Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2020, 12:56   #275
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
(proto post - zostanie uzupełniony o multimedia i stylistykę)

- No nic, to ja się zmywam i idę szukać igły w stogu gówna - rzucił na odchodne Vadim i wyszedł na parking. Stanął jak wryty nie widząc swojej bryki, po czym palnął się w czoło i ruszył w kierunku przystanku autobusowego.
Krótka podróż głównymi ulicami Northside dała mu kilka chwil na nostalgiczne myśli. W zamyśleniu wpatrzony w szybę, z rozrzewnieniem przypominał sobie pierwszą szabrę, pierwszą ustawkę z gangiem Mohamedów (oj ależ oni byli uparci, jeden z nich w trakcie bitki stracił oko i jak gdyby nigdy nic dalej się naparzał!), a tam pod tym szkieletem kopuły stracił dziewictwo z panią Lawrence, z zawodu nauczycielką, która to miała słabość do zbyt młodych chłopców. Ojciec zamiast robić aferę, to był nawet dumny gdy się o tym dowiedział. Co innego matka - zrobiła niemałą inbę, ale mało kto przejął się problemami ruskich imigrantów.
Podróż komunikacją miejską minęła szybko jak mignęło Vadimowi dzieciństwo.
Jego oczom ukazało się miejsce docelowe wyprawy - klub "Gharial", którego logo w postaci jaskrawozielonego neonu sylwetki najdłuższego przedstawiciela krokodyli, jasno wskazywała znaczenie nazwy. "Gharial" mieścił się pod szeroką kopułą geodezyjną, która kiedyś należała do mieszczącego się w tym miejscu Instytutu Badań Meteorologicznych i Sejsmologicznych, nim ten zapadł się w skutek kataklizmu. Co było niezłą ironią, bo badacze tej placówki dobrą dekadę kręcili gównoburzę o zbliżającym się niechybnie trzęsieniu ziemi w Northside, chcąc wymusić na władzach by przygotowali się odpowiednio na nieuniknione. Władze Northside jednak uznały, że "strachy na lachy" i taki tam naukowy bełkot. Gdy trzęsienie ziemi w końcu się odbyło, jego epicentrum znalazło się dokładnie w miejscu instytutu, który jako jedyny mocno ucierpiał w tym trzęsieniu i w sumie zawalił się, zabijając przy tym jedną trzecią personelu. Ironia losu na poziomie mistrzowskim. Ostatecznie nikt nie kwapił się do odbudowy, placówkę zamknięto i zapomniano o niej. Potencjał został odkryty przez ekscentrycznego inwestora - mającego koreańskie korzenie Jeong Wonga. To jest w ogóle niezły skurczybyk. Dorobił się na szemranych interesach przy odbudowie Seulu, potraktowanym atomówką od bratniego sąsiada. Szczególnie ponoć na dostarczaniu sprzętu medycznego, w tym m. in. respiratorów, strojów ochronnych i filtrów do masek. Gdy w końcu kilku dziennikarzy śledczych prześwietliło jego transakcje, błyskawicznie ulotnił się do USA i tam zyskał protekcję jednej z azjatyckich korporacji. Gdy go z niej wywalili, wciąż dysponował ogromnym majątkiem, który skrzętnie wyprał i zdywersyfikował. Jednym z jego gałęzi biznesowych były ekskluzywne kluby przypominające bardziej loże dla celebrytów. Vadim wiedział jednak, że pod podłogą luksusowych wnętrz kryło się prawdziwe przeznaczenie tych miejsc - kluby dla sieciarzy-dewiantów, cyber-zboczeńców i wirtualnych ćpunów.
Nie było też tajemnicą, że Jeong Weong trzymał sztamę z koreańskimi mafiami, a także pomagał w interesach chińskim triadom, organizując im spotkania i będąc neutralnym świadkiem delikatnych sojuszy między chińskimi klanami. Wszystko to dało się wyczytać w będącej efektem wieloletniego dziennikarskiego śledztwa książce pt. "Klejnot poza pałacem. Powiązania i interesy Jeong Weonga". Której podmiot nie tylko nie wypierał się, ale wręcz bezczelnie polecał i nie raz ktoś wrzucał fotkę w sieci z imiennym autografem na rewersie okładki wspomnianej publikacji. Jeong był ekscentrykiem, to było jasne i oczywiste, tym bardziej dla tych co go spotkali osobiście. Natomiast szansa, że zjawi się w takiej dziurze jak Northside była praktycznie zerowa, bo Jeong wolał bujać się i robić te swoje "eurodolarowe konfetti" (to było dokładnie to co znaczyło) w bardziej prestiżowych miejscach.
Vadim wziął głęboki oddech, zrobił krok do przodu, a wyglądające z pozoru hebanowe drzwi dyskretnie i przyjemnie dla ucha sycząc, otwarły się automatycznie. Bardzo ciekawa technologia, to musiał przyznać, syntetyczna powłoka przypominająca drewno i wpięta w zautomatyzowaną pneumatykę. Od razu widać, że klub nie żałuje kasy na wystrój. Ale drzwi to był tylko przedsmak. Nic nie przygotowało fiksera na to, co zobaczył wewnątrz. Przepiękne meble w stylu glamour, imitujący drewno luksusowy winyl pokrywający podłoże, pejzaże na ścianach, a ponadto ogromny złoty żyrandol, pozłacane lampy i tapety wysadzane drobinkami klejnotów, przez co ściany błyszczały w wielu kolorach. Na środku były też dwa stoły do black jacka, z przylegającymi do nich rynnami na szybką i stałą dostawę drinków i szotów. Całość tworzyła aranżację pełną splendoru i bogactwa, stojąc praktycznie tuż przed granicą kiczu i przerostu ego jej właściciela. I tylko jedna rzecz robiła szokowała jeszcze bardziej. Pomieszczenie to było absolutnie... puste. Pomimo, że leniwy jazz wypływał z poukrywanych dyskretnie głośników, tak nikt nie raczył się obecnie delektować pobytem w tym niezwykłym miejscu. Jedyną obecną osobą oprócz Vadima, był teraz gospodarz stojący za masywną ladą z wygrawerowanymi koreańskimi symbolami - tygrysami na tle hibiskusów. Poniekąd dla przypadkowego gościa ten stan rzeczy byłby co najmniej dziwny, ale Vadim wiedział w zasadzie czemu tak było. Gospodarz widząc Vadima, a raczej jego wątpliwą prezencję kogoś przy kasie, nie był zbyt zadowolony. Z pewnym niesmakiem, nie przerywając pucowania pustej szklanki, rzucił bez wahania:

- Nie tolerujemy tu obdartusów, wynocha stąd, albo wezwę pana Lo, a on takich jak ty...
- Ej, hamuj się, bo ja tu w interesach przyszedłem - przerwał mu w połowie Vadim
- Nie robimy interesów z takim byle kim jak ty.
- Byle kim?! Byle kim?! Ha! No to patrz... Langusta na bananowcu!


Słysząc to gospodarz syknął i zacisnął mocno zęby. Jego usta wykrzywił grymas niezadowolenia. Vadim zaś uśmiechnął się pod nosem, bo wiedział że nie zostawił gospodarzowi wyboru. Słowa, które właśnie wypowiedział były bardzo trudnym do zdobycia, tygodniowym hasłem wstępu do poziomu niżej. Vadim znał pewne kameralne miejsce w dark2webie, w którym kilku pewnie prominentnych azjatów wymieniało się poglądami i ktoś podrzucał im akurat hasła do "Ghariala". Oczywiście było spore ryzyko, że to były hasła były fejkowe, lecz po reakcji barmana Vadim był już pewien, że trafił w dziesiątkę.



- No dobra, niech ci będzie. Jednak jak odwalisz jakiś numer, to nie wyjdziesz stąd tak samo jak wszedłeś. Proszę za mną


Gospodarz zaprowadził Vadima do niepozornego schowka na pudła z alkoholem. Przez moment myślał, że barman chce go wykiwać, ale gdy barman zamknął za sobą drzwi, zapaliły się ledowe lampki i odsłonił się panel z przyciskami, a schowek okazał się być po prostu zakamuflowaną windą. Którą zjechali oczywiście na dół.



- Jeśli jesteś kolejnym gapiem, to lepiej od razu szykuj się do wylotu. Nie pierwszy raz to przerabiamy, nie łudź się.

To mówiac gospodarz przepuścił Vadima w stronę ciemnego korytarza, który kończył się świetlistą bramą. A tuż za nią roztoczył się zupełnie inny świat, inny niż ten czysty, schludny i stylowy świat ponad sufitem. Inny niż ktokolwiek mógł sobie w wyobrażać w najbardziej ordynarnych marzeniach. Potężne stroboskopy i sztuczny dym o słodkawo-metalicznym posmaku, nieco ponura i tajemnicza muzyka elektroniczna o wypłaszczonych basach, a przy ścianach absolutny festiwal swobodnej degeneracji. Na skórzanych sofach wyginały się spocone ciała, ubrane w cybernetyczne kombinezony i kaski VR, ocierając się często w trójkątach czy czworokątach o siebie, zapewniały sobie mieszankę fizycznych bodźców i wirtualnych marzeń. Na szklanych stolikach często widniały kolorowe strzykawki i odpowiadające im kolorystycznie pojemniczki. Kilka metrów dalej odrutowane hostessy bawiły się z goścmi w niewielkim basenie z fioletowym żelem, a wokół nich latały migające mini-drony smagające ich pół-nagie ciała delikatnymi wstrząsami elektrycznymi, które wywoływały jęki i spazmy. Na środku stała wielka figura woskowa przedstawiająca sylwetkę masywnego homunkulusa o hemafrodycznych cechach – miał kobiece piersi, dwa fallusy, kobiece narządy rodne w miejscu anusa, wyjątkowo damskie rysy twarzy, oraz kontrastujące z nimi muskularne ramiona i uda. Na oczach miał okulary VR, a ktoś w plecy powbijał my autentyczne strzykawki. Za statuą były szczelnie zamknięte automaty do seksualnych symulacji najbardziej chorych i niedozwolonych dewiacji, przy których standardowa terminologia parafilii z ICD była co najwyżej poziomem "beginner". Była też sporych rozmiarów scena taneczna, gdzie było najwięcej ludzi. Były także prywatne loże, skryte za zamazanymi mozaiką pleksowymi parawanami, a na samym krańcu sali dopiero majaczył bar, za którym jak w ukropie uwijało się co najmniej kilku barmanów. Istotne, że każdy członek personelu nosił maski przypominające te noszone przez doktorów zarazy (tylko z pewnym cybernetycznym sznytem). To co ich odróżniało to kolor szklanych oczu – barmani mieli błękitny, obsługa gości zielony, a ochroniarze zerkali na otoczenie agresywnie świecącym szkarłatem. Byli też masywnie zbudowani i niejeden pewnie miał wszczepione czipy adrenaliny czy supresji bólu. Vadim wiedział, że to właśnie wzroku tych gości musiał unikać jak najdłużej. Oprócz awanturników, ochrona miała za cel wypatrywać gołodupców i bumelantów, którzy przyszli tu pobawić się na "krzywy ryj". Vadim z kolei nie przyszedł tu trwonić ciężko zarobionej kasy, lecz możliwie odszukać namiar na kliniki ciał w szarej strefie Northside. Nie marnując czasu, zamówił najtańszego drinka i zaczął rozpytywać się o jakiś namiar, pokazując zainteresowanym zdjęcie rozwalonej twarzy Gearheada jako ofiary, która miała lada moment umrzeć i chodzi o to, by znaleźć mu dobre ciało zastępcze.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 19-06-2020 o 13:00.
Rebirth jest offline