| Grupa ledwo zdążyła pogodzić się z tym co przed chwilą zobaczyli, a już trzeba było znów działać. Cooper skorzystał z radia, z marnym jednak skutkiem. Nikt mu nie odpowiedział, co potwierdziło obawy Thiago. OST
Yazmin otworzyła drzwi i wyszła na ulicę, zapobiegawczo celując przed siebie. Tuż za nią podążyła Leah, potem James, a pochód zamknął Thiago. Pospieszył kilka kroków do ciała martwej policjantki i podniósł drugie radio. Kiedy tylko złapał je w rękę, oba odbiorniki zatrzeszczały.
- T... arvin... vin... g... esteście? - rozległ się głos przerywany trzaskami i zakłóceniami - ...ło czasu... cie... szyć... - radio znów zatrzeszczało i ponownie ucichło.
Oprócz radia nie udało mu się znaleźć nic użytecznego przy ciele martwej kobiety. Spojrzał na jej zmasakrowaną twarz, czując przypływ wspomnień i otępienia sygnalizującego wyłączanie się emocji. Nie dało się czuć patrząc na coś takiego. A to było tylko jedno ciało. Jedno z prawdopodobnie setek tysięcy.
James obejrzał się na Latynosa, wyrywając go z letargu. Dołączył z powrotem do grupy, zamykając korowód.
Na ulicach panował dziwacznie znajomy klimaty. Po chwili większość skojarzyła że ulice przypominają im o święcie Halloween. Wszędobylski pomarańcz płomieni, krew, martwe ciała. Na upartego można by to uznać za naprawdę udane dekoracje. Szkoda tylko że nimi nie były.
Yaz i Thiago po raz pierwszy odkąd rozpoczął się ten koszmar poczuli się naprawdę przytłoczeni. Mieli doświadczenie w takich sytuacjach, widzieli śmierć, zadawali śmierć, ale to z czym mieli do czynienia teraz nie przypominało w niczym tego z czym dotąd walczyli. Budynki po obu stronach ulicy zdawały się naciskać na grupę samotnych przechodniów. Płomienie wydobywające się z wraków porzuconych samochodów chciały ich pożreć, a wszechogarniająca cisza poprzetykana tylko odgłosami destrukcji i ich własnych kroków, wdzierała się nieprzyjemnie do uszu.
Skręcili w prawo i po kilkunastu krokach trafili na kolejną barykadę, zmuszającą ich do skrętu w boczną uliczkę. Wbrew oczekiwaniom, ulice okazały się dość puste i pozbawione przeciwników. Najwyraźniej ślepy stwór z odsłoniętym mózgiem też odpuścił sobie polowanie na nich, zostając w swoim rewirze.
Leah najlepiej znała topografię miasta, więc prowadziła ich w stronę komisariatu, rzucając wskazówkami. W tej wiedzy nie ustępował jej też Cooper, który trasę między R.P.D. a J's Bar pokonywał już nie raz w drodze na popołudniowego drinka. Dotarli właśnie do uliczki stanowiącej niegdyś początek pasażu zakupowego. Po prawej widzieli witryny sklepów odzieżowych, straszące teraz sztywnymi manekinami w irracjonalnych pozach. Po lewej natomiast od komisariatu oddzielał ich długi i wąski budynek mieszkalny.
- Hej! Hej wy! - krzyknął ktoś nagle teatralnym szeptem. Wszyscy zatrzymali się jak wryci i wycelowali bronią w lewo i gdzieś wyżej, szukając celu. W oknie na pierwszym piętrze dostrzegli młodą, ciemnowłosą kobietę - Błagam, pomóżcie mi. One... one są na korytarzu, nie mam... nie mam broni, nie mogę się wydostać. Proszę! - wybełkotała szybko, odwracając się nerwowo w stronę ciemnego wnętrza mieszkania. Jej twarz wykrzywiona była strachem, ale nadal piękna, co nie uległo uwadze Coopera...
__________________ "No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE" |