Leiko zdecydowała się uwierzyć białowłosemu. W końcu jaki pożytek miałby z takiego kłamstwa? Było to pocieszenie warte wysłuchiwania jego zarzutów wobec Mateczki. Ale to już się nie liczyło. W tym momencie ważna było tylko to, że siostrzyczka była żywa, choć
Maruiken wątpiła w jej bezpieczeństwie w rękach klanu. Musiała ją odnaleźć i odprowadzić do domu.
-
Sądzę, że oboje spodziewali się przynajmniej.. odrobiny niebezpieczeństwa, kiedy obrali sobie na cel Shimodę. Ne, Kojiro-san? Sakusei-san? -kobieta spojrzała na dwójkę swoich sojuszników, którzy niespodziewanie dla nich i dla niej samej dostali możliwość wejrzenia w jej życie. Czy to ich interesowało? Czy cokolwiek zmieniało?
-
Więc zamierzasz trwać przy swojej błędnej pogoni? My możemy dać ci moc i potęgę i wypełnienie przeznaczenia.- westchnął
Gozaenmon, podczas gdy oboje towarzysze oddalali się od
Leiko, każdy w inną stronę. Powoli go osaczali, by móc uderzyć nagle z obu stron. Podczas gdy łowczyni rozmawiała, jej towarzysze przygotowywali się do boju, wykorzystując to że skupiła na sobie uwagę białowłosego samuraja.
-
Wątpię, by to co planujecie miało cokolwiek z jej… z ich przeznaczeniem.- wtrąciła ironicznie
Sakusei porzucając “maskę” mniszki.
-
Tego nie wiemy, ne? -odparła
Maruiken decydując się na strategię zgoła odmienną od swoich sojuszników i znów odnalazła w głosie te milutko brzmiące dla ucha nuty. Dłonią zagarnęła za ucho niesforne kosmyki wcześniej zmierzwione dla podkreślenia roli ofiary -
Byłam ścigana, okaleczona, połamano mi kości i próbowano zgwałcić, a mimo to żaden z waszych wysłanników nawet słówkiem nie wspomniał o moim.. przeznaczeniu.
Chociaż łowczyni nadal miała na sobie kimono pobrudzone krwią, a w jej makijażu i włosach ciężko było się dopatrzeć zwyczajowej misterność, to wraz ze zrzuceniem iluzji zrzuciła też z siebie całą żałosność schwytanej zwierzyny.
-
Ale Ty jesteś bardziej rozmowny od Kasana i Ptaszka, Gozaenmon-san -skrzyżowała ręce na piersiach, przywołała cień uśmiechu na wargi -
Może więc nareszcie Ty mi zdradzisz co takiego dla mnie zaplanowaliście? Może okaże się, że przez ten cały czas niepotrzebnie uciekałam?
- Masz zaszczyt zostać jedną z siedmiu czempionów uwięzionego bóstwa. Jedną z tych, która go uwolni dzięki swojej krwi. Jedną z tych, którzy zapoczątkują nowy świat. - wyjaśnił
Gozaenmon wzruszając ramionami.-
Kasan nie został w tej kwestii oświecony. Jego prostacki umysł nie potrafiłby objąć takiej prawdy… a moc która mnie obdarzyła szerszym spojrzeniem na świat, zawęzić jego horyzonty myślowe do prymitywnych zwierzęcych potrzeb. Nie każdy potrafi zapanować nad potęgą jak ty i ja. Niektórzy pozwalają sobie na taką słabo…-
Sięgnął po katanę… tak szybko że ruch rozmył się w oczach
Leiko.
I zaatakował równie szybko. Błyskawicznie dopadł do
Sakusei, cięciem katany wybił jej miecz z ręki. Ciął z rozmachu raniąc boleśnie
Pajęczycę, która odskoczyła upadając przy okazji na podłogę.
Nie uderzył ponownie. Może dlatego, że musiał uniknąć atakującego jego plecy
Kojiro. Ronin wykonał pchnięcie mierząc w serce, ale chybił.
Gozaenmon gładko zszedł z jego ciosu. I zaatakował jakby od niechcenia. I tym razem on chybił.
Sasaki spodziewał się że nie trafi i zablokował potencjalny cios odwetowy własną kataną, swoim talentem niwelując nadnaturalną prędkość przeciwnika.
-
...słabości. - zakończył niewzruszony swą porażką
Sotsu. Cofnął się parę kroków z uniesionym orężem.
-
Nie jestem samym instynktem jak Ratsu, czy też pochłoniętym przez własną mocą Kasanem. Ja jestem ideałem, którego oni dosięgnąć nie byli w stanie. Tak jak i wy.- uśmiechnął się skromnie, mimo że jego słowa były pełne pychy. Niemniej wykazał umiejętności, którymi mógł wagę swoich słów podeprzeć. -
Nie myślcie, że nie widziałem waszych podchodów. Nie możecie mnie zaskoczyć… wasze podstępy przejrzę, wasze plany odkryję i zniweczę. Nie macie szans ze mną. Czeka was tylko rejterada lub śmierć.
On mówił, a ona biegła.
Leiko wykorzystała tę chwilę - tę o wiele zbyt krótką chwilę - kiedy jej sojusznicy ściągnęli na siebie uwagę białowłosego, i skoczyła w kierunku jedynego interesującego punktu w całej tej jaskini. Kamień i sylwetka. Sylwetka i kamień. Przynajmniej jedno było na tyle ważne dla klanu i mnichów, że ustawili na straży nie tylko jasnowłosego i parę
Tsuno, ale przede wszystkim
Gozaenmona. Nie tego się łowczyni spodziewała. W jej wyobrażeniach te podziemia były wypełnione chińskimi mędrcami oraz ich ofiarami, nad którymi odprawiali swój ponury rytuał. Samotny białowłosy był zaskoczeniem, ale nie czynił sytuacji łatwiejszej. Tylko ją utrudniał.
Któreś z nich, kamień lub to ciało pozawijane w całuny, musiało być słabością jego oraz jego panów. Nie zostawiono ich tutaj bez powodu.
Możliwe że miała rację. Acz myliła się w jednym… sojusznicy nie ściągnęli uwagi
Sotsu. Wszak powiedział jej przecież: “
Nie możecie mnie zaskoczyć, wasze podstępy przejrzę, wasze plany odkryję i zniweczę.”
Ganriki zawyło nagle zmuszając
Leiko od odskoczenia w tył. Dwa
tsuno pojawiły się przed nią blokując jej drogę. Ledwie uniknęła cięcia potężnym toporzyskiem jednego z nich. Mogła przypuszczać, że nie będzie to aż tak łatwe.
Znów poczuła zew
ganriki. Tym razem z trudem unikając ciosu w kark, który miał odesłać w słodką otchłań ogłuszenia. Nadnaturalnie szybki
Gozaenmon błyskawicznie porzucił próby ubicia
Sakusei i broniącego go ronina, by dotrzeć do łowczyni i udzielić jej nagany.
-
Znaj swoje miejsce Maruiken, nie jest nim psucie naszych planów.- mruknął żartobliwie, jakby cała ta sytuacja była zabawą. Jakby… nie walczył na poważnie. Jakby się… nie wysilał nawet.
Zarówno dla
Maruiken łowczyni Oni, jak i dla
Maruiken kunoichi, bezpośrednia walka nie była idealną sytuacją.
Ganriki pozwoliło jej zyskać przewagę nad niejednym przeciwnikiem spotkanym w życiu, jednak w przypadku białowłosego dawało jej tylko tak zwany „włos”. O włos od uderzenia, o włos od ostrza jego katany, o włos od padnięcia bezwładnie na ziemię u jego stóp. O włos od stania się częścią ponurego rytuału mnichów.
Ale
Gonzaemnon nadal był tylko człowiekiem.. prawda? Białe włosy nie czyniły go wszechpotężnym Kami, nadal miał słabości. Musiał je mieć.
-
Waszych planów? - jego słowa rzeczywiście rozbawiły
Leiko, która nawet cicho zachichotała pomimo okoliczności dalekich od wesołych -
Ostatnim razem jak się widzieliśmy, to grzecznie stałeś na straży przed drzwiami swojego Pana. Również tutaj Twoi Panowie zostawili Cię uwiązanego na łańcuchu w jaskini.
W skromnym geście przesłoniła palcami swe wargi, jak gdyby tylko w ten sposób mogła powstrzymać malujący się na nich uśmiech, którym podważała jego rolę w intrydze.
-
Nie miałeś naturalnego talentu do zostania wybitnym samurajem, więc zostałeś tresowanym pieskiem? Pieseczki nie tworzą planów ze swoimi Panami, jedynie posłusznie wykonują ich rozkazy -przymrużyła oczy, po czym lekko przyklasnęła dłońmi, mówiąc
-A siadasz też na zawołanie?
Szlachetne i stoickie oblicze
Sotsu wygięło się w brzydkim grymasie irytacji. Języczek
Leiko cisną celnie tą szpilą.
-
Ara ara… i kto to mówi. Tresowana suczka, która po wykonaniu zadania pogoni z powrotem do morderczyni swojej matki, by zostać pogłaskana po główce. Ja przynajmniej mam jakieś ambicje. Moja służba, daje mi wpływy i moc. Twoja… pozwala ci się ukrywać przed prawdą.- sarknął w odpowiedzi samuraj tracąc wewnętrzny spokój. Ale nie czujność.
Kojiro zaatakował błyskawicznie.
Sotsu odskoczył. Ronin chybił więc, a
Gozaenmon zaatakował i...ostrze miecza
Kojiro zraniło go w bok.
Białowłosy odskoczył przerażony. Zaskoczony przyglądał się kropelkom krwi na mieczu
Sasakiego i na swoim boku.
-
Jak... - wyrwało się mu z ust. Nic dziwnego, że był zdziwiony. Wszak był czujny i szybki, nieludzko wręcz.
Ptaszkowi pokonanie
Kogucika nie zajęło dużo czasu. I prawie żadnego wysiłku. A
Sotsu był szybszy od niego… więc “JAK” było właściwym pytaniem. A
Leiko miała wszak prostą odpowiedź. Talent.
Kojiro był wielce utalentowanym szermierzem. Nie tylko szybkim. Ptaszka zabił błyskawicznie i precyzyjnie, bez żadnego zbędnego ruchu. Od początku kontrolował tamto starcie… także i tutaj.
Kojiro wiedział już jak nadnaturalnie szybki jest
Sotsu, ale wiedział też jak zaatakuje. Odczytał to z ruchów jego ciała, spojrzenia… więc skontrował atak
Gozaenmona, zanim ten uderzył.
Walka nie sprowadza się wszak do szybkiego i mocnego machania kataną.
-
Po prostu czuję się urażony ignorowaniem mnie. Rzuciłeś mi wyzwanie, ne?- odparł grzecznie acz kpiąco
Kojiro, choć
Maruiken widziała jak jest spięty. Mógł udawać, że ignoruje przewagi białowłosego samuraja… ale łowczyni wiedziała lepiej. To była trudna walka dla niego. I zdawał sobie sprawę z tego.
-
Miałeś okazję uciec… teraz tu zginiesz duchu.- warknął gniewnie
Sotsu, ale po chwili musiał odskoczyć i obronić się przed wściekłym atakiem dwóch katan
Sakusei w ludzkiej postaci.
Pajęczyca musiała poczuć się urażona, tym że ją zranił.
Bitwa… właśnie się rozpoczęła.
Jeśli po ziemiach klanu chodził jakikolwiek ideał, to nie był nim
Gozaenmon z nienaturalnymi mocami wtłoczonymi mu w krew przez mnichów. Tym ideałem był byle.. duch. Plotka przekazywana z ust do ust, cierń w łapczywiej łapie wielkich panów Hachisuka. Zbuntowany ronin, nie grzeczny pieseczek.
Maruiken miała szczęście, że akurat ten duch stał się jej sojusznikiem. Szczęście? Iye. Długie tygodnie flirtu, wykradania się na schadzki, rozkosznego krążenia wokół wzajemnych sekretów, wspólnie spędzanych nocy i wspólnie ubijanych bestii. Oh,
Leiko ciężko sobie zapracowała na ochronę swego yojimbo. I teraz, podłapując na krótko jego bystre spojrzenie, swoimi oczami pełnymi niepokoju mogła powiedzieć mu tylko jedno: „
Nie pozwól się zabić, mój tygrysie.”
Wierzyła, że ronin i
Pajęczyca poradzą sobie z białowłosym. Albo przynajmniej zajmą go na tak długo, aby ona mogła poznać sekrety ukryte głęboko pod Shimodą. Sama
Leiko nie mogła im pomóc w bezpośredniej walce z samurajem.
Przywołaniem
Tsuno oraz własną reakcją
Gonzaemnon tylko potwierdził jej podejrzenia. Kamień lub ciało w całunie, któreś z nich było dla niego cenne. A zatem cenne również dla klanu i mnichów. Już raz się pomyliła sądząc, że jej towarzysze byli dla niego wystarczającym roztargnieniem. Ale wtedy ich sobie lekceważył, teraz nareszcie dostrzegł w nich przeciwników potrafiących go zranić i zabić.
Maruiken sięgnęła ręką za swoje plecy i obnażyła ostrze wakizashi wyciągnięte ze zdobionego saya. Zachowując czujność i nie pozwalając sobie na choćby chwilę rozluźnienia napiętych mięśni, ostrożnie ruszyła w kierunku rogatych demonów. Para
Tsuno stanowiła przeszkodę, której nie mogła sobie po prostu zignorować. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby ciężki topór roztrzaskał jej kości. Jednak dobrze pamiętała taktykę przyjętą przez te kreatury, kiedy walczyły z
Kojiro w Maedzie. Atakowały, znikały, pojawiały się w innym miejscu, atakowały, znikały, pojawiały się w innym miejscu, atakowały, znikały.. Gdyby tylko udało jej się „przyłapać” jednego z nich oślepiającym blaskiem swych oczu, to miałaby szansę zaatakować go szybkim cięciem wakizashi.
Tu jednak sytuacja była inna. Tu jej nie ścigały, tu broniły jej dostępu. Nic więc dziwnego, że tu stanowiły żywą ścianę przez którą łowczyni musiała się przebić. Żywą ścianę z dużymi łapami, o dużym zasięgu… i jeszcze większymi toporami. To stanowiło dla
Leiko duży problem. Nie dość że niespecjalnie radziła sobie w bezpośredniej walce, to jeszcze wakizashi było krótki ostrzem. Zanim dosięgło by ono ciała Oni,
Maruiken byłaby martwa. Co za... niefortunna sytuacja.
Dostrzegała w niej tylko dwa rozwiązania. Zmusić
Tsuno do ruchu i porzucenia swego posterunku, lub wykorzystać ich solidność w wykonywaniu rozkazów i ubić je na odległość. Nie miała teraz czasu na tworzenie fantazyjnych planów. Musiała improwizować, nie pierwszy raz dzisiejszego wieczoru.
Wtedy, w Maedzie, jej wakizashi z lekkością rozcięło tak przecież twarde i masywne cielsko jednego z tych rogatych demonów. To wspomnienie dodawało jej śmiałości w potyczce z nimi, ale schowane z powrotem w saya ostrze musiało jeszcze poczekać na swoją kolej do wykazania się.
Łowczyni nie miała przy sobie żadnej broni dystansowej, zatem.. postanowiła stworzyć ją sobie sama. Zagarnęła opadające jej na twarz pasma, po czym zaczęła tkać między palcami jeden z włosków. Dzięki ich zwinnym ruchom stawał się coraz dłuższy, coraz groźniejszy, aż przeobraził się w niepozorny bicz. Rozciął powietrze z przerażającym, wręcz ogłuszającym trzaskiem, kiedy
Leiko zamachnęła się prowadząc go w kierunku jednej z łap trzymających topór.
Czarna nić oplotła błyskawicznie łapę z toporem wrzynając się w ciało do krwi, acz niezbyt głęboko. Zaskoczony tym potwór potrząsnął nią dziwiąc się owej nici łączącej go z łowczynią. Drugi wykorzystał sytuację, znikając w błysku by pojawić się przed
Leiko i cięciem topora zakończyć jej życie. Teraz, gdy była nićmi połączona z drugim Oni, straciła nieco możliwości manewru na polu bitw… a przynajmniej tak sądził potwór.
To co według tego
Tsuno było potknięciem łowczyni skazującym ją na porażkę, dla niej było wyczekiwanym momentem do przypuszczenia ataku na bestię. Znała i rozsądnie oceniała swoje umiejętności, a jednoczesna walka z dwoma tymi kreaturami byłaby tylko zbędnym ryzykiem. Drugi musiał poczekać na swoją kolej.
Jednym szarpnięciem zerwała nić łączącą ją z drugim
Tsuno, aby móc już swobodniej uskoczyć przed miażdżącym uderzeniem topora. Szybko i zwinnie, jak również na niewielką odległość zaledwie o włos ratującą ją przed bolesnym spotkaniem z bronią. Wszak jej planem nie była ucieczka, a zwabienie demona w zasięg swych oczu.
Sięgnęła głęboko, do krwi będącej powodem wszystkiego - jej misji, jej obecności tutaj, jej życia - aż naturalnie złociste źrenice rozbłysły blaskiem słońca. Jednocześnie dłoń zacisnęła na wakizashi gotowym z lekkością przebić się przez masę mięśni potwora.
Blask światła zlał się z rykiem bólu porażonego jej atakiem potwora. To co wydawało się bezbronną ofiarą odsłoniło kły.
Ostrze jej broni było śmiertelnie groźne, ale tylko wtedy gdy dosięgło celu. Pchnięcie… prosto w serce. Pchnięcie któremu towarzyszył kobiecy krzyk…
Wakizashi wbijało się ze znikomym oporem. Nadnaturalnie ostre przy walce z Oni wchodziło w ich ciało jak w ryżową kulkę.
Leiko zbliżyła się przy okazji niebezpiecznie blisko do potwora. Jeśli nie zabije go od razu tooo… pamiętała już swój niedoszły zgon.
Potwór sapnął i zadrżał. Przebite serce obficie tryskało czarną posoką. Był martwy, ale też nie mógł utrzymać się na nogach i leciał prosto na
Maruiken. Niedobrze, niedobrze, niedobrze! Jeśli nie zdoła wyciągnąć wakizashi, to te utknie wraz z nią pod cielskiem potwora.
Niedobrze! Nie było czasu na wahanie, nie było czasu na rozmyślanie na temat tego krzyku gdzieś za nią.
Szarpnięcie i odskok w lewo. Na szczęście ciało nie stawiało oporu jej broni i
Leiko bez wysiłku odskoczyła.
Tak… w takich chwilach mogła cieszyć się z daru swojego oka.
Właśnie wtedy coś sobie uświadomiła i nagle zimny pot przeszedł po jej plecach. Wszak nie tylko jej oko było tajną bronią mogącą razić tych, którzy byli nieświadomi jej mocy. A jej towarzysze broni… nie uprzedziła ich o ukrytym talencie
Sotsu!
Odwróciła się w gwałtownym piruecie, aby zorientować się w sytuacji i krzykiem ostrzec swoich sojuszników.. lecz głos zamarł jej w gardle po jednym zerknięciu na pole walki.
Sakusei leżała bezwładnie na ziemi. Czy białowłosy użył na niej swojego uśmiechu? Czy była ranna? Czy.. martwa? Potężna tsuchigumo, która jednym ruchem smukłego paluszka dowodziła zastępami przerażających potworów, została sprowadzona do roli byle ofiary.
Leiko podjęła ciężką decyzję o porzuceniu swych planów na rzecz sprawdzenia stanu
Pajęczycy. Równie mocno martwiła się o swojego tygrysa, uwięzionego teraz w samotnym pojedynku z przeciwnikiem wystawiającym na próbę jego talenty.
-
Kojiro-san, jego uśmiech.. -zaczęła doskakując do
Sakusei i kucając przy niej. Podniosła spojrzenie na ronina -
Uważaj na jego uśmiech! Unikaj patrzenia mu w twarz!
Przedziwne to było ostrzeżenie, ale też białowłosy nie był zwykłym samurajem. I czyż
Kojiro nie pamiętał tamtego poranku w Miyaushiro, kiedy zatroskany zakradł się do jej pokoju? Kiedy drżała w jego ramionach opowiadając o spotkaniu z
Gozaenmonem, kiedy opowiadała mu o jego uśmiechu i swoim strachu?
-
Hai.- odparł jej yojimbo zamykając oczy.
-
Niewiele warta ta rada, skoro zmusza cię do walki na moim warunkach na Sasaki-san?- stwierdził drwiąco
Sotsu.
-
Nie postrzegam tego tak. Ot to dodatkowa odrobina… ryzyka dodana do tego pojedynku.- odparł z przymkniętymi oczami i ironicznym uśmiechem ronin, stając w niedbałej postawie szermierczej. Godnej ucznia uczącego się walki, a nie mistrza. Oszustwo i drwina zarazem.
Wyzwanie mówiące… nie jesteś dla mnie dość dobry, bym brał cię na poważnie. Oszustwo, bo
Kojiro nie używał stylów i postaw. Jego sztuka walki nie opierała się na jednym, a na wszystkich, pochłoniętych i zmieszanych. Jego styl był instynktem, jego ciosy wynikiem doświadczeń. Jego postawa… miała mylić przeciwników.
Lub denerwować… tak jak teraz.
-
Krwią zapłacisz za swoją arogancję… błędem było słuchania jej rad…- warknął gniewnie
Sotsu i zaatakował ronina. Cięcie ukośnie z góry, pchnięcie, cięcie z prawej strony, poziome. Wszystkie chybione. Mimo że
Leiko z trudem nadążała za ostrzem białowłosego samuraja, a sam
Kojiro tych ruchów katany nie widział, to przy pierwszym zszedł z drogi, przed drugim uskoczył, zaś ostatnie zablokował swoim ostrzem. Z dużym wysiłkiem i pośpiechem… ale zdołał.