się ku niej.- Mnisi mieli cały dzień na przygotowania, a i cała walka z twoim ptasim prześladowcą też zabrała nam sporo czasu. Nie wiedząc ile ma potrwać rytuał, nie wiemy też ile czasu nam zostało na jego powstrzymanie.

-Hai, niestety
-Maruiken z westchnieniem musiała przyznać jej rację. Całe to walczenie i uciekanie przed Ptaszkiem, a także ratowanie biednego Płomyczka, kosztowało ich wiele cennego czasu.
-Jednak nie zebrali jeszcze wszystkich fragmentów, ne? Nie wysłaliby Ptaszka na polowanie, gdybym nie była im potrzebna do ukończenia rytuału -spomiędzy opadających jej na twarz kosmyków, łowczyni zerknęła na Tsuno strzegące wejścia głębiej w jaskinie -Musimy sprawdzić, czy schwytali już pozostałych.

- Trudno powiedzieć… gdyby byli zdesperowani i brakło by im czasu, nie maskowaliby swoich zamiarów. Przecież nie możesz zarzucić im wprost, że wysłali potwora by cię porwać, ne?
- zapytała retorycznie Pajęczyca.- Wszak nie masz dowodów, że Ptaszka łączy coś z mnichami. To mógłby być jeden z Oni, którzy przebili się przez kekkai.
Wzruszyła ramionami. - Nie sądzę, by złapanie was teraz było kluczowe dla ich planów. Po prostu skorzystali z okazji by upiec kilka rybek na jednym ogniu. Iye… to co się kryje w Shimodzie, to co robią tu nie ma bezpośrednich powiązań z tobą i innymi Oczkami.

Z każdym krokiem stawianym głębiej w jaskinie łowczyni odnosiła przykre wrażenie, że coraz mniej wie o zamiarach chińskich mędrców. Jeśli nie była im potrzebna do rytuału, to dlaczego ich słudzy byli tak.. nieustępliwi w próbach przyprowadzenia jej do serca Shimody? Polowanie na nią zmusiło Kasana do zrzucenia maski samuraja, Ptaszek był gotów walczyć do ostatniej kropli krwi, byle tylko dostarczyć ją mnichom. Tak wiele strachu, bólu, niepewności. I na co?

-Tym bardziej musimy się dowiedzieć z czym mamy do czynienia. Póki co idziemy ślepo w samo gniazdo węży.. -stwierdziła ponuro Leiko. Miała wiele wątpliwości, lecz nie było już odwrotu, ani ucieczki. Tylko działanie dawało jej szansę na przetrwanie tej nocy w Shimodzie. -Być może bestie przepuszczą nas tak samo łatwo jak jasnowłosy. Inaczej będziemy musieli pozbyć się ich szybko i cicho.

Kolejny test talentów Sakusei. Ruszyli w kierunku wejście pilnowanego przez stwory. Wejścia wyżłobionego w skale i prowadzącego w dół po kamiennych schodach, rozświetlonego przez nieliczne kaganki umieszczane w małych wnękach. Potwory zignorowały mniszkę, jej sługę i prowadzoną przez nich “więźniarkę”. Na razie wszystko szło po myśli Leiko, tylko czemu czuła niepokój?

Kroki prowadziły ich coraz niżej, coraz głębiej pod ziemię. Mrok z trudem rozpraszały światełka, a do tego dochodzące z dołu inkantacje. Pajęczyca zapytana o ich znaczenie wzdrygnęła się i szepnęła tylko, że “jest niepokojące”. Nic więcej nie chciała rzec.

Na końcu schodów była olbrzymia jaskinia, w której kilka domów mogłoby się znaleźć swoje miejsce. Zamiast tego było tysiące zapalonych świec. Był też olbrzymi kamień pośrodku, głaz pieczętujący coś z zapisanymi w kanji słowami.
U podstawy głazu leżała zawinięta w całuny ludzka sylwetka, a przed nimi klęczał pogrążony w recytacji mantr samuraj z białymi włosami i w błękitnym kimonie.






Leiko znała go dobrze, choć spotkała tylko raz. Sotsu Gozaenmon. Straszliwy bushi, którego spojrzenie wlało strach w serce łowczyni i sparaliżowało jej ciało. Że też to on prowadził ten rytuał. Dobrze chociaż, że był sam i pogrążony w rytuale. Można by było się do niego zakraść po cichu, niczym wąż wijąc się bezszelestnie, zatopić stalowe kły w jego ciele i… jej towarzysze mieli podobny pomysł. Nie potrzeba było słów między nimi.
Sytuacja wszak była idealna.

Gozaenmon nagle przerwał mantry i wstał.






- Maruiken… spodziewałem się że uciekniesz z Shimody, jeśli nasz wysłannik zawiedzie. Miło mi się przekonać, że się myliłem i sama przyszłaś do nas. Cieszy mnie to. Oszczędzi mi to kłopotu szukania ciebie.- rzekł cicho, ale jego głos roznosił się echem po całej jaskini.- Nie chowajcie się za iluzjami. Przejrzę każdą z nich.
Odwrócił się przodem do trójki intruzów.






- Sasaki-sama, cieszę że opowieści o twojej śmierci okazały się przesadzone. Zawsze podziwiałem twój talent szermierczy.- zwrócił się do Kojiro. - Zmartwiła mnie twoja śmierć, bo oznaczała że nigdy nie będę miał okazję zmierzyć się z tobą.
Na końcu zwrócił się do samej Sakusei. - Nie obchodzi mnie twoje życie, tsuchigumo. Uciekaj do nory z której wypełzłaś a ocalisz życie.
Wywołując tymi słowami wściekłość Sakusei, dumna Pajęczyca wszak nie czuła się byle Oni.

Nie musiał nawet na nią patrzeć swoim spojrzeniem przeszywającym ciało i duszę. Sam jego widok wystarczył, aby powietrze silnie wcisnęło się w płuca Leiko, a krew zmroziła się w jej żyłach. Z gwałtownością tsunami uderzyła w nią fala wspomnień z tamtej nocy - Gozaenmon paraliżujący ją byle zerknięciem, Gozaenmon nawiedzający ją w koszmarach i wypalony w jej myślach obraz Płomyczka zabitego jego rękami. Instynkt kazał jej uciekać, nogi ugięły się w kolanach.

Odruchowo postawiła krok w tył, prawie wpadając na Kojiro ukrytego pod iluzją samuraja. Hai.. w tamtym koszmarze to biały tygrys był jej pocieszeniem, sam ronin też zjawił się w momencie jej wątpliwości i strachu. Nie była sama. Nie musiała liczyć na nagłe pojawienie się Czapli chętnego uratować piękną kobietę za odpowiednią nagrodę.
Nie miała nawet dokąd uciec. Musiała się zmierzyć z tym koszmarem o białych włosach.

-Oh, wyruszyłbyś za mną na polowanie? -malowane wargi Leiko odważnie rozchyliły się w figlarnym uśmieszku, jednak drżenie głosu zdradzało jej prawdziwe emocje -Czyż to nie byłaby ogromna strata Twojego czasu i umiejętności, Gozaenmon-san? Takie uganianie się za byle łowczynią Oni?

- To prawda. Ale Hirami-san zawiódł, a Ratsu też… skoro tu jesteś.
- stwierdził obojętne mężczyzna i spojrzał na łowczynię.






Nonszalancko machnął dłonią. - Acz czy powinienem? W końcu chcę ci pomóc spełnić twoje przeznaczenie. Twoje prawdziwe przeznaczenie. Odebrane ci przez twoją opiekunkę, przez Mateczkę… za pomocą jej kunai.
- Cokolwiek tu planujecie.
- wtrącił Sasaki spoglądając to na przeciwnika, to oplecioną tkaninami sylwetkę.- Nie jest jej przeznaczeniem.

- A co ty wiesz o przeznaczeniu. O ambicji bycia czymś więcej niż tylko marnującym swój potencjał szermierzem, który mógł zajść dalej niż tylko do sypialni dam dworu.- Gozaenmon wybuchł nagle ujawniając Leiko swoje słabości. Zazdrość wobec talentów Kojiro i własne chorobliwe ambicje. Szkoda, że znajomość tych słabych punktów na niewiele się teraz przyda.

W Miyaushiro Gozaenmon sprawiał wrażenie okrutnie zimnego i niewzruszonego, a jednak teraz Leiko dostrzegła pęknięcie tej maski. Koszmar ukrywał w sobie bardzo ludzkie emocje. Jego gniew mógł się okazać jej sojusznikiem, lecz.. w tym momencie co innego zaprzątała myśli kobiety.

Mateczka.. mógł byle szeptem wypowiedzieć to słowo, a i tak odbiłoby się w jej uszach niczym najgłośniejszym krzyk. Co.. co miał na myśli? Jakie znał szczegóły z jej życia i, co najważniejsze, skąd się o nich dowiedział?

-Odebrane przeznaczanie? -łowczyni w niezrozumieniu powtórzyła słowa białowłosego. Potem potrząsnęła głową, dając sobie wygodne usprawiedliwienie dla uniknięcia jego spojrzenia. Najchętniej w ogóle nie patrzyłaby w jego kierunku z obawy o wpadnięcie w jego sidła -Iye, mylisz się. Nikt mi nie odebrał przeznaczenia. Nadal jest tylko w moich rękach i.. obawiam się, że nie zamierzam dzielić się nim z Twoimi panami.
Nieprzerwanie mówiła tym milutkim tonem głosu dającym złudne wrażenie, że rzeczywiście jest jej przykro z powodu mącenia w planach mnichów. Zerknęła w kierunku sylwetki opatulonej całunami -Tym bardziej, jeśli i oni zadbali o spełnienie przeznaczenia Twojego towarzysza.

- Doprawdy ? W twoich? Ara ara…
- rzekł żartobliwie Gozaenmon.- Obawiam się że jesteś w błędzie Maruiken. Twoje przeznaczenie nigdy nie było w twoich rękach, odebrano ci je kłamstwem i zbrodnią. Widzisz moja droga… oczy są lustrami duszy i ja spoglądam przez nie w głąb i potrafię dostrzec sekrety. Najsmaczniejsze są te zaś, które ukrywamy sami przed sobą. Czyż nie uważasz się za sierotkę zabraną z ulicy? Uratowaną przed ciężkim losem? Mającą dług wdzięczności? To bardzo piękne… kłamstwo i w głębi duszy o tym wiesz, ne Tomoka-chan?

Tomoka… to imię powinno być jej obce. Ale ciało odruchowo zadrżało słysząc te słowo. Tomoka brzmiało dziwnie znajomo i tęsknie. Bardziej niż należące do kogoś przelotnie spotkanego w jej podróżach, ale nie potrafiła skojarzyć z nim żadnych wspomnień. Żadnego, choćby najbledszego ukrywającego się za mgłą czasu. Czy zatem była to tylko kolejna sztuczka mężczyzny mająca zasiać w jej sercu niepewność?
Wytrącił ją z równowagi. Zacisnęła mocno powieki próbując otrząsnąć się z tego nienaturalnego wrażenia i jednocześnie.. zrozumieć je.

Sotsu zaś kontynuował splatając ręce razem. - Nawet pasujecie do siebie, ty i ten… ronin. Oboje uciekacie od swojego przeznaczenia. Oboje kryjecie się za kłamstwami. Wbrew temu co sądzicie nie jesteście panami swoich losów.

-Nie wiem o czym mówisz
-odparła Maruiken po krótkiej chwili milczenia -Nie uważam się za sierotkę, a.. chociaż używałam w życiu wielu imion, to nigdy nie nazywałam się Tomoka -kobieta uniosła powieki, a za ich śladem uniosła się też wysoko jedna z jej brwi -Nie podejrzewałam mnichów o zawierzanie w każdą zasłyszaną plotkę. Czy właśnie dlatego tutaj jesteśmy? Z powodu plotek, legend i wiejskich przypowieści?

- Doprawdy. Skoro zaszliście tak głęboko pod Shimodę mimo że tak niewiele was łączy, to… wiecie że za tymi legendami kryje się prawda, którą oni znają.
- odparł Gozaenmon i zwrócił się swój wzrok na Leiko. - Nie wiesz… bo nie chcesz wiedzieć Tomoka-chan. Nie chcesz pamiętać, jak mówiła na ciebie twoja matka, jak rozczesując twoje włosy mówiła ci, że będziesz taką potężną wojowniczką jak ona. Że będziesz piękna, że będziesz sławna. A przede wszystkim nie chcesz pamiętać jej upadającego na podłogę ciała… krwi która z niego wypływała… a przede wszystkim dłoni z ostrzem która zadała śmierć twojej prawdziwej matce na twoich oczach, gdy miałaś ledwie pięć wiosen.- uśmiechnął się ironicznie Sotsu. - Domyślasz się czemu?

Leiko poczuła jak jej mięśnie napinają się pod wpływem tych.. tych bredni wypowiadanych przez pewnego siebie mężczyznę. Każde jego słowo podsycało stopniowo narastające w niej rozdrażnienie.
Kim on był, aby podważać rolę Mateczki w jej życiu?! Kto mu dał prawo do siania tak bezczelnych bajeczek na temat jej dzieciństwa?! Nie miała innej matki. Tamta.. kobieta, której krew płynęła w jej żyłach, porzuciła ją zaraz po urodzeniu. Nie było żadnego czesania włosów, żadnych czułości, żadnej miłości. To wszystko zapewniła jej dopiero Mateczka. To i wiele więcej.

-Iye.. -syknęła łowczyni porzucając wcześniejszą słodycz spływającą z ust. Hai, domyślała się co takiego samuraj sugerował, ale nawet nie zamierzała wypowiadać takich kłamstw -Ty mi powiedz, Gozaenmon-san. W końcu jesteś przekonany, że znasz moje życie lepiej ode mnie, ne?

- Ponieważ twoje życie widziałem w twoich myślach, w twojej pamięci, w twojej duszy.
- zaśmiał się Sotsu spoglądając w jej oczy. - Największe kłamstwa Maruiken, opowiadamy samym sobie. A ostrze które splamiło się matczyną krwią należało do tej którą nazywasz Mateczką. Owszem brała ona często obiecujące sieroty wprost z ulicy… ale ty… ty byłaś zbyt smakowitym kąskiem. Ty byłaś jedną z siedmioro oczu. Powiedz mi sama, czy tak drobna przeszkoda jak fakt, że miałaś rodziców powstrzymałaby Mateczkę przed zdobyciem tego czego chciała? Iye… nie ma skrupułów teraz, nie miała i wtedy.

Pierwszy raz Leiko musiała mu przyznać rację. Mateczka była pragmatyczną osobą. Własnoręcznie wyznaczana droga przez trupy nie była w stanie jej powstrzymać przed osiągnięciem swego celu. Teraz tymi ostrzami były jej utalentowane córki, ale Maruiken z łatwością mogła sobie wyobrazić młodszą Mateczkę zadającą ten zabójczy cios. Jeśli.. w opowieści białowłosego było jakieś ziarenko prawdy, to nie zmieniało ono bezgranicznego zaufania jakim łowczyni darzyła jedyną matkę jaką znała. Nie chciała słuchać o żadnej innej.

Tonąc pod natłokiem nowych myśli, kobieta nie mogła się oprzeć wrażeniu, że los wyjątkowo uśmiechnął się do mnichów i klanu. Była tutaj, w Shimodzie. Były tutaj też pozostałe Oczy, był ten białowłosy wiedzący o niej tak podejrzanie dużo. Nie wierzyła w przeznaczenie, ani w byle przypadki. Czy oni... jak..
Siostrzyczka. Leiko nagle zaschło w ustach, a serce wydawało się zastygnąć w pół uderzenia. Powiodła spojrzeniem po ciemnej jaskini.
-Już dawno sobie to wszystko zaplanowaliście, ne? -zapytała na bezdechu, choć obawiała się odpowiedzi -Moje przybycie na ziemie klanu nie było tylko wygodnym zbiegiem okoliczności..

- Tak. I wpadłaś w nasze sidła… tak jak pozostali. Jedynie ta miko ciągle wymyka się nam. Krew kitsune w jej żyłach i wrodzone talenty czynią ją wyjątkowo trudną do uchwycenia zdobyczą. Ale pewnie właśnie wykorzystuje okazję jaką stwarza ta bitwa, by dostać się tutaj i mnie powstrzymać. Tak jak ty.
- odparł białowłosy samuraj z triumfalnym uśmieszkiem… nie wiedząc, że się myli. Że matkujący małej miko samuraj nadopiekuńczo zabronił jej się włączać do tej bitwy. Chyba że… Korogi wyślizgnęła mu się spod ręki i w tajemnicy przed wszystkimi zmierza wprost do tej pułapki.

Łowczyni kręciło się w głowie przepełnionej chaosem myśli. Zaledwie kilka chwil wcześniej martwiła się swoim brakiem wiedzy o zamiarach mnichów, a teraz.. teraz taka nieświadomość wydawała jej się słodkim zbawieniem. Ale przecież nie było już odwrotu. I jedyne co mogła zrobić, to brnąć dalej i wygarnąć z białowłosego jak najwięcej informacji. Zwilżyła spierzchnięte wargi, po czym zapytała -Skoro jesteś tak mną zafascynowany, to zapewne znasz powód mojego pojawienia się na ziemiach Hachisuka, ne?

Nigdy w czasie tej misji nawet się nie zbliżyła do zdradzenia komukolwiek prawdziwej natury swoich łowów. Nie potrzebowała, wszak nosiła przekonującą maskę. Najwięcej tajemnic wymieniała ze swoim tygrysem, ale nawet on nie sięgał zbyt głęboko. Zwinnie lawirowali pomiędzy swoimi niedopowiedzeniami. Ale w tej jaskini wszystkie maski opadały i prawda wychodziła na wierzch. Jej towarzysze i tak już usłyszeli zbyt wiele.
-To gdzie ona jest? - dreszcz prześlizgnął się po jej plecach. Tak długo wędrowała, tak długo szukała.. -Gdzie moja siostra?

- Jest żywa i bezpieczna. Czego nie można powiedzieć o twoich towarzyszach
.- odparł ze złowieszczym uśmiechem białowłosy samuraj.

Leiko nareszcie mogła odetchnąć swobodniej, a wraz z oddechem opuszczającym jej usta pojawiła się też fala ulgi przetaczająca się przez jej ciało.
Siostrzyczka żyła.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem