Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2020, 23:05   #309
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zbliżyła się jeszcze trochę, aż mrużąc oczy pchnęła ostrze pomiędzy tajemnicze kanji.
Błyskawice zaczęły błyskać od miejsca gdzie ostrze wbijało się gładko w kamień niszcząc znak, ze szczeliny popłynęła czarna posoka, a cały kamień drgał, gdy Leiko bezlitośnie dźgała dziwny obelisk.
To było zbyt mało. Z łatwością kaleczyła ten przedziwny twór, ale jeszcze go nie zniszczyła. Dlatego w pewnym momencie krótkie pchnięcia zmieniła w skośne i długie cięcia katany, która sprawiała wrażenie odpowiedniejszej broni do powalenia tak ogromnego przeciwnika. Ustawiła ostrze z jednego boku głazu, a następnie szarpnięciem swojego ciała poprowadziła je przez całą szerokość krwawiącego kamienia.
Szybkie energiczne cięcie. Prawie bez oporu. Kamień pękł z niemal ludzkim jękiem i cała jaskinia zadrżała. A potem to drżenie niczym kręgi na wodzie rozeszło się dalej.

- Powiązali kekkai z tym głazem.- oceniła Sakusei wstając. Wyglądała już nieco lepiej, choć jej kimono było wyraźnie rozerwane od strony prawego boku i pokryte krwią, a włosy w nieładzie.- Teraz ich bariery nie chronią, a horda rzuci się na Shimodę jak spuszczony z łańcucha wściekły pies.

-Hai.. a my znajdujemy się w samym jej sercu
-odparła Maruiken i nie musiała mówić nic więcej, ponura myśl nasuwała się sama. Ta niepowstrzymana horda Oni, niczym olbrzymia i niszczycielska fala, w końcu uderzy prosto w świątynię. Prosto w nią i jej sojuszników. Walka z Gozaemnonem wyczerpała ich siły, ale nawet z nimi nie byliby w stanie przebić się przez całą armię bezlitosnych demonów. Nadal znajdowali się w pułapce.
-Nie wyobrażam sobie walki z każdym Oni jaki stanie na naszej drodze, ale może w Shimodzie nadal są nasi sojusznicy gotowi pomóc nam w ucieczce. Daikun-san, Gōsuto tora, nawet Ayame-chan ze swoim opiekunem.. -teraz, kiedy nie czuła już lodowatego oddechu śmierci na swoim karku, łowczyni pozwoliła sobie na cięższe westchnienie. Podniosła spojrzenie na Sakusei, po czym przeniosła je na tygrysa liżącego swe rany -Tylko dokąd? Dokąd możemy uciec?

- Chyba jedynie w głąb tych jaskiń, albo na zewnątrz.
- stwierdził ronin ruchem dłoni wyprowadzając cios mieczem, by ocenić swoją sprawność.
- Masz rację Maruiken-san, acz zapomniałaś o jednym. Na drodze tej hordy stoją łowcy i mnisi i samuraje Hachisuka… no i jasnowłosy ogr.- dodała Pajęczyca z figlarnym uśmiechem znajdując ironię w tym fakcie.

-Już wcześniej horda przebijała się przez kolejne strzeżone przez nich bariery, więc nie wiem jak bardzo możemy polegać na umiejętnościach łowców i samurajów -odparła Leiko świadoma tego, że nie każdy łowca był Sakurą, nie każdy samuraj klanu mógł się pochwalić talentem jej yojimbo. Co poniektórzy liczyli na łatwy i duży zarobek. Mogli się przeliczyć -Jednak rzeczywiście mogą być użyteczni w odciągnięciu od nas uwagi, ne?

Nareszcie, po tak długim czasie, kobieta z powrotem wsunęła wakizashi do saya. Nie wątpiła, że jeszcze będzie zmuszona za nie dzisiaj pochwycić, lecz póki co broni należał się odpoczynek. Zasłużyła na niego.
Pochylając się po drodze i zbierając z ziemi swoją szpilę do włosów, Maruiken szybkim krokiem podeszła do swojego tygrysa.
-Jak Twoje rany, Kojiro-san? -zapytała go z troską w głosie, nie potrafiąc jednak powstrzymać drgnięcia warg w grymasie na widok jego poszarpanego i zakrwawionego ubrania. Gozaemnon za bardzo się zbliżył do zabicia ducha. Za bardzo wystraszył Tsuki no Musume.

- Bywało gorzej…- odparł Kojiro zawadiackim uśmiechem maskując ból. Podniósł się z podłogi jaskini i dodał poważniej.- Na mniejsze i słabsze potwory starczy mi sił. Na szczęście dla nas, siły oblegające to miejsce nie są finezyjne. Z brutalną siłą poradzę sobie bez problemu.

-Kojiro-san..
-szepnęła tylko Leiko, choć jej myśli opowiadały o słabości. O strachu tak wielkim, że bolesnymi igłami wbijał się w duszę i serce. O tym, jak oczami wyobraźni widziała już ciało ronina porozdzierane i spalone czarnymi błyskawicami, albo pożerane przez Gozaemnona. Ale nic takiego nie zdradziły jej usta. Może później, kiedy będą mieli chwilę spokoju. Może nigdy.
Teraz tylko się delikatnie uśmiechnęła do swego yojimbo i w czułym geście zagarnęła potargane kosmyki z jego twarzy. Ah, cała ich trójka wyglądała okropnie, jak gdyby dopiero wracali z wojny. A to przecież tylko jeden samuraj tak ich sponiewierał. Tylko jeden.

Potem łowczyni głową skinęła w stronę sylwetki otulonej całunami i powiedziała głośniej, aby jej słowa dotarły uszu Pajęczycy -Kobieta żyje, ale została odurzona opium. Nie wiem kim jest, zapewne kolejną ofiarą intryg klanu i nie jesteśmy jej winni ratunku.. -zawiesiła głos w zastanowieniu, po czym wzruszyła ramionami -Mimo to jestem ciekawa, dlaczego akurat na nią padł wybór mnichów. Czy potrzebna im była kobieta w ciąży? Chcieli sobie zrodzić to uwięzione bóstwo?

- Iye. Nie można zrodzić tego co żyje. Ów demon nie został wszak zabity, a uwięziony.
- oceniła Sakusei zaprzeczając domysłom Leiko.- Ich zamiary rzeczywiście jednak były powiązane z krainami poza życiem. To miejsce to wrota pomiędzy życiem a śmiercią. Nie Oni przez nie przechodzą. A duchy. Takie jak gaki na przykład.

Tymczasem ronin podszedł do leżącej kobiety, kucnął i pogłaskał ją po policzku.
- To nie jest zwykła ofiara klanu Leiko-san. To żona samego daimyo klanu.- rzekł cicho, acz ponurym głosem. Tymczasem Sakusei przybrała swoją prawdziwą naturę… od pasą w górę piękną kobietą będąc, od pasa w dół wielonogim pająkiem. Szybkim jak wiatr pająkiem. Maruiken dobrze pamiętała swoją przejażdżkę na jej odwłoku.
- Uniosę ją i wymknę się z nią… niestety was wszystkich nie udźwignę. Myślę że starczy nam siły, byśmy wydostali się z jaskini głównym wejściem. Jeśli tylko walka z oni zwiąże uwagę jasnowłosego ogra. - zaproponowała swój plan Pajęczyca.- Potem można albo się przekraść, albo przebić na północny skraj osady. Ta są moi tsuchigumo. Oni was ochronią przed napaścią.

-Żona daymio?
-powtórzyła zaskoczona łowczyni. Pośpiesznie podeszła do leżącej kobiety, aby ponownie przyjrzeć się jej znad głowy swego yojimbo. Mrużąc oczy starała sobie przypomnieć swoje dni i noce spędzone w mieście -Kash.. Kashiko-hime, tak? W Miyaushiro mówiono, że zmarła. Tamtego dnia przelało się za nią wiele łez. Dlaczego.. -nie wiedziała nawet od czego zacząć. To odkrycie budziło w niej wiele pytań, istny ich natłok przetoczył się jej przez myśli. Jednak, ku jej niezadowoleniu, nie był to czas ani miejsce na poszukiwanie tak wielu odpowiedzi.
W zrezygnowaniu delikatnie pokręciła głową.
-Jeśli samym przerwaniem rytuału jeszcze nie rozdrażniliśmy klanu, to zabierając ze sobą żonę daymio i jego nienarodzone dziecko, bez wątpienia ściągniemy na siebie ich gniew. Nie wspominając o tym, jak o wiele trudniejsza będzie z nią dalsza podróż. A przecież nawet nie wiemy dokąd udamy się po Shimodzie, ne? -skrzyżowała ręce na piersiach, a spojrzenie przesunęła na mężczyznę -Ty ją znasz, mój tygrysie. Czy powinniśmy dla niej zaryzykować?

- Wystarczy, że ją zabierzemy z Shimody… Sakusei-sama, chwaliłaś się swoją posiadłością w odludnych stronach. Mogłabyś ją tam ukryć przez następne kilka tygodni?
- zapytał Kojiro zwracając się do Pajęczycy. Ta zamyśliła się i westchnęła wzruszając ramionami.- Czemu nie… mogę ją tam zabrać i nakazać opiekę nad nim. Nikt tam jej nie znajdzie.

-Hai, hai. W takim razie zostaje nam tylko Kirisu-kun
- dodała jeszcze Maruiken - Mówiłaś, że najbezpieczniejszy będzie ukryty w Twojej iluzji. Zatem chyba najrozsądniej byłoby wrócić po niego dopiero, kiedy opadnie cały pył po bitwie, ne?
Niezbyt podobała jej się myśl o młodziku pozostawionym samotnie wśród całej hordy, lecz.. już nie raz przekonała się o potędze Sakusei. Musiała ponownie zawierzyć jej mocom. Wszak bez niej przetrwanie tej nocy byłoby o wiele trudniejsze.

- Hai. Tak będzie bezpieczniej dla niego. Maboroshi ukryje jego obecność i będzie tam bezpieczniejszy niż z nami.- potwierdziła jej słowa Pajęcza podchodząc do żony daymio. Kobiety która wedle powszechnej wiedzy powinna być martwa. Kolejnej niespodzianki dla łowczyni w Shimodzie.

Łowczyni tylko skinęła głową. Płomyczek, pomimo swej użyteczności, po wyleczeniu mógł stanowić problem niewiele mniejszy od ciężarnej kobiety. Był za mało.. subtelny, aby miała go wprowadzić w niuanse rozgrywających się wokół niego wydarzeń i roli, jaką odgrywała w nich jego partnerka. Równie uciążliwym mogła się okazać jego całkiem zrozumiała niechęć do ronina.. ah, Leiko będzie musiała znaleźć właściwe rozwiązanie. Ale teraz było jeszcze na to o wiele za wcześnie.

-To spróbujmy się stąd wydostać -zadecydowała posyłając ostatnie spojrzenie w kierunku truchła tego, co do niedawna było samurajem o białych włosach. Zginął, lecz jego słowa co jakiś czas odbijały się echem w myślach kobiety. Tomoka.. chan?

Kojiro pomógł umieścić ciężarną kobietę na odwłoku Sakusei i z pomocą tkanin w którą była opleciona i pajęczyn Pajęczycy zabezpieczył ją. Teraz, gdy nie mogła się ześlizgnąć z odwłoka wyruszyli razem w kierunku wyjścia z jaskiń, tego ukrytego w świątyni.
Im bliżej byli wyjścia tym więcej słyszeli. Więcej trzepotu skrzydeł, więc pisków, ryków… odgłosów walki. Leiko, choć nie znała języka potworów, potrafiła jednak rozpoznać jeden rodzaj dźwięku. Piski bólu… jasnowłosy z pewnością przestał się nudzić.

Ah, ten harmider był muzyką dla uszu Maruiken. Szczególną satysfakcją napełnił ją jeden z cierpiętniczych ryków wydobywający się z wyjątkowo potężnych gardzieli świadczących o wielkości ich właściciela. Ogr musiał prawie pękać od całej tej pożeranej esencji, która z każdą chwilą walki czyniła go silniejszym. Byłaby to przerażająca myśl, jednak ona sama dobrze wiedziała, jak odrzucające było pochłanianie tak dużej ilości energii i jak łatwo było się zatracić w tym upojeniu.
-Wątpię, abyśmy w oczach Jasnowłosego byli zdobyczą bardziej łakomą od hordy Oni. Tym bardziej, jeśli będziemy uciekać, zamiast próbować z nim walczyć -mruknęła łowczyni podchodząc do szerokich wrót i uchylając je tylko odrobinę, by przez powstałą szparę zerknąć na zewnątrz.

Dojrzała dziesiątki trupów, poszatkowane ciała małych Oni. Zwykłe Bakemono nie miały szans z jasnowłosym łowcą. Większe też nie bardzo mogły sobie poradzić, o czym świadczyły i większe zdekapitowane trupy. Jasnowłosy ogr zabijał i te poczwary bez problemu.
Jeden nie miałby szans... trójka… może?
Dlatego trzy właśnie Oni, duże i uzbrojone w olbrzymie katany skupiły się na jasnowłosym wojowniku.
Ten, pokryty posoką ofiar, był niewzruszony. Wręcz prowokował je gestem z obojętną miną.




I to oko… prawe, obecnie czerwone. Oko jednego z Siedmiu. Jednego połączonego z nią tą nicią pokrewieństwa i przeznaczenia. Teraz rozumiała jego naturę, widziała ją w oku… podobnym jej własnemu. To jednak wcale nie ułatwiało sytuacji, wprost przeciwnie. Wiedziała, że jest potężny potęgą pochłoniętych mocy zabitych Oni. Tak jak ona. Tylko on pewnie zabił ich więcej. I jak bardzo wzrośnie jego siła po tej nocy, gdy mieczem znów ubije dziesiątki przeciwników?
Ktoś.. kiedyś.. będzie zmuszony w końcu ukrócić łapczywość jej jasnowłosego „braciszka”, nim całkiem zachłyśnięty swą potęgą pożre ich wszystkich. Leiko mogła tylko liczyć na to, że to nie ją Los ponownie rzuci na obraną przez niego ścieżkę. Póki co zamierzała wykorzystać jego zachłanność.

-Hai, teraz jest nasza okazja, żeby się za nim przekraść -zwróciła się do Pajęczycy i ronina -Nie mamy sił do przebijania się przez każdego demona, samuraja i mnicha, więc powinniśmy unikać walki.. przynajmniej dopóki nie będziemy do niej zmuszeni.
Wsparła otwartą dłoń o uchylone wrota, pytając uprzejmie -Możemy?

- Możemy.
- odparł ronin.
I ruszyli niczym cienie, kryjąc się z dala od potworów i walczących z nimi bushi. Jasnowłosy nie zauważył ich ucieczki. Nie miał czasu, a może nie potrafił? Leiko pamiętała jak już dwa razy zachłysnęła się mocą. Dziesiątki ubijanych oni mogły odurzyć równie mocno co dzban ryżowego wina czy fajeczka opium.

I z takim właśnie zagrożeniem trójka uciekinierów się napotkała.
Pomniejsze Oni i yōkai.




Pomniejsze duszki, których ubicie nie nastręczałoby Leiko żadnego problemu. Nawet teraz, gdy były w znacznej liczbie. Pajęczyca obciążona nieprzytomną kobietą, poraniony ronin i geisha. Czyż nie wyglądali na łatwe ofiary? Nawet jeśli zwinnie unikali spojrzeń ogrów, to ów drobiazg zatarasował im drogę naiwnie wierząc w swoje szanse.

Maruiken mogła się spodziewać, że nie zdołają przekraść się przez całą Shimodę. Nie teraz, kiedy wszystkie tamy puściły i po uliczkach rozlał się chaos przybierający postać Oni. W takich warunkach nawet najbardziej doświadczonego ninja potrafiły zawieść cienie.

Nie rozpierała jej tak olbrzymia ilość pochłoniętej energii jak Jasnowłosego, nie była tak utalentowaną łowczynią jak Sakura, najczęściej wręcz unikała walk. Ale te bestyjki stały na drodze jej i jej zmęczonych towarzyszy. Nie wymagały one dużego wysiłku ani finezji, lecz kobiecie się spieszyło do opuszczenia granic miasteczka. Dlatego dłonią raz jeszcze tej nocy ujęła za swoje cudowne wakizashi, które już po wyjęciu z saya zaczęło przyjmować formę odkrytej co dopiero nowej ulubionej broni - kolczastego bicza. Szarpnęła nim mocno, po czym prowadząc po szerokim łuku przeorała ostrymi kolcami przez kruche ciałka pierwszych kilku demonów. Takie drobiażdżki nie stanowiłyby żadnego problemu nawet dla zwykłej broni prowadzonej umiejętnymi dłońmi, zaś moc jej skarbu sprawiła, że spotkane z biczem Oni zmieniły się w spalone, syczące kawałki porozdzieranych ciałek.

Bynajmniej nie zraziło to pozostałych kreatur, które na ten widok tym bardziej ochoczo wrzasnęły i rzuciły się na nią, na Kojiro i na Sakusei. Nie trzeba było długo czekać, aby fragmenty ich pokracznych ciał zaczęły zaściełać ziemię u stóp tej trójki. Kierowane instynktami demony nie potrafiły rozpoznać w nich groźnych przeciwników. Sama łowczyni wywijała biczem w bezpiecznej odległości od swych towarzyszy, na dodatek uskakiwała za każdym razem, kiedy któryś Oni za bardzo się do niej zbliżył, by zaraz błyskawicznym trzaśnięciem broni ukarać go za takie nieokrzesanie.

Co jakiś czas pomiędzy ubijanymi demonami zdarzało jej się zerknąć z obawą na ronina. Ah, bezpodstawnie się o niego martwiła. Gozaemnon był niezwykle trudnym przeciwnikiem, być może nawet jednym z niewielu, którym udało się przebić przez jego naturalny talent i doświadczenie. Czarne błyskawice okaleczyły mu bok, zostawiły po sobie krwawą i nadpaloną ranę, a mimo to teraz z każdym ruchem ostrza udowadniał swoją wytrzymałość. I tylko czasem Leiko dostrzegała bardzo ulotny cień przenikający jego twarz. Jednak wystarczyło jedno mrugnięcie, aby rysy powróciły do swojego drapieżnego wyrazu.
On po zabiciu Ptaszka „nie widział” jej słabości i drżenia. Ona teraz „nie dostrzegała” jego grymasów.

Zresztą jej tygrys nie był całkiem bezbronny. Jego ruchy były oszczędne i jego postawa się nie zmieniała. Katana pozostała stalową błyskawicą, która zabijała każdego potworka, który ośmielił zbliżyć do niego lub do obciążonej ciężarem Pajęczycy. Mimo bólu i słabości, w dalszym ciągu był niebezpiecznym przeciwnikiem.

Dookoła nich toczyła się krwawa jatka. Ogry i pomniejsze Oni z szaleństwem oraz wściekłością w ślepiach rzucało się falami na grupki łowców i bushi desperacko walczących z napierającą demoniczną nawałnicą.
Ile z nich dożyje rana?
Posoka lała się gęsto, tetsubo Oni uderzały z olbrzymią siłą, czasami wręcz miażdżąc w krwawą miazgę napotkanych przeciwników. Łuki pruły strzałami w niezliczonych demonicznych przeciwników.
Wielu samurajów dziś zginie w chwale przygnieciona nawałą wrogów. Wielu łowców.
Ale jeszcze więcej potworów.

Leiko zaś nie pragnęła chwały dla siebie i swoich sojuszników. Chciała przeżyć. A i odzyskanie parasolki byłoby miłe… ale to musiało poczekać. Na razie linia lasu rysowała się coraz wyraźnie i rozciągała srebrzystą siatką pajęczyn.




Tymczasowe siedlisko tsuchigumo. Kto by pomyślał, że Maruiken przyjdzie kiedykolwiek w życiu szukać schronienia wśród bestii na które oficjalnie polowała?

Okoliczności nie pozwalały jej na wybrzydzanie. Teraz na schronienie wybrałaby tak samo leże pająków, jak i opuszczoną świątynię z mściwym duchem lub kolejne jaskinie, o ile tylko mogłaby się tam ukryć przed krwiożerczością Oni i gniewem mnichów. Jednak wśród rozchodzących się w powietrzu krzyków umierających demonów i ludzi, Leiko najbardziej tęskniła za miastowym zgiełkiem. To właśnie tam lśniła ze swoimi talentami, nie na tak szaleńczym polu bitwy. Ah, czy jeszcze będzie miała okazję wrócić do Miyaushiro ?

Ostatnia kreatura z bolesnym skrzekiem padła martwa na ziemię, więc wznowili dalszą ucieczkę. Maruiken przemykała kilkanaście kroków przed nimi, aby mieć oko na zagrożenia czyhające w drodze do lasu. A zagrożeń było dużo, choć przede wszystkim zajmowały się sobą nawzajem. Byłaby z tego zadowolona, gdyby lodowaty dreszcz nie przeszywał jej za każdym razem, gdy jej uszu dobiegał co bardziej rozpaczliwy dreszcz wydobywający się z ludzkiego gardła. Znała śmierć, dużo jej zadała własnymi dłońmi i jeszcze więcej jej się w życiu naoglądała, lecz.. nie w takiej ilości, nie w takiej formie. Musiała sobie co jakiś czas przypominać, że to nie jej działania były powodem tej rzeźni. Że winę za nią ponosili Hachisuka i mnisi. Sami to na siebie ściągnęli.

Tylko gdzie w tym wszystkim byli poznani przez nią łowcy? Niedźwiedź, Czapla, Sakura, Jednooki Wilk, Kohen, Akado? A Yashamaru? Czy porzucił maskę i wykorzystał swoje sztuczki ninja do ucieczki?

Jak wielu z nich wyjdzie zwycięsko z tej bitwy?
A jak wielu zostanie w Shimodzie już na zawsze?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem