Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2020, 11:24   #40
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Spacer ulicami miasta duchów i upiorów przyprawiał Thiago o gęsia skórkę. Niby powinien przywyknąć, napatrzył się na przeróżne przejawy ludzkiego skurwysyństwa, okrucieństwa i bestialstwa, samemu nie będąc świętym. Jednak ogrom zniszczeń i cisza osaczająca ich niewielki peleton do spółki z obrazami coraz to nowych, okaleczonych ciał zalegających na asfalcie nie mógł pozostać obojętny. Skala zdarzenia była zbyt wielka, obejmując chyba praktycznie całe Raccoon City - ich dom, do tej pory spokojny, przyjazny. Ciężko szło patrzeć jak cicha przystań, prywatna enklawa pary wojskowych emerytów zmienia się w nawet nie w pole bitwy, lecz w jego obraz już po potyczce.
Pozostał ugór pełen zwłok, zgliszczy i ruin, wszystko równie martwe, co makabrycznie przygnębiające.

Latynos szedł w milczeniu, z bronią w dłoni i czuł zaciskającą się na szyi pętlę apatii. Nienawidził tego stanu, gdy obojętne było mu czy strzela do kobiety w ciąży, czy pakuje całe rodziny do rowu w ziemi, aby zalać ich zwłoki benzyną… znaczy nienawidziłby, gdyby w tej chwili był zdolny do wyższych emocji. Na razie przeważało zmęczenie. Rezygnacja będąca pokłosiem zawiedzionych nadziei. Przecież już mieli żyć normalnie…
Wzrok odruchowo co parę chwil uciekał mu do kobiecej sylwetki z przodu. Znał ją na tyle dobrze, aby nie przegapić drobnych drgnięć zaciskających się bezwiednie dłoni, widział też jej oczy - chyba jedyne punkty wyrażające coś więcej poza perfekcyjnie wystudiowanym spokojem. Sam nie wiedział który widok ciąży mu bardziej - chaosu na ulicach, czy cierpiącej w ciszy żony i świadomość, że nie może nic zrobić. Ci, którzy przeżyli wojenny koszmar, nie obchodzą żałoby razem. Robią to oddzielnie, nawet jeśli przebywają w tym samym miejscu. Żałoba jest najbardziej samotnym ze wszystkich uczuć. Izoluje tych, których dotknie, a wszelkie rytuały, gesty i objęcia są tylko desperackimi próbami złamania tej izolacji, wywołującymi odruchy obronne. Dodatkowe zamieszanie, nikomu teraz niepotrzebne. Potrzebowali skupienia, czujności. Całego wiadra szczęścia, aby wydostać się z przedsionka piekła.
Wszędzie, gdzie spojrzeli, dostrzegali ślady zniszczeń, płomieni nie do ugaszenia ze względu na brak rąk do pracy. Nikogo nie obchodziło co się stanie z materią nieożywioną, woleli ratować własne skóry… normalna, jak najbardziej ludzka rzecz. Oni również spieszyli do przodu, nerwowo obserwując mijane uliczki, wraki, zaułki i rozbite sklepowe witryny. Błądzili wzrokiem po pozornie pustych oknach i wyższych kondygnacjach mijanych budynków, chcąc wypatrzyć zagrożenie zanim ono dostrzeże ich. Oskórowana bestia odpowiedzialna za śmierć Kevina wciąż gdzieś tam była i, co najgorsze, nikt nie gwarantował, że jest jedynym przedstawicielem swojego pokręconego gatunku.
Przez większość trasy udało się im przemknąć nie niepokojeni. Nawigowani przez niewielkiego rudzielca, kluczyli między barykadami i wąskimi przejściami, aż dotarli do pasażu, gdzie czekała ich niespodzianka. Tylko czy w ich aktualnym położeniu nie wiadome było, czy jest ona z kategorii butelki tequili, czy sądu polowego.

Kobiecy głos sprawił, że chyba wszyscy w grupie się spięli, celując w okno powyżej. Thiago zmrużył oczy, przyglądając się ślicznotce powyżej. Zamknięta w mieszkaniu, z żywymi trupami na korytarzu. Uwięziona dama w opresji, bez dwóch zdań…

- Nie mamy na to czasu - nagle usłyszał inny kobiecy głos. Tym razem o mocnym, południowym akcencie, rozbrzmiewający parę kroków obok.

- Nie mamy - zgodził się, bo łażenie po zatrupionych korytarzach i przebijanie się przez nie do końca martwe zwłoki było czymś, co zeżre i tak mikre zapasy ich czasu. Poza tym mogli się natknąć na pułapkę, w końcu ludzkie skurwysyństwo miało wiele twarzy, a te najpotworniejsze mordy wychodziły zza pięknej fasady, gdy wszystko wokoło trafiał szlag.
- To pierwsze piętro… - odwrócił twarz do żony, chowając broń do kabury - Minuta, osłaniaj mnie. - patrzył na nią, póki nie kiwnęła prawie niezauważalnie głową.

Ruszył pod okno,rozglądając się po poziomie gruntu, goniony cichym przekleństwem wypowiedzianym po hiszpańsku.
-Otwórz okno do końca, albo wybij szybę i skacz - rozłożył zachęcająco ramiona i zamachał palcami w przyzywającym geście, posyłając nieznajomej wesoły uśmiech - To tylko jedno piętro, dasz radę. Skacz, złapię cię.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline