Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2007, 16:27   #1
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Dziady Żuliborskie

Żoliborz, 23 kwietnia 2007, Wtorek, 19:50, za rogiem sklepu „Welmax”, niedaleko parku "Kępa Potocka"

Dzień był dość chłodny, mimo, że dawno przeminęła połowa kwietnia. Wiosna zadawała się ignorować kalendarz. Na dworze nadal niepodzielnie rządził chłód i deszcz. Nie ubliżając Poltiemu, to psa szkoda wyrzucić.

Lutek, Wania i Polti stali pod sklepem „Welmax” tuż na obrzeżach wielkiego parku za sklepem. Lutek wysoki, szczupły o jasnej skórze, czarnych włosach w ubraniu, które jest reminiscencją wielu lat bezdomności. Na głowę ubrał swoją nieśmiertelną, kiedyś zielonkawą, obecnie brudno-szaro-zieloną czapkę z wełny. Wania średniego wzrostu, z długimi do ramion włosami i obfitym zarostem, ubrany w stary brązowy kożuch, jeansy które znajdują się w zastanawiająco dobrym stanie. Tuż obok niego mieszaniec wilczura i średniego sznaucera - Polti - pies o czarnej jak smoła sierści.

Lutek i Wania Pociągali z butelki „Pomorską czystą”, tuż obok stał drugi flakon „Pomoskiej”. Pies Polti leżał obok i leniwie ogryzał wielką kość.

Lutek i Wania popijając zastanawiali się nad złożonością tego świata. Przedwczoraj i wczoraj nie mieli szczęścia, a wręcz prześladował ich pech. Zostali wylegitymowani przez patrol, tylko dobra tyrada Wani uratowała im tyłki, a Poltiego mało, co nie przejechał jakiś cham na motorze. Dopiero dzisiaj odwrócił się los. Gdy jak zwykle kręcili się po osiedlu wielkich bloków w poszukiwaniu złomu, szmat oraz papieru, napatoczył się starszy gość, który zaproponował im, że potrzebuje dwóch osób do sprzątania w piwnicy. Zaproponował im 40zł na dwóch. Po krótkich negocjacjach dorzucił do tego dwie połówki „Pomorskiej” oraz kość dla psa. Przy okazji ich pracodawca pozwolił pozabierać sporo złomu.

Wania wybrał dla siebie z tych pozornie nieużytecznych rzeczy dwa prawie nowe tranzystory i układ scalony – chyba z radia. Reszta złomu poszła na skup – zyskali dodatkowe 17,25 zł.
Wódka „Pomorska czysta” nie była może ósmym cudem produkcji szczecińskiego „Polmosu”, ale była uczciwie zarobiona i to zupełnie Lutkowi i Wani wystarczało do pełni szczęścia.
Dawno minęła już połowa flaszki, Lutek i Wania dyskutowali o rządzie – utrzyma się, nie utrzyma, co wytrzyma Andrzej Lepper? Za chwilkę mieli otwierać kolejną butelkę. Dyskusja nabierała już niezłych kolorów, Lutek obstawał za tym, że w końcu coś się tu w Polsce zmieni, a Wania upierał się, że każdy polityk jest taki sam chce się tylko „nachapać”.

W pewnej chwili Lutek i Wania zostali zaskoczeni pojawieniem się niskiej persony orientalnego typu. Ów Wietnamczyk wpadł na nich w stroju wielce nietypowym, mianowicie owinięty był w jakieś zdobyczne prześcieradło, odzienia innego nie posiadał. Widok sobą przedstawiał taki, że koledzy zdębieli na widok głębokich szram na całym ciele młodego azjaty oraz przekrwionych, szalonych oczu i potarganych włosów. Ten przewrócił gałkami ocznymi jak szaleniec, wykrzyczał coś na kształt „Viet gua no huam do i !” i rzucił się szaleńczym pędem przez skwer w stronę Parku.

Wymachiwał rękami w szaleńczy sposób i dopiero po chwili przyjaciele zorientowali się, że w posiadanie Wietnamczyka weszła flaszka 0,5 którą właśnie mieli rozpocząć. Zanim ktokolwiek zareagował z piskiem opon na chodnik wjechał czarny Mercedes o zamalowanych sprayem tablicach i tocząc się za uciekającym wjechał na zielone tereny. Polti podniósł się pierwszy z głośnym szczekaniem, jednakże nie ruszył za Wietnamczykiem, patrzył na niedokończoną kość, Wanię, Lutka i na uciekającego Wietnamczyka pełen sprzecznych uczuć. Potem oprzytomniał Lutek.

- Wania! Bambus zapierdzielił nam flakona!
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline