Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2020, 01:01   #31
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
W każdym kryje się bestia - bestia złości, bestia spuszczonych z łańcucha żądz i chorób nabytych w rozpuście, pogardy, chorej wątroby i tak dalej.Bestia, która pasie się krzykiem dręczonych ofiar. Potwór skrywający się pod gładką powierzchnią skóry, przyczajony za uśmiechem i gładką powierzchownością... kim, a raczej czym w takim razie było niegdyś bydle które stanęło naprzeciwko Thiago, raptem kilka metrów z przodu? Skąd wypełzło i czy było samo?

Pytania mnożyły się w głowie Venegasa, gdy zmarnował tę sekundę czy dwie na wybałuszanie oczu w zdziwieniu wykraczającym poza zwyczajową pozę lekkoducha. Milczał też, nie umiejąc znaleźć żadnego komentarza w sytuacji definitywnie przerastającej prostego trepa.
Czymkolwiek było i skąd by nie wylazło, koszmarne stworzenie pozostawało szybkie… zbyt szybkie aby dać się łatwo załatwić. Dodatkowo wyposażone w mordercze atrybuty myśliwego, dało już popis swoich możliwości - wystarczyło rzucić okiem na malowniczo rozsiane po okolicy reszki Kevina. Żałował kolesia, mimo że go nie znał. Bezsensowna śmierć zawsze go mierziła, zbędne mordowanie uważał za głupotę, tak samo jak zgony niespowodowane ludzką głupotą. Bardziej jednak żałował małego piegusa, żywiącego do Kevina jakieś cieplejsze uczucia.

Z krzykiem małego rudzielca wciąż świdrującym uszy, Latynos cofnął się, zasłaniając sobą drogę do żony i Leah. Kątem oka dostrzegł jak Yazmin pchnęła młódkę w stronę schronienia. Wtedy też on pchnął ją, zrywając się pędem prosto w stronę barowych drzwi. Jeśli szczęście dopisze, uda im się dobiec nim stwór nie znudzi się zabawą resztkami policjanta, albo ochlejusa śmierdzącego rzygami. Żywa tarcza, mięso armatnie - w machinie wojny każdy trybik miał swoje miejsce i zastosowanie, nawet te najbardziej pordzewiałe.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 11-06-2020, 13:25   #32
 
Cooper's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputację
James nie przeczuwał co tak na prawdę ich spotka. Liczył jedynie na to i wiązał szczere nadzieje, że to całe zamieszanie spowodowane jest jakąś niegroźną infekcją. Bakterią która uciekła z laboratoryjnej próbówki i teraz wesoło podróżuje po mieście przywracając martwych do życia. To że spotkają coś co wyglądało jak połączenie Hulka Hogana z Predatorem było więc nader niespodziewane.

Zdążył dopalić papierosa nim całe to zamieszanie się rozpoczęło. Najpierw coś nad nimi przykuło ich uwagę. Mógł to być zwykły kot lub ptak więc nie było to potraktowane jakoś specjalnie. Poważnie stało się dopiero kiedy coś śmignęło między nimi, przedzierając się przez ich korowód bez problemu i zabierając za sobą Kevina. Wszyscy byli dostatecznie zdziwieni by ani drgnąć analizując co się właśnie wydarzyło. Szybko z zamyśleń wybudziła ich Leah ukazując fenomenalne możliwości jej głosu. Trzymała w dłoni rękę Kevina co w sumie wiele tłumaczyło. Cooper błyskawicznie się rozglądnął za jednorękim Kevem ale w oczy rzuciło mu się coś o wiele cenniejszego. Pas z bronią i latarka. Błyskawicznie doskoczył do tych rzeczy, łapiąc pas w jedną rękę a latarkę w drugą. Skierował strumień światła przed siebie szukając jakiejś odpowiedzi na to, czemu Kevin zostawił swoją rękę i gdzieś poszedł.

Odpowiedź znalazł na dachu samochodu. Stwór stał i wpatrywał się w nich dumnie z tego co właśnie dokonał jak by czekał na jakikolwiek ruch ze strony grupy. Jak by czekał na odpowiedź wyzwania które właśnie im rzucił.
- Sukinsyn... - tylko tyle zdołał z siebie wydobyć James na cały ten widok. Poczuł pierwszy raz od dawien dawna przeszywający strach. Nie wiedział jak reszta, ale On na pewno. Stwór nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Kevin dekorujący ulice był tego niezbitym dowodem. Obrócił się przez ramię spoglądając na to co robi grupa wykonująca pierwszy ruch. Muchacha wskazywała młodej na otwór a następnie wraz z Tito postanowiła wycofać się w kierunku baru. Z braku innych perspektyw James również postanowił udać się właśnie w tym kierunku.

- Młoda! - krzyknął i rzucił jej latarkę. Jej przyda się bardziej. Złapała czy nie, ruszył sprintem w kierunku baru nie oglądając się za siebie. Jeśli udało mu się dobiec, sięgnął błyskawicznie do kabury po broń, odbezpieczył i czekał w gotowości tuż za wejściem nie marnując jednak nie potrzebnie kul. Był gotowy zamknąć drzwi gdyby stwór był wystarczająco blisko.
 
Cooper jest offline  
Stary 13-06-2020, 01:12   #33
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Czasem szaleństwo jest jedynym sposobem na ból. Struna życia pod ciężarem myśli napręża się coraz bardziej, jak stalowa nić. Rozsuwa coraz mocniej, ciągnięta tępo w otchłań przez bezwładne cielsko lewiatana rzeczywistości. Każdy ma swoją granicę tolerancji na rozgrywające się dookoła szaleństwo. Linię namazaną na kościach czaszki, po przekroczeniu której nie pozostaje już nic innego poza szaleństwem. To zabawne, jak szybko rozpacz staje się oddanym towarzyszem. Najbliższym przyjacielem, tym jedynym, na którego można liczyć i który wiadomo, że nie zawiedzie, gdziekolwiek by się nie poszło, albo jak daleko nie próbowało uciec.

Leah po cichu modliła się o to, by uciec i prawie się udało. Przez krótki moment poczuła się może nie bezpieczna, ale spokojniejsza i pierwszy raz od ucieczki z mieszkania miała cień nadziei na wydostanie z matni… lecz cała jej mikra pewność siebie runęła raz. Iluzoryczna bańka złudnego spokoju pękła, rozerwana pazurami istoty wyciętej żywcem z koszmaru psychopatycznego szaleńca… a Marlow nie wiedziała co gorsze - jej widok, czy obraz tego, co zrobiła z Kevinem.

Wysoki pisk ranił uszy, wwiercając się w mózg rudzielca, przez co dopiero po paru sekundach doszło do niej, że to ona wydaje z siebie przerażony krzyk, spoglądając na wciąż ściskaną dłoń policjanta…

Obraz przed jej oczami zawirował, miała wrażenie że nogi się pod nią uginają i zaraz zwymiotuje prosto na buty… to nie mogło być prawdziwe, przecież… to nie w porządku! Chciała coś zrobić, lecz nie mogła ruszyć choćby pojedynczym mięśniem. Sparaliżowane dłonie wypuściły oderwaną kończynę, a ta z obrzydliwym mlaskiem spadła na chodnik. Ktoś coś krzyczał, nie rozumiała słów. Świat ponownie wywinął fikołka, a dziewczyna poczuła pod plecami twardą, chropowatą ścianę… i nagle struna zajęczała, pękając w drobny mak. Została pustka, cisza. Krzyk uwiązł w gardle, mózg na powrót przejmował kontrolę nad ciałem. Drobny rudzielec wślizgnął się, niczym szczur, w norę tunelu wentylacyjnego. Zaczęła się czołgać gdy poczuła uderzenie. Sapnęła, odwracając się panicznie, lecz nie potwór ją uderzył, a latarka. Wzięła ją drżącymi palcami i wznowiła czołganie, starając się nie myśleć o krwi Kevina barwiącej jej palce na obrzydliwy szkarłat. Jednak powidoku jego twarzy wypalonego na wewnętrznej stronie powiek nie umiała sie pozbyć. Tak samo jak gorzkich, gorących łez cieknących strugami po bladej, piegowatej twarzy. Szaleństwo nie odchodzi, podobnie jak w bajkach nic nie może wyleczyć rany zadanej zatrutym ostrzem. Nic nie może przegonić wspomnień i tej nieznośniej, okrutnej prawdy o kruchości ludzkiego życia.

Tej nocy każdy kogo Marlow widziała mógł zakończyć egzystencję niespodziewanie i bez żadnego ostrzeżenia. Obdarzając pozytywnym uczuciem kogoś, gdziekolwiek, kiedykolwiek, człowiek staje się bezbronny… czołgając się ciemnym korytarzem z powrotem do baru, Leah odczuła to z całą mocą, po raz kolejny. Przekleństwo empatów i naiwnych głupców.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline  
Stary 15-06-2020, 12:52   #34
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Wszystko działo się niesamowicie szybko, a reakcje grupki okazały się nad wyraz refleksyjne jak na te sekundy które minęły odkąd Kevin zniknął im z zasięgu wzroku. Po zachowaniu poszczególnych osobników dało się też w oczywisty sposób dostrzec jakie kto ma priorytety.

Leah, odepchnięta mocno w tył, bez chwili zastanowienia rzuciła się w stronę szybu z którego już dzisiaj korzystała. Była drobna, a potwór który właśnie zmasakrował jej nową słabość, wyglądał na, na tyle dużego i masywnego że nie miał szans za nią podążyć. Przynajmniej tak się wydawało. Niestety, kiedy tylko zaczęła się ruszać, skoczył w jej kierunku...

Tuż po niej z miejsca wypruł Cooper. Ku jego i całej reszty zdziwieniu potwór odwrócił się w jego kierunku, ignorując Leah i wskoczył na dach jednego z samochodów. Uciekający nie mieli szans dokładnie ocenić sytuacji, ale para Venegas obserwowała wprawnym wzrokiem każdy ruch stwora. Fizjonomia czaszki, odsłonięty, duży mózg, a zaraz pod nim szczęka z długim jęzorem... Stworzenie nie miało oczu ani nosa.

Yaz skinęła na męża, porozumiewawczo wskazując na swoje oczy i na potwora. Moment później Cooper zatrzymał się w drzwiach do baru i nagle cała scena ucichła, przerywana tylko dudniącymi odgłosami, wydawanymi przez Leah czolgajacą się tunelem. Licker znowu zawrócił człapiąc powoli w stronę ujścia szybu w akompaniamencie gniecionej karoserii i pękających szyb samochodowych.

Para Latynosów ruszyła w końcu z miejsca, stąpając powoli i najciszej jak się dało. Stwor podniósł łeb raz czy dwa odwracając się w ich stronę, ale nadal bardziej interesowały go odgłosy z wentylacji. Byli już koło drzwi, kiedy ukryty w ciemnościach odłamek szkła pęknął pod butem Thiago. Usłyszeli znów ten obrzydliwy dźwięk na granicy syku i warku, a chwilę później odgłos pazurów ocierających o beton. Mieli może sekundę, ale dla wyszkolonych wojaków było to wystarczająco. Rzucili się oboje w stronę zaplecza baru, a Cooper trzasnął metalowymi drzwiami, odskakując do tyłu. Pazury potwora przebiły stal z drugiej strony pozostawiając głębokie bruzdy, ale po tym nastała cisza.

Rozejrzeli się szybko, dostrzegając Leah która już była w środku i stała smętnie ze spuszczoną głową i włączoną latarką w dłoni. Pociągnęła żałośnie nosem i otarła pojedynczą łzę spływająca po policzku...
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"

Ostatnio edytowane przez Corpse : 15-06-2020 o 12:55.
Corpse jest offline  
Stary 17-06-2020, 20:12   #35
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Yazmin i Leah

Niektóre doświadczenia są jak kataklizmy - emocjonalne huragany, niszczycielskie żywioły siejące ból i spustoszenie. Wymiatają z serc każdą odrobinę radości. Patrząc na drobną figurkę poczochranego rudzielca, Yazmin na krótki moment zapomniała o koszmarze czającym się za plecami, choć ilekroć przymknęła powieki na sekundę, widziała stop-klatkę, niczym przekontrastowaną fotografię, ze ślepym, oskórowanym monstrum w roli głównej. Czymś, czego nie potrafiła jednoznacznie sklasyfikować prócz najprostszego faktu: czymkolwiek ów stwór był, stanowił śmiertelne zagrożenie. Jego obecność nasuwała pytania - te zaś mnożyły się, ale na razie Latynoska odsunęła je na bok. Podczas życia doznaje się różnych strat, wielkich i małych. Można stracić cnotę lub pracę. Głowę, serce, albo rozum. Strata to nie tylko śmierć, a żałoba ma wiele postaci - niestety w większości przypadków zmiatała ofiary z powierzchni ziemi na długie miesiące… a oni nie mieli aż tyle czasu.

- Ubezpieczasz - szepnęła do męża gdy przechodziła obok, rzucając nerwowe spojrzenie na drzwi od zaplecza przeorane gigantycznymi szponami. Stwór odpuścił, nie rozumiała dlaczego. Mógł bez większych problemów wedrzeć się do środka i skończyć robotę, jednak zaniechał…
- Por tu puta madre - szepnęła pod nosem, podchodząc szybkim krokiem do najmłodszej z ich grupy. Zabrała jej latarkę i obejrzała dokładnie, sprawdzając czy dzieciak nie krwawi. Otworzyła nawet usta aby coś powiedzieć, potrząsnąć małolatą i postawić do pionu.

Trzy powolne oddechy później kucnęła przed nią, ocierając rękawem kurtki ślady łez z piegowatych policzków. Nie każdy rodził się socjopatą, nie każdego zmieniano w niego latami ciężkiej tresury.
- Leah - zaczęła spokojnie, opanowanym tonem bez złości i nerwowości, chociaż wewnątrz miała ochotę drzeć się ile sił w płucach, ale nie na każdego działał bat… i nie każdy na niego zasłużył. W pełnym pośpiechu, arogancji i anonimowości świecie udręczonych egocentryków trudniej niż kiedykolwiek przedtem uwierzyć w prawdziwą miłość, odnaleźć ją, a co dopiero utrzymać. Niektórzy, mimo całej palety przeciwności losu, brali podskórny lęk za fraki i szukali, nie tracąc nadziei. Choć najczęściej natykali się jedynie na cierpienie, te własne.

- Leah - musiała powtórzyć, tym razem o ton ostrzej, bo za pierwszym razem nie doczekała się żadnej reakcji, prócz nowej kropli toczącej się dziewczynie po policzku. Zadziałało, szkliste oczy drgnęły, unosząc się z podłogi na twarz Venegas.

Usta Marlow zadrżały, zaczęła też kręcić głowa na boki w niemym sprzeciwie, przeciw wszystkiemu po trochu. Zaczerpnęła powietrza i chciała coś powiedzieć, albo wybuchnąć płaczem, lecz ręka Latynoski była szybsza. Uniesiona błyskawicznie zastopowała rodzący się w gardle rudzielca sprzeciw.
- Nie, nie… ardilla pequeña - Yazmin powiedziała, przykładając palec wskazujący i serdeczny do drżących warg pieguski - Żyjesz, ciągle oddychasz. Teraz jest czas działania, nie żałoby. Potem przyjdzie chwila, aby usiąść i pomyśleć. Zapłakać. Potem, nie teraz. Teraz trzeba się podnosisz i idziesz z nami, claró?

- N.. n-nie m..mog...
- Leah odsunęła głowę trochę do tyłu, zaczynając swoją kwestię, ale druga kobieta znowu jej przerwała, łapiąc za brodę i unieruchamiając.

- Możesz - stwierdziła po prostu, tonem jakby oznajmiała najbardziej oczywistą z oczywistości, po czym dodała - Musisz. To nie twoja wina. Nie opłakuj siebie, póki oddychasz. Póki chodzisz i działasz. Innych pożegnasz potem, gdy nadejdzie czas. Entiendes eso? Rozumiesz?

- A… ale… Kev-Kevin… on t-tam… nie… nie możemy… zo… zostaw-wić… tak nie m-można
- Leah wyjąkała, trzęsąc się jakby starsza kobieta wrzuciła ją do lodowatego przerębla. Skakała przerażonymi oczami od jej twarzy, do twarzy Coopera i Thiago - On… zos-został… tam.

- No
- Latynoska ucięła temat, zanim młoda się rozkręciła - To tylko ciało, mięso. Nic więcej - mówiła patrząc dziewczynie w oczy - Ważniejsze jest życie, twoje. Chciał je ratować, si?

W odpowiedzi ruda głowa pokiwała niechętnie. Nastał moment ciszy, po którym Marlow zamknęła własne oczy, nie mogąc uciec od świdrujacego wzroku Yazmin.
- B-boję się… - wyszeptała, a jej oprawca westchnął cicho.

- Spójrz na mnie - szczeknęła szorstko, rozkazująco, a rudą zatrzęsło. Odruchowo uchyliła powieki i wtedy brunetka podjęła już stonowanym głosem - No tengas miedo. Strach nie ma sensu, istnieje tylko w twojej głowie. - wstała, puszczając bladą brodę. Gapiła się jednak nadal na mały cel poniżej swoich ramion - Powstrzymuje cię, ciągnie w dół. Jeśli się boisz, znaczy że powinnaś mocniej przeć do przodu. Zostawić go za plecami… a teraz idziemy - wyciągnęła dłoń zachęcająco - Ty za mną, rób co mówię. Nie zostawimy cię, nie bój się.

Rudzielec pociągnął nosem, patrząc w dół na rękę, potem na twarz jej właścicielki. Gest dobrej woli, mimo wszystkich problemów.
Była przerażona. Owszem, zapewniali, ją że to nie jej wina, ale to nie złagodziło rozpaczy. Rozpaczy,którą musiała zdusić, aż stała się częścią niej. Bólu, który do bladej skóry... choćby tej na dłoni, zaciskającej się kurczowo na większej dłoni o ciemnej karnacji.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline  
Stary 17-06-2020, 21:14   #36
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Zmiana nastawienia najmłodszego ogniwa ich krótkiego łańcuszka, choćby chwilowa, sprawiła, że Latynoska uśmiechnęła się nie tylko w duchu. Wygięła również kąciki ust ku górze, układając wargi w szybki grymas, którym przycelowała w małego rudzielca, zanim nie powróciła do standardowej już powagi. Ściskając mniejszą dłoń w swojej, ruszyła przez bar, kiwając na pozostałą dwójkę.
- Nada cambia - rzuciła, odwracając się przez ramię i spojrzała na Coopera - Nic się nie zmienia, komisariat i kolejka. Weź radio, potrzebujemy radia - wskazała kciukiem na szybę od ulicy - A tamta blondyna już nie. - Wzruszyła jednym ramieniem, trupowi nie przyda się już nic, a lepiej aby w razie czego mieli połączenie z tym całym Marvinem.

- Mierda, despacio y con calma... campo minado y zanjas con vidrios rotos, mi amado - zwróciła się do Thiago, a jej mina zrobiła się o trzy stopnie poważniejsza. Najważniejsze, żeby się nie spieszyć. Nawet jeżeli sytuacja jest tak skomplikowana, że nic nie da się zrobić, nie wolno tracić nadziei, niecierpliwić się, robić czegoś na siłę. Wiedząc, że to musi potrwać, trzeba rozwiązać problemy powoli, jeden po drugim.

- Este… tamto bydle było ślepe, zachowajmy ciszę. Ostrożność… la sombra en la oscuridad. Cienie... - wróciła wzrokiem do szyby, a potem ruszyła do drzwi - Nie wybijemy całego miasta… chodźcie. Mamy mało czasu. Patrzcie na dachy, my z Leah zajmiemy się tym co na gruncie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 17-06-2020 o 22:04.
Driada jest offline  
Stary 18-06-2020, 14:07   #37
 
Cooper's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputacjęCooper ma wspaniałą reputację
James miał taki moment przez chwilę gdzie czuł że zaraz będzie po nim. Gdy stwór skierował na niego swój paskudny łeb czuł że za chwilę jego mózg da sygnał do jego kupy że ma niespodziewaną wycieczkę na zewnątrz. Kiedy James zatrzymał się szamocząc z paskiem i bronią która była w kaburze stwór skierował się jednak w kierunku odgłosów Leah. Błyskawicznie więc zaprzestał swoich działań orientując się że to coś bardziej kieruje się odgłosami niż ruchem. Na palcach wszedł za drzwi baru i machnął ręką na pozostałą na placu dwójkę. Ci powoli wycofali się w kierunku drzwi. Omyłkowo jednak Tito nadepnął na odłamek szkła alarmując lickerowi że potencjalna kolacja zaraz śmignie mu koło nosa. Tamten zerwał się jak jakiś gepard w kierunku drzwi. Cooper praktycznie pomógł wbiec Tito do środka wciągając go żeby było szybciej. Błyskawicznie następnie zamknął drzwi i odskoczył do tyłu. Złapał jakiś kosz barowy i dostawił pod drzwi tak w razie wu.


Zaraz obok nich pojawiła się również Leah. Mała była zdruzgotana przebiegiem sytuacji na placu. Najpierw Kevin był a potem go nie było. James przetarł twarz i w między czasie przypiął sobie pas Kevina do spodni jak rasowy kowboj. Wyciągnął z kabury policyjny pistolet. Nacisnął na guzik obok spustu wysuwając magazynek i sprawdził ile ma naboi. Szeryf zdążył pare razy wystrzelać ale wciąż pozostawało ich kilka. Wsunął magazynek do broni spoglądając spodełba na Thiago.
- Karma to suka. - powiedział. Nikogo nie obwiniał o śmierć Kevina. Przynajmniej nie dosłownie. Wsadził broń z powrotem do kabury i spojrzał na Muchachę która ruszyła w kierunku drugiego wyjścia z baru. Ruszył więc za nimi. Ciemnowłosa wskazała mu Jasnowłosą która była posiadaczką zbędnego radia. James w pierwszym momencie spojrzał na nią podejrzliwie przeczuwając jakąś misje samobójczą. Kobieta może jednak nie zauważyła tego że James zgarnął pas Kevina do którego przymocowane oprócz kajdanek było również radio. Sięgnął więc po nie machając koło swojej głowy na znak że już takie jedno ma i nie ma zamiaru ryzykować by zdobyć drugie.
- Orientuj się. - rzucił a następnie spojrzał na radio. Nie bardzo potrafił się nim obsługiwać. Wiedział że coś trzeba nacisnąć by zadziałało. Nie wiedział tylko co. Nacisnął więc boczny przycisk i przystawił do ust.

- Tutaj Kevin policjant. Jesteśmy w J's Bar. Potrzebujemy pomocy żeby się stąd wydostać. Mamy tu kobiety i dzieci oraz jedną kobietę ciężarną. Na zewnątrz grasuje jakiś pojeb który zjada wszystko co się rusza, over. - powiedział. Drobne kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Może akurat kilku takich Kevinów nudziło się gdzieś w sąsiedniej dzielnicy i chętnie pomogło by im w przedostaniu się do kolejki i komisariatu. Im więcej ludzi z bronią tym lepiej.
Wiedział że Muchacha i Tito to odpowiednia siła ognia a przynajmniej dobry odwracacz uwagi, ale nie miał zamiaru ryzykować własnym życiem w krytycznej sytuacji wtedy kiedy może to zrobić ktoś komu się za to płaci.
 
__________________
Well you may throw your rock and hide your hand
Workin' in the dark against your fellow man
But as sure as God made black and white
What's down in the dark will be brought to the light

Ostatnio edytowane przez Cooper : 18-06-2020 o 14:20.
Cooper jest offline  
Stary 18-06-2020, 20:52   #38
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
We wszystkim, co się działo dookoła, panował jakiś szalony pośpiech, niczym we wnętrzu atomu; im bardziej szalone tempo, tym mniej czasu na człowieczeństwo. Bezustanny ferment, ale tak jakby odbywał się w probówce. Nikt nie wie, o co chodzi. Dziwaczne. Niepojęte. Niepohamowany pęd gigantycznej reakcji, pozbawiony przy tym jakiejkolwiek kontroli… bo jak inaczej nazwać wypuszczenie samopas skurwysyna pokroju czterołapego, humanoidalnego cielaka oskórowanego żywcem? Kto i w jakim celu hodował podobne paskudztwa, do tego pośrodku sporej aglomeracji miejskiej… eksperymenty, prace nad bronią. Albo paru znudzonych, zeschizowanych psychopatów w laboratoryjnych kitlach, bądź mundurach, którzy w ramach odskoczni od nudnego kieratu roboczego dnia powszedniego, postanowili się zabawić w Boga… rodem z horroru klasy D.

Tyle dobrego że drużynowy żulik wreszcie postanowił się na coś przydać.Thiago z rozbawieniem obserwował jak tamten próbuje go wciągnąć do baru i pewnie gdyby nie sytuacja wysoce stresogenne, wybuchnąłby szczery śmiechem. Zabawnie było oglądać wysiłki przesunięcia kogoś gabarytów Venegasa, ale typ chyba wreszcie poszedł po rozum do głowy, więc Latynos dał mu na razie spokój. Za to z zaniepokojeniem obserwował młodą, tutaj jednak przydała się Yaz i jej aksamitny terror. Zrobił parę kroków w ich stronę, ale musiał się zatrzymać aby pokręcić głową.

- Nieźle, ale nie myśl za dużo, szkodzisz sobie i nam - popatrzył na Coopera i parsknął ironicznie - To psie zabawki, a każdy pies szczeka na odpowiednią melodię. Stopień, nazwisko… jak w stanówce. Oficer Ryman, drużyna Apaczów, buda pod świerkiem przy lesie… a walić. Może po drugiej stronie słucha identyczny idiota i tu przyleci - machnął ręką - Zbieramy się, panie przodem - zachęcająco wskazał reszcie drzwi frontowe, dokładając do tego szeroki uśmiech. Miał zamiar sprawdzić wskazanego przez Yazmin trupa, zanim pójdą dalej. Raz jeszcze spojrzał na plecy żony i zacisnął szczęki, a w jego dłoni pojawiła się broń.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 22-06-2020, 17:36   #39
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Grupa ledwo zdążyła pogodzić się z tym co przed chwilą zobaczyli, a już trzeba było znów działać. Cooper skorzystał z radia, z marnym jednak skutkiem. Nikt mu nie odpowiedział, co potwierdziło obawy Thiago.

OST

Yazmin otworzyła drzwi i wyszła na ulicę, zapobiegawczo celując przed siebie. Tuż za nią podążyła Leah, potem James, a pochód zamknął Thiago. Pospieszył kilka kroków do ciała martwej policjantki i podniósł drugie radio. Kiedy tylko złapał je w rękę, oba odbiorniki zatrzeszczały.

- T... arvin... vin... g... esteście? - rozległ się głos przerywany trzaskami i zakłóceniami - ...ło czasu... cie... szyć... - radio znów zatrzeszczało i ponownie ucichło.

Oprócz radia nie udało mu się znaleźć nic użytecznego przy ciele martwej kobiety. Spojrzał na jej zmasakrowaną twarz, czując przypływ wspomnień i otępienia sygnalizującego wyłączanie się emocji. Nie dało się czuć patrząc na coś takiego. A to było tylko jedno ciało. Jedno z prawdopodobnie setek tysięcy.

James obejrzał się na Latynosa, wyrywając go z letargu. Dołączył z powrotem do grupy, zamykając korowód.

Na ulicach panował dziwacznie znajomy klimaty. Po chwili większość skojarzyła że ulice przypominają im o święcie Halloween. Wszędobylski pomarańcz płomieni, krew, martwe ciała. Na upartego można by to uznać za naprawdę udane dekoracje. Szkoda tylko że nimi nie były.

Yaz i Thiago po raz pierwszy odkąd rozpoczął się ten koszmar poczuli się naprawdę przytłoczeni. Mieli doświadczenie w takich sytuacjach, widzieli śmierć, zadawali śmierć, ale to z czym mieli do czynienia teraz nie przypominało w niczym tego z czym dotąd walczyli. Budynki po obu stronach ulicy zdawały się naciskać na grupę samotnych przechodniów. Płomienie wydobywające się z wraków porzuconych samochodów chciały ich pożreć, a wszechogarniająca cisza poprzetykana tylko odgłosami destrukcji i ich własnych kroków, wdzierała się nieprzyjemnie do uszu.

Skręcili w prawo i po kilkunastu krokach trafili na kolejną barykadę, zmuszającą ich do skrętu w boczną uliczkę. Wbrew oczekiwaniom, ulice okazały się dość puste i pozbawione przeciwników. Najwyraźniej ślepy stwór z odsłoniętym mózgiem też odpuścił sobie polowanie na nich, zostając w swoim rewirze.

Leah najlepiej znała topografię miasta, więc prowadziła ich w stronę komisariatu, rzucając wskazówkami. W tej wiedzy nie ustępował jej też Cooper, który trasę między R.P.D. a J's Bar pokonywał już nie raz w drodze na popołudniowego drinka. Dotarli właśnie do uliczki stanowiącej niegdyś początek pasażu zakupowego. Po prawej widzieli witryny sklepów odzieżowych, straszące teraz sztywnymi manekinami w irracjonalnych pozach. Po lewej natomiast od komisariatu oddzielał ich długi i wąski budynek mieszkalny.

- Hej! Hej wy! - krzyknął ktoś nagle teatralnym szeptem. Wszyscy zatrzymali się jak wryci i wycelowali bronią w lewo i gdzieś wyżej, szukając celu. W oknie na pierwszym piętrze dostrzegli młodą, ciemnowłosą kobietę



- Błagam, pomóżcie mi. One... one są na korytarzu, nie mam... nie mam broni, nie mogę się wydostać. Proszę! - wybełkotała szybko, odwracając się nerwowo w stronę ciemnego wnętrza mieszkania. Jej twarz wykrzywiona była strachem, ale nadal piękna, co nie uległo uwadze Coopera...
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"
Corpse jest offline  
Stary 23-06-2020, 11:24   #40
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Spacer ulicami miasta duchów i upiorów przyprawiał Thiago o gęsia skórkę. Niby powinien przywyknąć, napatrzył się na przeróżne przejawy ludzkiego skurwysyństwa, okrucieństwa i bestialstwa, samemu nie będąc świętym. Jednak ogrom zniszczeń i cisza osaczająca ich niewielki peleton do spółki z obrazami coraz to nowych, okaleczonych ciał zalegających na asfalcie nie mógł pozostać obojętny. Skala zdarzenia była zbyt wielka, obejmując chyba praktycznie całe Raccoon City - ich dom, do tej pory spokojny, przyjazny. Ciężko szło patrzeć jak cicha przystań, prywatna enklawa pary wojskowych emerytów zmienia się w nawet nie w pole bitwy, lecz w jego obraz już po potyczce.
Pozostał ugór pełen zwłok, zgliszczy i ruin, wszystko równie martwe, co makabrycznie przygnębiające.

Latynos szedł w milczeniu, z bronią w dłoni i czuł zaciskającą się na szyi pętlę apatii. Nienawidził tego stanu, gdy obojętne było mu czy strzela do kobiety w ciąży, czy pakuje całe rodziny do rowu w ziemi, aby zalać ich zwłoki benzyną… znaczy nienawidziłby, gdyby w tej chwili był zdolny do wyższych emocji. Na razie przeważało zmęczenie. Rezygnacja będąca pokłosiem zawiedzionych nadziei. Przecież już mieli żyć normalnie…
Wzrok odruchowo co parę chwil uciekał mu do kobiecej sylwetki z przodu. Znał ją na tyle dobrze, aby nie przegapić drobnych drgnięć zaciskających się bezwiednie dłoni, widział też jej oczy - chyba jedyne punkty wyrażające coś więcej poza perfekcyjnie wystudiowanym spokojem. Sam nie wiedział który widok ciąży mu bardziej - chaosu na ulicach, czy cierpiącej w ciszy żony i świadomość, że nie może nic zrobić. Ci, którzy przeżyli wojenny koszmar, nie obchodzą żałoby razem. Robią to oddzielnie, nawet jeśli przebywają w tym samym miejscu. Żałoba jest najbardziej samotnym ze wszystkich uczuć. Izoluje tych, których dotknie, a wszelkie rytuały, gesty i objęcia są tylko desperackimi próbami złamania tej izolacji, wywołującymi odruchy obronne. Dodatkowe zamieszanie, nikomu teraz niepotrzebne. Potrzebowali skupienia, czujności. Całego wiadra szczęścia, aby wydostać się z przedsionka piekła.
Wszędzie, gdzie spojrzeli, dostrzegali ślady zniszczeń, płomieni nie do ugaszenia ze względu na brak rąk do pracy. Nikogo nie obchodziło co się stanie z materią nieożywioną, woleli ratować własne skóry… normalna, jak najbardziej ludzka rzecz. Oni również spieszyli do przodu, nerwowo obserwując mijane uliczki, wraki, zaułki i rozbite sklepowe witryny. Błądzili wzrokiem po pozornie pustych oknach i wyższych kondygnacjach mijanych budynków, chcąc wypatrzyć zagrożenie zanim ono dostrzeże ich. Oskórowana bestia odpowiedzialna za śmierć Kevina wciąż gdzieś tam była i, co najgorsze, nikt nie gwarantował, że jest jedynym przedstawicielem swojego pokręconego gatunku.
Przez większość trasy udało się im przemknąć nie niepokojeni. Nawigowani przez niewielkiego rudzielca, kluczyli między barykadami i wąskimi przejściami, aż dotarli do pasażu, gdzie czekała ich niespodzianka. Tylko czy w ich aktualnym położeniu nie wiadome było, czy jest ona z kategorii butelki tequili, czy sądu polowego.

Kobiecy głos sprawił, że chyba wszyscy w grupie się spięli, celując w okno powyżej. Thiago zmrużył oczy, przyglądając się ślicznotce powyżej. Zamknięta w mieszkaniu, z żywymi trupami na korytarzu. Uwięziona dama w opresji, bez dwóch zdań…

- Nie mamy na to czasu - nagle usłyszał inny kobiecy głos. Tym razem o mocnym, południowym akcencie, rozbrzmiewający parę kroków obok.

- Nie mamy - zgodził się, bo łażenie po zatrupionych korytarzach i przebijanie się przez nie do końca martwe zwłoki było czymś, co zeżre i tak mikre zapasy ich czasu. Poza tym mogli się natknąć na pułapkę, w końcu ludzkie skurwysyństwo miało wiele twarzy, a te najpotworniejsze mordy wychodziły zza pięknej fasady, gdy wszystko wokoło trafiał szlag.
- To pierwsze piętro… - odwrócił twarz do żony, chowając broń do kabury - Minuta, osłaniaj mnie. - patrzył na nią, póki nie kiwnęła prawie niezauważalnie głową.

Ruszył pod okno,rozglądając się po poziomie gruntu, goniony cichym przekleństwem wypowiedzianym po hiszpańsku.
-Otwórz okno do końca, albo wybij szybę i skacz - rozłożył zachęcająco ramiona i zamachał palcami w przyzywającym geście, posyłając nieznajomej wesoły uśmiech - To tylko jedno piętro, dasz radę. Skacz, złapię cię.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172