Shinra uśmiechnęła się lekko na słowa Elory.
- Nie chowam urazy, mieliście prawo mi nie ufać. Cieszę się, że to się jednak zmieniło - powiedziała.
Wyrok na Drzewo Gulthiasa został wydany i szybko zabraliście się za jego wykonanie. Bran uderzył ognistym pociskiem,który zajął część pnia i gałęzi. Swoje dorzucił (i to dosłownie) Willie flaszką z ogniem alchemicznym liżącym płomieniami korę przy paskudnych kłach. Również Elora poczęstowała ostatniego z przeciwników ogniem, a Drzewo przy każdym ciosie zdawało się wydawać z siebie dziwne, ciężkie jęki cierpienia.
Bardzo szybko stanęło w płomieniach, ale nie przeszkadzało to Amosowi i Draugdinowi zaatakować swoimi ostrzami. Miecz barbarzyńcy odrąbał kilka par oczu paskudnego drzewa, a Draugdin poucinał gałęzie. Po chwili wampiryczny twór płonął zupełnie, a wy z satysfakcją patrzyliście, jak pień, gałęzie i liście skwierczą w ogniu pochłaniającym życie tego paskudnego drzewa.
Gdy drzewo było martwe, dostrzegliście, że wpłynęło to również na okoliczną roślinność - cierniowe krzaki zwiędły i zrzuciły kolce, inne rośliny zupełnie zmarniały, jakby również uszło z nich życie. Wszystko musiało być zatem połączone jakąś więzią z Drzewem Gulthiasa. Tak samo jak Sharwyn i Bradford, którzy po spaleniu drzewa wrócili do dawnej formy. Przestali rzucać się w więzach, zniknęła korowa skóra i podskórny, fioletowy labirynt żyłek a oczy nabrały blasku.
- Gdzie... gdzie my jesteśmy? - zapytała niemrawo czarodziejka, przyglądając się waszym twarzom i okolicy. - I gdzie jest mój brat... Ostatnie, co pamiętam, to gobliny i twarz jakiegoś szaleńca...
- Uwolnijcie nas, na Lathandera - rzucił Bradford, próbujący poluzować krępujące go więzy. - Co tu się wydarzyło? Nie jesteśmy waszymi wrogami. Co z Talgenem i Karakasem?
Przypomnieliście sobie, że Karakas był młodym tropicielem, który wybrał się z pozostałą trójką do ruin. Niestety, nie było wam dane trafić na niego podczas wędrówki, co mogło oznaczać, że podzielił los Talgena.