Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2020, 16:01   #125
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Calipto okazała się naprawdę nie mieć doświadczenia z kobietami, ale jednocześnie była chętna do nauki. Stosunek był dzięki temu przyjemny, choć daleki od tego, by w pełni zaspokoić rudowłosą przed tym, jak zasnęła w silnych ramionach wojowniczki. Nie pospała jednak długo. Czarnowłosa kobieta potrząsnęła ją delikatnie za ramię. Leileny otworzyła oczy i szybko zaczęło do niej docierać, że coś jest nie tak. Do niedawna zielone, wysokie drzewa teraz był poskręcane i niezdrowo żółte. Calipto też wyglądała inaczej - miała czerwone oczy i żeby niczym rząd ostrych igieł. Nessalina za często jednak nawiedzała Lei w snach, by dała radę ją zupełnie zaskoczyć.
- Wyglądasz teraz tak podniecająco - zamruczała do czarnowłosej, która w tej formie podniecała ją znacznie bardziej. Uśmiechnęła się i pocałowała ją drapieżnie, zanim wstała, rozglądając się.
- Muszę częściej przyjmować tę formę, skoro wiąże się z takim powitaniem - kobieta przeciągnęła się kocio.
W oddali słychać było nienaturalne, gniewne wycie, zaś w powietrzu dało się wyczuć siarkę. Niezbyt mocno, ale i to wystarczyło by nastolatce wykrzywić nos.
- Pasuje do ciebie - potwierdziła Lei, krzywiąc się trochę. - Ale to miejsce już mniej. Chodź, poszukamy naszej pani.
Towarzyszka zaśmiała się głośno, nie ruszyła się jednak ani o centymetr.
- Po co? Ja zawsze wiem gdzie jest Nessalina - mruknęła.
- Oh, ja takiej zdolności nie mam - przyznała rudowłosa. Dotknęła czule talii Calipto, nie mogąc się przed tym powstrzymać.
- Bo do tego trzeba być Nessaliną - wyjawiła szeptem, przekręcając się trochę i zachęcając do dalszego dotykania.
- Oh! - Lei pisnęła i zachichotała, sunąc dłonią po płaskim brzuchu. - To dlatego na mnie teraz tak działa…
- Jak się dogadujecie z Calipto? Jesteście dość od siebie odmienne - zapytała zmiennokształtna demonica.
- Dobrze, choć po wyglądzie myślałam, że będzie mnie bardziej kręcić - przyznała Leilena. - Pewnie to jej charakter. Bo sam styl mnie podnieca.
- Jak mówiłam. Jesteście odmienne - Nessa pogładziła policzek swojej służki. - Ale dacie wspólnie radę. Niedaleko od waszego obozu znajdziecie uwięzioną kobietę. Pilnuje ją dwójka gnolli, które tylko przeszkadzają. Pozbędziecie się ich, a z kobietą zrobicie co chcecie. Demony pojawią się w nocy, wśród kamiennego kręgu. Będziesz tam na nie czekać. Są zbyt tępe, by przejąć się brakiem ich wyznawców. Ofiara to jedyne co zaprzątnie ich myśli - wyjaśniała krótko.
- Rozumiem - Lei poważnie skinęła głową, ale nie zabrała dłoni z ciała swojej pani. - Moje ciało będzie… przygotowane, gdy się obudzę? Jak szybko zadziała trucizna?
- Po kilkunastu minutach. Nie może zadziała za szybko, inaczej nawet ci idioci zorientują się, że coś jest nie tak. Ale chyba dasz radę ich przez tyle czasu zabawić?
- Zastanawiałam się ile będę miała czasu na taką zabawę - rudowłosa uśmiechnęła się, wsuwając opuszek palca w pępek swojej pani. - I ile na każdego mogę poświięcić, w końcu muszą wszyscy mnie zaliczyć…
- Przecież nie musisz kazać im czekać w kolejce - podpuszczał demon.
- Ale lubię mieć wolne usta - dłoń Lei ponownie zaczęła zjeżdżać w dół, w stronę łona przemienionej Nessaliny, która ani trochę się przed tym nie wzbraniała… tylko jak na złość miała na sobie skórzane spodnie.
- Może będziesz musiała obsłużyć tylko dwójkę? Wtedy będziesz miała jedną dziurkę wolną.
Mimo spodni, dłoń Lei zsunęła się na krocze jej pani, zmysłowo pocierając je przez materiał.
- Zastanawiam się, czy użyć magii do powiększenia się tam, czy przyjmować ich naturalnie, aby mnie autentycznie bolało i żebym wrzeszczała… - kuszący ton dziewczyny był wycelowany w pobudzanie Nessaliny.
- A po co ma boleć? Wolę, żeby moim służkom było przyjemnie. A demony na pewno nie będę wiedziały ile zadać bólu, by był przyjemny - westchnęła ciężko.
- Zadasz mi kiedyś przyjemny ból, pani? - zamruczała rudowłosa, drugą swoją dłonią łapiąc za pośladek Nessaliny.
- Może - odpowiedziała niezobowiązująco. - Na razie jednak chyba powinnam cię otruć. W końcu to podstawa planu.
- Tak, powinna pani… - przyznała Lei, wcale nie zabierając dłoni. Ta na tyłku zacisnęła się pożądliwie.
- To do dzieła - demon objął twarz nastolatki i pocałował ją namiętnie, pochylając się nad nią. Lei poczuła jak do jej ust zaczyna się coś sączyć. Bez najmniejszych obaw oddała ten pocałunek, przytulając się do pani całym swoim ciałem. Płynu robiło się coraz więcej i więcej, aż w końcu Leilena nie miała innego wyboru niż go przełknąć. Był cierpki i zdecydowanie nieprzyjemny w smaku. Dopiero wtedy sukkub się trochę odsunął.
- I już. Ta trucizna utrzyma się w twoim ciele przez jakieś dwa dni. Tylko się nie zapomnij i nie uśmierć kogoś, kogo byś nie chciała - przestrzegła Nessalina.
- Postaram się - uśmiechnęła się Lei. - Te demony muszą mi więc wystarczyć na całe dwa dni. Będzie ciężko…
- Oj, nadrobisz sobie, moja służko. Jestem przekonana - diablica uśmiechnęła się szeroko.
- Będę musiała korzystać z długich, twardych przedmiotów zanim ktoś będzie mógł się do mnie zbliżyć - zachichotała.
- Jestem pewna, że dasz sobie radę - Nessalina raz jeszcze pocałowała nastolatkę. Krótko. Żartobliwie raczej, niż z pożądaniem. I sen prysnął.
Gdy panna Mongle ponownie obudziła się ramionach Calipto, ta wyglądała już tak jak zwykle. Las zaś w niczym nie przypominał trującego, umierającego koszmaru.
- Strasznie się wiercisz w nocy, wiesz? - powitała ją towarzyszka.
- Przepraszam. Pewnie zawsze tak jest, gdy spotykam się z naszą panią - rudowłosa wytłumaczyła się szybko i na wszelki wypadek odsunęła. - Przygotowała mnie na to co ma się stać. Na początek do zabicia jest kilka stworów, ale wierzę w ciebie.
- Kilka potworów… - prychnęła czarnoksiężna. - Jasne, nic trudnego. Najwyżej urwą mi łeb. Nessalina nigdy nie widzi problemów w takich sprawach. Będziesz mi w stanie jakoś pomóc? - zapytała.
- Mogę sprawić, że będziesz większa. Albo namieszać im w głowie. Do ucinania łbów się nie nadaję - Lei się uśmiechnęła. - Mogę spróbować też zdominować jednego z nich, aby zaatakował swoich.
- Rozmiar mi nie pomoże - pokręciła głową. - Ale dywersja? Zdecydowanie. Mieszanie w tępych, potwornych łbach przyda mi się bardzo - wyszczerzyła się upiornie. - Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
- Chyba tylko tyle, że będzie tam branka, którą mam zastąpić - Lei odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Zabierzesz ją ze sobą, a mnie zostawisz.

Odszukanie branki nie było wcale takim prostym zadaniem. Nie, jeżeli kobiety nie chciały przy tym zaalarmować gnolli. Leilena niewiele o nich wiedziała. Szczerze mówiąc tylko tyle, że były ponoć straszne i dzikie. Calipto miała w tej materii więcej doświadczenia. Wyjaśniła koleżance, że gnolle to humanoidalne hieny, czyli bardzo brzydkie psy. Miały wyczulony węch i dobry wzrok, co w połączeniu z imponującymi rzekomo rozmiarami, czyniło podkradnięcie się do nich sporym wyzwaniem. Konie musiały zostawić w zagajniku, bo ich solny, piżmowy zapach zbyt łatwo było wyczuć. Przekradanie się po okolicy było czasochłonne i męczące, ale Calipto uważała, że lepiej uważać niż potem żałować. W końcu, może ze dwie godziny przed wieczorem, obie usłyszały stłumione łkanie. Doświadczenie rudowłosej w podkradaniu się i podglądaniu bardzo jej pomogło. Czarnoksiężna dodatkowo dbała, by szły pod wiatr, tak żeby gnomy nioe mogły ich wywęszyć. Chwilę później, w leśnej gęstwinie, dostrzegły swój cel. Potwory faktycznie były wysokie. Miały chyba z osiem stóp. Za to ich sylwetki były pokraczne. Ramiona i tors miały znacznie szersze od bioder, przez co sprawiały wrażenie, jakby w każdej chwili miały się przewrócić na patykowatych nogach.



Między sobą, związaną i zakneblowaną, ciągnęły za nogi jakąś kobietę.
Czarnowłosa wyjęła swój miecz i szeptem zwróciła się do towarzyszki.
- Podkradnę się trochę bliżej. Zaatakuję, kiedy któregoś z nich otumanisz.
- Łatwiej będzie, gdy jeden zaatakuje drugiego - odparła tak samo cicho Lei, wyciągając ze swojej magicznej torby skórzany bicz i rozprostowując go. Nadawał się do walki, ale tego jeszcze się nie nauczyła dobrze. Zaklęta w nim magia jednakże nie potrzebowała uderzenia samego w sobie. Wystarczyły słowa mocy, uwalniające zaklęcie dominacji. - Podkradnij się, a ja wyzwolę magię.
Zamierzała zrobić to w najprostszy sposób. Z tego co wiedziała, to było silne zaklęcie. Bicz, który zyskała na wyprawie z Rere był teraz jak znalazł. Dziewczyna owinęła sobie jego końcówkę wokół dłoni, a potem skupiła się na jednym z gnolli. Chciała, by ten zaatakował kompana. A magia miała tę chęć przenieść na obraną ofiarę. Po paru sekundach potwór zawarczał i puścił brankę. Drugi szczeknął. Zwierzęca wymiana zdań trwała krótko nim bestie się na siebie rzuciły i zakotłowały na ziemi.
Calipto tylko na to czekała. Gnolle nagle spowiła chmura ciemności, a Lei zdołała tylko dostrzec jak jej nowa koleżanka wskakuje w sam jej środek. Warczenie wkrótce przeszło w pełne protestu wycie, potem w bolesne jęki i skamlenie, a na końcu zapadła cisza. Ciemność rozwiała się, odsłaniając pojedynczą, stojącą i ubrudzoną krwią kobietę. Lei wyszła z zarośli, uznając, że chyba popełniła pewien błąd.
- Teraz nie wiemy, gdzie szli. Tak się podnieciłam atakiem, że zapomniałam, że powinnyśmy poczekać - westchnęła, spoglądając w kierunku, w którym poruszały się gnolle. Spojrzała na ciągniętą przez stwory kobietę, ciekawa czy ta jest w ogóle przytomna. Była. Przestraszona próbowała się odczołgać, ale zupełnie skrępowana nie robiła żadnych znaczących postępów.
- No masz - czarnowłosa splunęła w trawę. - Na nekromancji się nie znam. A wiesz chociaż z grubsza, gdzie mieli się znaleźć? Może same znajdziemy miejsce?
- Mieli jej pilnować w kamiennym kręgu, nie gdzieś ciągnąć - Lei zagryzła wargę w namyśle. Zbliżyła się do kobiety i kucnęła. - Nie bój się, jesteś już bezpieczna. Ale musisz nam powiedzieć skąd cię ciągnęli. I czy wiesz dokąd?
Porwana była kłębkiem nerwów i potrzebowała chwili, by w ogóle zacząć mówić z jakimkolwiek sensem.
- Trzymali mnie w jakiejś jaskini - udało się wyciągnąć z pokiereszowanej. - A teraz ciągnęli gdzieś, ale nie wiem gdzie.
- Może przechwyciliśmy ją zanim wylądowała w kręgu? - wysnuła przypuszczenie Calipto. - A takie menhiry przecież nie rosną jak grzyby po deszczu. Muszą być charakterystyczne.
- Tak też myślę - zgodziła się Leilena. - Co z nią robimy? - wskazała na kobietę. - Trafi pani do swojego domu sama? - zapytała jej. Na wszelki wypadek przyglądała się jej uważnie, szukając czegoś charakterystycznego, może malunków czy wisiorków. Czegokolwiek, co miałoby dodatkowo podziałać i sprowadzić demony. W końcu musiała dobrze wejść w rolę porwanej.
- Nie wiem nawet, gdzie jestem - załkała. - Porwali mnie parę dni temu.
Panna Mongle dostrzegła tylko jedną charakterystyczną rzecz wśród poszarpanego i ubrudzonego ubioru branki - wisior z kłów. To chyba nie była normalna, kobieca biżuteria.
- A skąd pochodzisz? - Calipto również próbowała uspokoić ocaloną.
- Z osady drwali w lesie Amtar - odpowiedziała, czym wywołała u czarnowłosej niezadowolony grymas. Szybko jednak przykryła go sztucznym uśmiechem.
- Zabierzemy cię tam. Ale najpierw musimy się upewnić, że w okolicy nie ma innych porwanych, dobrze? Na razie zostaniesz z nami - uspokajająco poklepała brankę po plecach.
Lei przykucnęła przy niej i wskazała na naszyjnik.
- Będę musiała także pożyczyć to od ciebie - powiedziała niemal z żalem.
Kobieta nie protestowała. Po tym, jak Calipto dała jej pić, była nawet zdolna do tego by ustać na nogach. Pod pretekstem szukania śladów, czarnowłosa odciągnęła Lei na bok i zapytała wprost.
- Co z nią robimy? Do tego jej lasu jest trzy dni konnej jazdy, a teraz mamy co innego na głowie.
- Musimy odnaleźć krąg, a potem mam zadanie do wykonania. Musiałabyś ją niańczyć - odpowiedziała cicho Lei. - Może poczekać, kiedy będziemy wracać to ją zabierzemy. Gdzieś. Lub sama próbować dotrzeć do swojej wioski.
Rudowłosej niezbyt na niej zależało. Miała swoje sprawy i zadanie, a daleko było jej do altruistki rzucającej wszystko, aby pomóc zupełnie obcym ludziom. I hej, przecież uratowali ją przed pewną śmiercią.
- Uff - z ulgą westchnęła wojowniczka. - Już się bałam, że będziesz chciała ją gdzieś odwozić.
Znając stanowisko Leileny, czarnoksiężna wróciła do ocalonej. W krótkich, żołnierskich słowach przedstawiła jej co ma zrobić. Nie było sensu dyskutować z będącą w szoku kobietą. Obrane podejście chyba zadziałało. Branka, wciąż ze strachem w oczach i z ociąganiem, ale zaczęła gdzieś iść.
- Kazałam jej poczekać z naszymi końmi - przekazała Lei. - I tak będziemy wracały do miasta, a może nam się jeszcze do czegoś przyda - wyjaśniła swoje rozumowanie, po czym przeszła do bardziej palącego tematu. - Zchodzili ze wzgórz, czyli krąg musi być gdzieś niżej. Potrafisz latać? Może znad drzew coś dałoby sie dostrzec?
- Tylko jeśli to duża polana, nie jestem też na tyle silna, aby zaklęcie potrwało długo. Mogę jednak spróbować - skinęła głową Lei, wyciągając pióro ze swojej sakwy. - A może ty wolisz poczuć się przez chwilę wolna, wznosząc się nad drzewami? - zapytała z przekorą w głosie.
- Nigdy nie latałam. A co, jeśli rozbiję sobie głowę o gałęzie? - odpowiedziała z uśmiechem.
- Wtedy będę musiała sama to zrobić - Lei wzruszyła ramionami. - Ale skoro się boisz… - rozpoczęła inkantację, rzucając piórko w powietrze i splatając magię.
- Wolę pozaglądać ci pod spódniczkę - skontrowała lekkim tonem, nie dając się pociągnąć za ambicję.
Czarodziejka zakończyła zaklęcie i radośnie uniosła się do góry. Sukienka zafalowała, a dziewczyna ze śmiechem rozchyliła nogi będąc tuż nad Calipto. Zaraz potem wystrzeliła w górę, chcąc jednak też wykorzystać czas zaklęcia na coś pożytecznego. Pokryta zagajnikami, pełna wzgórz i pagórków okolica nie była najprostsza do zwiadu, ale przewaga wysokości pozwoliła nastolatce całkiem szybko wypatrzeć właściwe miejsce. Na środku dużej polany znajdował się wypalony krąg ziemi, otoczony postawionymi na sztorc głazami. Nie reprezentowały sobą żadnego rzemiosła ani nawet zmysłu geometrycznego, bo kręgiem można to było nazwać tylko w dużym przypływie dobrej woli. Ale i demony ani ich wyznawcy mieli nie wykazywać się wielkim intelektem, zatem wszystko się zgadzało. Stosunkowo krótkie działanie czaru w zupełności zatem wystarczyło i przed Leileną stała już tylko ostatnia faza zadania. Wróciła więc do Calipto i opowiedziała o tym co zobaczyła.
- Dalej powinnam iść sama. Poradzę sobie - powiedziała na koniec. - Poczekaj na mnie przy wierzchowcach.
- Nie wolisz jednak mieć jakiegoś, no wiesz, zabezpieczenia? - zaoferowała jednak wojowniczka.
- Jeśli pójdziesz ze mną, zginiesz - powiedziała otwarcie rudowłosa. I bardzo poważnie, zwłaszcza jak na nią. - Ta część zadania jest już tylko dla mnie.
Calipto skrzywiła się, słysząc takie słowa, ale nie zaprotestowała. Westchnęła tylko, chyba dając do zrozumienia, że nie do końca jej się to podoba.
- No to powodzenia. Chyba…
- Chyba? - Lei pacnęła ją dłonią w ramię. - Nie mów, że marzy ci się zostać zgwałconą przez demony?
- Szczerze mówiąc? Absolutnie nie - pokręciła energicznie głową. - Demonom albo obcina się łby, albo ucieka. Gwałty nie wchodzą u mnie w grę.
- Mnie przygotowała pani. Nie zdążą mi obciąć głowy - rudowłosa uśmiechnęła się, jakby mówiła o czymś miłym. - Za to zgwałcić jak najbardziej.
- To chyba nie gwałt, jeśli jesteś chętna - wytknęła czarnoksiężna.
- Im będzie się wydawało inaczej - wzruszyła ramionami panna Mongle. - Zresztą w obecnym stanie mogę się bzykać tylko z tymi, których chcę zabić. Muszą więc mi wystarczyć - mrugnęła.
- No dobra, modliszko. To do roboty. Pójdę sprawdzić, czy nasza niedoszłą ofiara nie ukradła nam koni - Calipto pomachała koleżance na pożegnanie i odeszła w przeciwnym kierunku.
Do menhirów był kawałek drogi, ot kwadrans piechotą, ale to wystarczyło by w razie jakichś komplikacji Lei faktycznie była zdana tylko na siebie. Mogła tylko mieć nadzieję, że plan Nessaliny zadziała bez zarzutu i faktycznie uda jej się powalić potężne demony za pomocą własnych dziurek. Gdyby się nie udało, będzie trzeba improwizować. Była w tym coraz lepsza, w końcu zadania od Nessaliny jak na razie były trudne i wymagające. Za to nagrody za nie zachęcały do wysiłku. Ruszyła w stronę kręgu, czując, że na myśl o tym co miało się stać robi się wilgotna. Stan ten przeganiał prawie zupełnie odczuwany gdzieś głębiej strach. Co miało być to będzie, prawda? Dewiza panny Mongle sprawdzała się w bardzo różnych sytuacjach.
 
Lady jest offline