Walka była szybka i, ku zadowoleniu Brana, skończyła się bez strat własnych i bez nadmiernego zużycia czarów, którymi żaden mag nie mógł szafować bez końca.
Co prawda tym razem zaklinacz nie mógł sobie przypisać zbyt wielu zasług, ale najważniejsze było to, że wygrali.
* * *
Wędrówka przez porośnięte paskudnymi roślinkami podziemia w najmniejszym nawet stopniu nie przypominała romantycznego spaceru przez rozkwitający w promieniach wiosenno-letniego słońca park. Sytuacji nie poprawiała nawet obecność dwóch ładnych i zgrabnych kobiet.
Bran nie ukrywał (przed samym sobą), że zdecydowanie wolałby się znaleźć gdzie indziej. Chociaż towarzystwo mogłoby zostać to samo. Nawet z zrzędzącym staruszkiem Willie'em.
* * *
Oszczędzanie zaklęć, jak się wnet się okazało, mogło się opłacić, bowiem marsz niespodzianie doprowadził ich do miejsca zapewne najgorszego w całej podziemnej cytadeli. I, zapewne, najbardziej niebezpiecznego.
Rosnące na środku byłego dziedzińca drzewo nie wyglądało ani mile, ani przyjemnie. Wprost przeciwnie - Bran odniósł wrażenie, że drzewo z przyjemnością przerobiłoby go na nawóz, użyźniający jego korzenie.
"Opiekun" drzewa, sam Belak, raczej nie zwróciłby niczyjej uwagi na wiejskiej drodze, ale jego przydomek nie napawał optymizmem, a wypowiedziane przezeń słowa bynajmniej nie były przyjacielskie i nie oznaczały witania przybyszów chlebem i solą.
Życie lub śmierć?
Na pozór wybór był oczywisty, ale czy takie życie byłoby wiele warte? Kto chciałby zamieszkać do końca życie tu, pod ziemią, jako niewolnik drzewa, na dodatek - sądząc z wyglądu Sherwyn i Bradforda - powoli zamieniając się w drzewo?
Może napotkane wcześniej chodzące drzewa też były ludźmi czy innymi humanoidami?
Nie, taki los zdecydowanie Branowi nie odpowiadał. Zdecydowanie miał zamiar pochodzić sobie jeszcze pod słonecznym niebem, pofiglować z dziewczynami i skorzystać z innych przyjemności, jakie oferowało życie.
Wyglądało jednak na to, że wybór miał niewielki - albo życie w niewoli, albo walka o życie i wolność. Zaklinacz miał tylko nadzieję, że jego towarzysze wyznają takie same poglądy i nie dadzą się omamić ni ulec groźbom.
Owszem, był ciekaw, kto, skąd i dlaczego wygnał Belaka, ale nie chciał dawać tamtemu czasu na mobilizację innych sojuszników.
Najlepiej byłoby zabić Belaka, spalić upiorne drzewo, a czarodziejkę i paladyna wziąć żywcem, jednak nadmierne ryzykowanie czy oszczędzanie przeciwników mogło się źle skończyć.
Drzewo rodem z koszmaru chodzić nie potrafiło (taką przynajmniej zaklinacz miał nadzieję), więc najgroźniejszym przeciwnikiem zdał się Branowi Belak. Jednak celem pierwszego zaklęcia stał się nie on, a paladyn, na którego Bran rzucił zaklęcie snu.
Kolejne zaklęcia miały zostać skierowane przeciwko samemu Belakowi. Jeśli, oczywiście, zbrojni kompani staną na wysokości zadania i nie zmuszą Brana do obrony przed iglakami i drzewnymi skazami.