Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2020, 21:37   #310
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Krew, śmierć, błysk ostrza.
Wszystko to dotyczyło Leiko, gdy przebijała się w kierunku niż wszystkie Oni. Od centrum Shimody ku obrzeżom. I potworów atakujących trójkę uciekinierów z osady nie obchodził fakt, że ci nie zamierzali im przeszkadzać w ich zamiarach. Jednakże po zniszczeniu kamienia wydawało się że Oni wpadli w amok prawdziwy. Więc gdy już cała trójka dotarła do ściany lasu i Maruiken mogła spokojnie spojrzeć na osadę, to widziała ogień i krew, słyszała dźwięki walki i ludzkie oraz nieludzkie jęki rannych i konających. Widziała bitwę i widziała rzeź, gdyż broniących było o wiele mniej niż napastników. A teraz… gdy wszystkie kekkai legły, na pole bitewne wkradł się chaos.

Póki co jednak Maruiken musiała zająć się innymi sprawami. W tym rannymi towarzyszami.
Korogi zresztą pojawiła się szybko jadąc wierzchem na dużym pająku.


- Nie ma co się bać… już tu jestem! - krzyknęła entuzjastycznie i fachowo zabrała się za uzdrawianie rannych poczynając od jej tygrysa. Furoku w użyczonej od pająków zbroi stanął obok łowczyni i rzekł, gdy przyglądała się rzucanym przez młodą miko urokom na rany jej yojimbo.
- Poradziłaby sobie z poważniejszymi ranami. Nie masz co tu czekać i przyglądać się. Powinnaś odpocząć. -
Pewnie miał rację. Co prawda dzięki pochłoniętej mocy dziesiątków umierających Oni nie czuła zmęczenia, ale głód… głód już tak.
Na szczęście i ten mógł zostać zaspokojony dzięki pajączkom, które usłużnie przyniosły onigiri wędrując po rozpiętych pajęczych niciach. Ranny samuraj i Pajęczyca i nieprzytomna kobieta udali się za młodą miko w głąb lasu, do ukrytej tam jaskini. Kitsu Ayame potrzebowała spokoju, by w pełni zająć się rannymi i świętego miejsca z którego łatwiej byłoby jej uprosić miejscowe Kami o pomoc.

Leiko pozostało więc obserwować bitwę z daleka i przyglądać się swojemu nasiąkniętemu krwią Oni strojowi. Złowieszcza biel stała czernią o czerwonym odcieniu. Nie była to posoka łowczyni… cóż, w większości nie była to jej krew. I z początku wydawało się że właśnie zapach krwi przyciągnął pajączki. Ale nie… wdrapały się na nią szukając rozerwanych tkanin, by je zszyć i połączyć uszkodzone kawałki.
Wkrótce zeszły z niej pozostawiając nieuszkodzone kimono koloru głębokiej czerni. Cóż… na razie straciła swoją parasolkę, zyskując za to kimono które maskowało ją w mrokach nocy.

Walka zaś się powoli kończyła. Gōsuto tora już wycofał się z walki wdrapując na pobliskie wzgórze.


Pewnie osiągnął to co planował zyskać, choć kosztem rany na pysku. Maruiken nie dostrzegła przy nim Daiji’ego. Czyżby sługa Kojiro nie przeżył tej nocy? Kto wie. Na razie tygrys pognał w mrok kończącej się nocy zostawiając walczące strony. Zresztą walki powoli zaczęły dogasać. Zbliżał się świt, a Oni wolały unikać karcącego spojrzenia Amaterasu Ōmikami, zwłaszcza że nagroda jaką pragnęły zdobyć już nie istniała. Maruiken ją unicestwiła.


I wraz z porannymi mgłami wszystko powoli cichło. Potwory uciekały korzystając z osłony oparów. Niedobitki lizały rany. Leiko zaś szykowała się do wyprawy z powrotem do wioski, by odnaleźć kokon z Kirisu. Pajęczyca która wróciła już uzdrowiona do łowczyni udzieliła jej w tym pomocy. Sama nie mogła się z nią udać, gdyż starszyzna jej rasy wezwała ją do siebie. Dlatego też dała jej pajączka który miał wskazać drogę i przydzieliła yojimbo, który miał przy okazji być tragarzem.


Upiorny i milczący wojownik mimo ciężkiej zbroi poruszał się bezszelestnie i był równie cichy. Nie było to jednak problem. Co z tego że nie mówił, skoro słuchał i wykonywał polecenia bez chwili wahania.

Razem ruszyli do wioski korzystając z mgieł podobnie jak uciekające Oni. W świetle poranka czarne dotąd kimono nabrało barwy ciemnej czerwieni. Wyglądało więc na to że materiał zroszony krwią setek pomniejszych Oni zmieniał barwę w zależności od natężenia światła.
Interesujące… Podobnie jak to co dostrzegła przemieszczając się uliczkami Shimody, lepiącymi się od posoki i pełne trupów Oni.

Odwrót mnichów. Bo spora grupka ich przeżyła i skończywszy swoje sprawy w tym pechowym dla nich miejscu zarządziła odwrót. Przytulona do ściany łowczyni obserwowała wraz ze swoim samurajem ponury pochód złożony z samurajów, nielicznych ashigaru, mnichów i łowców. Tych ostatnich było najmniej… ale wśród nich jedna postać była szczególnie ważna. Akado Yoru jechał wśród nich. Jakim cudem i czemu. Odpowiedzią mogła być Nyima, mniszka która jechała obok niego. Choć… było coś jeszcze. Wilczek wydawał się przytłumiony. Jego spojrzenie było jakieś takie… nieobecne.
Leiko nie mogła jednak zbliżyć się do mnichów, gdyż kolejną znajomą twarzą był jasnowłosy ogr. Bo oczywistym było, że ten brytan mnichów przetrwał bitwę. Ale gdzie była reszta? Gdzie był Niedźwiedź i Czapla… gdzie był Kohen? Gdzie była Sakura? Czyżby ta jednoręka łowczyni w końcu zakończyła swój żywot? Gdzie był Yashamaru ? Ach… tutaj.
Dostrzegła znajome oblicze pośród orszaku. “Łowca Kusaru” zginął pośród uliczek Shimody. Przestał być potrzebny. Yashamaru porzucił przebranie łowcy stając się jednym z ashigaru towarzyszących mnichom.
Przybliżył się do swoich celów, ale oddalił od Leiko. Na razie przynajmniej.
Mimo to jego widok przyniósł ulgę łowczyni. Nie chciała by to miejsce było grobem jego towarzysza z dziecięcych lat.
Odwrotowi mnichów towarzyszyło dwa palankiny niesione przez tragarzy. Kogo zawierały? Czyżby kolejni więźniowie? Kim byli.
Obecność jasnowłosego i jego czuły węch zniechęcał do prób podkradnięcia się.

Teraz pozostało odnaleźć kokon i odzyskać Kirisu. Pajączek wskazywał drogę i po kilku chwilach nie musiał tego czynić. Maruiken rozpoznała budynek w którym ukryła rannego łowcę. I kokon był tam nietknięty, tak jak przewidziała Pajęczyca. Jej sługa ostrożnie zerwał go i przełożył delikatnie przez ramię nie mając problemu z jego uniesieniem. I co teraz? Leiko wiedziała, że i bez jej pomocy kokon wraz z kogucikiem trafi do miko. Ona sama zaś poniosła stratę w postaci swojego parasola i nie znała losów tak wielu osób, w tym Daikuna. Niski i zasuszony jak stara śliwka mnich wydawał się mieć niewiele szans na ujście z życiem z piekła Shimody, ale… łowczyni miała przeczucie, że staruszek jakoś umknął śmierci. Nieuchwytność była jego drugą naturą niestety. A szkoda, bo Leiko trapiło wiele pytań, a ów tajemniczy mnich wydawał się być dobrze poinformowany.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-10-2021 o 09:22.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem