Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 19:54   #308
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko uniosła katanę i zamachnęła się, szerokim łukiem przygotowując się na atak potwora. Trochę zbyt szerokim, zbyt oczywistym. Nie było to szybkie i eleganckie cięcie charakteryzujące ruchy Kojiro. Nie była wytrenowana w walce takim ostrzem, a chociaż widziała wiele samurajów i łowców posługujących się kataną, to nie potrafiła powtórzyć ich ruchów. Wprowadzone w ruch ostrze nie zdążyło się spotkać z cielskiem potwora.

Trójząb Płomyczka” -jak pomyślała tak też się stało. Katana nagle zaczęła się zmieniać, wydłużać jeszcze bardziej aż całkiem przeobraziła się w trójząb bliźniaczy parce broni, którymi z taką zwinnością posługiwał się Kirisu. Jego partnerka nie miała w sobie podobnej mu żarliwości, ale za to kierowało nią bezlitosne pragnienie walki o przetrwanie i ochronę rannego tygrysa. Zmieniła ułożenie dłoni na nowo powstałej broni, dzięki czemu cięcie stało się pchnięciem wycelowanym w brzuszysko szarżującego Gozaenmona.

Atak był desperacki. Ciosy niepewne. Niepewne. Ale sztuczka zadziałała. Zaatakowany potwór stał się ofiarą własnej arogancji i szybkości. Normalnie potrafiłby pewnie bez problemu uniknąć ciosu Maruiken.
Niezgrabnego… i mało eleganckiego. Godnego nowicjuszki.
Normalnie mógłby, ale szarżował na nich z pełną prędkością. I pęd jego ataku nie pozwolił mu zatrzymać, ani uskoczyć. Nabił się wprost na Jūmonji yari z głośnym okrzykiem bólu. Ostrze broni nie napotykało oporu przeszywając ciało Gozaenmona i wychodząc przez plecy. Czarna krew trysnęła szerokim strumieniem znacząc twarz Leiko cuchnącymi plamkami. Ale, choć cios był straszliwy to nie zabił Sotsu. O nie…przeciwnik był na to za twardy, nawet jeśli sama obecność cudownej broni w jego ciele sprawiała mu ból.
Jego oko zaczęło zaczęło błyskać czarnymi piorunami, a on sam przybliżać się począł ku Łowczyni, by dosięgnął ją kościanymi ostrzami.

Błysk ostrza…




Jeden, drugi, trzeci…
Kojiro wyskoczył zza pleców Maruiken. Odciął głowę, pozbawił potwora pazurów ucinając ostrza w kościanych stawach z taką samą śmiertelną precyzją jak to uczynił w przypadku Ptaszka. Osunął się zaraz po tym ataku. Ten czyn ratujący, może nie życie a nietykalność łowczyni, wiele go kosztował. I nie było pewnym czy zdołałby powtórzyć ten wyczyn.

- Myślisz, że to coś zmienia? Wkrótce odcięte kończyny mi odrosną. Takoż i głowa…- warknął wściekle Sotsu owijając macki wokół drzewca jumonji yari i wyrywając ją z rąk Leiko. Jednakże nie zauważył przy tym innej napaści. Niektóre pajączki korzystając z tego zamieszania podkradły się na tyle, by wleźć po jego kończynach i kąsać jadowymi kłami.

Sotsu zawył z bólu, zaczął się z nich otrząsać, strącać je mackami. Ale była jakaś niezdarność w jego ruchach. Powolność. A kolejne pajączki zaczęły wspinać się po jego ciele, ku paszczy przebitej Jūmonji yari.

- Ach… czujesz to, prawda?- rzekła głośno Sakusei czołgając się ku niemu z połową twarzy pokrytą krwią i ustami wykrzywionymi w drwiącej nienawiści. - Czujesz moją zemstę pokraczna namiastko Oni? Nie tylko twoi panowie znają Maho. Także i mnie zdarzało się babrać w tej sztuce. Pajączki może są i zwyczajne… ale ich jad zatruty jest moją krwią i klątwą. I zniszczy cię.

Odpowiedzią Sotsu były tylko wrzaski bólu i agonii. Upadł na podłoże jaskini, jego kończyny rzeczywiście zaczęły odrastać. Ale jakie to miało znaczenie skoro chmara pająków właziła na niego kąsając w nienawistnej furii. Co z tego że macki wysunięte z jego paszczy miażdżyły je? Było ich zbyt wiele, a i nie dbały o swoje żywota wchodząc nawet do samej paszczy, by kąsać i kąsać, wstrzykiwać skroploną furię Pajęczycy wprost do jego żył. Leiko patrzyła jak wije się pod czarnym płaszczem pancerzyków pajęczych. Jak wbita w niego włócznia podryguje nerwowo drzewcem… słyszała jego wrzaski odbijające się echem po jaskini.
Zaprawdę… zemsta Sakusei była okrutna i dość długa.

W końcu ucichł i znieruchomiał. Martwe truchło dumnego samuraja, który okazał się kolejną pokraką stworzoną przez mnichów.

Nareszcie..
Fala ulgi uderzająca w Leiko była tak silna, że prawie ugięły się pod nią drżące nogi. Zbyt wiele razy w trakcie tej bitwy zajrzała w oczy śmierci swojej i swoich sojuszników, powiedzenie że traciła nadzieję na wygraną.. nie byłoby przesadą. Ani odrobinę. Śmierci Sotsu nie towarzyszył słodki przypływ energii zasklepiający rany kobiety i dodający jej sił do dalszej walki. Nadal była wyczerpana i obolała, najbardziej kusiło ją poddać się ogarniającej ją słabości i opaść ciężko na kolana. Ale nie mogła. To przecież jeszcze nie był koniec.

Została ona i drugi tsuno wiernie wykonujący ostatnie polecenie Gozaenmona. Pilnujący ukrytej w tkaninach kobiety, jak i głazu. Na szczęście. Bo gdyby zdecydował się zaatakować, to ani Sakusei ani Kojiro nie zdołaliby się obronić.

Łowczyni pochwyciła dłońmi za drzewiec trójzębu sterczącego triumfalnie z nieruchomego ciała Gozaemnona. Jego ostrzami jeszcze raz z lekkością przebiła tors kreatury. Na wszelki wypadek, w celu upewnienia się, że.. to prawda. Że rzeczywiście padł martwy i nie podniesie się w kolejnej paskudnej sztuczce. Żadne z nich nie miało sił kontynuować tej walki. Musiała jeszcze tylko zabić Tsuno i potem.. potem będą mogli się stąd wydostać. Prawda?

Ruszyła w kierunku bestii. W porównaniu do Gozaemnona nawet ten potężny Oni sprawiał wrażenie prymitywnej bestyjki, bardziej zwierzęcia niż inteligentnego i chytrego przeciwnika. A chociaż duszy Maruiken nie wypełniła ekstaza z pochłanianej esencji potężnego przeciwnika, to zamiast niej w żyłach rozpaliła się ognista zażartość. Zażartość do ubicia demona, do ukrócenia intryg mnichów, a przede wszystkim do ucieczki z tych jaskiń razem z rannymi towarzyszami. Mur z dwóch demonów był dla niej nie do przebicia, ale samotnego Tsuno już mogła oślepić blaskiem swych oczu. Dlatego uzbrojona z powrotem w swoje zaufane wakizashi, szybko kierowała się bezpośrednio na niego.

Potwór ryknął znacząco zaciskając swoje dłonie na toporze. A choć Maruiken nie znała mowy tych Oni to rozumiała ten ryk i tą postawę. Będzie bronił dostępu i nie będzie tu żadnego oszczędzania łowczyni. Jeśli Leiko się do niego zbliży, to ją zabije. Zabawna była myśl iż plany mnichów pokrzyżuje ich posłuszny niewolnik. Niemniej łowczyni nie zamierzała poświęcić życia z takiego powodu.

Oh, nie zamierzał się sam ruszyć do ataku? Następna uparta bestia na usługach mnichów. Mogliby tak stać i tylko na siebie krzywo patrzyć - Tsuno stanowczo trzymający swojego posterunku i Leiko, która nie zamierzała się zbliżać w zasięg jego broni. Ale ona nie miała czasu na podchody, ani na subtelność.
Możliwe, że gdzieś pod jej stopami nadal leżał ten pojedynczy włos, którym wcześniej zdołała pochwycić demona za łapsko. Możliwe. Nie zamierzała szukać go w mroku jaskini, a mimo że z łatwością mogłaby utkać kolejny bicz, to.. jakże szybciej było ponownie wykorzystać dopiero odkrytą moc broni. Po duszeniu się własnym lękiem, po tej straszliwej bezsilności wobec Gozaemnona, teraz łowczyni zachłysnęła się swoją nową sztuczką.

Maruiken oczami wyobraźni spojrzała w niedaleką przeszłość, do wioski atakowanej przez hordę małych, żabowatych kreatur wpijających się ludziom w szyję. Ale przede wszystkim zobaczyła ich źródło - Matkę Głodu posługującą się zabójczym biczem, tym groźniejszym, że uzbrojonym w ciernie i oplecionym płomieniami. Już przy parasolce przekonała się, że jej broń miała swoje ograniczenia, więc nie spodziewała się idealnej repliki. Jednak nawet najzwyklejszy bicz będzie w tej sytuacji bardziej użyteczny niż wakizashi zmuszające ją do bliskiego podejścia do demona. Jej magiczny skarb spełnił jej kaprys tak dobrze jak był w stanie to uczynić. Broń nie zapłonęła, ale i tak zbliżała się do ideału wplatając swoje poczucie piękna.




Oręż Leiko stał się kolczastym biczem, który wił się po ziemi niczym wąż, a poszczególne jego elementy złowieszczo grzechotały. Gdyby tylko mogła sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, to z pewnością doceniłaby kunszt wykonania tego bicza nastroszonego kolcami. Piękno i groza stanowiły jej ulubioną mieszankę wśród ludzi i broni. Ah, nawet sama Matka Głodu pozazdrościłaby jej takiego oręża.

Potwór zmrużył oczka przyglądając się orężowi, spiął się w sobie i ryknął rzucając łowczyni wyzwanie.
A ona porzuciła próby ponownego oplecenia biczem łapska bestii, więc szerokie zamachnięcia zastąpiła szybkimi i krótkimi atakami. W jej zwinnych dłoniach broń poruszała się niczym atakująca żmija - końcówka bicza odgrywała rolę kąsającej głowy, a po każdym uderzeniu grzechoczące cielsko zwijało się w przygotowaniu do następnego.

Pierwsze ciosy, celne i skuteczne dosięgły cielska potwora. Kolejne… chybiły. Potwór nie zamierzał stać w miejscu i dać obijać. Po pierwszych cios, pojawił się i niemalże rozciął Leiko na pół poziomym cięciem w okolicy pasa. Ostrzeżona szóstym zmysłem kobieta uskoczyła płacąc cenę w postaci płytkiego rozcięcia skóry, do krwi co prawda, ale paskudne toporzysko nie dosięgło mięśni. To była dobra nauczka dla łowczyni. Nie należało lekceważyć rogatego potwora… zwłaszcza, gdy wysiłek poprzedniej walki mocno nadwyrężył jej własne siły. I nie była już tak szybka jak wcześniej. I zaczynała łapać zadyszkę. Poraniony ciosami potwór miał jeszcze sporo sił, mimo że ciosy bicza zadały mu bolesne rany.

Kobieta zgrzytnęła zębami z bólu, tak samo jak po zbyt późnym uskoczeniu jej geta zgrzytnęły o kamienne podłoże jaskini.
Bezczelny potwór. Gozaemnon wyssał z niej wiele sił, okaleczył i poparzył jej ciało, zatem ostatnie na co miała teraz ochotę, to kolejna zabawa w kotka i myszkę z upartym Tsuno. Niestety na razie to ona była mocno sponiewieraną myszką i wątpiła, by miała w sobie wystarczająco energii na ciągłe unikanie jego ataków. Ale przynajmniej zmusiła go do ruszenia się i mogła spróbować to wykorzystać, razem z jego sumiennością do wykonywania ostatniego rozkazu samuraja.

Leiko zmieniła swój cel. Atakując ją, demon odsłonił dotąd ukryte za jego masywnymi plecami ciało oplecione w całunach i kamień, zatem teraz to właśnie w ich stronę zwróciła się łowczyni. Nie zamierzała w desperacji próbować prześcignąć bestii potrafiącej błyskawicznie znikać i pojawiać się tuż przy swoim przeciwniku. Zamierzała go sprowadzić w odpowiednie dla siebie miejsce. Biegnąc wykonała ręką szeroki zamach wprawiający bicz w ruch, na którego trasie miały się znaleźć te skarby klanu i mnichów. O ile tylko Tsuno nie stanie w ich obronie. Dużo ryzykowała, ale właśnie na tą ślepe posłuszeństwo liczyła Maruiken.
I nie zawiodła się. Tsuno z fanatyzmem godnym yojimbo samego shoguna znikł błyskawicznie i pojawił się między Leiko, a celem jej bicza. Nie zdążył się już jednak zasłonić, z rykiem bólu przyjmując na tors i pysk kolczastą karę. Maruiken nie dosięgnęła tego co planowała dosięgnąć, za to zdołała oślepić jedno oko bestii… i to trwale.

Włosy łowczyni, a przynajmniej te, które jeszcze ostatkiem sił utrzymywały się w resztce upięcia stopniowo burzonego długimi walkami, rozpuszczone opadły na jej ramiona, kiedy wyciągnęła z nich długą szpilę. Długą, ozdobną oraz, tak jak w przypadku reszty narzędzi kunoichi, w jej zwinnych dłoniach zmieniającą się w niepozorną broń.
Szybkim ruchem rzuciła szpilą w stronę pyska, a przede wszystkim sprawnego oka Tsuno. Ostra końcówka błysnęła złowrogo w swych locie, jednak Leiko nie czekała aż doleci do celu. To była tylko zmyłka, lśniąca przynęta i prawdziwy atak miał nadejść ze strony okaleczonego oka demony. Poprowadziła bicz szerokim i zadziwiająco niskim łukiem, dzięki czemu po trafieniu mógłby przeorać mięśnie nóg potwora, ale i to nie było jej planem. W ostatniej chwili szarpnęła bronią w górę, gwałtownie zmieniając poziomy atak w skośne cięcie najeżone kolcami.

Atak szpilą zmusił tsuno do obrony, topór uniósł się by zablokować cios. Skutecznie.
Szpila odbiła się od metalu, a bicz… on zatańczył w powietrzu wijąc się jak kobra. Zmieniając kapryśnie cel ataku, aż w końcu nastąpiło uderzenie. Ryk bólu rozniósł się po jaskini. Cało potwora pokryła nowa paskudnie wyglądająca rana, a co więcej.. atak Maruiken wybił go z równowagi. Łowczyni zapewniła sobie szczelinę w jego obronie, by móc wyprowadzić cel i śmiertelny cios. Ale nie biczem. Ta broń na to kiepsko się nadała. Należało więc znów zmienić taktykę i wykorzystać okazji. Kolejna wszak mogła się nie nadarzyć.
Łowczyni nie mogła po prostu zignorować takiej okazji.

Tsuno stracił równowagę, lecz nadal był uzbrojony w wielce groźny topór, którym nawet machając całkiem na ślepo byłby w stanie ukrócić ją o głowę. Wszak ranne drapieżniki tym bardziej zaciekle walczyły o życie.
Świadoma tego niebezpieczeństwa zrezygnowała z atakowania go na wprost i zamiast tego doskoczyła z boku, a bicz pod jej dotykiem z powrotem przeobraził się w elegancką katanę młodego lorda Sasaki. W przeciwieństwie do zaufanego wakizashi, to długie ostrze pozwalało jej zachować większy dystans od silnych łap Oni. Jednakże nie posiadając w sobie choćby odrobiny talentu swego yojimbo, Leiko polegała na czystej mocy zjawiskowej broni, dzięki której nawet najbardziej pokraczne cięcie wchodziło miękko w cielska demonów. I właśnie taki był ten ruch, którym próbowała ściąć bestii głowę - trochę łukiem tnącej katany, trochę pchnięciem wbijającego się wakizashi, trochę lękiem. W dużej mierze determinacją podsycaną zmęczeniem.

Leiko nie była dobrym szermierzem. Jej cios był nerwowy, był szybki, był też niezdarny i niechlujny.
Ale to wystarczyło… tym razem. Katana ucięła łeb tsuno, i kawałek jego ramienia i całą rękę. Płynnie, szybko i zabójczo. Zwykłym orężem Maruiken by się coś takiego nie udało. Ostrze by się zakleszczyło w ciele. Ale jej cudowny skarb nie miał problemów by poradzić sobie z ciałem potwora. I udało się jej zabić bestię. Niemal od razu poczuła jak oko chłonie jego moc. Jak regeneruje siły i rany. Odetchnęła ulgą czując się już lepiej patrząc jak krew tryska szerokim strumieniem, a wraz z nią siły które piła niemal jak pijawka. Udało się. Przeżyła… Zwyciężyła...

- Kamień… zniszcz kamień Maruiken-san.- rzekła cicho wyczerpana Sakusei, która nie miała tego komfortu co łowczyni.
Tymczasem Kojiro usiadł na skalnym podłożu jaskini prowizorycznie opatrując swoje rany. W przeciwieństwie do Leiko i Sakusei był tylko człowiekiem. Rany które otrzymał i krew, którą utracił, nie potrafił odzyskać tak jego partnerka, czy też sama Sakusei. Pajęczyca cichcem i dyskretnie pożerała pozostałe przy życiu pająki, by odzyskać choć część swojej mocy i sił.

Zniszczyć.. kamień?
Leiko niepewnie podniosła spojrzenie na głaz, który swoją wielkością górował nad białowłosym, a co dopiero nad drobniejszą od niego łowczynią. Hai, śmierć Tsuno wypełniła ją siłą, lecz.. nie aż tak wielką. A o ile nie była to iluzja, pod którą tak naprawdę ukrywał się kolejny Oni, to.. nie była pewna jak miałaby spełnić życzenie Pajęczycy.

Bardzo ostrożnie, bo przecież nadal była na terenie mnichów i nawet głaz mógł być kolejną zastawioną przez nich pułapką, kobieta zaczęła obchodzić ogromny kamień w poszukiwaniu wskazówek. Przyglądała mu się z każdej strony, muskała opuszkami palców, a na próbę też stuknęła w niego końcówką ostrza katany.
Ostrze zaiskrzyło czubkiem, gładko wchodząc w kamień, iskry rozeszły się po całym kamieniu. Który to.. zadrżał? Zdecydowanie zadrgał, a błyskawice przetoczyły się po kamieniu. Czyżby głaz przesycony mroczną mocą z rytuałów, stał się łatwym celem dla jej skarbu?

Po Ptaszku przystosowanym do polowania właśnie na nią, po Sotsu znającym jej wszystkie sztuczki i przewidującym każdy jej ruch, po silnym i nieustępliwym Tsuno, taka reakcja głazu okazała się być dla Leiko miłym zaskoczeniem. Ale najpierw...

Kucnęła przy sylwetce otulonej całunami. Nie wiedziała co takiego się wydarzy, kiedy swym ostrzem zniszczy kamień. Potem mogła już nie mieć okazji, aby poznać tożsamość tej kobiety. Kim była? W czyje przeznaczenie znów wmieszali się mnisi i Hachisuka? Czy była ofiarą składaną w rytuale, czy może miał on uczynić z niej kolejnego potwora na trzymanym przez nich łańcuchu? Uwięzione bóstwo, zapoczątkowanie nowego świata.. takich określeń używał Gozaemnon. Jaka więc była jej rola w tych planach?
Łowczyni odłożyła na bok broń, która w międzyczasie powróciła do najbardziej lubianego przez nią kształtu wakizashi. Wprawdzie smukłymi palcami starała się delikatnie odsłaniać całun z twarzy kobiety, to jednak niektóre jej ruchy zdradzały zniecierpliwienie oraz prostą chęć ucieczki z jaskiń.

Każdy miał jakieś słabości, także i Leiko je miała… jej słabością była ciekawość. Nic więc dziwnego, że zaczęła od badania tajemniczego zawiniątka. Kryło ono kobietę. Ładną z oblicza, szlachetnie urodzoną. To nie była twarz wieśniaczki. I… zupełnie łowczyni nieznaną. Maruiken nie rozpoznawała kobiety, ale przybliżywszy swoją twarz do jej ust odkryła że kobieta żyje. I sądząc po zapachu dochodzącym z jej ust… została odurzona opium. I była w zaawansowanej ciąży. Poza tym nie było w niej nic niezwykłego, czy wyjątkowego.

To.. nie była jej siostrzyczka. I Leiko nie mogła się zdecydować, czy powinna z tego powodu odczuwać ulgę, czy może jednak zawód. Oznaczało to bowiem, że nadal nie wiedziała gdzie przetrzymywał ją klan. A choć słowa Gozaemnona przynosiły pewną ulgę, to nie do końca wierzyła, że bezpieczeństwo siostrzyczki miało w ich ustach to samo znaczenie.
Nie była również pewna, co mogłaby zrobić z tą obcą kobietą. Zostawić tutaj? Nieść ją, kiedy miała ze sobą dwójkę okaleczonych sojuszników, a ponad głową całe miasteczko pełne Oni i Hachisuka? Iye, tylko spowalniałaby ich ucieczkę. Ucieczkę dokąd? Nawet na to pytanie nie znała odpowiedzi.

Maruiken pochyliła się i jedną ręką ujęła kobietę pod plecy, drugą pod zgięcie w kolanach, po czym nie bez trudu podniosła ją z ziemi. Pomagała siła dodana jej przez umierającego Tsuno, ale nawet mimo niej uginała się pod ciężarem bezwładnego ciała. Nie była Niedźwiedziem o potężnych mięśniach, ani roninem doświadczonym w uciekaniu ze swoimi słodkimi zdobyczami. Miała jednak na tyle sił, by przenieść kobietę odrobinę dalej od głazu. Póki co tylko tyle mogła dla niej zrobić.

Skierowała swe kroki z powrotem do kamienia i pochwyciła w dłoń swoje wakizashi. Jednak nim uniosła ostrze do ataku, to najpierw skupiła spojrzenie na słowach wyrytych w kamieniu. Miała nadzieję, że może właśnie one ułatwią jej zrozumienie związku pomiędzy głazem, ciężarną kobietą i.. i sobą samą. Że zdradzą jej więcej szczegółów tej intrygi mnichów. W przypadku takich rytuałów, i ogólnie maho, łowczyni dotkliwie uświadamiała sobie własną niewiedzę.
Wodząc spojrzeniem po kolejnych znakach odczytywała.


Wrota duszy, ścieżko reinkarnacji zawróć.


Ostatnie kanji wyglądało na dodane niedawno. Reszta była starsza. Nic więc dziwnego że sam napis był niezbyt udanym zapisem. Ostatnie kanji go zdeformowało.
Maruiken westchnęła cicho. Żałowała, że Daikun został na górze, że braciszek Kohen nie był jednym z jej bliskich sojuszników. Być może towarzystwo któregoś z nich potrafiłoby naprowadzić ją na ciągle umykające jej zawiłości tej sytuacji. Przechadzając się uliczkami Nagoi nawet przez myśl jej nie przeszło, że w podróżach po ziemiach Hachisuka będzie potrzebowała przewodnika po maho.
Tymczasem jedyne co miała, to swoje podejrzenia. A te malowały zamiary mnichów jeszcze bardziej podłymi barwami.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 15-06-2020 o 23:04.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem