Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 19:07   #307
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To oczywiście rozwścieczyło Gozaenmona, który ruszył ponownie do ataku. Kojiro zszedł gładko z linii tej szarży, ale tym razem Sotsu się nie zatrzymał. Tylko błyskawicznie doskoczył do Maruiken. Łowczyni instynktownie osłoniła się wakizashi przed ciosem, który spadł z góry i wprawił jej ramię w drżenie. Ledwo utrzymała oręż w dłoni. Nie zablokowała jednak kopniaka w brzuch mocnego i bolesnego, który powalił ją na podłogę.

- Za dużo mówisz Maruiken, za dużo ćwierkasz o sekretach innych. Nie chciałabyś chyba bym ja rozpowiadał o twoje tajemnice, ne?- zapytał drwiąco Sotsu patrząc na nią z góry.

Kopnięcie brutalnie wyrwało powietrze z płuc kobiety i gwałtowny kaszel wstrząsnął jej ciałem.
-Wolę ćwierkać.. niż szczekać na zawołanie.. -syknęła w końcu głosem słabym, ale spływającym jadem. Wsparła dłonie o ziemię i niezręcznie uniosła się na rękach drżących z wysiłku jaki włożyła w obronę przez jego ostrzem oraz z bólu rozchodzącego się po całym ciele. Jakże łatwo byłoby się poddać lękowi i przyjąć rolę pokonanej ofiary. Jakże łatwo.. a mimo to, ku niewątpliwemu rozdrażnieniu mężczyzny, ona nadal ćwierkała, nawet jeśli jej śpiew przerywały próby zaczerpnięcia głębszego oddechu -Tamtego wieczoru w Miyaushiro.. zapytałam o Ciebie mojego towarzysza, jednego z.. samurajów klanu. Chcesz wiedzieć co.. miał do powiedzenia, Koinu?

Koinu. Mały pieseczek, szczeniaczek. Leiko z podłością wykorzystywała szpilę wcześniej celnie wbitą w ambicje białowłosego.

-Nazwał Cię.. mało wybitnym. Nikim ważnym. Yojimbo pilnującym drzwi dla.. lepszych od siebie.. - i znów ten kpiący chichot niewiele mający wspólnego z uwodzicielską i czarującą stroną Maruiken - Jakie to uczucie? Być pogardzanym przez innych samurajów.. przyćmiewanym przez byle ducha?
Nie patrzyła na niego. Cały czas leżała z opuszczoną głową nie tylko chroniąc siebie przed jego uśmiechem, ale także dając sobie ten element zaskoczenia, gdyby zaślepiony złością samuraj daj jej okazję do spojrzenia sobie w oczy.

- Nie dbam o opinię głupców, którzy nie są godni ukazania im prawdy - ależ on gładko… skłamał. Niemniej Leiko rozpoznawała rozdrażnienie w jego głosie. Iskrę żalu i bólu.
Stopa mężczyzny boleśnie ugodziła w jej brzuch, gdy ją docisnął do podłogi wznoszą katanę, by przeszyć jej ciało bólem. - Czas nieco ukrócić twoje możliwości Maruiken. Skoro sama nie potrafisz odkryć swojego miejsca w porządku świata, to ja ci je pokażę.

Kojiro pędził jej na ratunek, ale nie był obdarzony nadnaturalnymi mocami. Oboje wiedzieli, że nie zdąży.
Nie potrafiła odwrócić spojrzenia od uniesionego wysoko ostrza. Wpatrywała się w nie w taki sposób, w jaki mały gryzoń patrzy na hipnotycznie poruszającego się węża, który jednym, pełnym okrucieństwa atakiem potrafi skończyć jego żywot. Czy się.. pomyliła? Czy zbyt głęboko wsadziła igłę, czy zbyt ochoczo nią poruszała w ranie białowłosego?

Leiko czuła pod palcami leżące na ziemi wakizashi, jednak przygniatająca ją stopa mężczyzny uniemożliwiała uniesienie się do obrony, jak i do ataku. Tym razem ta wyjątkowa broń, ten skarb zdobyty w ponurych podziemiach, nie mógł jej uratować. Tygrys był zbyt daleko, Pajęczyca sama potrzebowała pomocy.


„Kiedy trzymasz je w dłoniach, pomyśl o tym co ci potrzebne…
a ono… zmieni się w przedmiot jakiego pragniesz. „


W tej beznadziejnej sytuacji odezwały się w jej głowie słowa wypowiedziane przez Kohena. Potrzebowała.. potrzebowała.. czego potrzebowała? Szybko! Myśl Maruiken!

Instynktownie pragnęła chwycić za parasolkę i ukryć się w jej bezpiecznym cieniu, który nieraz już ją poratował przed szponami i kłami bardziej krwiożerczych bestii. Ale ta broń została na ziemi pośród chatek Shimody. Wtedy za bardzo łowczynię spowalniała w walce z Ptaszkiem, a teraz.. teraz mogła być jedynym co potrafiłoby ją uchronić przed gniewem samuraja. Ale czy braciszek miał rację? Nie miała wcześniej okazji potwierdzić jego słów, a obecna mogła być pierwszą.. jak i ostatnią.

Ostrze opadło, uderzyło. Błysnęły iskry.
Wakizashi zmieniło się w parasol, rozłożony by osłonić ją przed tym żelaznym piorunem. A choć jej cudowne wakizashi potrafiło imitować parasolkę to… był jeden problem. Nie mogło imitować materiału jakim tamta była pokryta. Najbliższym materiałem były metalowe płyty i tym była pokryta parasolka. Powstrzymało to atak samuraja do pewnego stopnia. Ostrze celujące w bark Leiko zdołało się wbić w jej ciało, zranić je do krwi. Ale mimo że rana była bolesna, nie była poważna.
A kolejnej nie zdołał zadać.

Zaatakowany przez ronina, zmuszony był do obrony. Jego szybkość została mocno zredukowana przez żelazną parasolkę nabitą na jego katanę. Wyrwał ją z dłoni łowczyni desperacko i nieudolnie broniąc się przed cięciem Kojiro.
Zamach… krew trysnęła, czarna i gęsta. Sotsu uskoczył raniony. Odrzucił żelazną parasolkę gdzieś w bok cofając się i tracąc całkowicie swój stoicyzm.
A w dodatku… po jego ostrzu zaczęły przeskakiwać czarne błyskawice.






- Koniec z zabawą. Tym razem nie będzie żadnej szermierki, żadnych tańców z kataną… żadnej honorowej walki. Po prostu cię zabiję. - syknął gniewnie Gozaenmon szykując się do ataku.

Białowłosy nie dawał Leiko nawet chwili wytchnienia. Nie miała czasu syknąć z bólu, choćby skrzywić się.. iye, to ostatnie akurat zrobiła, kiedy podnosiła się z ziemi. Nogi chwiały jej się z wrażenia, z tego otarcia się o zbyt bliskie spotkanie z kataną samuraja. Taka rana była niczym w porównaniu z tym, co rzeczywiście zamierzał jej zrobić. Szczęśliwie Kohen miał rację.

Zerknęła w kierunku odrzuconej przez białowłosego parasolki, potem na Kojiro i w końcu na Gozaenmona. Musiała odzyskać swoją broń. Bez niej czuła się.. bezbronna. Hai, nadal miała swoje zwykłe, zaufane wakizashi, lecz ono nie wchodziło z taką łatwością w cielska przeciwników, szczególnie tych o czarnej krwi. Jednak samuraj był odrobinę za blisko jej skarbu, aby miała go sobie po prostu odebrać. Tym bardziej, że nie wiedziała czego się spodziewać po jego nowej sztuczce. Tak samo jak po Kasanie nie spodziewała się grubego cielska złożonego z pijawek, a po Ptaszku prawdziwych szponów i skrzydeł. Wyobraźnia mnichów była doprawdy bogata. I parszywa. Co zatem ukryli pod tymi czarnymi błyskawicami?

Nie spuszczając z niego wzroku, próbując rozeznać się w sytuacji i kolejnej jego sztuczce, kobieta ostrożnie postąpiła kilka kroków. W dłoniach ponownie tkała swe włosy, w razie gdyby musiała się bronić ich szybkimi atakami. Bądź rozłożeniem pułapki na zwinnego przeciwnika.

Zamach, szeroki i pionowy. Sotsu zamachnął się mieczem mimo, że Kojiro był daleko od niego. Czarne błyskawice uderzyły o skałę rozrywając ją na kawałki i sunąc niczym stado psów ku roninowi z szybkością trudną uchwycenia oku, po drodze żłobiąc szlak w skalnym podłożu. Uderzyły w niego… były zbyt szybkie, by mógł uniknąć ich ciosu.
Uderzyły w Sasakiego.
Zabiły?

Nie… oddech Leiko który zamarł na chwilę, poruszył znów jej piersi. Jej ulubiony tygrys nie był Kirisu. Uniknął śmiertelnego uderzenia, nawet jeśli czarne błyskawice nieco go sponiewierały. Jednak cios który miał go zabić, nie zdołał tego uczynić. Ronin był na to za dobry.
Odrzucił wierzchnią warstwę stroju, uszkodzoną piorunami i palące się osłony na ręce.
Upadł. Cios był silny, nawet jeśli nie dosięgnął go w całości, bo Kojiro uskoczył w ostatniej chwili.






Ale przeżył. W pełni zasłużył sobie na przydomek jakim go określonym na tych ziemiach. Był jak duch. Nie do ubicia. A wokół katany Gozaenmona zaczęły iskrzyć kolejne błyskawice. Jego twarz zamarła w gniewie.






- Gratuluję, Sasaki-san. Przeżyłeś. Ale ile ciosów zdołasz jeszcze uniknąć, co?- zapytał ironiczne.

Maruiken znów poczuła jak mimowolnie zaciska zęby, jak w złości napinają się mięśnie jej żuchwy.
Najpierw Płomyczek, teraz jej słodki tygrys. Tego wieczoru sługusy klanu i mnichów wyjątkowo bezlitośnie obchodzili się z jej dzielnymi yojimbo. Życie pierwszego wisiało na włosku.. iye, na pajęczej nici, której ceną było zawarcie układu z tsuchigumo. Życie drugiego.. mogło się zakończyć wraz z kolejnym uniesieniem katany przez białowłosego. Ah.. w tej chwili to Sotsu boleśnie i celnie wbił szpilę w serce łowczyni. Jeśli z jego winy młody lord Sasaki straci choćby pukiel swych lśniących włosów..

Rana drażniła, ale jej nie spowalniała. Uzbrojona we własne włosy obdarzone nadnaturalnymi mocami, skoczyła zwinnie ku samurajowi skupionemu na jej tygrysie. Mając go już w swoim zasięgu, szarpnęła obojgiem rąk posyłając gąszcz nici w kierunku przeciwnika. Tym razem nie celowała, aby zranić, aby porozcinać jego skórę. Teraz starała się pochwycić za jego rękę, opleść ją i utrudnić mu przywołanie kolejnego stada błyskawic. Albo przynajmniej rozdrażnieniem zwrócić jego uwagę na siebie i dać tygrysowi chwilę na zebranie sił. Jeszcze go potrzebowała.

Sekundy rozciągnęły się w nieskończoność. Nici niczym czarne macki posłane zostały ku celowi jakim był Sotsu. Także i Kojiro nie tracił czasu, z obnażonym ostrzem i rozwianymi włosami rzucając się ku wrogowi.



Zai
Rin


Cichy kobiecy szept, gdzieś na granicy słuchu. Nie czas zwracać na niego uwagę.

Pajęczyna czarnych włosów oplotła nadgarstek i ramię samuraja trzymającego miecz. Ale był zbyt silny, a choć nici wrzynały w jego ciało to nie dość, by odciąć mu kończynę. A Leiko mogła jedynie spowolnić jego ruchy wykorzystując swoją siłę.


Pyō
Kai
Jin


Obaj szermierze starli się. Ostrze katany Sasakiego zatoczyło płaski, poziomy łuk. Gozaenmon pchnął… trafiając.




Jego katana rozorała bok tygrysa, powodując grymas bólu, smród palonego mięsa i rozprysk krwi. Ale znów nie zabiło. Na to był zbyt zwinny. Mimo to cios rozerwał mu ubranie i cały bok miał Sasaki w krwi i przypalonym mięsie.


Retsu
Zen
Rin


Natomiast Gozaenmon uśmiechnął się zaskoczony, jego głowa zachwiała się na szyi… a potem upadła na ziemię gładko odcięta. Kojiro zdekapitował samuraja, ale łowczyni nie poczuła przypływu energii. A ciało zamiast osunąć się na ziemię podążając za przykładem głowy odwróciło się. Z kikuta szyi trysnęła krew, gdy Sotsu mówił bulgoczącym głosem - Nie sądzicie chyba że to pójdzie tak… gładko?

Ciało samuraja pękło wzdłuż klatki piersiowej i jednooka głowa wynurzyła się z niej. A po niej całe ciało zbudowane z kości mięśni i ścięgien wraz z zębatą paszczą na brzuchu. Zakończone kościanymi ostrzami ręce poruszały się złowieszczo.




- No i się doigraliście. Zrobiłem się głodny. - syknął złowieszczo.

Paskudztwo” - tylko takim określeniem Leiko nazwała w myślach jego nową postać. Nie miała czasu na nic więcej. Ani na dłuższe przyglądanie się z obrzydzeniem, ani tym bardziej na pełne zachwytu podziwianie tego.. ideału samuraja, za jakiego niewątpliwie nadal się uważał Gozaemnon. Zrzucił skórę tak samo jak wcześniej Kasan i Ptaszek, ale teraz nie mogła wykorzystać pragnienia zemsty ducha, zaś jej osobisty pogromca skrzydlatej bestii sam potrzebował pomocy.

Znów biegła. Dużo dzisiaj biegała, głównie uciekając przed swoimi prześladowcami, ale też goniąc do celu. W tej chwili była nim parasolka porzucona na ziemi, pierwszy krok do.. właśnie, do czego? Jaki miała plan? Co tak naprawdę samotnie mogła zdziałać przeciwko takiej kreaturze?

Musiała odzyskać swoją broń.
Musiała uchronić Kojiro przed zemstą Gozaemnona.
Musiała pomóc Pajęczycy.
Musiała znaleźć sposób na ostateczne zabicie sługusa mnichów.
Musiała ukrócić intrygi mnichów.
Musiała odnaleźć siostrzyczkę.
Musiała.. musiała..

Ogrom tych planów opadł ciężarem na barki łowczyni i spłycił jej oddech, jak gdyby ktoś nagle zacisnął łapsko na jej szyi. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji.

I musiała się zdobyć na heroiczny wysiłek, bo centralne oko potwora zaiskrzyło czarnymi błyskami. I Kojiro i ona wiedziała co to znaczy. Że to sam potwór, a nie miecz który dzierżył wcześniej, był źródłem błyskawic. A celem tego uderzenia był zraniony ronin.


Sha
Retsu
Hin


Kobiecemu szeptowi towarzyszył narastający szmer. Niczym odgłos zbliżającej się burzy.

Maruiken dobiegła, pochwyciła. Ciężka parasolka zmieniała ciężar w lekki nożyk tanto, głównie po to by waga broni jej nie spowalniała. Oddech palił w płucach, serce waliło mocno, lekko pociemniało jej w oczach od wysiłku. Ale znalazła się pomiędzy roninem i czarnymi błyskawicami uderzającymi z oka potwora.
Osłona, tarcza… desperacko potrzebowała czegoś co powstrzyma śmiercionośne pioruny.
I cudowny oręż znów spełnił swoje zadanie stając się żelazną tarczą Tate, przyjmującą na siebie czarną nawałnicę. Ból przeszył ręce Leiko, gdy trzymała tę opokę chroniąc za nią siebie i ronina.
Ale udało się, mimo poparzeń na dłoniach i przedramionach.

-A chciałem być miły i ubić go szybko.- odparł potwór niezrażony swoją porażką. Z jego paszczy wysunęły się dwie oślizgłe macki.
-Cóż… zjem go w takim razie żywcem.- dodał. Tej walce przyglądał się drugi tsuno, acz nie próbował się w nią włączyć. Stał na straży tego co znajdowało się za nim. Ludzkiego zawiniątka i kamienia.
Potwór ruszył ku obojgu, ale...


Ha!
Kae!
Mha!
Umieraj! Umieraj! Muszko moja mała!
Boś posiłkiem dla mej dziatwy się stała!


To już nie był szept. To był krzyk wściekłej i rannej Pajęczycy. I słowom tym towarzyszyły setki pająków wychodzących z pęknięć jaskini.




Nie były zbyt duże, największe osiągały wielkość ludzkiej dłoni. Ale były bardzo liczne. I wszystkie kierowały się ku przemienionemu Sotsu. Sakusei udało się sprowadzić “armię” do pomocy.

-Sakusei-san! - gdyby łowczyni miała więcej sił, to wykrzyknęłaby imię swojej sojuszniczki. Niemniej teraz wyrwało się ono spomiędzy jej warg jako westchnienie ulgi, radości. Chyba nigdy w historii Kraju Kwitnącej Wiśni nikt się nie cieszył tak bardzo na widok hordy pająków.

Oddychała głośno, tarcza ciążyła jej w poparzonych rękach. Bolało, jednak te rany nie były czymś, czego nie mogła uleczyć energia umierającego demona.. ale najpierw musiała jednego zabić. Niestety ani wysiłek boleśnie wciskający jej powietrze w płuca, ani poparzone dłonie nie działały na jej korzyść. Tsuno musiał zginąć szybko. Ale najpierw..
Dół opuszczonej tarczy zachrzęścił nieprzyjemnie o ziemię u stóp kobiety. Następnie pełna obaw obejrzała się za siebie -Mój tygrysie... ?

- Żyję.. acz one… go nie powstrzymają.
- szepnął zmęczony i obolały mężczyzna. I miał rację.
Sotsu zwrócił uwagę na pajęczą chmarę. Jego oko błysnęło i czarne błyskawice przeorały niszcząc wiele z pajęczych sług Sakusei.
I mylił się. Gdy skalny pył opadł, wiele z tych pajęczaków przeżyło gniew potwora. Zginęło sporo, ale przeżyło więcej. Niemniej czy ta chmara była czymś więcej niż utrapieniem?

Gozaenmon tak z pewnością myślał, bo stracił nimi zainteresowanie i ruszył wprost na Leiko kryjącą się za ciężką tarczą, oraz Kojiro zaciskającego dłonie na katanie, by zaatakować jak tylko się on dostatecznie zbliży.

Kolejny sługus klanu uświadamiał Maruiken, jak bardzo nieustępliwe były te potwory w swoich łowach. Upartość doprowadziła jego poprzedników ich tylko do śmierci, ale Gozaenmon.. on cały czas umykał jej objęciom. Ona zaś czuła je zbyt blisko siebie i swych sojuszników.
Jeśli odskoczy, to wystawi rannego Kojiro na bezpośredni atak, a nawet duch nie mógł w nieskończoność przyjmować na siebie kolejnych ciosów.
Jeśli raz jeszcze będzie próbowała ochronić ich dwoje tarczą, to nie miała żadnej wątpliwości, że bestia w końcu przebije się przez tę przeszkodę. Ucieczka, obrona.. iye, jak dotąd żadne z tych rozwiązań nie przynosiło upragnionych efektów. Przeciwko takim kreaturom najskuteczniejszy był atak.

Ukryta za tarczą kobieta nasłuchiwała odgłosów zbliżającego się potwora oczekując na.. odpowiedni moment. Jej na poczekaniu stworzony plan był ryzykowny, szaleńczy. Działała pod wpływem impulsu. Gozaenmon zbliżał się szybko, oddech zamarł w piersiach Leiko.
Nagle opuściła tarczę, a spomiędzy opadających jej na twarz kosmyków skupiła lśnienie swego spojrzenia na pojedynczym oku przeciwnika. Jednocześnie jej myśli wypełniało jedno słowo, jedno pragnienie: „Katana. Katana. Katana dla Kojiro!”. Własnym ostrzem ciął celnie i boleśnie, każdy inny samuraj dawno leżałby już martwy. Ale to był pieseczek mnichów. Jej broń była skuteczniejsza przeciwko ich rodzajowi.

Teraz albo nigdy.
Leiko wiedziała że czas się jej kończy. Być może ona przeżyje, ale jej sojusznicy z pewnością nie.

Teraz albo nigdy.
Niestety Gozaenmon charakteryzował się znaczną żywotnością. Przeżył dekapitację i nie przejmował się ranami. A teraz ruszyła na nich, błyskawicznie i szybko. I zamiarem zabicia jej rannego tygrysa… i pewnie pożywienia się jego martwym ciałem.
Tarcza zaś błyskawicznie skurczyła się w dłoni łowczyni, zyskując za to na długości i stając się idealną kopią miecza Sasakiego.




Idealną kopią. Lepszą niż oryginał.

A jej oczy rozbłysły oślepiającym blaskiem mającym porazić potwora. Niespodzianka dla nacierającego Sotsu. Przez chwilę jaskinię rozjaśnił mocny blask, a Leiko… z przerażeniem patrzyła na pojedyncze ślepię potwora. Zamknięte.
- Głupia… czyż nie wspomniałem iż zajrzałem do twojej duszy? Nie tylko wspomnienia i sekrety poznałem, ale także wszystkie sztuczki jakimi dysponujesz.- zadrwił Gozaenmon nie przerywając natarcia i będąc już bardzo blisko.

W tej chwili duszę Leiko wypełnił rozpaczliwy jęk. Nic sobie nie robił z jej nici, niestraszny mu był oślepiający blask jej oczu, nie mogła go zaskoczyć. Jak.. jak więc miała przetrwać tę noc? Jak mieli przeżyć jej sojusznicy? Grunt coraz bardziej usuwał się spod jej nóg, serce łomotało w piersi.
Hai, znał wszystkie jej sztuczki, wiedział czego się po niej spodziewać. Ale czy znał sztuczki jej sojuszników, także tych nieobecnych w jaskiniach? Być może skoro ona nie potrafiła go zaskoczyć swoimi podstępami i mocami, to powinna.. powinna sięgnąć dalej, po obce dla siebie sztuki walki, na które Gozaenmon nie będzie przygotowany.

Kurczowo zaciskała bolące dłonie na rękojeści katany. Oślepieniem potwora miała zyskać przewagę dla ronina i bez niej.. obawiała się o jego szansę w kolejnym bezpośrednim starciu ze sługusem mnichów. Był niezwykle utalentowany, ale nie nieśmiertelny.
Iye, to Maruiken musiała coś zrobić. Teraz.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 15-06-2020 o 23:03.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem