Igor odetchnął głęboko wychodząc z gabinetu. Generał okazał się być prawdziwym, sprawiedliwym wodzem, takim, za którego rozkazem Igor poszedłby na śmierć z uśmiechem na twarzy.
Zmęczenie wisiało na barkach jak niedziałający pancerz wspomagany, ale nawet mimo tego chciało mu się śmiać, skakać i śpiewać. Przeżyli, wygrali, wszystko skończyło się dobrze! Jaki to wstyd, że były chwile gdy wątpił, nie dość, że w dowództwo, to i w Imperatora... Czuł, że potrzebuje teraz krótkich wakacji, ale jego chęć służenia ludzkości była silniejsza i dojrzalsza niż kiedykolwiek. Już niedługo będzie się cieszył z terapii szokowej, jaką przeszedł na Eldorado IV i opowiadał o niej kamratom.
Spojrzał na resztę drużyny. To śmieszne, bo choć praktycznie nie znał tych ludzi, w tej chwili wydawali mu się bliscy jak przyjaciele. Żałował pozostałych, choć... w pewnym stopniu to szczęście, że zginęli, nim zdążył się z nimi zżyć... co za bezduszna myśl - zganił się szybko i jeszcze szybciej o tej myśli zapomniał.
- Hehe... I jednak to my mieliśmy rację co do dowództwa, nie towarzysze Turand i Cain - szturchnął Arizzena lekko w bok.
- To co sierżancie, jutro opijamy zwycięstwo i medale? Nasi chorzy pewnie nie będą mogli dołączyć, ale napewno da się potem cosik przemycić - mrugnął i zarechotał.
Teraz pójdzie z górki. Uśmiechnął się do wszechświata, tak jak wszechświat wcześniej uśmiechał się do niego...
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS |