Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 15:05   #57
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Poruszali się dalej, torując sobie drogę przez świątynie. Świątynię, którą w mniemaniu Bertana należałoby zrównać z ziemią. Śmierdziało tu herezją, w dodatku była to tech-herezja której nie rozumiał, a smród mógł rozlać się na resztę planety. Coś niedopuszczalnego.

Niedopuszczalne, a jednak stało się to, że znowu ich zaskoczyli. Granaty które rzucono w ich stronę okazały się uzbrojone w gaz oraz inne halucynogenny. O ile Mikenheim zdołał przetrwać gazowanie..

"- To jest granat z ładunkiem gazowym. Konkretniej, jest to gaz łzawiący. - mówił instruktor, który na czubku głowy nosił maskę przeciwgazową. - Zawiera substancje, które nie są groźne, ale są cholernie wkurwiające. Powodują duszności, a z oczu lecą łzy. W chuj dużo łez, co przeszkadza w normalnym działaniu. I właśnie teraz... - przerwał, naciągając maskę na twarz i wyciągając zawleczkę. - .. poznacie skutki, byście zapamiętali czym się je. - dokończył, pozwalając by łyżka odskoczyła, a gaz uwolnił się z sykiem.
Zamknięci w pomieszczeniu, całym plutonem, dość szybko zaczęli odczuwać skutki gazu. Pierwsi zaczęli kaszleć, odkrztuszać i pluć na ziemię. Skutki intensyfikowały się i gdy cały pluton podskakiwał, krzyczał i huczał, próbując radzić sobie z skutkami, drzwi otworzyły się i kolejny instruktor w masce przeciwgazowej głośną komendą kazał wypierdalać wszystkim w równym szyku.
O dziwo nie pozabijali się przy wychodzeniu, ustawiając się w jedną linię. Świeże powietrze było niczym łaska samego Imperatora, choć Bertan radził sobie z skutkami gazu jeszcze przez jakiś czas."


Chwile potem dojebał go kolejny granat, wywracając jego percepcję do góry nogami. Mieszanina bodźców oraz wykręcenie zmysłów sprawiły, że czuł się.. niewidzialny. No, jak mogłoby być inaczej, gdy stał przed resztą Akolitów i nikt do nie widział? Chodził, podskakiwał, machał rękoma przed ich twarzami, ale oni go nie widzieli. Dość szybko się otrząsnął, gdy zaatakowali ich kolejni. Na całe szczęście było ich zbyt mało, a Akolicie poradzili sobie z nimi błyskawicznie.
Marchand zarządziła postój, bo niektórych efekty działania granatów docisnęły mocniej, niż można było przypuszczać. Oparł się plecami o skrzynię. Zdjął hełm i odetchnął chwilę. Z kieszeni wyciągnął baton proteinowy i pochłonął go kilkoma kęsami, popijając wodą z manierki, którą podrzucił mu któryś z jego nowych braci.

**

To, co wydarzyło się w następnych pomieszczeniach, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Góra metalu i poskręcanego ciała, która z łatwością mogła rozszarpać ich na kawałki, wbiła się w środek Akolitów. Tym razem nie szedł w awangardzie, toteż oszczędził sobie przykrości płynącej z walki w zwarciu. Nigdy za nią nie przepadał, była jego słabością. O wiele bardzie wolał strzelać.
Lasgun nakierował się na potwora samoczynnie. Pojedynczy strzał, z zmodyfikowanej broni, doładowanej zmodyfikowaną baterią. Standardowa broń, która stałą się śmiercionośną maszyną do pielenia herezji. Suchy trzask - charakterystyczny dla broni laserowej - przeciął pomieszczenie, wgryzając się w cielsko potwora. Abominacja nie wydała z siebie dźwięku, ale wiedział, że trafił i to porządnie. Mógłby rzucić granatem, ale zbyt wielu jego braci walczyło w zwarciu, parując i unikając ciosów stalowego potwora.
Doskoczył do kolejnej przeszkody, otwierając sobie kolejne podejście do strzału.
Kolejna kreska, tym razem zaabsorbowana przez metalową powłokę. Istnienie tej biegającej herezji zakończył Carius, pakując długą serię z pistoletu maszynowego. Najwyraźniej magazynek był załadowany specjalną amunicją, bo stworem potężnie szarpnęło przy przyjmowaniu dawki ołowiu i zwalił się z łoskotem.


Nie uczestniczył w przeszukiwaniu pomieszczenia, zabezpieczał ich działania. Przysłuchiwał się rozmowie i wtrącił swoje trzy grosze na temat tego co sądzi o tutejszej herezji.
Oczami wyobraźni widział, jak świątynia jest ostrzeliwana z wszystkiego, co posiadali. Co prawda, musieliby posiadać ilość takich stalowych puszek równą ilości ich samych, które otwierając ogień jednocześnie z wszystkiego, poważnie nadwyrężyłby konstrukcje, choć szczerze wątpił, by bez szturmu na świątynie i wybicia heretyków, rozwiązaliby sprawę. Może ostrzelanie świątyni z kilku Leman Russów załatwiłoby sprawę.
Jego rozmyślania przerwały rozkazy Marchand, szczególnie te o niebraniu jeńców. Cóż, tego mogła być pewna. Bertan nie zamierzał pozostawić przy życiu jakiekolwiek heretyka, nawet jeśli oznaczałoby to postawienie schwytanych przed ścianą i rozstrzelanie.
Czym innym jest mordowanie niewinnych i nieuzbrojonych cywili na Tranchu, czego był świadkiem podczas wyzwalania planety z rąk buntowników, a czym innym było oczyszczanie imperialnej ziemi z herezji.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline