Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 12:05   #107
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Ruszyli dalej, w pierwszej grupie Dragan, Victoria, Gortax i Galdaran, za nimi ociągając się trochę Sadrax. Drow rozejrzał się po raz kolejny, ale wróg najwidoczniej był mistrzem w ukrywaniu. Albo go ni ebyło. Przynajmniej tutaj. Ruszył kilka metrów z tyłu i trochę z boku. Jechał wciąż się rozglądając, ale dopiero po kilkudziesięciu metrach zorientował się, iż ślady jego konia znikają. Po prostu piasek się wyrównywał… na jego oczach. Co gorsza, ślady reszty grupy widniały w najlepsze. Coś tu się działo i to najwyraźniej magicznego.
Kolejna dziwna rzecz, nagle zaczął zostawać w tyle, mimo, że koń nie zwolnił. Tracił wierzchowca piętami i przyspieszył… by nagle ściągnął wodze. Mało nie władował się w jadącego na końcu czarodzieja.
- Coś tu nie gra - powiedział drow.
- Chyba wiem o co chodzi… komnata czasu. Najwyraźniej zaczyna szwankować i fluktuacje czasoprzestrzenne rozlewają się na zewnątrz.
Drow popatrzył uważnie na niego zastanawiając się, czy powierzchniowiec nie obraża go.

Po pół godzinie jazdy drow powiedział:
- Nie oglądajcie się, ale ktoś na nas patrzy. Są przy trupie wywerny.
- I wyglądają dokładnie jak my
- dodał Sadrax.
- A ci co jechali przed nami, znikli - dodał Gortax. - Na pewno nie dojechali do bramy. A nie mieli gdzie się schować.
- Wyglądało jakby zniknęli. W jednym momencie byli, potem ich nie było. - wtrącił Galdaran.
- Ich śladów też nie ma.
- Dodała paladynka.

Czekało ich jeszcze prawie pół godziny jazdy. Ruiny twierdzy nie wyglądały na zamieszkałe. Nic nie widać było czającego się na blankach, ani w ciemnych otworach strzelnic. Brama otwarta na oścież, można by wjechać dwoma wozami koło siebie.

W końcu dojechali do bramy, z pewnymi obawami i z bronią w ręku wjechali w jej cień. Wynurzyli się na dziedzińcu, mimo widocznych zniszczeń, nie był zawalony gruzem, ten ktoś pozbierał na kupy pod murami. Dziedziniec był otoczony ze wszystkich stron murami i gruzem, jedyne wyjście prowadziło na przód, do kolejnej, mniejszej już bramy. Idealne miejsce na zasadzkę. Nie zdążyli się zastanowić, kogo wysłał przodem, gdy na zniszczonych zębem czasu blankach wewnętrznej bramy dostrzegli ruch.
Jakiś mężczyzna w habicie, nie dzierżył żadnej widocznej broni. Widział ich, odrzucił z głowy kaptur i pomachał do nich.
- W końcu przybyliście, zapraszam wysłannika Kapituły i jego świtę!
Chwile później znikł im z oczu, najwyraźniej schodząc schodami czy drabiną w dół.
 
Mike jest offline