Mijane ruiny sprawiały przygnebiające wrażenie, ale jednocześnie były dowodem niegdysiejszej chwały. Strzaskane mury kiedyś były grube i wysokie. Budynki wyglądały, jakby silna magia skleiła ze sobą wielkie kamienne bloki. Na niektórych z nich wciąż można było dostrzec zarysy dawnych wzorów, jakby wielu rozłożonych ogonów, albo biczów. Im jednak odchodziła dalej od centrum tym więcej widziała resztek prostych, glinianych chat. Dowodów biedy i nierówności, zacieranych przez wyrastające trawy i chwasty. Do tego, co babcia nazwała północną bramą dotarła w niecałą godzinę i już z dala słyszała rozmowy w obcym języku i dostrzegała dym ogniska. W cieniu łuku, który niegdyś utrzymywał w miejscu żelazne kraty, teraz leżące na wpół zakopane w piachu, siedziała garstka nomadów. Mieli na sobie proste, pustynne tuniki i skrywali głowy pod turbanami. Z jednym wyjątkiem, siedzącą na uboczu kobietą, pasującą do usłyszanego wcześniej
rysopisu.
Lei nie była zadowolona z tego, że wiedziała tak niewiele. Z drugiej strony, mogła sobie tak wiele wyobrażać! Czy ten upadek spowodował bunt niewolników, biednych ludzi na których używano tych biczy? Trudno powiedzieć. Przekradała się, jakby z przyzwyczajenia, aż zobaczyła obcych. Szybko ukryła się za jakimś murkiem i wyciągnęła glinianą figurkę, miażdżąc ją w palcach i wypowiadając słowa zaklęcia. Czas, by przydało się to, co nauczyła się niedługo po ostatniej wyprawie z Selunarrą. Tym razem zamierzała rozumieć, co mówią wokół niej. Zaczęła się skradać, starając się niepostrzeżenie dotrzeć do takiej pozycji, z której słyszałaby każde słowo. Wkrótce zaczęła wyłapywać pierwsze strzępki. Zwykłe, towarzyskie zaczepki. Ktoś narzekał na kiepską jakość upieczonego w ogniu mięsa, ktoś inny odciął się, że jak nie smakuje, to nie musi jeść. Nic nadmiernie ciekawego, za to uspokajającego. No i wspominali czasem o “obcej”. Zastanawiali się wspólnie na kogo czeka. A jeden nawet z trudem powstrzymywał się przed kpinami z tego, że kupiła najgorsze ich konie. Zrozumienie, że nie są razem, wystarczyło Leilenie, choć jeszcze przez chwilę czekała, wysłuchując rozmów. Wahała się przed użyciem jeszcze jednego zaklęcia zanim do nich wyjdzie, z drugiej strony gwałt z ich strony wcale nie jawił się źle w spaczonym umyśle nastolatki. Jak zwykle. Zachichotała bezgłośnie i wstała, wychodząc na otwartą przestrzeń.
- Najgorsze konie, powiadacie? W jeździe, smaku, czy zbyt brzydkie dla dwóch pięknych kobiet? - zaczepiła ich z uśmiechem na ustach.
Nieznajomi poderwali się, odruchowo sięgając po broń, choć przecież Leilena nie wyglądała wcale na groźną. Tylko jedna osoba faktycznie wyjęła ostrze - odziana na czarno kobieta.
- Najgorsze konie?! - wrzasnęła wściekle.
- Nie, nie. Skąd ten pomysł? Tamta kłamie - jeden z nomadów zaczął się gorączkowo tłumaczyć, co wcale nie brzmiało wiarygodnie w łamanym, handlowym języku.
- Oh, doskonale mówię w waszym języku. “Uhamad” znaczy najgorsze, nieprawdaż? - uśmiech Lei się nie zmniejszał. - Nie ma powodu do nerwów. Wszystko można naprawić.
- Ale - największy z nomadów spróbował zapanować nad sytuacją - nas jest więcej. I jesteśmy silniejsi. Zamiast szukać konfliktu, bierzcie konie, które zaoferowaliśmy i odjedźcie.
- Za to my jesteśmy wiedźmami - warknęła kobieta, która musiała być Calipto. Palce jej wolnej dłoni zaczęły kreślić w powietrzu wzory, na widok czego paru tubylców cofnęło się o krok.
- Ale nie musimy uciekać się do wielkich klątw, jeśli wymienicie konie na takie, jakie zachwalaliście - dodała rudowłosa, a jej własne palce użyły prostego, szybkiego zaklęcia. Prawie niezauważalnego. Ale spodnie największego z nich nagle się opuściły. A to bardzo skutecznie zniweczyło jego autorytet.
- To tylko takie żarty. Dla śmiechu - zapewnił ktoś i z uniesionymi rękami odszedł za mury, skąd po chwili Lei usłyszała rżenie. Czarnowłosa wciąż jednak gniewnie ściskała rękojeść miecza.
Przyprowadzone konie były już osiodłane i poruszały się całkiem żwawo. Na pierwszy rzut kupieckiego oka Leileny nie wyglądały, jakby miały paść z wycięczenia w najbliższych dekadniach.
- Uczciwa transakcja. Pieniądz. Koń - nomada trzymał dłonie wyciągnięte obronnie przed siebie, przekazując lejce kobiecie.
- Nie widzisz, by było coś z nimi nie tak? - warknęła, bardziej niż powiedziała.
- Nic nie tak. Zdrowe konie - zapewnił skrupulatnie.
- No to nie widzę przeszkód, by dobić targu. I ty też nie zobaczysz -po tych słowach Calipto rzuciła nieznane Lei zaklęcie. Nomada zatoczył się do tyłu i złapał się za twarz. Z przerażeniem wykrzyknął w swoim języku “oślepiła mnie”. Tubylcy ponownie sięgnęli do broni.
- E-e - pogroziła palcem rudowłosa. Ta pani w czerni była trochę zbyt agresywna, być może za długo tu siedziała? Albo potrzebowała solidnego seksu. - To przejdzie, o ile teraz się grzecznie rozejdziemy - powiedziała. Nie było potrzeby zaogniać tego konfliktu.
- Dokładnie - potwierdziła wojowniczka. - Odjedziemy i dojdzie do siebie. Ale jeśli nas zaatakujecie, uczynię tę klątwę wieczną. Więc siedźcie przy ognisku - skinęła na rudowłosą, by podeszła bliżej.
Dziewczyna to zrobiła, ciągle z uśmiechem na ustach i kręcąc zalotnie biodrami, zakrytymi tylko krótką sukieneczką. Absolutnie nie wyglądała groźnie. I ten urok zamierzała mieć w sobie zawsze, nawet gdy będzie w stanie zmiażdżyć ich wszystkich jednym słowem mocy.
- Bierz i jedziemy - bez zbędnych ceregieli nowa znajoma wsadziła rudowłosej lejce w dłonie. Sama schowała swój miecz do pochwy i wskoczyła na drugiego konia.
Odjechały spory kawałek, zanim czarnowłosa się odezwała.
- Dziękuję za pomoc - kiedy nie warczała ani nie krzyczała miała melodyjny głos.
- Po to tu jestem - roześmiała się Lei. - Podoba mi się twój styl - powiedziała szczerze. - Do mnie nie do końca pasuje. Jesteś Calipto, prawda? - wolała się upewnić.
- A ty Leilena? Kolekcjonerka niewiele mi o tobie powiedziała - przyznała, wyjawiając tym samym, że Nessalina sporo rzeczy zostawiała niedomówionych.
- Jak zawsze, nigdy o nikim nie mówi - rudowłosa wzruszyła ramionami, jak gdyby nie było to istotne. - Ale muszę przyznać, że cenię sobie znajomość z poprzednim jej sługą. Mam nadzieję, że z tobą będzie przynajmniej równie przyjemnie.
- Z poprzednim? - zdziwiła się. - Ma jeszcze kogoś? - teraz, gdy emocje opadły, a żadnego śladu pościgu nie było widać, Calipto zaczęła uważnie przyglądać się rudowłosej.
- Wierzę jej, gdy mówi, że nie jest zwyczajnym sukkubem - Lei uśmiechnęła się. - Podejrzewam, że ma trochę sług takich jak my. Suk, w moim przypadku.
Czarnowłosa prawie zsunęła się z siodła, słysząc tę deklarację.
- Że niby kogo?
- Jesteś dopiero drugą osobą, oprócz mnie samej, którą poznałam i która służy Nessalinie - rudowłosa mówiła o tym całkiem otwarcie. - Dla mnie jest panią. Seksualnie także. Podnieca mnie każda myśl o niej.
- No cóż… w końcu to sukkub - przyznała ostrożnie, prostując się trochę. Szczerość panny Mongle może i ją zaskoczyła, ale też rozbudziłą ciekawość, przez co zaraz padło kolejne pytanie. - Z czego czerpiesz swoją moc? Dostałaś jakąś broń, jak ja?
- Jestem tantrystką. Czerpię ją z seksu - zaśmiała się dziewczyna. - Czy ta broń jest bardziej mroczna, czy bardziej seksualna? - teraz to była kolej rudowłosej na pytania. Patrzyła na “czarną” dość łakomie i ciekawie. - Wybacz moje spojrzenia, ale twój strój ma tyle możliwości, aby dostosować go do moich zboczonych wizji.
Nowa znajoma wyglądała na coraz bardziej skołowaną wypowiedziami Lei.
- Mój miecz jest katalizatorem paktu - powiedziała powoli. - To z niego czerpię magię, którą udostępnia Nessalina - podobnie było z Anderem, który miał jakąś księgę, o ile rudowłosa dobrze pamiętała. - Ty niczego takiego nie masz?
- Pierwszego zaklęcia nauczyłam się, gdy nic nie miałam - zastanowiła się na głos Lei. - To co od niej dostałam albo miało się przysłużyć zadaniu, albo było upominkiem. Więc chyba nie mam takiego katalizatora o którym mówisz.
- Czyli twoja magia pochodzi z ciebie? Czy też z...eee… seksu? - Calipto może nie była bardzo skrępowana tym tematem, ale też najwyraźniej była zupełnie inną służką niż Leilena.
- Ze mnie, jak u zaklinaczy. Tylko zaklęć muszę się uczyć jak ci siedzący w księgach magowie, a mocy nie odnawia sen tylko seks - wiedziała jak to brzmi i właśnie dlatego celowo tak o tym mówiła.
- Muszę przyznać, że pierwszy raz słyszę o czymś takim. Musisz mieć ciekawe życie Leileno.
- Nie narzekam, zwłaszcza przy pani Nessalinie - rudowłosa mrugnęła do Calipto. - Choć na razie wciąż się uczę w Akademii. Takich jak ja jest niewielu. A ty, kim jesteś kiedy nie służysz pani?
- Powiedziałabym, że wolnym duchem - kobieta zawiesiła spojrzenie na odległym horyzoncie. Za upadłym miastem ciągnęły się trawiaste stepy. - Robię co lubię, czasem najmę się do jakiejś bitki, żeby zarobić grosz. No wiesz, chcę się nacieszyć zanim trafię do piekła.
- Dlaczego od razu do piekła? - zapytała zdziwiona Leilena. - Mi zawsze wmawiano, że będę służyła po śmierci swojemu bóstwu. Tylko czy będzie to takie, które wyznaję grzecznie przed publlicznością, czy bogini seksu i rozpusty, którą to czczę czynami? Kto to wie. No i nie wyglądasz jakbyś miała zaraz do tego piekła trafić. Może oprócz tej podniecającej czarnej kreacji.
- Podoba ci się? - rozmówczyni nie ciągnęła tematu śmierci, bo i po co? - Nie za mało przewiewna? Ty wyglądasz, jakby można cię rozebrać jednym ruchem.
- Albo przelecieć bez rozbierania. W moim przypadku inne ubrania nie mają sensu - rudowłosa uśmiechnęła się, krytycznie przyglądając towarzyszce. - Podoba mi się, choć ja bym rozcięła i odjęła trochę tu i ówdzie. Dekolt za to prawie odpowiednio wyeksponowany.
- Czy ty ze mną flirtujesz, czy z każdym tak rozmawiasz? - spytała ciekawie wojowniczka, zerkając na rudowłosą.
- Z każdym, kogo chciałabym przelecieć - nastolatka wzruszyła ramionami, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
- Znaczy… mnie też byś chciała?
- Oczywiście, musisz świetnie wyglądać tylko w części tego stroju - Leilena oblizała wargi, celowo łakomie spoglądając na Calipto.
- To może lepiej zmieńmy temat, zanim zaciągniesz mnie w jakieś krzaki - kobieta odchrząknęła. W gruncie rzeczy nie była wiele starsza od Lei. No już na pewno nie więcej niż pięć lat. To te wojenne malunki na twarzy ją postarzały i dodawały powagi. - Mam ci pomóc rozprawić się z jakimiś gnollami, tak?
- Niezupełnie, ale widzę, że nie wiesz wiele więcej o tej misji ode mnie. O gnollach nic nie wiem - przyznała rudowłosa. - Gdzie w zasadzie jedziemy?
- A myślałam, że tylko mnie Nessalina tak traktuje - westchnęła ciężko czarnowłosa. Aż koń spojrzał na nią bokiem i musiała uspokajająco pogłaskać go po grzywie. - Na północ, wśród wzgórz Zmarłych Królów ma się znajdować jakaś polana, do której schodzą gnolle z gór. Nessalina kazała mi cię tam doprowadzić i uwolnić jakąś brankę, czy coś takiego. A co tobie powiedziała?
- Ah, to chyba rozumiem. Uwalniasz brankę i zostawiasz mnie zamiast niej - wytłumaczyła. - A ja poradzę sobie z tym, co zostanie przyzwane.
- Nie brzmi to zbyt bezpiecznie. Nie powinnam zostać z tobą i pomóc ci zabić to… coś?
- Trucizna jest we mnie - Lei znów się uśmiechnęła. - Muszą skorzystać. To co zostanie przywołane jest zbyt silne, abyś mogła to po prostu zabić. Z tego co wiem, to nawet by wtedy tak naprawdę nie umarło.
- Trucizna? - powtórzyła głucho Calipto. - I ty mnie chcesz podrywać?
- Spokojnie, pani zatruje moje otworki dopiero przed spotkaniem z jej wrogami - Lei zachichotała. - Inaczej nie mogłabym odnawiać swoich mocy.
- A niby jak chcesz je odnowić, co? Tam gdzie jedziemy powinnyśmy się raczej ukrywać. Jak nie gnolle, to zdziczałe niziołki.
- Najprzyjemniej byłoby z tobą - przyznała bardzo bezpośrednio Leilena i uśmiechnęła się.
- Eee… ale tak kobieta z kobietą? Nie za nudno? - czyżby Calipto nie była doświadczoną kochanką? Nessalina była doprawdy dziwnym sukkubem.
- Dlaczego to miałoby być nudne? - rudowłosa była szczerze zdziwiona i chciała wysłuchać odpowiedzi.
- No bo ja to tak? Bez żadnego penisa? To przecież tylko przytulanie - wzruszyła ramionami.
- Jak właściwie poznałaś panią, skoro myślisz, że z kobietą to tylko przytulanie? - zapytała rozbawiona nastolatka.
- To trochę krępujące - kobieta odwróciła spojrzenie. - Pochodzę z krainy, gdzie magiczny talent jest wysoko ceniony, ale ja... urodziłam się bez takowego. Szukałam zatem sposobu, by taki pozyskać. No i zmierzając do końca, podpisałam pakt z Nessaliną w zamian za magię. Musiałam oddać wiele przysług i złamać trochę praw by do tego doprowadzić, ale lepiej być czarnoksiężnikiem z paroma wrogami niż nikim.
- Z tego co wiem, to magii można się także nauczyć poprzez studia - zauważyła Lei. - Ja płynę z prądem, wszystko co ekscytujące i podniecające przyciąga mnie z wielką siłą. Pani właśnie taka jest. Jej podarunki są bardzo miłe, ale to nie dla nich to robię, a dla samej Nessaliny.
Rudowłosa była ciekawa, czy sposób podejścia ma znaczenie dla ich pani.
- Ty w ogóle podpisałaś z nią jakiś pakt? Bo coraz bardziej brzmisz mi jak kultystka - w tonie głosu brzmiało jedynie zainteresowanie.
- Dlaczego miałabym coś podpisywać? - zdziwiła się Lei. - Nie jestem kultystką. Nie czczę jej. Ale uważam, za swoją panią.
- No… bo to tak działa - Calipto odpowiedziała szybko, ale jakby niepewnie. Poznanie Leileny wyraźnie wstrząsnęło niektórymi jej przekonaniami. - Patron z innego planu na podstawie paktu dzieli się z tobą mocą. U mnie to tak działa. A wiem, że wielu innych również w ten sposób zdobyło swoją moc.
- Pewnie masz rację - przyznała Leilena, wzruszając ramionami. - Może po prostu moje poznanie się z Nessaliną było wyjątkowe na swój sposób i moje myśli pracowały nad zupełnie czymś innym.
Była to nie do końca dobra wymówka, za to powiedziana w sposób, który powinien zakończyć ten wątek. Zaczynała wierzyć, że jej relacja i reakcja na sukkuba była jedyna w swoim rodzaju.
Wzajemna pierwsza ciekawość została zaspokojona i choć okazało się, że obie kobiety nie są wcale do siebie bardzo podobne, to jednocześnie podchodziły do swej odmienności życzliwie. A to dobrze wróżyło sukcesowi misji.