Po skończonej walce i sprywatyzowaniu broni i ekwipunku poległych wrogów ekipa obrała za kierunek sortownię. Podzielili się na dwie sekcje i poszli na południe bocznymi holami. Światła latarek przeganiały mrok podejrzanie cichych i pustych korytarzy. –Zwracajcie uwagę na pułapki. Może ich być tu sporo – ostrzegła Marchand. Adepci komórki zaczęli kroczyć wolniej, czujnie wypatrując i nasłuchując wszystkich niezwykłości którymi mogła być naszpikowana twierdza techpriestów.
Drużyna weszła do sortowni i wtedy się zaczęło. W ich kierunku poleciały granaty – błyskowy i z gazem. Ten pierwszy po prostu oślepiał. Ten drugi z pozoru dławił i zostawiał paskudny posmak na języku. Dopiero po chwili dało się zauważyć, że to halucynogen zmieniający postrzeganie rzeczywistości. Firolio zaczął biegać, machając rękami jakby latał, Fabio uciekł i skrył się za jakimiś kontenerami, Bertan, Carius i Varn byli przekonani, że są niewidzialni i dziarsko leźli dalej, nie przejmując się, że mogą być na celowniku wrogich strzelców. Z kolei Flavio pochłonięty był wytrząsaniem z połów ubrania wyimaginowanego robactwa. Efekty halucynacji nie trwały długo, ale dały atakującym trochę czasu. Dwóch serwitorów zeskoczyło z góry, jeden powalił na podłogę Perkele, drugi zaczął mocować się z Marchand, chcąc ją powalić. Kiedy reszta drużyny otrząsnęła się z szoku, błyskawicznie wykonała na trybach egzekucję za pomocą broni białej. W sortowni zrobiło się cicho. Po zakończeniu krótkiego starcia, Marion zarządziła godzinną przerwę na odsapnięcie, przeładowanie broni, zabandażowanie ran, jedzenie, picie – standard.
Następnie pojawiło się pytanie – gdzie teraz? Do laboratorium czy do magazynu bioniki? I czy rozdzielać się na dwie sekcje, czy iść razem? Po kilku minutach dyskusji, ustalono, że wszyscy adepci idą razem i kierują się najpierw do labów. Szli w szyku, Marion na szpicy, potem Firolio – czujnie sprawdzali korytarz pod kątem potencjalnych pułapek. Panował półmrok rozświetlany jedynie blaskiem bijącym od drzwi laboratorium. Ekipa zeszła po krętych schodach jakieś 1,5 metra w dół poniżej poziomu korytarza. Już mieli się zagłębić między stoły z technicznymi utensyliami i przeszukiwać regały, gdy wtem z niesamowitą szybkością ruszyła się kupa złomu leżąca dotychczas spokojnie w kącie. I jak się okazało, był to tylko kamuflaż dla metalowego monstrum o czterech parach rąk. Wielki, koszmarny przeciwnik, zgrzytając blachami wpadł pomiędzy członków OH i zaczął wywijać zakończonymi stalowymi ostrzami łapskami. Zaskoczony Metzenbaum cudem uniknął śmierci, w ostatniej chwili wykonując unik. Flavio podjął walkę wręcz, korzystając ze znaleźnego miecz. Podobnie Perkele, Metzenbaum i Marchand dobyli broni białej i uderzyli na przeciwnika. Niestety, większość ciosów odbijała się tylko od grubego pancerza. Pozostali zdecydowali się na walkę strzelecką, waląc w robota kulami i laserami. Dopiero jednak celna seria Cariusa powaliła przeciwnika na ziemię, ponownie zamieniając go w kupę złomu.
Po walce zaczęło się przeszukiwanie miejscówki. Było całkiem sporo interesujących rzeczy. Z najważniejszych - dzienniki tutejszego Magosa zapiski z eksperymentów i badań. Od daty mniej więcej odpowiadającej tajemniczemu atakowi nakolonię Tsade I, Barahest Mt. Machine Temple borykało się z szeregiem usterek,problemami w pracy serwitorów, trudnościami w skupieniu u menialsów i tech-adeptów. Wszyscy ludzie zaczęli też mieć problemy ze snem, koncentracją, miewać koszmary – bliżej niesprecyzowane, niezapamiętane. W pewnym momencie - gdzieś w okolicach tych pozasezonowych, wielkich burz na Tsade II - jakby “pękła bańka”. Zaczęli się zachowywać, pisać i myśleć irracjonalnie. Stopniowo pogrążali się w szaleństwie. Zapomnieli o wierze w Omnissiaha (choć nie zaczęli wyznawać mrocznych bogów w to miejsce), przestali dbać o świątynię i swoje obowiązki, natomiast w to miejsce w gorączkowy, nieskoordynowany, a w pełni szalony sposób poszli za jakąś nowonabytą obsesją - pełno w zapiskach i zdjęciach lekarskich utensyliów, szalonych eksperymentów medycznych, “usprawniania” ludzi cybernetyką (bez znaczenia na wolę “usprawnianego”). Potrzebowali “więcej mięsa” (stąd porwania ludzi z wiosek). Więcej bioniki i materiałów (stąd szaber). Zaczęli klepać szalone konstrukty, cyber-kukiełki i bionikę z pordzewiałego szrotu.
Marion chwilę pomyślała nad zastaną sytuacją, a następnie korzystając z wiedzy i doświadczenia podzieliła się swoimi domysłami: -Rzeczywiście od kilku dekad Świątynie Maszyn i statki medicae Augmetic Scholae w Obrębie Josian padają ofiarą takich wynaturzeń. Nikt nie wie, skąd się to bierze. Jest to tech-herezja, jak i zarazem Maletek (mieszanie “normalnego ludzkiego” techu z Warp fuckery) i to tłumaczy dlaczego Barahesty zamilkły.
-Należy wyeliminować wszystkich szaleńców, ich konstrukty oraz ofiary, sprawdzić stan sieci
kogitacyjnej i archiwów, czy noszą znamiona Skazy – podsumowała.
-Znaczy ten metal w ich czaszkach sprawiał, że działali jak kukiełki? - dopytał Varn, mając trudność w zrozumieniu jak działają zaawansowane wynalazki inżynieryjne. -A te tryby zaczęły robić to ludziom z nieznanych przyczyn? Czyli musimy znaleźć ich mąciciela i pogadać z nim na poważnie. Za pomocą maczugi owiniętej drutem kolczastym. - zrobił krótką przerwę. -Ciekawe jak ktoś zdołał przekabacić trybów na swoją stronę. Jakieś narkotyki w jedzeniu? To by się zgadzało. Tylko czy wszyscy technicy jedli to samo pożywienie? Czy powinniśmy szukać gdzieś indziej?
Bertan tylko splunął na ziemię. Nie wiadomo czy w geście pogardy, nienawiści czy wyraża tym emocje z poprzedniego starcia. Mikenheim nalegał na jak najszybsze zrównanie tego heretyckiego miejsca z ziemią.
- Nie da sie odstrzelić jakiegoś głównego złego i zlikwidować wszystko w zarodku? - zapytał Carius - Wysadźmy wszystko w pizdu i będzie po problemie, jeśli chodzi o tę placówkę
- O ile ubicie szaleńców to konieczność to zrównanie świątyni z gruntem… może być problematyczne. - uśmiechnął się z rezygnacją Fabio - Chętnie też bym oczyścił doszczętnie to miejsce z tego zepsucia, lecz Mechanicum może potrzebować tutejszych
zasobów… oczywiście o ile nie są skażone, wtedy nie ma o czym mówić.
- O ile nie są, dobrze powiedziane. - mruknął Bertan, sprawdzając baterię w lasgunie
-Jesteśmy świadkami jak mroczne potęgi wykorzystują najmniejsze słabości Imperium, aby odebrać nam to co nazywamy Światłem Imperatora. Teraz gdy zaczynamy odkrywać tajemnice tych plugawych czynów nie możemy pozostać obojętni i musimy doprowadzić tą sprawę do końca.. Nasz przeciwnik konsekwentnie będzie wykorzystywał każde nasze zawahanie oraz każdą wątpliwość w naszym sercu by zadać cios. Tu chodzi o coś
cenniejszego niż sprzęt i zasoby. Dlatego gdy będziemy pewni że zebraliśmy wszystkie potrzebne dowody. Świątynie powinniśmy zrównać z ziemią jeśli nie będziemy w stanie to należycie zapieczętować. Każde skażone miejsce może z czasem ponownie wypuścić swoje macki… – odezwał się Flavio.
- Podzielam twoje sentymenty, Sotanus - odpowiedziała Marchand - Ale bez Świątyni Maszyny tegoroczne zbiory będą mizerne. Kiedy oczyścimy to miejsce, pociągnę za sznurki i odpowiednio nakreślę sytuację naszej Pani oraz przedstawicielom Adeptus Mechanicus. Muszą tutaj przysłać Techgzorcystę i sztab ludzi od czyszczenia techno-Skazy. Pod nadzorem Inkwizycji, oczywiście. - Zmieniła magazynek w auto-karabinie.
- Koniec przerwy, nasza praca jest niedokończona. Zabezpieczamy korytarze. Dobierzcie najsilniejszą broń palną. Plox, Varn, amunicja przebijająca. Metzenbaum, jak zabezpieczymy korytarze, ty zostajesz z tyłu i pilnujesz wyjść. Oddaj Frag-erpega Perkelemu. My natomiast wchodzimy do kwatery głównej. Ja i Varn na szpicy, Perkele i Bertan zaraz za nami z
wyrzutniami RPG. Reszta broń palna. Jeśli są tam malifecty i serwitory, trzymamy je na dystans i rozstrzeliwujemy. Jeśli są tam jacyś ludzie, tutejsi tech-kapłani…
Powiodła wzrokiem po wszystkich.
- Żadnych jeńców.