Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2020, 20:10   #34
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Osoba za drzwiami zapukała jeszcze raz, bardziej niecierpliwie jeszcze nim Marcel dotarł do drzwi. Przez judasz zobaczył Szczepana.
Marcel zamrugał oczami, dość mocno zdziwiony. Szczepan?
To mogło być potencjalnie bardzo problematyczne. Z jednej strony Marcel mimo wszystko chciał się władować w ten kłopot, bo go ciekawiło, po co mężczyzna tutaj się pojawił. Jednak z drugiej… no cóż, to byłaby prawdziwa głupota.
Odwrócił się i bardzo cichutko ruszył z powrotem do Marty. Uśmiechnął się do Stańczyka, że go ostrzegł. Czekał na dalszy rozwój wypadków. Nie chciał nic mówić, póki Szczepan sobie nie pójdzie.
Szczepan zaczął przeklinać pod nosem i nieco bardziej nerwowo pukać.
- Wiem, że, kurwa tam jesteście, bo niby gdzie? - usłyszeli zza drzwi, między przekleństwami.
Stańczyk zaniósł się śmiechem na te słowa.
- Hmmm… pozwolisz, że ja to załatwię? - zapytała szeptem Marta. - Później mi wyjaśnisz kto to - mrugnęła do Marcela jednym okiem.
- To chłopak Igi - szepnął Marcel. - Pokaż swoje zdolności bokserskie - uśmiechnął się lekko.
Następnie usiadł tak, żeby nie było go od razu widać po otwarciu drzwi do mieszkania, ale sam miał widok na to, co działo się w przedpokoju. Rozejrzał się i chwycił pustą butelkę po wódce, której jeszcze nie wyrzucił do kosza po wczorajszej imprezie. Zamierzał korzystać z niej jak z orężu w przypadku, gdyby doszło do bijatyki.
Stańczyk usiadł obok. Jak kibicować to kibicować. Marta zaś pewnym siebie krokiem poszła w stronę drzwi. Otworzyła je na oścież. Marcel zauważył zaskoczoną mnie Szczepana. Otworzyła mu nieznana mu osoba, a on się tego nie spodziewał.
- Kim… - zaczął mężczyzna, ale Marta zupełnie nagle złapała go za nadgarstek. Nawet się nie wyrywał. Jego zaskoczone oczy dosłownie zatopiły się w oczach Marty. Stali tak milcząc. Trwało to dobre 5 sekund, które wydawały się dziwnie długie.
Marta cofnęła dłoń.
- Marta - przedstawiła się - zostałam na noc u Marcela. Wszyscy jeszcze śpią.
- Aaa. U Marcela? Na noc? Jestem Szymon - odpowiedział mężczyzna, wyglądał przy tym na zamyślonego, żeby nie powiedzieć "bujającego w obłokach". - Muszę lecieć. Zapomniałem o czymś… Sorry. - Szymon zaczął się wycofywać. Zielonowłosa zamknęła za nim powoli drzwi i odwróciła się w stronę Felińskeigo.
- I po sprawie - podsumowała krótko. - Przynajmniej na jakiś czas.

Marcel był zaskoczony. Przez ułamek sekundy, kiedy Marta złapała za nadgarstek, myślał już, że zamierzała pocałować Szczepana. Co było dziwne, ale może dało się jakoś wytłumaczyć.
- Co mu zrobiłaś? Oprócz tego, że najebałaś w głowie - mruknął Marcel po chwili. - Wow - szepnął. - To straszne. Piękne i wspaniałe, ale straszne.
Po raz pierwszy w życiu był świadkiem czegoś paranormalnego, co obiektywnie miało miejsce tak naprawdę. Czuł dreszcze na przedramionach. Starał się przypomnieć, co dokładnie Marta mówiła wczoraj o swoich mocach, ale był wtedy pijany i dobrze nie zapamiętał.

- Właśnie przypomniał sobie jak zostawia portfel i zapasowe kluczyki do auta w miejscowości Kurki na mazurach, pod drzewem nieopodal plaży - wyjaśniła Marta. - To pierwsze co przyszło mi do głowy - dodała.
Po tych słowach podeszła do Marcela. Stanęła naprzeciwko, ale nie dotykała go. Patrzyła badawczo na jego reakcje, jakby obawiała się tego co mógł sobie o niej pomyśleć.
- Pewnie teraz rusza w to miejsce, odzyskać swoje rzeczy. Oby po drodze nie znalazł portfela, na przykład w tylnej kieszeni od spodni, bo na pewno wybije sobie tą myśl z głowy.
- Ciesz się, że ona na ciebie tak nie działa - zarechotał Stańczyk - kto wie jakie myśli włożyła by do twojej głowy.
- Ja wiem jakie - odpowiedziała mu Marta - same niegrzeczne - uśmiechnęła się przy tym i mrugnęła jednym okiem do Marcela.
- Tych nie musisz wkładać - odpowiedział Feliński. - Już teraz jest ich tam pełno - rzucił.
Przybliżył się nieco tak, jakby chciał pocałować ją, ale minął ją i ruszył w stronę kuchni.
- Zrobię nam drugą kawę - rzekł. - Jestem uzależniony od kawy - powiedział. Włączył ekspres.
Uśmiechnął się do niej lekko, ale Marta zauważyła, że spoglądał na nią jakąś inaczej. Jakby była kimś, z kim szczególnie należy się liczyć. Oczywiście już wcześniej ją szanował. Teraz jednak sam był świadkiem tego, jak groźna była.
- Samym dotykiem potrafisz zniszczyć człowiekowi życie. Gdybyś tylko chciała… - mruknął Marcel. - W dawnych czasach spaliliby cię na stosie jak wiedźmę - rzucił. - To bardzo seksowne. W sensie nie bycie palonym na stosie. Tylko ty - sprecyzował i odwrócił od niej wzrok. Chyba się nieco speszył.
Marta nie komentowała tego co powiedział. Podeszła do niego równie pewnym krokiem, co wcześniej do drzwi za którymi był Szczepan. Jej zamiary były jednoznaczne. Chciała go objąć i pocałować.

Feliński zastygł. Było mu ciężej bez alkoholu wdawać się w takie normalne, ludzkie zachowania. Kiedy jednak Marta go dotknęła… rozluźnił się. Jego ciało zdawało się podświadomie pamiętać, że kobieta była dla niego kimś szczególnie dobrym.
Nachylił się, żeby nabrać w nozdrza jej zapach. Następnie dotknął jej warg swoimi. Pocałunek był słodki i delikatny. Czysty i dobry. Nachylił się i pocałował ją raz jeszcze. Położył swoje dłonie na jej biodrach. Najchętniej położyłby je w innym miejscu, ale nie chciał wydać się zdesperowanym nastolatkiem. Dziwiło go, jak komfortowo się czuł i jak relaksujące to było… choć zarazem podniecające. Nic nie mówił. Pamiętał, że Marta nie lubiła rozmawiać w takich sytuacjach.
Marta wtuliła się w niego na kilka dobrych chwil. Chłonęła ciepło jego ciała. Przesunęła policzkiem o jego policzek.

- Pójdziemy zapalić? - odezwała się w końcu, odchylając się by spojrzeć na Marcela, ale nadal pozostając w uścisku. - A później będę musiała skorzystać z łazienki, u ciebie albo Konrada, obojętnie.
- Tam, gdzie będziesz chciała. Wiesz, gdzie jest u mnie, prawda? - zapytał Feliński. Uśmiechnął się lekko do niej.
Ruszył w stronę szafy i wyjął z niej polar, w kieszeni którego znajdowała się paczka papierosów oraz zapalniczka. Wrócił z nią do Marty. Podał jej również kurtkę Igi.
- Jaka jest najbardziej szalona rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłaś, korzystając ze swojej mocy? - zapytał Marcel.
Marta chętnie założyła kurtkę Igi. Wraz z Marcelem udała się w stronę balkonu. Stańczyk poczłapał za nimi, chociaż nic się nie odzywał.
- Hmmm… najbardziej szalona rzecz? - powtórzyła jego pytanie. - Sama nie wiem. Na początku w ogóle nie wierzyłam w to, że mam taką moc i że faktycznie działa. Wtedy robiłam najgłupsze i zarazem najbardziej szalone rzeczy - powiedziała, a w jej tonie głosu można było wyczuć, że niekoniecznie chwalebne. - Na początku testowałam to na dziewczynie z którą aktualnie byłam. Robiła to co chciałam w łóżku i w domu. Kiedy doszłam do wniosku, że to naprawdę działa wystraszyłam się. Przestałam, czy raczej próbowałam przestać z niej korzystać. W końcu nauczyłam się kontroli. Musiałam trochę poćwiczyć i poeksperymentować żeby odkryć co i jak - Marta oparła się o barierkę balkonu przez chwilę patrząc na okolicę. Poczęstowała się od Marcela papierosem i poczekała aż jej go odpali.
- Raz dałam facetowi, który uderzył swojego dzieciaka na spacerze przy Szczecińskiej Rusałce wizję z przemożną chęcią zanurzenia się w wodzie. Tak… na otrzeźwienie umysłu.

Marcel najpierw jej zapalił papierosa, a potem sobie. Zaciągnął się. Słuchał słów Marty.
- To świetna moc, ale trochę niebezpieczna. Dla innych… to oczywiste. Ale również dla ciebie. Bo z jej powodu możesz przestać szanować innych ludzi. Jeżeli możesz rozkazać im, aby postępowali zgodnie z twoją wolą… Jakby byli tylko pionkami z Simsów… - Marcel wzruszył ramionami. - Łatwo jest odebrać im człowieczeństwo, a przez to również sobie. Wiem, że to banał, ale wielka moc to wielka odpowiedzialność. Nadużywana może być szczególnie szkodliwa.
Uśmiechnął się do niej lekko.
- Ale dzięki niej możesz uczynić dużo dobrego. Chociażby nakazać zamknięcia mostu. Możesz zacząć pracować jako psychoterapeutka… na przykład w leczeniu uzależeń. Możesz zmienić ludzkie życia. Nie masz takiego obowiązku, oczywiście. Ale masz ku temu narzędzia - rzekł. - Możliwości są nieskończone. Granicą jest tylko twoja wyobraźnia.
- Tak. Masz rację. Zdecydowanie wolałabym jej nie mieć. Nie wiem po co mi ona. Prowadzę proste życie. Jestem fotografem. Jakbym była terapeutą to zdecydowanie byłaby bardziej przydatna. - powiedziała Marta - Ale do jednego się mylisz. To nie jest takie proste. Zauważyłam, że ona nie polega dosłownie na rozkazywaniu komuś, tylko podrzuceniu stosownych wizji, które go do tego przekonują, podsycając jego emocje. Decyzja zawsze należy do osoby i zależy od jej silnej woli i czynników niezależnych ode mnie i nieznanych mi. Na przykład możesz włożyć komuś do głowy myśl, że zapomniał portfela z domu i myśl jak wraca po niego piechotą. Jednak jeśli idąc po niego piechotą przejdzie koło swojego auta, może zmienić zdanie i pojechać po ten portfel autem. Zauważył auto na swojej drodze i przeanalizował, że tak będzie szybciej. Jeśli do wizji jak wraca piechotą dodam, że auto się popsuło to co innego. Zauważy je, ale nie wsiądzie. Ale zepsute auto może mu nie przeszkadzać, bo przyjechał motorem a ja o tym nie wiedziałam. Po za tym jeśli po drodze znajdzie portfel w kieszeni kurtki przy okazji, bo sięgał po fajki to nie pójdzie po ten portfel.
Marta zamilkła na chwilę skupiając się na papierosie. Widać było, że nad czymś duma.

Marcel parsknął śmiechem.
- To brzmi tak, jakbyś naprawdę miała przetestowaną już swoją moc - powiedział. - Na pewno nie jest niezawodna, ale z tego wynika, że jak spędzić wystarczająco dużo czasu na formułowaniu polecenia, to i tak dopniesz swego. Na pewno twoja umiejętność wymaga od ciebie nieco więcej błyskotliwości, niż by to było, gdybyś po prostu formułowała polecenia. Wygląda mi to tak, jakbyś miała bardziej moc sugestii niż dominacji. Różnica jest i to nie aż taka subtelna, jak może wydawać się na pierwszy rzut oka.
Zaciągnął się papierosem. Następnie strzepnął popiół do pojemnika, który znajdował się obok doniczki. Kiedyś znajdowały się w niej kwiatki, ale nikt nie pamiętał, żeby je podlewać i uschły. Miało to jeszcze miejsce latem.
- A jak długo masz swoją moc? - zapytał Marcel.
- Dwa? Ponad dwa lata - odpowiedziała Marta. - Wydaje mi się, że ty Stańczyka widzisz od niedawna. Od pełni?
Marcel zmrużył oczy. Możliwe, że była wtedy pełnia, ale nie pamiętał dokładnie.
- Od kilku dni. Trzech? Miało to miejsce przed moim pierwszym spotkaniem z pozostałymi we śnie. Myślałem, że wszyscy jednocześnie zdobyliśmy jakąś supermoc. O ile Stańczyk jest supermocą - uśmiechnął się lekko. - Na swój sposób jest, ale nie w taki bezpośredni sposób, jak na przykład twoja moc sugestii.
- Moim zdaniem go nie doceniasz - odparła Marta. - Może jeszcze nie odkryłeś w pełni przez te kilka dni co on potrafi? A właśnie, co do pociągu… to nie jest zła myśl, by spróbować komuś zasugerować mocą aby zamknął most. Jednak, to nie takie proste. Musimy dowiedzieć się komu i co tą osobę przekona, oraz najlepiej kto może tą osobę odwieść od tego pomysłu. Długa droga. Nie wiem skąd wziąć takie informacje.

Najpierw Marcel odniósł się do pierwszego tematu.
- To nie jest tak, że go nie doceniam. Doceniam go jak najbardziej. Chodzi mi o to, że nie mam nad nim takiej kontroli, jak ty masz nad swoją mocą. Przypomina mi trochę takiego opiekuńczego ducha. Posiadanie opiekuńczego ducha nie jest supermocą, choć może być nie mniej przydatne. Na serio tak uważam, ale gdybym myślał inaczej, to i tak nie mógłbym tego powiedzieć, bo jeszcze Stańczyk usłyszałby i poczuł się obrażony - Feliński zaśmiał się. - A co do drugiego tematu… W sumie masz rację. Możemy uderzyć w kilka różnych punktów. Na przykład udać się do szczecińskiego pkp i korzystając z twojej mocy dojść do dyrektora. Czy ma moc, żeby wstrzymać kursowanie pociągów na jeden dzień? Myślę, że i tak i nie. Zależy, co mu przekażesz… - Marcel zawiesił głos. - Poza tym można wpłynąć na osoby z zewnątrz. Ruszyć do jakiejś Bogu ducha winnej fundacji i kazać jej przedstawicielom wyjść na protesty akurat na ten most. Jeśli będzie to miało miejsce za dnia i zostanie odpowiednio nagłośnione, to nic ich nie przejedzie, a kursy zostaną wstrzymane. Hmm… ale to bardzo efektowne rozwiązanie. Chyba łatwiej jednak po prostu pójść do dyrektora i zasiać w nim panikę co do stanu technicznego mostu. Po poprzednich tragediach chyba nie jest aż tak trudno uwierzyć w to, że coś się tam może wykoleić, a na pewno nie chciałby być osobą odpowiedzialną za to. Można uderzyć w ten punkt. Niech na jeden dzień odwoła kursy pociągów, zwróci pieniądze za zapłacone bilety i ogłosi prace remontowe… A jak nie remontowe, to chociaż inspekcję stanu torów, czy co tam się znajduje…
Marcel zagryzł wargę. Nie był w żadnym wypadku wielkim strategiem i nie wiedział, czy jego pomysł był słuszny. Ale z drugiej strony rozmowa polegała właśnie na dzieleniu się swoimi zamysłami. Możliwe, że Marta wymyśli coś lepszego. A jak nie ona, to Karol, Pola lub Wiktoria.
- Szkoda, że nie umiem czytać w myślach - Marta westchnęła. - Łatwiej byłoby takiego dyrektora przekonać. Powiedz, czy jeśli Stańczyk go zobaczy to będzie potrafił udzielić nam o nim jakiś przydatnych informacji?
- Możesz go o to zapytać sama. Stańczyka - Marcel znów strzepnął popiół do pojemnika. - Na pewno jest to możliwe, ale na pewno nie zagwarantuję ci, że mój diabeł stróż będzie współpracował tego dnia i że będzie w stanie przekazać informacje na temat tamtego akurat mężczyzny. Nie wiem, jak bardzo można na nim polegać… - zawiesił głos.
Zastanowił się przez moment.
- Nie wiem, ale może się dowiemy tego. Pójdźmy na spacer ze Stańczykiem i poprośmy go o informacje na temat różnych mijanych osób. Nie będziemy potrafili ich zweryfikować, ale dowiemy się chociaż, czy są jacyś ludzie, których błazen na pewno nie potrafi przejrzeć.
- Zróbmy tak - powiedziała Marta - musimy przetestować wasze możliwości, a może i połączenie naszych możliwości. Mamy na to cały dzień. To może wiele nam powiedzieć. I przy okazji zjemy na mieście obiad. Bo najpierw ogarniemy siebie i twoje mieszkanie, co?
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym zaciągnęła papierosem.
- E… w sensie chcesz sprzątać? Czy to możliwe? Czy fajne, zielonowłose dziewczyny również sprzątają? To nie jest zbyt przyziemne? - zapytał i zgasił resztkę papierosa. - Nie śmieję się z ciebie, tak tylko żartuję - powiedział.
Jeszcze nie wracał do mieszkania. Rozejrzał się po miejskim krajobrazie, który roztaczał się naokoło. Na pewno nie był szczególnie piękny, jednak Marcel doceniał go i tak. Trzeba było dużo pieniędzy, żeby móc się nim cieszyć. Mężczyzna szanował je, bo nie przychodziły mu łatwo.
- Na co masz ochotę? Znowu pizza? Może coś bardziej fancy? Sushi? - zapytał. - Znam jedną naprawdę dobrą restaurację sushi, która ma ciągłą promocję na naprawdę dobre zestawy. Jest mega smacznie i nie trzeba przy tym wydać pół tysiąca złotych za kolację - zagryzł wargę.
Marta przez chwilę milczała. Dogasiła niedopałek.
- Biedne martwe rybki? - zapytała. - Niech ci będzie. Może będą mieli wersję wege. A co do sprzątania, zobaczysz moje mieszkanie, nieprzygotowane na wersję "wizyta gości", nie pomyśl wtedy o mnie źle. Zaproponowałam to, bo nie chciałam zostawiać wszystkiego na głowie Igi. Takie zielonowłose dziewczyny bywają przyzwoite… - Marta zbliżyła się do Marcela. - Czasami - szepnęła.
Feliński uśmiechnął się do niej. Nie odsunął się.
- Wolę ich mniej przyzwoite strony. Są dużo ciekawsze - dodał.
Potem jednak westchnął.
- Ale rzeczywiście, niechlujstwo pewnie nie jest szczególnie modne. Jeszcze ktoś napuści na głowę kogoś z MOPSu, pani przyjdzie i odbiorą nam Damianka. I co my wtedy poczniemy? - zapytał. Zmarszczył czoło. - Po chwili zastanowienia… może jednak nie sprzątajmy - zażartował.
Wrócił z powrotem do mieszkania i poczekał na Martę.
- Na pewno są vegi rollsy. Za piętnaście złotych dziesięć sztuk z warzywami, opiekane w tempurze. Iga jest raczej mięsożerna, ale właśnie to je lubi najbardziej. Ewentualnie są jeszcze grzyby shiitake, sześć sztuk za dziesięć złotych. Cholera, brzmię teraz jak taki polski Janusz, recytując na pamięć całe menu - zaśmiał się.
- Sam siebie najlepiej podsumowałeś - odpowiedziała mu Marta z lekkim przekąsem.
- Włączymy youtuba? - zapytał człapiący za Marcelem Stańczyk. Z twarzy błazna wciąż nie schodził uśmiech, ten sam teraz co przez całą ich rozmowę na balkonie, do której w ogóle nie odniósł się przecież ani słowem.
- A powinniśmy? - zapytał Feliński.
Zamyślił się i podszedł do stołu, na którym znajdował się pilot. Wnet włączył telewizor i nacisnął przycisk z napisem YouTube. Tak na wypadek, gdyby na stronie głównej miał mu wyskoczyć jakiś materiał o spadających pociągach, albo z jakimiś innymi ważnymi informacjami.
Nic takiego się nie stało. Jazda figurowa, oraz ostatnio puszczana przez gości muzyka to tematy które się wyświetliły. Najwidoczniej prośba Stańczyka służyła jego własnej przyjemności. Błazen od razu rozsiadł się na kanapie.
- Idę pod prysznic - zakomunikowała Marta.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to nie wahaj się powiedzieć - rzucił Marcel żartobliwym tonem.
Następnie rozejrzał się po otoczeniu i westchnął. Nie przyznałby się do tego na głos, ale tak właściwie nie miałby nic przeciwko temu, aby zostawić to wszystko na głowie Igi. To była okropna, samolubna myśl, jako że to była jego własna impreza. Dlatego zabrał się do roboty, choć najchętniej usiadłby obok Stańczyka i zajął się oglądaniem Yuzuru.
- Nie, tak właściwie to nie. Włączę jakąś muzykę - mruknął. Następnie spojrzał na listę muzyki wyświetlonej przez gości i wybrał mash up Britney Spears i Deftones. W jego mniemaniu brzmiało zaskakująco dobrze.
Zaczął zbierać śmieci do kosza.
- Masz mi coś do powiedzenia, przyjacielu? - zapytał błazna.
- A co dokładnie chciałbyś wiedzieć, przyjacielu? - zapytał Stańczyk przenosząc wzrok na Marcela.
- Uśmiechasz się do mnie tak ładnie, a nic nie mówisz. Jakbyś wiedział coś, co ja mógłbym chcieć wiedzieć. Chyba że nie jesteś Stańczykiem, a Mona Lisą. I zagadkowe uśmiechy… jesteś na nie po prostu skazany.
- Jeśli chcesz wiedzieć cokolwiek o sobie i Marcie to ona jest dla mnie jak czysta kartka papieru. Ale jeśli chcesz wiedzieć kto śpi w tamtej sypialni z Igą, a jak już wiesz nie jest to Szczepan, to chętnie ci powiem. I wiedz od razu, że ta osoba przynajmniej się zabezpiecza - uśmiech Mona Lisy zmienił się w chichot.
- W sensie, że Szczepan nie zabezpiecza się…? Czy masz na myśli, że...
Marcel otworzył szeroko usta. Następnie je zamknął. Butelka po pepsi wypadła mu z rąk prosto na podłogę.
- Chyba nie masz na myśli, że… - zawiesił głos. - Dobrze, Marta to czysta kartka papieru. Ale ja nie jestem nią, prawda? Czy wróżysz mi ojcostwo?
Do tej pory nawet o tym nie pomyślał, ale rzeczywiście nie zabezpieczył się podczas imprezy. Nie wiedział, co na ten temat sądzić. Czy możliwe, że natrafił na płodne dni Marty? Oczywiście, że to było możliwe. Czemu nie miało być możliwe. Czy Marta mogła brać antykoncepcję doustną? Niby dlaczego miała brać, bo bała się, że zajdzie w ciążę z kobietami? Marcel bardzo powoli przykucnął i chwycił butelkę, po czym wstał i ruszył z całą masą śmieci w stronę kuchni.
Stańczyka rozbawiła do łez jego reakcja. Został na tapczanie, śmiejąc się całym sobą, tak mocno, że piętami uderzał o tapczan.
- Ugh… - jęknął Marcel. - Chłopak czy dziewczynka? - rzucił.
Otworzył drzwiczki i wyrzucił wszystko do kosza.
- Na serio, są pary, że latami starają się o dziecko. Jak bardzo musimy być płodni… - mruknął pod nosem.
Nie wiedział, co powiedzieć Marcie. Ani jak to jej powiedzieć. Może nie musiał. Nie wydawało się to w pełni odpowiedzialne, ale kusiło go zwlekanie do momentu, gdy kobieta sama odkryje, że spóźnia jej się okres. Zresztą może Stańczyk sobie tylko żartował… i tak nie mieli szans tak szybko wiarygodnie potwierdzić ciąży lub jej zaprzeczyć.
- Spokojnie, przyjacielu - powiedział błazen, gdy opanował śmiech - już ci mówiłem, czysta kartka. Ja tylko zwracam uwagę na szczegóły. Nic nie jest przesądzone.
- Ach… super. Jesteś jak ci internetowi influencerzy. Jest ciąża, czy nie ma ciąży? Świetnie nadawałbyś się do opieki nad instagramem - mruknął Marcel.
Słuchał często Igi i jej rozmów z koleżankami. Chcąc nie chcąc chłonął różne rzeczy. Wrócił do pokoju i zaczął zbierać kolejne śmieci. Pomyślał, że trzeba będzie odkurzyć oraz umyć podłogi. A przynajmniej odkurzyć, bo chyba nikomu nic się nie rozlało. Zaczął szukać również pozostawionych podsłuchów oraz elektroniki. To była czynność, która go zawsze uspokajała. Przynajmniej kiedy trwała. Bo kiedy już Marcel bywał po przeszukaniu mieszkania, to wtedy często wracał niepokój, że jednak coś pominął.
- Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie, Stańczyku? - zapytał Marcel. - To najdawniejsze - sprecyzował.
- Młoda blondynka po trzydziestce - odpowiedział Stańczyk, który najwyraźniej miał jeszcze coś dodać, ale akurat w tym momencie drzwi łazienki otworzyły się i wyszła z nich Marta. Błazen zamilkł, zerkając w tamtą stronę. - Chyba potrzebuje pomocy - zachichotał po chwili.
Zielonowłosa najwyraźniej zapomniała tak samo o sukience jak i o bieliźnie czy ręczniku.
- O jesteś… - zaczęła niewinnie. - Możesz mi powiedzieć gdzie trzymacie ręczniki?
Marcel zaniemówił na widok nagości Marty. Była kompletnie niespodziewana i zupełnie go rozproszyła. Zapomniał o wcześniejszym temacie rozmowy z błaznem. Zrobił krok w jej stronę i rozwarł dłonie w zapraszającym geście.
- Mam na sobie całkiem dużo suchego materiału - powiedział. - Zbierze całą wilgoć, jeśli tylko z niego skorzystasz - rzekł. - Choć nieco wilgoci jest jak najbardziej akceptowalne, a nawet korzystne - dodał.
Miał wrażenie, że słowa same pojawiły się w jego głowie. Zazwyczaj nie był taki odważny bez alkoholu, ale wzmianka o potencjalnej ciąży wytrąciła go nieco ze stanu pełnej równowagi psychicznej i eleganckiej nieśmiałości.
Marta zaśmiała się na jego słowa, po czym śmiałym krokiem podeszła, by objąć go mimo, że faktycznie jej ciało wymagało kontaktu z ręcznikiem. Marcel poczuł jednocześnie wilgoć wody i ciepło rozgrzanego nią ciała Marty. Jeśli chciał coś wtedy powiedzieć to nie było mu dane, gdyż usta dziewczyny szybko znalazły się na jego.
Marcel pozwolił się pocałować. Kiedy kobieta chciała się wycofać, naparł na nią i pogłębił pocałunek. Zrobił to na tyle agresywnie, że kobieta zrobiła krok w tył, a potem drugi. Oparła się o ścianę tuż obok łazienki. Czy może raczej to Marcel ją wgniótł w mur. Czuł się podniecony widokiem i ciepłem kobiety. W jakiś pokrętny sposób to, że potencjalnie była matką jego przyszłego dziecka, dodatkowo go kręciło. Stańczyk powiedział, że nic nie było przesądzone i może jakieś pierwotne, podświadome męskie instynkty Marcela chciały sprawić, aby ten stan się zmienił i nie było już wątpliwości. Podniósł dłoń i ścisnął pierś Marty. Nie na tyle mocno, żeby bolało, ale na pewno łapczywie. Zaczął całować jej szyję i prawy obojczyk. Schodził coraz niżej.
- Jak widzisz, bardzo dbam o to, żebyś nie była już wilgotna - zaśmiał się i pocałował jej sutek.
Szło mu nadzwyczaj sprawnie, mimo że nie miał doświadczenia w zakresie ars amandi.
- Mhm - mruknęła Marta - jasne - dodała. Przyparta do ściany miała niewielkie pole manewru. Położyła dłonie początkowo na ramionach Marcela, później jedną z nich zanużyła w jego włosach. Obserwowała z uśmiechem jego poczynania.
Marcel zaczął całować jej brzuch, po czym wyprostował się i położył swoje dłonie na jej tułowiu. Zrobił krok w tył, delikatnie chcąc pokierować ją również w tym kierunku.
- Kanapa - szepnął.
Wnet ją puścił i ściągnął sweter - trochę już mokry, ale nieznacznie - a potem koszulkę. Potem zagryzł wargę.
- Prysznic - powiedział i ruszył w stronę łazienki.
W dużym pokoju ktoś mógł ich nakryć. Poza tym wizja seksu pod prysznicem bardziej go kręciła. Powinna być całkiem w porządku, o ile strumień wody nie będzie padał bezpośrednio na ich twarze. Zresztą Marcel wcale w tej chwili nie myślał aż tak bardzo nad wygodą, a raczej nad stosunkiem samym w sobie.
- Mądra decyzja! - krzyknął Stańczyk, który przecież zajmował kanapę w salonie, oglądając swojego ukochanego youtuba.
Marta podążyła za nim. Zamknęła za nimi drzwi po czym objęła Marcela od tyłu pomagając mu odpiąć spodnie i przy okazji skradając kilka pocałunków na jego barkach i szyi.
- Ech… dziękuję… - zawiesił głos Marcel.
Tak naprawdę nie miałby nic przeciwko uprawianiu seksu przy Stańczyku. Aż go dziwiło, czemu tak było. Wnet uświadomił sobie, że nie do końca uważał go za pełną osobę. Myślał o nim bardziej w kontekście… psa… albo niemowlaka… Normalni ludzie byli w stanie znieść obecność takich istot w pobliżu, kiedy dochodziło do sytuacji intymnych. A przynajmniej tak wydawało się Marcelowi. Ostatecznie nie był specjalistą od normalności. Choć to stwierdzenie brzmiało trochę edgy.
Wnet przy pomocy Marty spodnie zostały rzucone w kąt. Marcel upewnił się, że drzwi zostały zamknięte nie tylko normalnie, ale również na zamek. Potem pozwolił się całować. To było tak cholernie przyjemne. Usta kobiety były miękkie i delikatne, choć sama Marta nie kojarzyła mu się z tymi akurat cechami. Była ekscytująca, podobnie jak sytuacja, w której się znaleźli.
Marta przejechała językiem po płatku ucha Marcela. Gdy jego spodnie wylądowały gdzieś tam, nie zwlekając zaczęła pozbawiać go bielizny. Oczywiście zachowując przy tym pełną ostrożność. Wciąż stała za nim, teraz tak blisko, że jej kształty i naga skóra przylegały ciasno do pleców Marcela. Musiała się lekko odsunąć by móc zsunąć jego bokserki.

Feliński był już w pełnej erekcji. Ucieszył się, kiedy bielizna została zsunięta z jego ciała, przestała go uwierać. Wnet też napletek sam zsunął się z jego żołędzi, choć tylko do połowy. Jeśli Marta choć przez moment zastanawiała się, czy uważał ją za atrakcyjną… choć raczej takie myśli nie pojawiły się w jej głowie… to teraz miała na to dowód. Marcel jednak nie był pewny, jak wiele widziała, skoro znajdowała się za jego plecami.
Mężczyzna ruszył pod prysznic i włączył ciepłą wodę. Przez chwilę mocował się ze słuchawką, która nie chciała znaleźć się w uchwycie.
- Zapraszam - rzekł z uśmiechem.
Był bardzo podekscytowany bliskością kobiety. Ciepła woda spłynęła po jego ciele. Zmoczyła włosy, potem ruszyła po szyi i wnet klatce piersiowej oraz brzuchu. Potem strużka wsiąknęła w jego włosy łonowe i obmyła nasadę penisa. Posiadał całkiem dużą męskość, choć mieszczącą się w granicach normy.
Dziewczyna zatrzymała się krok przed prysznicem, obserwowała Marcela. Patrzyła na stróżki wody spływające po jego skórze. Obserwowała ścieżki które wytyczały po jego klatce piersiowej, powoli opuszczając wzrok coraz to niżej. Gdy dotarł do jego męskości, Marta uśmiechnęła się lekko i spojrzała Marcelowi w oczy. Podała mu swoją dłoń jakby pozwalała się zaprosić.
Marcel wciągnął ją do środka i zamknął za nimi drzwiczki, żeby woda nie zmoczyła podłogi. A jeszcze bardziej pragnął odgraniczyć ich od reszty świata. Znów naparł na nią i pocałował ją mocno. Wnet para z ciepłej wody utworzyła wokół nich mgiełkę. Było nieco duszno, ale nie na tyle duszno, żeby przestało być przyjemnie. Marcel pragnął dotknąć każdego centymetra ciała Marty. Jego dłonie błądziły po jej skórze. Zdawały się tkwić w gorączce, nie wiedziały, gdzie pozostać na dłużej. Ściskał jej piersi, przesuwał palcami po biodrach, dotykał ramion, potem policzków. Miała taką gładką skórę, jakby codziennie korzystała z ogromnej ilości olejków. Choć nie spodziewał się po niej nadmiernej dbałości o takie błahe, trywialne sprawy. Marta i tak była piękna i niezwykle atrakcyjna. Marcel miał wrażenie, że był ogromnym szczęściarzem, że znalazł się z nią w takiej sytuacji. I to po raz drugi. Może chciał, aby to miało miejsce po raz trzeci. Dlatego też nie przejmował się już w ogóle ewentualną ciążą. Nawet nie myślał o niej. Para wodna zatruwała mu umysł tak mocno, jak i pożądanie.
- Obróć się tyłem - szepnął do niej i zrobił krok do tyłu, chcąc jej na to pozwolić.
Marta z pewnym ociąganiem, niechętnie odrywając ręce i wzrok od Marcela posłuchała jego prośby. Oparła się dłońmi o ściankę prysznica, pozwalając by stumień ciepłej wody spływał po jej plecach. Jednocześnie obróciła głowę w bok, tak by kątem oka mieć wgląd na Marcela.
Feliński zaśmiał się na to.
- Jeśli chcesz wiedzieć, co robię, to mam same złe zamiary - powiedział. - Ale weszłaś tu z własnej woli - dodał.
Położył dłoń na jej kręgosłupie w odcinku lędźwiowym i lekko nacisnął. Chciał, aby Marta lepiej się wyprężyła i bardziej wypięła. Wtedy upadł na kolana i przybliżył twarz do jej ciała. Przesunął językiem po jej wargach sromowych. Był spragniony. Czuła to.
- Ciekawi mnie, czy będziesz musiała skorzystać ze swojej mocy i na mnie, żeby poczuć się zaspokojoną - nawiązał do tego, co Marta powiedziała mu na balkonie.
Następnie wsunął w nią palec wskazujący.
- To zależy, jak dużo będziesz gadał, a jak dużo robił - odparła z przekąsem zielonowłosa, nie zmieniając wymuszonej przez Marcela pozycji.
Feliński mógł wyczuć gotowość Marty. Wnętrze jej pochwy było wilgotne i napuchnięte.
Dołączył drugi palec. Zaczął ją penetrować nimi.
- Umysł jest podobno najbardziej erogenną strefą - powiedział. - Na mnie działają słowa - rzekł.
Następnie wstał i zaczął błądzić żołędzią. Nie do końca trafiał do środka. Prześlizgiwał się za każdym razem. Marta odniosła wrażenie, że bardziej się bawił, niż był nieporadny.
- Na przykład… jakbym powiedział do ciebie… żebyś po wszystkim ubrała się w szlafrok, poszła do mieszkania na przeciwko i kazała Konradowi ruszyć tutaj pod prysznic… pewnie podnieciłbym się jeszcze bardziej. Chciałbym, żeby brał mnie na twoich oczach. Widzisz? Podnieciłem się jeszcze bardziej. Na mnie działają słowa - powiedział. - Ale jeszcze bardziej od słów działasz na mnie ty - rzekł.
Wsunął się do jej wnętrza. Kobieta była przygotowana i wyraźnie podniecona, przynajmniej pod względem fizycznym. Wnet ruszył wgłąb dalej, aż dotarł aż do samego końca. Jęknął z rozkoszy i przytulił się do niej od tyłu. Prawą dłonią złapał jej pierś i ścisnął.
- Sama twoja obecność - powiedział. - Myślę o seksie od samego rana - rzekł. - Obudziłem się, mając ciebie w głowie. Namalowałem cię. Nie cierpię tego, co ze mną robisz. Ale na razie kompletnie jestem pod twoim wpływem. Rzuciłaś na mnie czar? Czy to możliwe? To prawdziwe, co czuję? A może sztuczne?
Odchylił lędźwie i pchnął ją mocno. Ta brutalność była nieco nieprzyjemna, ale zarazem fala rozkoszy rozlała się we wnętrzu Marty.
- Każesz mi to czuć? - zapytał. - Każesz mi zakochać się w tobie?
Marta nie odpowiedziała od razu. Jęknęła, przystawiając czoło do zimnych kafelków łazienkowych.
- Nie muszę - powiedziała - i nie mogę, a szkoda. Przypomniałabym ci, co to jest łechtaczka.
- Dobrze pamiętam - odpowiedział Marcel. - Musisz najpierw zasłużyć - rzekł.
Położył dłoń na jej biodrach i zaczął poruszać lędźwiami. Jęknął z przyjemności. Kobieta była ciepła, wilgotna i bardzo atrakcyjna. Cieszył się, że weszli do łazienki, bo gdyby coś miało im przerwać, gdyby pozostali w dużym pokoju… Pewnie zakipiałby ze złości. Marcel wsuwał się we wnętrze Marty coraz szybciej, a po chwili zwolnił. Przysunął się i pocałował ją w policzek. Wtedy przesunął dłoń na jej brzuch i sięgnął niżej. Zaczął delikatnie pocierać wrażliwe punkty kobiety. Pamiętał, kiedy był dzieckiem i odkrył, że wcale nie znajdowały się w samym środku. To było cholernie nieintuicyjne. Marta jednak przypomniała mu o tym i chciał, aby czuła się równie dobrze, jak on się czuł. A był kompletnie pijany. To była dla niego jeszcze bardziej magiczna chwila, niż jego pierwszy raz. Teraz był trzeźwy. A jednak kompletnie pijany. Więc gdzie tu była logika? Nie było jej. I stąd właśnie ta chwila była magiczna.
- O tak… - zdążyła powiedzieć Marta, gdy dłoń Marcela znalazła się tam, gdzie sama przed chwilą tego chciała. Później nie była w stanie nic powiedzieć. Jęczała, a Feliński mógł być pewien, że właśnie dochodziła.
Uda Marty zaczęły lekko drżeć, a ona sama zastygła w bezruchu. Marcel nie był przyzwyczajony do kobiecych orgazmów. Ponadto nie były one tak jasno i wyraźnie zaznaczone, jak męskie. Zaczął zastanawiać się, czy Marta doszła, czy może dopiero teraz zaczęło jej być przyjemnie i dopiero potem miało być jeszcze bardziej. Zebrał jej zielone włosy i lekko pociągnął ręką. Odchylił w ten sposób jej głowę do tyłu. Wczepił się w jej usta, kiedy wciąż dochodziła. Potem przegryzł jej wargę, dalej poruszając się w jej wnętrzu. Czy to było możliwe, że doszła przed nim? To brzmiało jak bajka mająca na celu pogłaskanie męskie ego. Czy udawała? Nie wydawało mu się. Ale słyszał o tym, że czasami kobiety udawały… choć Marta nie zdawała się tego typu osobą. Zaczął brać ją mocniej.
 
Ombrose jest offline