Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2020, 17:01   #123
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Mijane ruiny sprawiały przygnebiające wrażenie, ale jednocześnie były dowodem niegdysiejszej chwały. Strzaskane mury kiedyś były grube i wysokie. Budynki wyglądały, jakby silna magia skleiła ze sobą wielkie kamienne bloki. Na niektórych z nich wciąż można było dostrzec zarysy dawnych wzorów, jakby wielu rozłożonych ogonów, albo biczów. Im jednak odchodziła dalej od centrum tym więcej widziała resztek prostych, glinianych chat. Dowodów biedy i nierówności, zacieranych przez wyrastające trawy i chwasty. Do tego, co babcia nazwała północną bramą dotarła w niecałą godzinę i już z dala słyszała rozmowy w obcym języku i dostrzegała dym ogniska. W cieniu łuku, który niegdyś utrzymywał w miejscu żelazne kraty, teraz leżące na wpół zakopane w piachu, siedziała garstka nomadów. Mieli na sobie proste, pustynne tuniki i skrywali głowy pod turbanami. Z jednym wyjątkiem, siedzącą na uboczu kobietą, pasującą do usłyszanego wcześniej rysopisu.
Lei nie była zadowolona z tego, że wiedziała tak niewiele. Z drugiej strony, mogła sobie tak wiele wyobrażać! Czy ten upadek spowodował bunt niewolników, biednych ludzi na których używano tych biczy? Trudno powiedzieć. Przekradała się, jakby z przyzwyczajenia, aż zobaczyła obcych. Szybko ukryła się za jakimś murkiem i wyciągnęła glinianą figurkę, miażdżąc ją w palcach i wypowiadając słowa zaklęcia. Czas, by przydało się to, co nauczyła się niedługo po ostatniej wyprawie z Selunarrą. Tym razem zamierzała rozumieć, co mówią wokół niej. Zaczęła się skradać, starając się niepostrzeżenie dotrzeć do takiej pozycji, z której słyszałaby każde słowo. Wkrótce zaczęła wyłapywać pierwsze strzępki. Zwykłe, towarzyskie zaczepki. Ktoś narzekał na kiepską jakość upieczonego w ogniu mięsa, ktoś inny odciął się, że jak nie smakuje, to nie musi jeść. Nic nadmiernie ciekawego, za to uspokajającego. No i wspominali czasem o “obcej”. Zastanawiali się wspólnie na kogo czeka. A jeden nawet z trudem powstrzymywał się przed kpinami z tego, że kupiła najgorsze ich konie. Zrozumienie, że nie są razem, wystarczyło Leilenie, choć jeszcze przez chwilę czekała, wysłuchując rozmów. Wahała się przed użyciem jeszcze jednego zaklęcia zanim do nich wyjdzie, z drugiej strony gwałt z ich strony wcale nie jawił się źle w spaczonym umyśle nastolatki. Jak zwykle. Zachichotała bezgłośnie i wstała, wychodząc na otwartą przestrzeń.
- Najgorsze konie, powiadacie? W jeździe, smaku, czy zbyt brzydkie dla dwóch pięknych kobiet? - zaczepiła ich z uśmiechem na ustach.
Nieznajomi poderwali się, odruchowo sięgając po broń, choć przecież Leilena nie wyglądała wcale na groźną. Tylko jedna osoba faktycznie wyjęła ostrze - odziana na czarno kobieta.
- Najgorsze konie?! - wrzasnęła wściekle.
- Nie, nie. Skąd ten pomysł? Tamta kłamie - jeden z nomadów zaczął się gorączkowo tłumaczyć, co wcale nie brzmiało wiarygodnie w łamanym, handlowym języku.
- Oh, doskonale mówię w waszym języku. “Uhamad” znaczy najgorsze, nieprawdaż? - uśmiech Lei się nie zmniejszał. - Nie ma powodu do nerwów. Wszystko można naprawić.
- Ale - największy z nomadów spróbował zapanować nad sytuacją - nas jest więcej. I jesteśmy silniejsi. Zamiast szukać konfliktu, bierzcie konie, które zaoferowaliśmy i odjedźcie.
- Za to my jesteśmy wiedźmami - warknęła kobieta, która musiała być Calipto. Palce jej wolnej dłoni zaczęły kreślić w powietrzu wzory, na widok czego paru tubylców cofnęło się o krok.
- Ale nie musimy uciekać się do wielkich klątw, jeśli wymienicie konie na takie, jakie zachwalaliście - dodała rudowłosa, a jej własne palce użyły prostego, szybkiego zaklęcia. Prawie niezauważalnego. Ale spodnie największego z nich nagle się opuściły. A to bardzo skutecznie zniweczyło jego autorytet.
- To tylko takie żarty. Dla śmiechu - zapewnił ktoś i z uniesionymi rękami odszedł za mury, skąd po chwili Lei usłyszała rżenie. Czarnowłosa wciąż jednak gniewnie ściskała rękojeść miecza.
Przyprowadzone konie były już osiodłane i poruszały się całkiem żwawo. Na pierwszy rzut kupieckiego oka Leileny nie wyglądały, jakby miały paść z wycięczenia w najbliższych dekadniach.
- Uczciwa transakcja. Pieniądz. Koń - nomada trzymał dłonie wyciągnięte obronnie przed siebie, przekazując lejce kobiecie.
- Nie widzisz, by było coś z nimi nie tak? - warknęła, bardziej niż powiedziała.
- Nic nie tak. Zdrowe konie - zapewnił skrupulatnie.
- No to nie widzę przeszkód, by dobić targu. I ty też nie zobaczysz -po tych słowach Calipto rzuciła nieznane Lei zaklęcie. Nomada zatoczył się do tyłu i złapał się za twarz. Z przerażeniem wykrzyknął w swoim języku “oślepiła mnie”. Tubylcy ponownie sięgnęli do broni.
- E-e - pogroziła palcem rudowłosa. Ta pani w czerni była trochę zbyt agresywna, być może za długo tu siedziała? Albo potrzebowała solidnego seksu. - To przejdzie, o ile teraz się grzecznie rozejdziemy - powiedziała. Nie było potrzeby zaogniać tego konfliktu.
- Dokładnie - potwierdziła wojowniczka. - Odjedziemy i dojdzie do siebie. Ale jeśli nas zaatakujecie, uczynię tę klątwę wieczną. Więc siedźcie przy ognisku - skinęła na rudowłosą, by podeszła bliżej.
Dziewczyna to zrobiła, ciągle z uśmiechem na ustach i kręcąc zalotnie biodrami, zakrytymi tylko krótką sukieneczką. Absolutnie nie wyglądała groźnie. I ten urok zamierzała mieć w sobie zawsze, nawet gdy będzie w stanie zmiażdżyć ich wszystkich jednym słowem mocy.
- Bierz i jedziemy - bez zbędnych ceregieli nowa znajoma wsadziła rudowłosej lejce w dłonie. Sama schowała swój miecz do pochwy i wskoczyła na drugiego konia.

Odjechały spory kawałek, zanim czarnowłosa się odezwała.
- Dziękuję za pomoc - kiedy nie warczała ani nie krzyczała miała melodyjny głos.
- Po to tu jestem - roześmiała się Lei. - Podoba mi się twój styl - powiedziała szczerze. - Do mnie nie do końca pasuje. Jesteś Calipto, prawda? - wolała się upewnić.
- A ty Leilena? Kolekcjonerka niewiele mi o tobie powiedziała - przyznała, wyjawiając tym samym, że Nessalina sporo rzeczy zostawiała niedomówionych.
- Jak zawsze, nigdy o nikim nie mówi - rudowłosa wzruszyła ramionami, jak gdyby nie było to istotne. - Ale muszę przyznać, że cenię sobie znajomość z poprzednim jej sługą. Mam nadzieję, że z tobą będzie przynajmniej równie przyjemnie.
- Z poprzednim? - zdziwiła się. - Ma jeszcze kogoś? - teraz, gdy emocje opadły, a żadnego śladu pościgu nie było widać, Calipto zaczęła uważnie przyglądać się rudowłosej.
- Wierzę jej, gdy mówi, że nie jest zwyczajnym sukkubem - Lei uśmiechnęła się. - Podejrzewam, że ma trochę sług takich jak my. Suk, w moim przypadku.
Czarnowłosa prawie zsunęła się z siodła, słysząc tę deklarację.
- Że niby kogo?
- Jesteś dopiero drugą osobą, oprócz mnie samej, którą poznałam i która służy Nessalinie - rudowłosa mówiła o tym całkiem otwarcie. - Dla mnie jest panią. Seksualnie także. Podnieca mnie każda myśl o niej.
- No cóż… w końcu to sukkub - przyznała ostrożnie, prostując się trochę. Szczerość panny Mongle może i ją zaskoczyła, ale też rozbudziłą ciekawość, przez co zaraz padło kolejne pytanie. - Z czego czerpiesz swoją moc? Dostałaś jakąś broń, jak ja?
- Jestem tantrystką. Czerpię ją z seksu - zaśmiała się dziewczyna. - Czy ta broń jest bardziej mroczna, czy bardziej seksualna? - teraz to była kolej rudowłosej na pytania. Patrzyła na “czarną” dość łakomie i ciekawie. - Wybacz moje spojrzenia, ale twój strój ma tyle możliwości, aby dostosować go do moich zboczonych wizji.
Nowa znajoma wyglądała na coraz bardziej skołowaną wypowiedziami Lei.
- Mój miecz jest katalizatorem paktu - powiedziała powoli. - To z niego czerpię magię, którą udostępnia Nessalina - podobnie było z Anderem, który miał jakąś księgę, o ile rudowłosa dobrze pamiętała. - Ty niczego takiego nie masz?
- Pierwszego zaklęcia nauczyłam się, gdy nic nie miałam - zastanowiła się na głos Lei. - To co od niej dostałam albo miało się przysłużyć zadaniu, albo było upominkiem. Więc chyba nie mam takiego katalizatora o którym mówisz.
- Czyli twoja magia pochodzi z ciebie? Czy też z...eee… seksu? - Calipto może nie była bardzo skrępowana tym tematem, ale też najwyraźniej była zupełnie inną służką niż Leilena.
- Ze mnie, jak u zaklinaczy. Tylko zaklęć muszę się uczyć jak ci siedzący w księgach magowie, a mocy nie odnawia sen tylko seks - wiedziała jak to brzmi i właśnie dlatego celowo tak o tym mówiła.
- Muszę przyznać, że pierwszy raz słyszę o czymś takim. Musisz mieć ciekawe życie Leileno.
- Nie narzekam, zwłaszcza przy pani Nessalinie - rudowłosa mrugnęła do Calipto. - Choć na razie wciąż się uczę w Akademii. Takich jak ja jest niewielu. A ty, kim jesteś kiedy nie służysz pani?
- Powiedziałabym, że wolnym duchem - kobieta zawiesiła spojrzenie na odległym horyzoncie. Za upadłym miastem ciągnęły się trawiaste stepy. - Robię co lubię, czasem najmę się do jakiejś bitki, żeby zarobić grosz. No wiesz, chcę się nacieszyć zanim trafię do piekła.
- Dlaczego od razu do piekła? - zapytała zdziwiona Leilena. - Mi zawsze wmawiano, że będę służyła po śmierci swojemu bóstwu. Tylko czy będzie to takie, które wyznaję grzecznie przed publlicznością, czy bogini seksu i rozpusty, którą to czczę czynami? Kto to wie. No i nie wyglądasz jakbyś miała zaraz do tego piekła trafić. Może oprócz tej podniecającej czarnej kreacji.
- Podoba ci się? - rozmówczyni nie ciągnęła tematu śmierci, bo i po co? - Nie za mało przewiewna? Ty wyglądasz, jakby można cię rozebrać jednym ruchem.
- Albo przelecieć bez rozbierania. W moim przypadku inne ubrania nie mają sensu - rudowłosa uśmiechnęła się, krytycznie przyglądając towarzyszce. - Podoba mi się, choć ja bym rozcięła i odjęła trochę tu i ówdzie. Dekolt za to prawie odpowiednio wyeksponowany.
- Czy ty ze mną flirtujesz, czy z każdym tak rozmawiasz? - spytała ciekawie wojowniczka, zerkając na rudowłosą.
- Z każdym, kogo chciałabym przelecieć - nastolatka wzruszyła ramionami, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
- Znaczy… mnie też byś chciała?
- Oczywiście, musisz świetnie wyglądać tylko w części tego stroju - Leilena oblizała wargi, celowo łakomie spoglądając na Calipto.
- To może lepiej zmieńmy temat, zanim zaciągniesz mnie w jakieś krzaki - kobieta odchrząknęła. W gruncie rzeczy nie była wiele starsza od Lei. No już na pewno nie więcej niż pięć lat. To te wojenne malunki na twarzy ją postarzały i dodawały powagi. - Mam ci pomóc rozprawić się z jakimiś gnollami, tak?
- Niezupełnie, ale widzę, że nie wiesz wiele więcej o tej misji ode mnie. O gnollach nic nie wiem - przyznała rudowłosa. - Gdzie w zasadzie jedziemy?
- A myślałam, że tylko mnie Nessalina tak traktuje - westchnęła ciężko czarnowłosa. Aż koń spojrzał na nią bokiem i musiała uspokajająco pogłaskać go po grzywie. - Na północ, wśród wzgórz Zmarłych Królów ma się znajdować jakaś polana, do której schodzą gnolle z gór. Nessalina kazała mi cię tam doprowadzić i uwolnić jakąś brankę, czy coś takiego. A co tobie powiedziała?
- Ah, to chyba rozumiem. Uwalniasz brankę i zostawiasz mnie zamiast niej - wytłumaczyła. - A ja poradzę sobie z tym, co zostanie przyzwane.
- Nie brzmi to zbyt bezpiecznie. Nie powinnam zostać z tobą i pomóc ci zabić to… coś?
- Trucizna jest we mnie - Lei znów się uśmiechnęła. - Muszą skorzystać. To co zostanie przywołane jest zbyt silne, abyś mogła to po prostu zabić. Z tego co wiem, to nawet by wtedy tak naprawdę nie umarło.
- Trucizna? - powtórzyła głucho Calipto. - I ty mnie chcesz podrywać?
- Spokojnie, pani zatruje moje otworki dopiero przed spotkaniem z jej wrogami - Lei zachichotała. - Inaczej nie mogłabym odnawiać swoich mocy.
- A niby jak chcesz je odnowić, co? Tam gdzie jedziemy powinnyśmy się raczej ukrywać. Jak nie gnolle, to zdziczałe niziołki.
- Najprzyjemniej byłoby z tobą - przyznała bardzo bezpośrednio Leilena i uśmiechnęła się.
- Eee… ale tak kobieta z kobietą? Nie za nudno? - czyżby Calipto nie była doświadczoną kochanką? Nessalina była doprawdy dziwnym sukkubem.
- Dlaczego to miałoby być nudne? - rudowłosa była szczerze zdziwiona i chciała wysłuchać odpowiedzi.
- No bo ja to tak? Bez żadnego penisa? To przecież tylko przytulanie - wzruszyła ramionami.
- Jak właściwie poznałaś panią, skoro myślisz, że z kobietą to tylko przytulanie? - zapytała rozbawiona nastolatka.
- To trochę krępujące - kobieta odwróciła spojrzenie. - Pochodzę z krainy, gdzie magiczny talent jest wysoko ceniony, ale ja... urodziłam się bez takowego. Szukałam zatem sposobu, by taki pozyskać. No i zmierzając do końca, podpisałam pakt z Nessaliną w zamian za magię. Musiałam oddać wiele przysług i złamać trochę praw by do tego doprowadzić, ale lepiej być czarnoksiężnikiem z paroma wrogami niż nikim.
- Z tego co wiem, to magii można się także nauczyć poprzez studia - zauważyła Lei. - Ja płynę z prądem, wszystko co ekscytujące i podniecające przyciąga mnie z wielką siłą. Pani właśnie taka jest. Jej podarunki są bardzo miłe, ale to nie dla nich to robię, a dla samej Nessaliny.
Rudowłosa była ciekawa, czy sposób podejścia ma znaczenie dla ich pani.
- Ty w ogóle podpisałaś z nią jakiś pakt? Bo coraz bardziej brzmisz mi jak kultystka - w tonie głosu brzmiało jedynie zainteresowanie.
- Dlaczego miałabym coś podpisywać? - zdziwiła się Lei. - Nie jestem kultystką. Nie czczę jej. Ale uważam, za swoją panią.
- No… bo to tak działa - Calipto odpowiedziała szybko, ale jakby niepewnie. Poznanie Leileny wyraźnie wstrząsnęło niektórymi jej przekonaniami. - Patron z innego planu na podstawie paktu dzieli się z tobą mocą. U mnie to tak działa. A wiem, że wielu innych również w ten sposób zdobyło swoją moc.
- Pewnie masz rację - przyznała Leilena, wzruszając ramionami. - Może po prostu moje poznanie się z Nessaliną było wyjątkowe na swój sposób i moje myśli pracowały nad zupełnie czymś innym.
Była to nie do końca dobra wymówka, za to powiedziana w sposób, który powinien zakończyć ten wątek. Zaczynała wierzyć, że jej relacja i reakcja na sukkuba była jedyna w swoim rodzaju.
Wzajemna pierwsza ciekawość została zaspokojona i choć okazało się, że obie kobiety nie są wcale do siebie bardzo podobne, to jednocześnie podchodziły do swej odmienności życzliwie. A to dobrze wróżyło sukcesowi misji.
 
Lady jest offline