Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 22:05   #14
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rqR1cjuPXUg[/MEDIA]
Spotkać się to początek; zgodzić się to postęp; pracować razem to sukces - tak kiedyś gadał Henry Ford, albo ktoś podobny. W tej chwili stwierdzenie owe bardzo pasowało do sytuacji między Silvią, a kobietą z Gwardii. Przez jedna dobę przerobił wszelkie trzy punkty, po kolei i teraz kucały we dwie na parkingu, pośrodku opuszczonego miasta pełnego chodzących trupów… albo półtrupów nie mających tyle dobrej woli, aby zdechnąć.
Udało im się znaleźć jeden rower - jakiś początek, nie wracały już z pustymi rękami.
- Odstawmy go i weźmy się za przeszukiwanie sklepów - wskazała na budynki dookoła - Po kolei, na spokojnie. Te z garażami, posesja po posesji. Przy okazji zobaczymy czy nie mają nic do żarcia...i dziewczyny chciały dvd - popatrzyła na Tammy uśmiechając się lekko - Powinnyśmy skołować wózek z supermarketu.

- DVD? - pod goglami i chustą brwi brunetki trochę skoczyły do góry gdy taki pomysł chyba w ogóle nie przyszedł jej do głowy. - Dobra, może się jakieś trafi. - machnęła ręką na razie spychając to na dalszy plan.

- Poczekaj, zobaczymy jak jeździ. - sama zdobycz z siodełkiem interesowała ją bardziej. Przekazała nożyce partnerce i sama wsiadła na siodełko. Koła rzeczywiście trzeba było podpompować bo przez te parę tygodnie czy miesiące stania pod chmurką flak był z nich zupełny. Ale mimo to gdy Tammy na niego wsiadła to gładko i bez oporów pojechała kawałek robiąc kółko i drugie wokół okrągłego trawnika z drzewem pośrodku jaki był przy głównym wejściu do makaroniarni.

- Działa. - ucieszyła się zamaskowana dziewczyna zsiadając z siodełka i prowadząc rower w stronę krzaków gdzie miał na nich czekać Aaron a potem łódka. Jego samego i łódź zobaczyły chwilę później.

- O. I znalazłyście? - powiedział bez entuzjazmu. Wręcz przeciwnie, wyglądał na odwrotnie proporcjonalnie ucieszonego do Tammy z tego zagrożenia dla jedynego, słusznego środka transportu godnego kogoś z Detroit. Widząc, że wracają podniósł się z krzaków za jakimi leżał.

- Weźmiesz go na łódź? - poprosiła kuszniczka przekazując mu bezsilnikowy jednoślad.

- No dobra. - jęknął wydziarany biorąc zdobycz ale by przypadkiem nie przegapiły jak wielką im przysługę wyświadcza biorąc na pokład takie bezeceństwo.

- Na razie jeden, zobaczymy co dalej - Griffith uśmiechnęła się do mężczyzny, trącając go po przyjacielsku barkiem. - Poza tym najpierw go trzeba nasmarować, podpompować i dać na serwis… widziałeś coś? - spytała, nagle robiąc się poważna - Damy radę obskoczyć sklepy bez obawy wpadnięcia na kolejną grupę pielgrzymów albo uciekinierów z cmentarza?

- Tu to chuja widzę. Tylko ten kawałek parkingu. - Aaron odezwał się nieco udobruchany gdy bez trudu zniósł rower w dół stoku długiego na kilka kroków, władował go do łodzi i znów wrócił do dziewczyn i swojego karabinu. Ale gdy pokazał na kierunek faktycznie perspektywa nie była zbyt szeroka. Na poziomie ulicy widać było dość dobrze większość centrum parkingu. Ale już nie obrzeża a dalej były płoty i krzaki. Ponad nimi dopiero widać było kilkupiętrowy, płaski budynek, chyba mieszkalny.

- Jakbyście szły ulicą to tam bym mógł się zainstalować. To bym chociaż wzdłuż ulicy coś widział. - kierowca wskazał nieco w lewo na drogę jaka wiodła wzdłuż parkingu i potem dalej. Tam właśnie leżały te ciała których smród dał się wyczuć aż na parkingu. Tutaj przy rzece już mniej.

- Jak wejdziemy do budynku to i tak nas stracisz z oczu. - kuszniczka zwróciła mu na to uwagę też rozglądając się dookoła. - Zacznijmy może od tej makaroniarni. Jest najbliżej. W razie czego najbliżej do łódki. - zaproponowała wskazując na ten finezyjny budynek z niebieskim dachem jaki stał najbliżej rzeki.

- Charakterystyczny budynek, rzuca się w oczy i jeszcze wiadomo, że było tam żarcie - rudzielec podrapał się po głowie, wbijając zaraz dłonie w kieszenie bluzy. Restauracja o niebieskim dachu krzyczała do nich z całkiem niedaleka. Skrzywiła się, wzruszając ramionami - Wątpię abyśmy tam coś znaleźli, ale skoro już jesteśmy, to czemu nie? Przypilnujesz łódki i reszty bambetli? - spojrzała na Aarona, aby na koniec westchnąć ciężko, przenosząc spojrzenie na wieżowce - Stamtąd byłby zajebisty widok… i sygnał, zasięg. - pokręciła głową - Może potem, teraz zakręćmy się za kółkami oraz żarciem.

- Pewnie tak. - gwardzistka spojrzała na widocznie, całkiem niedaleko, wysokie wielopiętrowce. - Ale weź pod uwagę, że każde mieszkanie to potencjalne siedlisko 20-tek. - Tammy mówiła jakby dostrzegała pozytywy takiej lokacji no ale dostrzegała też ryzyko związane z eksploracją takich miejsc.

- Dobra. Jak coś to wrzeszczcie czy co. - widząc, że obie znów szykują się aby wrócić w głąb lądu chłopak z Detroit machnął im na pożegnanie i chwilę tak postał zanim znów się nie skitrał gdzieś w krzakach. Obie partnerki zaś chyłkiem wróciły na parking. Nie było daleko. Kilkadziesiąt kroków. Znów znalazły się przy tym okrągłym trawniku z drzewem pośrodku gdzie przed paroma chwilami kuszniczka testowała nowy rower. Teraz jednak minęły to miejsce i podeszły do głównego wejścia.

Wejście było podwójne ale dobrze przeszklone. Więc dało się zajrzeć do środka chociaż na strefę bezpośrednią przed drzwiami. Wewnątrz widać było zarys stołów, ław a w głębi chyba bar czy coś takiego. Mimo okien i środka dnia bez światła wewnątrz panował półmrok. Zwłaszcza jak się patrzyło z jasno oświetlonego zewnątrz.

Kuszniczka po chwili oglądania tego bezruchu i wsłuchiwania się w ciszę weszła do środka z wycelowaną kuszą. Zatrzymała się zaraz za drzwiami. Teraz można było ogarnąć sporą część sali głównej. Te wszystkie stoły, ławy, bar, tablice z menu, lodówki i całą restauracyjną resztę. I wagon. W środku restauracji stał wagon tramwajowy. Wszystko wyglądało cicho i spokojnie. W tym półmroku i tylu zakamarkach trudno było mieć pewność, że są tutaj same. Wnętrze wyglądało jakby ktoś już tu buszował. Jakiś stół i parę ław było przewróconych, gdzieś walały się talerze, sztućce i cały ten misz masz.

- Co myślisz? - zapytała szeptem brunetka celując w półmroki i zakamarki ze swojej kuszy.

Rudzielec przyglądał się wnętrzu, zastanawiając się którymi gośćmi już po końcu świata są…
- Wygląda czysto, ale chyba nie ma krwi - patrzyła po ścianach, szybach i podłodze - Załatwmy to szybko i cicho. Sprawdzamy tutaj, a potem spadamy na przedmieścia. W domach mieszkalnych prędzej znajdziemy potrzebne rzeczy - odszpetała.

Kuszniczka skinęła głową i obie cicho ruszyły przez tą pogrążoną w półmroku restaurację. Wyglądała cicho i spokojnie. Jakby przyszły przed albo po zamknięciu. Chociaż ktoś tu nie posprzątał po ostatnich gościach. Resztki walały się po stołach i podłodze. Ale obie przeszły głównym przejściem. Podeszły do baru. Za nim nikogo nie znalazły. Ani żywego ani martwego.

- Tam jedliśmy te kluchy. - mimo maski tutejsza dziewczyna nie powstrzymała się by nie skinąć zamaskowaną głowę w stronę mrocznej sylwetki tramwaju. Za barem widać było trochę ciekawych rzeczy. Na przykład głośniki jakie dawniej sączyły muzykę dla klientów i małe radio. Do tego cała bateria różnych ketchupów, musztard i sosów jakie tutaj serwowano. Były też przygotowane frytki ale te już do niczego się nie nadawały. Tam i tu coś się rozlało albo spleśniało. Znalazły też trochę butelek z wodą i napojami.

- Idziemy na zaplecze? Tam może coś jest. Ale tam to nie byłam. - zapytała cicho kuszniczka zostawiając partnerce segregację i pakowanie fantów do toreb i plecaków. Sama stała za barem celując w przejście prowadzące na to zaplecze albo na resztę sali. Chociaż na razie nadal wszędzie panował bezruch, cisza i półmrok.

- Jeśli to cię pocieszy, też nie zaprosili mnie na zaplecze - Griffith mrugnęła, szczerząc się wesoło gdy zgarniała radio z głośnikami do torby. Złapała też za butle sosów, paczki z mąką znalezione pod blatem. Trafiły się też butle oleju, które również dziewczyna wpakowała do juków, woląc już żreć placki z mąki i oleju, niż znowu przymierać głodem. Albo żreć szczury.
- Weź je - wskazała na napoje, dwie puszki Mr Peppersa pakując od razu do kieszeni bluzy - Cukier, a potem plastik… - westchnęła, naciągając kaptur na głowę, a w jej dłoni pojawiła się paczka wytrychów - Ja sprawdzę czy drzwi od zaplecza są zamknięte.

- I co ty byś robiła z kimś na takim zapleczu co? Zwłaszcza jak tu widziałam same kelnerki. - mimo powagi sytuacji, półmroku i maski Sylvia wyczuła, że koleżanka chyba znów się uśmiechnęła. Chociaż sądząc po mowie ciała i nerwowych ruchach, rozglądaniu się dookoła to musiała być spięta. Zgarnęła do swoich kieszeni trochę butelek i gdy uznały, że nie bardzo jest sens dłużej buszować po barze kuszniczka westchnęła cichutko jakby brała głębszy oddech i powoli ruszyła korytarzem przed siebie.

Korytarz był ciemny bo nie miał okien a te resztki światła jakie wpadało przez okna głównej sali tu już nie sięgało. Tylko kawałek dalej gdzie były jakieś otwarte drzwi była plama światła.

Gdy tam doszły Tammy zajrzała tam ostrożnie z pomocą wycelowanej kuszy. Były tu okna to było jaśniej. Podobnie jak na sali głównej. Czyli półmrok i mrok w głębszych zakamarkach. To musiała być kuchnia. Duże paleniska, kuchnie, palniki, gary, piece i cała reszta. Gwardzistka zawahała się.

- To co? Masz ochotę na szybki numerek w kuchni czy idziemy dalej? - zapytała cicho wahając się czy sprawdzać kuchnię czy iść dalej tym mrocznym korytarzem. Tam chyba jeszcze były jakieś drzwi sądząc po ledwo widocznej framudze ale musiały być zamknięte bo nie widać było żadnego światła.

-Masz latarkę? - ruda rzuciła szybkim pytaniem, zanim nie wślizgnęła się do kuchni, stawiając na pierwszym miejscu przestrzeń choćby odrobinę oświetloną - Nie będziemy się pakować w czarno… a szybki numerek - naraz łypnęła na towarzyszkę - Masz pod ręką jakiegoś kumpla do wykorzystania?

- Nie bardzo. Na lotnisku był taki jeden. Całkiem niczego sobie. Ale nie były mi w głowie amory. Teraz trochę żałuję. Więc chyba jesteś skazana na mnie z tym szybkim numerkiem. - skoro jedna weszła do kuchni to druga stanęła w progu. Tym razem z kuszą wycelowaną w mrok korytarza. Przez co Sylvia widziała ją głównie od tyłu.

- A latarkę mam. - przyznała po chwili i stanęła nieco bokiem by wskazać na wpiętą w kamizelkę taktyczną “L-kę”. - Ale jest ryzyko. - ostrzegła zerkając na rudą w bluzie. - Jak tam jest jakaś 20-ka i jest w letargu to może nas nie zauważy. Ale jak ją walniemy światłem to może się ocknąć. Szkoda, że nie mamy nokto. - mruknęła cicho spięta kuszniczka. Znów odwróciła się tyłem do kuchni i wyglądała oraz nasłuchiwała tego co się dzieje na korytarzu. A z wnętrza ruda zorientowała się, że w bocznej ścianie są jeszcze jedne drzwi. Prowadzące też w tym samym kierunku to mroczny korytarz tylko do sąsiedniego pomieszczenia.

- Aaron jest całkiem spoko, a Jasper to chuj… no ale nie jest aż tak tragiczny. Co za koleś, jak wyglądał? Chętnie bym sobie na niego też popatrzyła - w głosie Silvii nie było ani grama sarkazmu. Stwierdziła to lekkim, przyjaznym tonem na towarzyszkę, oceniając jej sylwetkę i nawet się z tym nie kryjąc… aż wreszcie westchnęła, kręcąc krótko głową na boki. Zgrabna, wysportowana kobieta z pewnością miała predyspozycje aby ściągać uwagę, w typie Griffith jednak nie była.
- Będę ci kibicować - dodała wesoło, aby spoważnieć i machnąć karkiem na drzwi - sprawdzę je, a ty poszukaj czegoś do żarcia, albo… czegoś co nam się przyda. Żarcie, noże… kurwa cokolwiek. Przyda się nam nawet folia, kombinerki czy taśma. Plastry! Muszą tu mieć apteczkę i butle dezynfektyków.

- No ci twoi też wyglądają ciekawie. - przytaknęła kobieta w kapturze. Stała w przejściu i chyba te gadanie pozwalało jej jakoś rozładować stres. W tym czasie rudzielec podeszła do odkrytych drzwi. Ale samą klamką nie dała rady ich otworzyć. Więc musiała przy nich uklęknąć i spróbować swoich metod otwierania drzwi. Słyszała jak za nią koleżanka sprawdza zawartość szafek. Z jakim rezultatem to nie wiedziała.

- A ten mój to taki misiu. Jako jedyny przyszedł mnie pożegnać jak odchodziłam. Ale za bardzo mi przypominał mojego męża. Chyba mam żałobę po nich czy co. Albo nadal jestem zbyt wściekła. Może jakbym go spotkała w innych okolicznościach. Ale teraz chyba nie mam ochoty rozkładać nóg przed jakimś złamasem. Cholera tu chyba sama kuchnia. Ale muszą mieć chyba jakiś magazyn by to wszystko gotować. Tak myślę. - Silvia powoli mozoliła się ze swoimi drucikami i zamkiem gdy za nią Tammy sprawdzała zawartość kuchni. Kątem oka widziała jak pomachała jej tasakiem co był jednym z całej kolekcji rozmaitych sztućców. W noże, łyżki wazowe i tasaki można by chyba uzbroić tutaj całą bandę. Ale jak tamta przedstawiła jej swoją skróconą filozofię na temat nowych związków i przygód z facetami drzwi przed klęczącą Griffith cicho szczęknęły i pojawiła się szczelina. Słysząc i widząc to gwardzistka zaraz stanęła ze dwa kroki za nią, trochę po skosie, z kuszą wycelowaną w jeszcze zamknięte drzwi.

- Nie gotować, trzymać. W magazynie sie nie gotuje, trzyma ewentualnie zapasy - ruda mruknęła odruchowo, woląc roztrząsać problemy lingwistyczne i zaopatrzeniowe, niż rozmyślać nad stratami które dotknęły każdego z tych mających tyle szczęścia w nieszczęściu, aby ciągle oddychać.
- Przykro mi - dorzuciła szczerze, sapiąc cicho pod nosem - Naprawdę mi przykro Tammy. - Więcej nie dała rady powiedzieć, bo szczęknął mechanizm zamka. Co było za progiem?
Szło sprawdzić w jeden sposób, więc Silvia zaczęła je powoli uchylać, chowając się za ich skrzydłem, gotowa trzasnąć nimi jeśli tylko ze środka dojdzie je niepożądany hałas.

Szczelina powiększała się i powiększała. Musiało być tam jakieś okno bo nie było całkiem ciemno jak na korytarzu. Tylko taki półmrok. Najpierw Sylvia dostrzegła trochę przerwy a potem regał. Taki co można było coś kłaść z obu stron dlatego pewnie stał na środku. Po bokach, pod ścianami stały inne. Po przeciwległej stronie bateria lodówek wielkich jak szafy i kilka zamrażarek. Gdzieś nad nimi te małe okienko przez jakie wpadało do środka światło dnia. Na tym środkowym reagle coś leżało na półkach. Chyba jakieś paczki. Ale nie było na tyle jasno by zorientować się co to jest i w jakim jest stanie. Tutaj też panowała cisza i bezruch taka sama jak w całym lokalu odkąd tu weszły.

Chyba znalazły magazyn, albo po prostu zaplecze z lodówkami i mroźniami, wcześniej pełna różnorodnych towarów, teraz co najwyżej mogły tam znaleźć mocno zgniłe resztki. Chyba, że coś długoterminowego - prosta myśl skupiająca wzrok na półkach pod ścianą. Dobrze, że było okno, lepsza opcja niż lizanie wszystkich kątów latarką. Griffith wstrzymała oddech,a potem powoli rozsunęła szczelinę jeszcze odrobinę, wślizgując się w ciszy do środka. Zamknięte pomieszczenie mogło zarówno odgradzać kogoś od świata, jak i chronić świat przed kimś tu zamkniętym.

Ledwo weszła do środka a już musiała wybrać jedną ze stron gdy środek był zajęty przez ten dwustronny regał. I gdy weszła teraz Tammy zajęła jej miejsce w przejściu między kuchnią a tym chyba magazynem. Gdy dłoń Griffith wysunęła się w kierunku tych paczek ledwo widocznych na jednej z półek dał się słychać charakterystyczny, plastikowy szelest. Gdy wzięła paczkę w rękę jeszcze do końca nie była pewna. Ale gdy wróciła do drzwi kuchni by wystawić ją na nieco lepsze światło była już pewna.

- Makaron! - syknęła z cichej radości kuszniczka. Cała paczka nie zaczynanego makaronu! Gotowa by wsypać zawartość do gotującego się wrzątku. A na tym regale było więcej tych paczek a była jeszcze reszta szafek i regałów do sprawdzenia.

Fusilli, calamarata, penne, spaghetti, tagliatelle - przestrzeń magazynu zajmowały najróżniejsze rodzaje kluch w stanie suchym. Griffith w pierwszej chwili się ucieszyła, w drugiej stężała, zostawiając na razie resztę magazynu.
- Coś mi tu nie gra - szepnęła do kuszniczki, zamykając drzwi i zamarła przy nich - nie powinno tu nic być, a jednak… półki się uginają - pokręciła głową - Pieprzyć to, bierzemy ile się da. Resztę chowamy… przyjdziemy jeszcze raz. Na razie pakuj co dasz radę.

- Dobra. - Tammy po krótkim rekonesansie przeprowadziła Sylvia skinęła głową i weszła do środka. Odłożyła kuszę na półkę a w zamian zdjęła swój taktyczny plecak. Zaczęła do niego pakować szeleszczące paczuszki uwijając się jak w ukropie. Było ich sporo. Na tyle, że chociaż niezbyt ciężkie to jednak nie takie małe objętościowo i nie wszystkie jej się zmieściły do środka. Zarzuciła szeleszczący plecak z powrotem na plecy i sięgnęła po jedną z toreb jakie wzięły ze sobą na różne fanty.

Dorzuciła resztę makaronowych paczek i ruszyła do tych regałów pod ścianą. Jako, że światło wpadało tylko przez małe okienko pod sufitem to w ich wnętrzu było prawie całkowicie ciemno więc trzeba było brać po omacku. Ale w torbach lądowały jakieś puszki, torby z cukrem czy mąką, trudno było na szybko i w pół ciemno stwierdzić. Kolejna torba wypełniona tymi zakupami wylądowała na podłodze.

- Zobacz ile tego jest! Cholera dobrze, że do łodzi jest blisko. - Tammy już chyba myślała jak się z tym wszystkim zabiorą gdy tak mówiła cicho pokazując na pękate torby. Trafiły na taką dobroć, że chyba było więcej niż we dwie mogłyby zabrać. Nawet jakby się obładowały jak na jakiejś posezonowej wyprzedaży. Szło im całkiem zgrabnie i sprawnie gdy Tammy nagle zamarła w połowie ruchu jaki miał władować kolejną paczkę do torby. Sylvia też to usłyszała. Jakiś dźwięk. Za drzwiami. Tam na tym mrocznym korytarzu. Te drzwi co ledwo majaczyły w ciemnościach korytarza to musiały być właśnie do tego magazynu co teraz były. Widocznie z kuchni też było do niego wejście. Ale teraz, przez ten szelest i szmer pakowanych paczek zza tych drzwi na korytarz coś dało się słyszeć. Coś jakby potoczyło się po podłodze z tamtej strony mrocznego korytarza.

Dwie sylwetki w magazynie momentalnie zamarły, przypadając do ziemi. Griffith zamknęła oczy, wydychając z rezygnacją powietrze. Przecież nie mogło iść za prosto…
Patrząc na Tammy przyłożyła palec do ust, a potem ruszyła powoli, przygięta do ziemi i stąpając ostrożnie. Dwudziestka, inny szabrownik… albo szczur. Jakże ruda chciała, aby ten jeden cholerny raz chodziło o szczura. Szczególnie że tyle żarcia nie widziała od miesięcy. Starczyłoby dla wszystkich na tydzień, albo dłużej. Wtedy mogliby z czystą głową poszukać Marcusa, bez strachu że za chwilę będą musieli żreć gruz.

Zamaskowana brunetka skinęła głową i cicho wyprostowała się aby sięgnąć po odłożoną wcześniej kuszę. Odprowadziła partnerkę wzrokiem gdy ta powoli otworzyła niedawno zamknięte drzwi do kuchni. Gdy je otworzyła zastała taki sam widok jaki był gdy je zamknęła. Skryta w półmroku kuchnia. Żadnego ruchu. Cisza i bezruch. Przeszła przez kuchnię i dotarła do otwartych na oścież drzwi prowadzących na korytarz. Ta plama światła w tunelu jaką się wydawała gdy stały jeszcze za barem i wpatrywały się w mroczną czeluść korytarza. Teraz też widziała ten mrok. Kawałek niezbyt interesującej ściany naprzeciwko otwartych drzwi. I mrok po obu stronach. Tylko ten po prawej kończył się po paru krokach prostokątem baru skąd przyszły. Ten po lewej dalej z trudem ujawniał zarys drzwi do magazynu z żywnością gdzie została Tammy i ich torby.

Przez chwilę stała, wpatrywała się i nasłuchiwała. Wzrok nie był w tej chwili zbyt przydatny bo nie mógł sobie poradzić z mrokiem. Ale słuch zdradził jakiś szmer. Odgłos czegoś skrytego w mrokach korytarza po lewej. Teraz była już pewna, że ten pierwszy dźwięk jaki usłyszały z Tammy to nie była ułuda. Ale mrok nie pozwalał dostrzec co tam dalej jest. Mogło być cokolwiek, inne drzwi, przejścia, korytarze, schody czy jeszcze coś innego.

Podeszła bliżej, powoli sunąc do drzwi dzielących ciemność od półmroku. Ostrożnie zbliżała się do celu, nasłuchując czy hałas się nie zbliża. Jeśli zamknęłaby drzwi, wtedy zawsze to dodatkowa przeszkoda i bariera odgradzająca od nieznanego.

Gdy dłoń natknęła się na równe krawędzie drzwi poczuła na nich kurz, pył czy coś podobnego. Ledwo wyczuwalną warstwę. Powoli zaczęła napierać na te drzwi starając się je cicho zamknąć. Te poruszały się powoli sunąc cicho w kierunku framugi. W końcu został ostatni etap czyli ruch klamki. Klamka też cicho zgrzytnęła a potem dał się słyszeć cichy trzask zamykanego zamka. Ale czy tylko zamykająca słyszała te ciche dźwięki czy nie tego już nie była pewna. Gdzieś tam od strony korytarza, od lewej, usłyszała ciche stuknięcie. Jakby coś dotknęło jakichś drzwi czy czegoś podobnego.

Dziewczyna dla pewności złapała kawałek blaszki i zablokowała zamek przy framudze aby ciężej szło otworzenie go. Żałowała że nie ma śrubokręta, bo wtedy szło wymontować na szybko klamkę… niestety tu nie miała tego komfortu. Po wszystkim odwróciła się, wracając do magazynu.

Gdy wróciła do spiżarni zastała czujne i pytające spojrzenie Tammy. Wskazała gestem na zamknięte drzwi. Po drugiej stronie w pierwszej chwili nic nie było słychać. Ale w drugiej coś cicho zaszurało po tych drzwiach. I zaraz znowu.

Griffith wskazała ruchem głowy na okno, gdzieś wysoko pod sufitem. Miały jeszcze jedną drogę ewakuacji, nie utknęły w pułapce. Cieszyła się w duchu, że zawczasu zamknęła drzwi na zamek, aby nikt ich nie zaskoczył od tyłu. Pokręciła głową na boki, zgrzytając zębami, a potem sama poszła pod okno.

Okno nad szafką wyglądało na dość małe. Jak to w pomieszczeniach roboczych gdy pełniło pomocniczą funkcję a nie do podziwiania widoków. I było dość wysoko. Ale na szczęście było pod szafką. Szafka stanowiła niezły punkt wyjścia by się dostać do okna. Gdy dała znać swojej drugiej połowie ta weszła na tą szafkę i sprawdziła okno. Te na szczęście dało się otworzyć bez większych zgrzytów i problemów. Uchylało się na bok i do środka wpadła przyjemnie, orzeźwiająca bryza z zewnątrz. Kuszniczka wyjrzała na zewnątrz by sprawdzić jak to wygląda. Po czym kucnęła na szafce a i tak głowę miała ciut wyżej niż stojąca na podłodze koleżanka.

- Da się zeskoczyć. Ale wrócić tędy będzie trudno. Kto idzie pierwszy? - kuszniczka zdała relację ze swojego rozpoznania.

- Ty, potem toboły i na końcu ja - padła szybka odpowiedź szeptem, a ruda głowa odwracała się w stronę drzwi - Jeśli coś się spierdoli bierz ile będziesz w stanie i leć do łodzi, ja je odciągnę. Aaronowi ściemnij że jeszcze czegoś szukam, czy co. Po prostu bierz żarcie i spierdalaj jeżeli zacznie się sypać.

Zamaskowana skinęła głową po chwili wpatrywania się w rudowłosą. Po czym wstała i znów sięgnęła do okna. Tym razem po ty by się wspiąć. Zaczęła od wyrzucenia swojej kuszy za okno. Ta stuknęła gdzieś na zewnątrz o coś twardego. Potem Tammy podskoczyła i wspięła się na framugę okna. To było jeszcze dość proste. Trudniejsze było wygramolenie się w niezbyt dużej przestrzeni okna gdzie trzeba było zmieścić swoją skuloną sylwetkę leżąc na boku. A potem zeskoczyć na zewnątrz.

- Już! - z zewnątrz doszedł do Silvii cichy głos koleżanki która dawała jej znać, że już mogą działać dalej. Ale gdy złapała za pierwszą torbę usłyszała za swoimi plecami uderzenie w drzwi. Te od korytarza. Pełne mocy trzaśnięcie w drzwi. I jakieś wściekłe pomruki. Prawie na pewno była to 20-ka i prawie na pewno zorientowała się, że ktoś żywy jest w środku. Ile drzwi wytrzymają tego impetu uderzenia to nie miała pojęcia.

Silvia przewróciła oczami, łapiąc za pierwszą torbę i podnosząc ją aby przerzucić przez okno. Z całej pierdolonej wycieczki akurat teraz musiała się znaleźć jakąś martwa gnida i oczywiście obudzić akurat gdy już miały z kuszniczką wychodzić. Po prostu niespodziewany zwrot akcji, czysta magia i koniunkcja planet o której nie śniło się filozofom. Prawo Murphy'ego - jeśli dzień zaczął się irytująco i źle, z pewnością do wieczora wyciągnie się kopyta, z ostatnim co czując, prócz strachu, będzie wkurwienie. Dziewczyna sapnęła głucho. Trzy torby i starczy, potem wrócą. Gdy się uspokoi. O ile sie uspokoi. I o ile przeżyją.

Cisnęła przez okno pierwszą torbę. Poszybowała przez okienny prostokąt i zniknęła gdzieś na zewnątrz. Za plecami słyszała opętańcze wrzaski i łomoty. Drzwi skrzypiały i trzeszczały pod naporem nienaturalnej siły. Gdy złapała plecak wyrzucając go w ślad za pierwszą torbą za sobą usłyszała trzask pękanego drewna. Coś w błyskawicznym tempie radziło sobie z taką zaporą ale zamknięcie jeszcze trzymało. Wyrzuciła trzeci pocisk na zewnątrz gdy drzwi trzasnęły ponownie. Gdy się odwróciła widziała jak pojawia się wypukłość wokół zamka która lada chwila mogła przerodzić się w dziurę po wyrzuconym zamku. Dłużej nie czekała. Wskoczyła na szafkę i gdy się wyprostowała i odbiła od niej drzwi za jej plecami wpadły do środka uderzając o jakąś szafę stojącą za nimi. Sylwetkę jaka wpadła do środka widziała tylko przez mgnienie oka bo akurat wyrzucała swoje nogi przez framugę okna i już leciała na dół. Gdy jej buty lądowały na ziemi ledwo o krok czy dwa obok, tylko za ścianą coś wpadło na szafkę na jakiej przed chwilą stała.

- Do łodzi! - Tammy objuczona tymi dopiero co wyrzuconymi torbami pomogła podnieść jej się do pionu i szarpnęła ze sobą w stronę krzaków, rzeki i nasypu. W biegu podzieliły się torbami, nie oglądając się a siebie. Zdobyły trochę żarcia, reszty pilnowała 20stka. Teraz tylko zawieźć co było na wyspę... i za parę godzin wrócić po resztę...
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline