Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2020, 22:29   #187
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 79 - 2037.V.10; nd; zmierzch

Czas: 2037.V.10; nd; zmierzch; g. 19:20
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; rejon Path; budynek centralny
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, gwar głosów


Ostatnie piętro; grupka Lawa



W ciągu ostatnich paru minut towarzystwo się skutecznie przemieszało. Zwłaszcza jak łysy mięśniak w parę chwil rozwalił improwizowaną barykadę przy częściowo rozwalonych drzwiach a potem otworzył same drzwi. Więc zrobił dostęp reszcie na ostatnie piętro. No a potem sam zszedł na dół część xcomowców weszła na górne piętro a za nimi parę zdesperowanych osób które przetrwały zbiorową panikę na korytarzu.

Widok jaki zastał Law na górnym piętrze był nieco inny niż na niższym piętrze. Widocznie to musiała być kiedyś jakaś restauracja albo coś podobnego. Bo pomieszczenie było spore, znacznie większe niż standardowe mieszkanie. Wciąż stało pełno stołów chociaż obecnie zastawione czymś co wyglądało na skrzyżowanie aparatury bimbrowniczej Franka i szkolnego laboratorium chemicznego. Jakby wyciąć obrazek to by pasowało do jakiejś przedwojennej, nielegalnej fabyki prochów czy bimbrowni właśnie.

Do tego jeszcze obrazka uzupełniał siedzący personel po części w goglach i maskach na twarzy. Czasem w jakichś fartuchach czy kombinezonach. Do tego pilnowani przez lufy Straussa i Juniora przez co jeszcze bardziej wpisywali się w tradycyjny wizerunek przemytników, dealerów i karteli narkotykowych złapanych na gorącym uczynku i pilnowanych przez służby porządkowe. Tak to by pewnie wyglądało w dawnych i obecnych mediach albo filmach. No a, że alarm przeszkadzał w konwersacji to obaj zbrojni tylko skinęli głową na przywitanie kolegów ze skanu na znak, że u nich wszystko w porządku. Dunkierka też wydawała się cała i w jednym kawałku. Była ustawiona tak by ogarniać ulicę i świat zewnętrzny więc do wnętrza lokalu była trochę plecami. Tak było przynajmniej do momentu gdy Ruben nie odnalazł i nie wyłączył tego alarmującego wycia.

- Gotowe! Prościzna! - zaśmiał się rubasznie czarnoskóry hardware ‘owiec gdy wreszcie ten alarm ucichł i można było znów normalnie rozmawiać. Szybko pogadał z Juniorem i Straussem jacy pilnowali tutejszej załogi i dowiedział się, że jak wyważyli drzwi na górze to się włączyło to wycie. Więc poszedł przez wywalone drzwi, te które Faust rozpruł z ckm i łykając kolejne schody odnalazł drzwi na dach. Samo wyłączenie alarmu było już potem dość proste. Więc jak wrócił na dół miał powody by puszyć się jakby conajmniej rozbroił bombę atomową.

Gdy zaś przez chwilę właściwie był sam bo Ruben poszedł na górę rozbroić alarm, Faust z Georgem poszli na dół sprawdzić te ostatnie mieszkania a pozostała trójka zbrojnych albo pilnowała załogę tego domowego laboratorium albo sytuacji za oknem to na Lawa spadł dalszy ciąg negocjacji i decyzyjności pt. “Co dalej?”.

Zwłaszcza, że reprezentował trzecią stronę która włączyła się do tego konfliktu a dwie pierwotne spotkały się wreszcie twarzą w twarz. I z miejsca poleciały słowne noże i topory w obie strony.

Bardziej agresywni czy stanowczy byli ci tubylcy którzy do tej pory próbowali sforsować drzwi. Teraz dzięki interwencji xcomowców dostali się za te drzwi i dwie czy trzy osoby rozsypało się po tych stołach do produkcji prochów chociaż bez przewodnika kogoś z labu to przynamniej Law nie był pewny co tu właściwie produkowali. Ale większość tubylczej grupki rozgniewanych klientów skupiła swój gniew na siedzących laborantach. Ci byli bardziej skorzy do rzeczowej dyskusji może dlatego, że dwóch zbrojnych wciąż przechadzało się z bronią w rękach ewidentnie ich pilnując. Ale też nie pozostali dłużni za ten atak i najście. Znów obie strony wymieniały podobnie nerwowe oskarżenia i argumenty co Law słyszał już wcześniej na schodach i korytarzu. Tylko teraz jeszcze mogli na siebie patrzeć i pluć jadem.

- Oddawajcie kasę albo towar!... Przecież mówiłem, że nie mamy! Szlag trafił dostawę nie mamy z czego zrobić kolejnych porcji!... Chrzanisz! Co nam oczy mydlisz! Myślisz, że ślep jesteśmy?! Co to jest na tych stołach?!... To resztki! Rafinujemy co się da i czekamy na dostawę! Tego się nie robi w dzień czy dwa, procesy chemiczne muszą swoje trwać, nie da się ich przyśpieszyć!... To oddawajcie forsę i fanty! Albo dawaj jakiś zastaw tego co macie!... Już mówiłem nic nie mamy w zapasie! Wszystko poszło na dostawę! Jak przyjedzie dostawa to w jakiś tydzień zrobimy nowe porcje ale teraz nie mamy z czego!... Kłamiesz!


- Ej, ej, ej! Cofnij się! - ta wymiania wzajemnych oskarżeń rosła lawinowo gdy obie strony mogły się spotkać twarzą w twarz. W końcu ten nerwowy brodacz zrobił ruch jakby chciał uderzyć tego wygadanego laboranta a może ich szefa. Albo złapać za chabet czy coś tylko dosadnie powiedzieć. Ale Strauss go ubiegł zastępując mu drogę i przerywając tą akcję.

- Bronicie ich?! Taki z was X-COM?! Przecież to banda kanciarzy i złodziei! - trudno było powiedzieć czy brodacz jest bardziej rozgoryczony czy rozczarowany taką reakcją. Chyba zdążył już uznać, ze skoro xcomowcy pomogli im się tu dostać to są po tej samej stronie co roszczenia klientów i teraz pomogą im zrealizować te roszczenia. A tu taki zawód.

- To wy jesteście X-COM? Taki prawdziwy? No nieważne. Weźcie im przemówcie do rozsądku. Z pustego to i Salomon nie naleje nie? Nie mamy składników na to ciasto bo ktoś nam zakosił dostawę. - ten chyba szef laboratorium starał się mówić rozsądnie i spokojnie, patrzył na xcomowców z nadzieją jakby ci mogli przeważyć szalę. Wyglądał jakby miał w okolicach 4-go krzyżyka na karku. A wraz z kolegami miał trochę mniej czasu na ogarnięcie ludzi z pięciokątnymi emblematami na pancerzach jakich nie widziano pewnie od dwóch dekad.

- Chłopaki. - do dyskusji niespodziewanie włączyła się cicha dotąd Dunkierka. - Sam daje znać, że niedługo powinien się zjawić Frank ze swoimi ludźmi. - poinformowała ich i znów wróciła do obserwowania Sama i tego co się dało na ulicach poniżej.




Przedostatnie piętro; Oddział B



George i Faust



George nie był pewny czy jego poprzedni kompan w buszowaniu po zamkniętych mieszkaniach był równie wielgachny jak obecny. Na pewno Fausta obecnie powiększał optycznie cały ten pancerz, broń i wojskowy sprzęt jakim był obwieszony. W każdym razie rozmiar jak rozmiar ale technikę obaj mieli równie skuteczną. Drzwi mieszkań padały otworem tak rozłupane wcześniej przez strażacką siekierę jak i obecnie przez ciężki młot jaki Dave nosił jako broń zapasową do walki bezpośredniej.

Teraz też bez wahania potruchtał po schodach na dół aby dołączyć do drobnego przy nim, czarnowłosego skanera. I kierowany przez niego bez problemu rozłupywał zamknięte dotąd drzwi. Obaj sprawdzili dwa czy trzy ostatnie mieszkania. I w tej części zadania to Faust musiał zdać się na specostwo Geoerga tak samo jak ten na jego forsowanie przeszkód czy poczucie bezpieczeństwa jakie dawał uzbrojony po zęby mięśniak.

W każdym razie niczego co by ewidentnie wyglądało na zaparautrę zakłócającą nie znaleźli. Żadnych tajnych czy skomplikowanych urządzeń. W większości wyglądały na dawne mieszkania ze stołami, plazmami na pół ściany, komputerami, pościelą na łóżkach i tak dalej. Ale żadnych hi tech-ów co by mogły zagłuszać łączność. Co prawda nie rozerbali mieszkań do gołych ścian ani nie sprawdzili każdej szuflady no ale tak na oko to nic specjalnego w nich nie znaleźli. Nic co chyba nie byłoby dawniej standardem w mieszkaniach przeciętniaków. Przynajmniej trupów więcej też nie było. Na koniec gdy sprawdzili ostatnie mieszkanie na tym piętrze Faust popatrzył pytająco na mniejszego partnera ciekaw co ten dalej postanowi. Wracali na górę do reszty, sprawdzali to piętro jeszcze raz, jakieś niższe czy jeszcze coś innego. Na korytarzach spotykali pojedyncze osoby ale nikt im nie przeszkadzał i wszyscy zdawali się unikać szalejącego, uzbrojonego mięśniaka który rozłupywał kolejne drzwi. Więc przynajmniej ze strony tubylców nie mieli żadnych kłopotów.




Czas: 2037.V.10; nd; zmierzch; g. 19:20
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; rejon Path; budynek południowy
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, cisza


Sam



Pomysł kartki i pisania przy braku bezpośredniej łączności wydawał się słuszny. Chociaż trochę trudny do zrealizowania. Ostatecznie Sam sięgnął po ręczny notes i tam tak dużymi literami jak się tylko dało napisał komunikat.

“FRANK ZARAZ PRZYJEDZIE”

I na migi pokazał Dunkierce która wciąż pełniła rolę obserwatora na ostatnim piętrze. Ta dość szybko domyśliła się o co chodzi w tej jego pantonimie bo skierowała na niego swoją broń. Gołym okiem nie miała szans przeczytać tak małych liter przesz szerokość ulicy. Sam to wiedział ale jednak i tak poczuł się nieswojo jak zobaczył koleżankę która bierze go na muszkę swojego karabinu wyborowego. Co prawda wiedział po co i dlaczego no i ufał, że nie pociągnie za spust ale i tak widok nie był zbyt przyjemny.

Dunkierka po drugiej stronie stwierdziła, że przez okna widać o wiele mniej niż z dachu. Na dachu był lepszy posterunek dla obserwatora. I miałaby wtedy widok na dwie ściany i dwie proste ulic a nie tylko jedną. A i nie bardzo widziała co się dzieje bezpośrednio pod budynkiem. No ale jakby wyszła na dach to bez łączności właściwie wypadła by z obiegu. Zwłaszcza jak ten alarm wciąż się darł. No ale chociaż z tym ostatnim Ruben się uporał dość szybko więc chociaż uszy nie bolały od tego drażniącego wycia. No ale w pewnym momencie dostrzegła gwałtowne machanie rękami zawiadowcy biolabu po drugiej stronie ulicy. Pokazywał coś… Karkę? Nie była pewna. Więc wycelowała w niego swoją głowną broń, dokręciła zbliżenie optyki by miała ustawione na znacznie dalsze odległości niż szerokość ulicy. Zbliżenie było duże i każdy milimetr na lufie oznaczał skok o dobre parę centymetrów na sylwetce kolegi po drugiej stronie ulicy. Ale po paru próbach udało jej się odcyfrować nabazgrany na kartce napis.

- Chłopaki. - włączyła się do dyskusji na chwilę przerywając toczącą się za jej plecami dyskusję. Robiło się nerwowo. Nie zazdrościła Lawowi, że musi jakoś dogadać się z nimi wszystkimi. - Sam daje znać, że niedługo powinien się zjawić Frank ze swoimi ludźmi. - rzuciła im krótko i znów wróciła do obserwacji tego co za oknem. Na razie żadnych syren policji ani nic takiego nie było widać ani słychać.

- Dobra chyba załapali. - Sam mruknął w trzeszczący ale wciąż sprawny komunikator. Tak się domyślił po tym jak Dunkierka pokiwała głową, uniosła kciuk w gorę a potem chyba przekazała reszcie za swoimi plecami.

- To świetnie. Mam sygnał od Franka, że już są w garażu. Niedługo bedą wyjeżdżać do was. - Yoshiaki też pokiwała głową gdy zobaczyła krótkie potwierdzenie wysłane przez szefa lekkich gdy już pakowali się do ostatniego samochodu jaki mieli do dyspozycji. Jeszcze “minuta - dwie” i powinni być na miejscu. Samochodem to rzut beretem do tej kłopotliwej kamienicy w Path. Sama lustrowała wezwania na 911 i podobnych. Na razie w eterze okolica pozostała wierna swojej antyrządowej policji i jakoś wezwań na interwencję nie było. Chociaż większość co zwiała z kamienicy rozbiegła się albo rozjechała więc na ulicach zrobiło się znacznie luźniej. Chociaż pojedyncze samochody, grupki i postacie nadal kręciły się albo czekały tam na dole czekając chyba jak się rozwinie sytuacja.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline