Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2020, 12:43   #2
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Przedział pasażerski Herkulesa nie należał do najwygodniejszych. Rzędy siedzeń pod ścianami i w dwóch rzędach na środku były niemal wszystkie zajęte.

To ostatnia tura ludzi, którzy zmierzają na Victorię. Tuż przed jej pierwszą drogą. Prawie 4 miesiące trwały naprawy oraz przeróbki na ich okręcie.

Warrington siedział na jednym z krańcowych foteli i strzepnął pyłek ze swojego ramienia. Ubrany w mundur galowy z świeżo przyszytymi baretkami pełnego podporucznika.

Nowy mundur prezentował się na nim idealnie. No i niemal wszyscy byli teraz niżsi stopniem od niego. Wracał na pokład po długim urlopie. Potrzebował się zrelaksować. Wiedział, że okres spokoju się skończył i że wszystko się teraz zmieni…

- Zbliżamy się do Victorii. Wiele się zmieniło, więc wrzucamy podejście na dużym ekran. Sami zobaczcie jak wygląda teraz pokład startowy.

Duży ekran przy przejściu do przedziału pilotów rozjaśnił się ukazując obraz z kamer kanonierki.

Danny zobaczył potężny lotniskowiec. Jego kształt dobrze pamiętał, ale teraz zmienił się nie do poznania. Pokład startowy był niemal dwa razy dłuższy. Pokład poniżej również został znacznie rozbudowany wspierając znacznie bardziej całą konstrukcję. Masa całości znacznie się zwiększyła.

Danny wiedział jak przebudowywany będzie lotniskowiec i cieszył się, że lotniskowiec ma stanowić prototyp sił uderzeniowych. Ale chyba najbardziej chciał wsiąść do Archanioła. Nowe myśliwce miały stanowić siłę przełamującą. Potężne. Niewiarygodnie szybkie. Jedynie co niepokoiło świeżego podporucznika to Koty w jego skrzydle…

Nagle widok na Victorię zasłonił lewitujący dron z kamerą a zaraz za nim oficer prasowy floty.
- Panie podporuczniku. Widzi Pan pierwszy raz lotniskowiec po modernizacji. Co pan czuje?

Nicola Marbot - oficer prasowy floty - skierowany by dokumentować zwycięską kampanię, a przede wszystkim losy idola Terrańskiego. Dannego “Duke” Warringtona III… Pierwsze wrażenie jakie zrobił dziennikarz było bardzo pozytywne. Miły, rzeczowy, życzliwy człowiek, który nie szczędził pochwał na rzecz bohatera całej Unii. Jednak wystarczyło parę godzin w jego towarzystwie by upewnić się, że głównym celem Marbota jest jego własna kariera. A teraz już 3 raz podczas tego kilkugodzinnego lotu pyta oto jak się czuje….

- Widok robi wrażenie - odparł Duke z uśmiechem - Ale od wyglądu ważniejsze są osiągi, a te poznamy w praktyce. Jak pan wie, prototypowy sprzęt wymaga jeszcze chwili dopieszczenia, zawsze pojawia się coś co działało w symulacjach, a w życiu odbiega od oczekiwań. Ale to wciąż Victoria, można powiedzieć mój dom, na najbliższy czas. Ja, i myślę, że po mogę to powiedzieć, wszyscy tu obecni dołożymy starań by okręt osiągnął jak najszybciej pełna zdolność bojową.

Ludzie powoli kiwali głowami. Słowa Duka się mu podobały.

Herkulesy zawisły nad górną śluzą i z gracją powoli opadały na pokład startowy. Śluza nad nimi zamknęła się Statek przyziemił gładko. Tylna rampa zaczęła powoli opadać. Wszyscy podnosili się z miejsc. zbierali swoje rzeczy

Tylko Marbot przepychał się łokciami między ludźmi. Tak by stanąć przy wyjściu jako pierwszy. Wywołało to niemałe oburzenie wśród zgromadzonych.

Gdy rampa dotknęła pokładu wypadł jako pierwszy rozsyłając drony do okoła tak by ująć pierwsze kroki pilotów na pokładzie.

Sam ustawiał się tuż przy zejściu by uchwycić pilotów i ich przepytać o pierwsze wrażenie na pokładzie.

Duke był u szczytu rampy gdy zobaczył jak do oficera prasowego dopada czarnoskóra oficer w kombinezonie mechanika, sądząc po naramiennikach w randze porucznika i tubalnym głosem mogącym przekrzyczeć odgłos startującego anioła uprzejmie zapytała

- Z CAŁYM SZACUNKIEM... CO SIĘ TUTAJ DO CHOLERY ODPIERDALA NA MOIM POKŁADZIE!

Zgromadzeni wokół piloci wybuchnęli śmiechem. Ale wystarczyło jedno wściekłe spojrzenie oficer by wszystkich postawić do pionu.

Duke nie mieszał się, w końcu takie wydarzenia to raczej chleb powszedni oficera prasowego.

Marbot wyłowił spojrzeniem Duka zupełnie jakby chciał by ten wstawił się za nim. Ten jednak odwrócił wzrok. Oficer prasowy chcąc nie chcąc musiał walczyć o swoje tradycyjnie kłócąc się i szeroko gestykulując. Ale z tej nowej porucznik była już na pierwszy rzut oka twarda sztuka. Więc niewiele pewno uda mu się w tej sprawie załatwić.

Duke zarzucił swój worek na ramię i ruszył za wszystkimi w kierunku swojej nowej kajuty. Wszystkie kajuty oficerskie były teraz na drugim pokładzie. Po drodze obserwował zmiany. Victoria mocno się przebudowała. Pokład startowy robił piorunujące wrażenie.

Ale drugi pokład był już bardzo podobny do tego co pamiętał. CO prawda zamiast aniołów stały tutaj teraz kanonierki i ich moduły. Ale rozkład wydawał się nie zmieniony. Worek jednak zaczynał mu delikatnie ciążyć. Ruszył więc w kierunku swojej kajuty.

Drzwi otworzyły się i ukazały nieco większe pomieszczenie niż to w którym mieszkał poprzednio. Ale dalej ascetyczne i puste.

Na rozpakowanie będzie czas później, wrzucił worek do szafy i już był na korytarzu. Ciekawiły go zmiany. Ruszył do knajpy dla pilotów dosyć okrężną drogę.

Spojrzał na swój zegarek czasu było jeszcze sporo. Zaraz ma się odbyć pierwsza uroczysta odprawa. Zobaczą swoje przydziały i zadania. A na razie ruszył przed siebie. Cała przednia część została przebudowana. Mostek został pomniejszony a pokój wsparcia powiększony. Na pokładzie panował spory ruch. Nowi załoganci poznawali pokład inni spieszyli do swoich obowiązków. To co jednak najbardziej zwracało uwagę Duka to Koty. Wszędzie pojawiały się osobniki Kilrathi obojga płci. Ubrane w kombinezony floty z przeróżnymi dystynkcjami.

Aż zamarł gdy drzwi mostka otwarły się z cichym sykiem i wyłoniła się z nich pochylona sylwetka kota. Cofnął się odruchowo o krok przepuszczając olbrzyma. Kot nie dość że robił wrażenie barczystego to wydawał się być grubawy. Sięgał chyba ponad 3 metrów i ledwo mieścił się w szerokim rozsuwanym przejściu mostka. Jego posturę poszerzało jeszcze gęste, długie futro porastające olbrzymi pysk. Skinął głową i chyba uśmiechnął się szczerze mijając Duka i wypełniając całą przestrzeń przed nim. Duke stał chwilę oniemiały i spojrzał ponownie w stronę mostka. Drzwi się właśnie zasuwały, ale zdążył dostrzec gigantyczny fotel przy sterach. Ten gigant był pilotem...Przeniósł spojrzenie ponownie na giganta, który oparł się o ścianę przepuszczając jakąś drobną kobietę z obsługi. Uśmiechał się do niej szeroko… Ten gigant pilotował lotniskowiec i do tego był sympatyczny…?!

Duka pamiętał z jakiegoś programu przyrodniczego, że dla drapieżników uśmiech to pokazanie zębów. Zastraszenie ofiary. Ale nie było co dywagować.
- Cześć - powiedział do niego - są między nami różnice kulturowe więc chciałem od początku mieć jasność. Naśladujesz naszą mimikę uśmiechając się, czy szczerzysz zęby by ją przepłoszyć?

Zatrzymał się. Zamrugał jakby myśląc nad tym co powiedział Duke.PO czym podniósł rękę w starym ziemskim geście. Jego łapa była olbrzymia.

- Miło mi cię poznać. Jestem Rughwan. Uczę się uśmiechać od was. Ludzie fajnie marszczą twarz jak się cieszą… Nieźle mi już wychodzi prawda?
- Jestem Duke. Jak na początek nieźle - przyznał Duke - Choć z powodu niedostosowania fizjologii może to czasem wyglądać niepokojąco. W zamierzchłych czasach, na Ziemi były drapieżniki o podobnym do was wyglądzie. Tamte też szczerzyły zęby, niestety w ich przypadku nie oznaczało to nic dobrego dla otoczenia. Ludzkie uwarunkowania kulturowe mogę sprawić, że ktoś może źle odebrać twoje starania. Sprawdź w wolnej chwili hasła “kot”, “tygrys” czy “pantera”. To pomoże ci zrozumieć o czym mówię. A tak na marginesie, jaki jest wasz odpowiednik naszego uśmiechu?

Rughwan bez chwili wahania zamachał energicznie ogonem a jego oczy zalśniły radością.Ponownie się uśmiechnął i podrapał się po głowie mówiąc

- Wybacz zacząłem nabierać waszych nawyków. U nas dużo emocji prezentują ruchy ogona czy stroszenie futra. - Kot znowu poruszył ogonem, i nastroszył nieco futro, a ogon i futro akurat ten osobnik miał pokaźne, więc efekt był spektakularny - Skończyłem służbę może gdzieś razem pójdziemy? Ty przyleciałeś z tym ostatnim transportem?

- Tak - przytaknął Duke - Mam chwilę czasu zanim zacznie się odprawa, więc możemy się przejść. Planowałem wpaść do knajpy dla pilotów. Jesteś pilotem?

Rughwan objął go przyjacielskim gestem. Choć w wykonaniu tego giganta było to nienaturalne. On naprawdę polubił ludzkie gesty i chyba nie zdawał sobie sprawy, że w jego wykonaniu wychodzą wręcz nienaturalnie. Choć chyba należało docenić jego starania.

- Może nie uwierzysz, ale latam tą jak to mówicie “Kuwetą”?
- zapukał wielką łapą w sufit. Kuwetami nazywali obraźliwie statki Kilrahti. - Latałem wcześniej na Dumie Kahart. Ale miło zmienić podejście. Wasze systemy sterowania więcej wymagają od pilota. To wyzwanie i zaszczyt... Polubiłem ten statek. - dodał po chwili głaszcząc sufit.

- Ej, to my się prawie znamy - powiedział Duke - w Dumę rzuciłem waszym myśliwcem. Nie miałem wtedy czasu śledzić “pocisku", ale chyba nie trafiłem… Uniknąłeś czy zestrzeliliście go?

Rughwan aż klepnął swojego nowego kompana w plecy.

- To było piękne! Arcydzieło sztuki latania. Stawiam ci za to kolejkę. Próbowałem dojść który z waszych wojowników jest tak dumny. A tu sam mi się nawinął. Zestrzelili tą skorupę, zanim w zasięg weszła. Ale jakby ktoś wpadł na pomysł i kilkanaście takich myśliwców na raz wysłał. To któryś może by w ogniu walki przeszedł. A kolizja z takim obiektem… O jesteśmy na miejscu.

Doszli do drzwi kantyny pilotów. Drzwi odsunęły się a Roughwan gestem zaprosił podporucznika do środka. W środku było pustawo. Widać że spora część pilotów albo się rozpakowuje albo jest czymś zajęta.

Za barem stał młody człowiek, którego Duke nie kojarzył. Dowódca Royalsów obrócił się i zobaczył jak jego towarzysz z trudem przeciska się przez drzwi. Gdy się wcisnął wyprostował się na pełną okazałą długość i ręką przeczesał nieco zmierzwioną grzywę.

- Roghwan! To co zawsze?- usłyszał Duke z tyłu. Barman najwyraźniej doskonale znał kota skoro witał go od progu w ten sposób.

- Oczywiście Billy a dla mojego towarzysza coś mocniejszego! Co pijesz?... Duke? - spojrzał pytająco w stronę Warringtona.

Duke miał wrażenie, że chyba wszyscy znają tego wielgachnego kota i na dodatek traktują go jak miejscową maskotkę… A najgorsze że mu to zupełnie nie przeszkadza.

- Zasadniczo wszystko co sponiewiera, ale teraz tylko piwo. Niedługo mam odprawę i nie chce zionąc gorzała. Na poważne picie umówimy się po służbie. - odparł Duke.

- Trzymam cię za słowo! - powiedział wielki kot przyciągając sobie wielkie krzesło do baru.

Duke usiadł obok, złoty płyn wypełnił kufel. Roghwan otrzymał również kufel z czymś żółtym i gęstym już na pierwszy rzut oka widać było, że to coś musi być cholernie słodkie. Roghwan zamoczył pysk siorbiąc powoli napój. Westchnął z satysfakcją i ponownie się uśmiechnął. Na jego pysku pozostały żółte “wąsy”. Wyglądał zabawnie.

W tym momencie drzwi rozsunęły się i do klubu dla pilotów wkroczył Marbot. Duke zaczął się zastanawiać czy ten facet nie zaczął go prześladować.

- Ocho, idzie oficer prasowy - mruknął Duke - uważaj, to namolny typ.

Marbot niechętnie zlustrował Roghwana i bez pozwolenia dosiadł się do baru zaraz koło Duka. Gestem poprosił o piwo i powiedział ściszonym głosem.

- Myślałem że futrzaki stołują się na swoim piętrze…

Kilrathi chyba pomyślał, że tamten niepewnie się dopytuje o niego więc wychylił się na swoim powiększonym krześle uśmiechnął się pokazując zaostrzone zęby i wyciągnął rękę w kierunku Oficera Prasowego.

- Roghwan - przedstawił się - główny pilot Victorii… - Marbot zrobił minę na wpół przestraszoną na wpół zniesmaczoną i odsunął się poza zasięg kota.

- Mówiłem ci, żeby uważać z uśmiechami, to tkwi w genach - mruknął Duke. - Oficerze Marbot ufam, że zmysł profesjonalisty i łowcy tematów weźmie górę nad kulturowymi uprzedzeniami.

- Powiedz to tej suce z pokładu startowego
- odwarknął i pociągnął łyk piwa. po chwili się zreflektował i opowiedział - o jakim temacie mówisz?
przenosił spojrzenie między nieco zmieszany Roughwanem a Dukiem.

- To już ty jesteś fachowcem w tej sprawie. Ja mogę ci wskazać tylko trop. Na przykład to jest Roughwan, jest pilotem. Wcześniej pilotował Dumę Kahart, teraz robi to samo z Victorią. Jak myślisz, będzie z tego dobry temat?

- Jak najbardziej, pod warunkiem, że okaże się zdrajcą albo pożre któregoś z członków załogi -
odparł Marbot.

- Czy on mnie obraża? - zapytał nieco zakłopotany kot.

- Raczej szuka taniej sensacji - odparł Duke do kota - Chce grać na uprzedzeniach kulturowych. To zazwyczaj działa. Ale kariery to on na tym nie zrobi. Słuchaj Marbot. Czy ci się to podoba czy nie, z kotami teraz jesteśmy sojusznikami. Jakiekolwiek sianie fermentu… może być poczytane jako sabotaż. Bez wspólnego wysiłku mamy przejebane. Nie jestem nikim ważnym w strukturach dowodzenia, ale na urlopie w domu… sam wiesz. To i owo się słyszy. Nie idź tą drogą, a obaj będziemy zadowoleni. Odpuść tematy zapalne, skup się na czymś budującym. Ziać nienawiścią potrafi byle dziennikarzyna. Tu chyba wysłali kogoś większego formatu. Pokaż ten sojusz, ale nie od strony polityki. To już wałkowali tysiąc razy. Pokaż to od strony jednostek, pilotów, techników. Jako jedyny, masz dostęp do nich wszystkich, skorzystaj z okazji. Pokaż jak układa się współpraca, jakie problemy trzeba przezwyciężyć. Tu trzeba wyczucia. Masz?

- Nie ucz ojca dzieci robić! - Warknął. Dopił piwo i odstawił kufel ze stukiem na stole. - Nie ucz mnie jak mam robić swoją robotę, a ja cię nie będę uczył latać. - ruszył w kierunku wyjścia - Nie lubię pić z kotami, szkoda mi cię Warrington, miałeś szansę zabłysnąć, a tak jesteś zwykłym kociarzem…

- Nie wiem, czy zauważyłeś, Ja już błyszczę - rzucił za nim Duke nie oglądając się.

Ruszył w kierunku wyjścia. W tym samym czasie odezwał się komunikator Duka.

- No, chyba robota wzywa - powiedział Duke odbierając połączenie...
 
Mike jest offline