Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2020, 20:12   #35
Sepia
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Yazmin i Leah

Niektóre doświadczenia są jak kataklizmy - emocjonalne huragany, niszczycielskie żywioły siejące ból i spustoszenie. Wymiatają z serc każdą odrobinę radości. Patrząc na drobną figurkę poczochranego rudzielca, Yazmin na krótki moment zapomniała o koszmarze czającym się za plecami, choć ilekroć przymknęła powieki na sekundę, widziała stop-klatkę, niczym przekontrastowaną fotografię, ze ślepym, oskórowanym monstrum w roli głównej. Czymś, czego nie potrafiła jednoznacznie sklasyfikować prócz najprostszego faktu: czymkolwiek ów stwór był, stanowił śmiertelne zagrożenie. Jego obecność nasuwała pytania - te zaś mnożyły się, ale na razie Latynoska odsunęła je na bok. Podczas życia doznaje się różnych strat, wielkich i małych. Można stracić cnotę lub pracę. Głowę, serce, albo rozum. Strata to nie tylko śmierć, a żałoba ma wiele postaci - niestety w większości przypadków zmiatała ofiary z powierzchni ziemi na długie miesiące… a oni nie mieli aż tyle czasu.

- Ubezpieczasz - szepnęła do męża gdy przechodziła obok, rzucając nerwowe spojrzenie na drzwi od zaplecza przeorane gigantycznymi szponami. Stwór odpuścił, nie rozumiała dlaczego. Mógł bez większych problemów wedrzeć się do środka i skończyć robotę, jednak zaniechał…
- Por tu puta madre - szepnęła pod nosem, podchodząc szybkim krokiem do najmłodszej z ich grupy. Zabrała jej latarkę i obejrzała dokładnie, sprawdzając czy dzieciak nie krwawi. Otworzyła nawet usta aby coś powiedzieć, potrząsnąć małolatą i postawić do pionu.

Trzy powolne oddechy później kucnęła przed nią, ocierając rękawem kurtki ślady łez z piegowatych policzków. Nie każdy rodził się socjopatą, nie każdego zmieniano w niego latami ciężkiej tresury.
- Leah - zaczęła spokojnie, opanowanym tonem bez złości i nerwowości, chociaż wewnątrz miała ochotę drzeć się ile sił w płucach, ale nie na każdego działał bat… i nie każdy na niego zasłużył. W pełnym pośpiechu, arogancji i anonimowości świecie udręczonych egocentryków trudniej niż kiedykolwiek przedtem uwierzyć w prawdziwą miłość, odnaleźć ją, a co dopiero utrzymać. Niektórzy, mimo całej palety przeciwności losu, brali podskórny lęk za fraki i szukali, nie tracąc nadziei. Choć najczęściej natykali się jedynie na cierpienie, te własne.

- Leah - musiała powtórzyć, tym razem o ton ostrzej, bo za pierwszym razem nie doczekała się żadnej reakcji, prócz nowej kropli toczącej się dziewczynie po policzku. Zadziałało, szkliste oczy drgnęły, unosząc się z podłogi na twarz Venegas.

Usta Marlow zadrżały, zaczęła też kręcić głowa na boki w niemym sprzeciwie, przeciw wszystkiemu po trochu. Zaczerpnęła powietrza i chciała coś powiedzieć, albo wybuchnąć płaczem, lecz ręka Latynoski była szybsza. Uniesiona błyskawicznie zastopowała rodzący się w gardle rudzielca sprzeciw.
- Nie, nie… ardilla pequeña - Yazmin powiedziała, przykładając palec wskazujący i serdeczny do drżących warg pieguski - Żyjesz, ciągle oddychasz. Teraz jest czas działania, nie żałoby. Potem przyjdzie chwila, aby usiąść i pomyśleć. Zapłakać. Potem, nie teraz. Teraz trzeba się podnosisz i idziesz z nami, claró?

- N.. n-nie m..mog...
- Leah odsunęła głowę trochę do tyłu, zaczynając swoją kwestię, ale druga kobieta znowu jej przerwała, łapiąc za brodę i unieruchamiając.

- Możesz - stwierdziła po prostu, tonem jakby oznajmiała najbardziej oczywistą z oczywistości, po czym dodała - Musisz. To nie twoja wina. Nie opłakuj siebie, póki oddychasz. Póki chodzisz i działasz. Innych pożegnasz potem, gdy nadejdzie czas. Entiendes eso? Rozumiesz?

- A… ale… Kev-Kevin… on t-tam… nie… nie możemy… zo… zostaw-wić… tak nie m-można
- Leah wyjąkała, trzęsąc się jakby starsza kobieta wrzuciła ją do lodowatego przerębla. Skakała przerażonymi oczami od jej twarzy, do twarzy Coopera i Thiago - On… zos-został… tam.

- No
- Latynoska ucięła temat, zanim młoda się rozkręciła - To tylko ciało, mięso. Nic więcej - mówiła patrząc dziewczynie w oczy - Ważniejsze jest życie, twoje. Chciał je ratować, si?

W odpowiedzi ruda głowa pokiwała niechętnie. Nastał moment ciszy, po którym Marlow zamknęła własne oczy, nie mogąc uciec od świdrujacego wzroku Yazmin.
- B-boję się… - wyszeptała, a jej oprawca westchnął cicho.

- Spójrz na mnie - szczeknęła szorstko, rozkazująco, a rudą zatrzęsło. Odruchowo uchyliła powieki i wtedy brunetka podjęła już stonowanym głosem - No tengas miedo. Strach nie ma sensu, istnieje tylko w twojej głowie. - wstała, puszczając bladą brodę. Gapiła się jednak nadal na mały cel poniżej swoich ramion - Powstrzymuje cię, ciągnie w dół. Jeśli się boisz, znaczy że powinnaś mocniej przeć do przodu. Zostawić go za plecami… a teraz idziemy - wyciągnęła dłoń zachęcająco - Ty za mną, rób co mówię. Nie zostawimy cię, nie bój się.

Rudzielec pociągnął nosem, patrząc w dół na rękę, potem na twarz jej właścicielki. Gest dobrej woli, mimo wszystkich problemów.
Była przerażona. Owszem, zapewniali, ją że to nie jej wina, ale to nie złagodziło rozpaczy. Rozpaczy,którą musiała zdusić, aż stała się częścią niej. Bólu, który do bladej skóry... choćby tej na dłoni, zaciskającej się kurczowo na większej dłoni o ciemnej karnacji.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline