Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2020, 21:21   #97
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Pięć dni temu...

Ciemną salę oświetlał jedynie ogromny ekran komputera. Na nim widniała niewielka, wręcz chuderlawa postać, o dość groteskowym wyglądzie. W oczy rzucała się zwłaszcza wielka, w porównaniu do reszty ciała, głowa, zwieńczona parą czarnych rogów. Postać spoglądała na swojego rozmówcę z rozbawieniem.

Owy rozmówca stał wyprostowany pośrodku sali. Jego postawa nie była jednak oznaką hołdu czy choćby szacunku, nie stał na baczność. On po prostu zawsze się tak prezentował - władczo, z godnością. Z wyglądu bardzo przypominał postać na ekranie, chociaż był od niej wyższy i lepiej zbudowany. Za swoimi plecami kręcił nerwowo długim ogonem.

- A zatem jesteś gotów zagwarantować, że na Zalt nie ma żadnych przejawów buntu? - spytała nieco znudzonym tonem osoba na ekranie.

- Nic się tam nie dzieje - odpowiedź była opryskliwa, ale wyprostowany mężczyzna nie mówił tego po raz pierwszy. Ile razy mógł to powtarzać?

- Mój wywiad twierdzi coś innego. Podobno...

- Twój wywiad się myli! - mężczyzna przerwał rozmówcy. - Nie próbuj się mieszać w sprawy mojej planety, Frieza.

- Twojej? - piskliwy śmiech opanował przez chwilę salę. - Mój drogi braciszku, zapominasz, że Cooler Force jest tylko częścią Frieza Force. A zatem twoja planeta jest w rzeczywistości moją planetą. Mogę z nią zrobić co mi się podoba.

- Ojciec ci na to nie pozwoli.

- Chyba że mu udowodnię, że nie radzisz sobie z jej zarządzaniem. Imperium nie potrzebuje w swym koszyku zgniłych jaj. A ja przywrócę porządek na Zalt.

- Udowodnisz mu? Jak? Sfałszowanymi raportami wywiadu?

- Nie zarzucaj mi kłamstwa. Wszak chodzi mi wyłącznie o dobro Imperium.

Ekran wyłączył się. W sali rozbłysły światła, co ujawniło obecność w niej dwóch kolejnych osób. Pierwszą z nich był potężnie zbudowanym beppaninem o ciemnozielonym kolorze skóry, drugą zaś brązowoskóry zalt. Żaden z nich nie odważył się odezwać nim nie zrobi tego ich pan. Ten jednak milczał przez długi czas. Widać było, że tłumi w sobie potężny gniew na swojego młodszego brata, z którym przed chwilą dyskutował. Wreszcie Cooler odwrócił się w ich stronę.

- Neiz - spojrzał na Zalta. - Wrócisz na swoją ojczystą planetę. Musisz działać szybko. Zaaranżujesz działania policyjne na szeroką skalę. Przedstawisz to jako od dawna planowaną akcję, poprzedzoną długim i dokładnym śledztwem. Potrzeba nam setek, a nawet tysięcy aresztowań. Wszystko jedno kogo. Głośne procesy i wyroki śmierci. Zrozumiałeś?

W tym samym czasie drzwi otworzyły się i wszedł przez nie błękitnoskóry brenchianin o blond włosach. Skłonił się natychmiast, niemal odruchowo, na widok swego pana.

- Salza, jesteś wreszcie - Cooler uśmiechnął się paskudnie. - Zacząłem się martwić o ciebie. Raport.

- Misja zakończona sukcesem, Cooler-sama. Napotkaliśmy pewne trudności, ale poradziliśmy sobie z nimi. Straciłem część swojej obsady w wyniku ataku nieznanych mi osobników...

- Jakich znowu osobników? Szpiedzy Friezy?

- Nie, mój panie. Też tak najpierw pomyślałem, ale to byli jacyś obcy. Dysponowali co prawda podobną technologią co Imperium, na przykład skanerami, ale nie były to modele przez nas używane. Nie udało mi się dowiedzieć kim byli ci osobnicy, ale upewniłem się przynajmniej, że żaden z nich nie przeżył. Przywiozłem ze sobą próbki ich sprzętu do analizy.

- Dobre i tyle. A zadanie?

- Przekazałem materiały i próbki technologiczne wysłannikom Paragusa, powinni zrobić z nich właściwy użytek. Przekazałem im jednak jeszcze coś. Pewną interesującą informację dotyczącą jednego z przydupasów Vegety. Coś co odkryłem dopiero na tym spotkaniu...


Z pewnym rozczarowaniem, o ile android może czuć coś takiego, C-SGK1 odkrył, że na piętrze niewiele było pomieszczeń innych niż pokoje mieszkalne. Konkretnie było tylko jedno takie pomieszczenie i nazywało się korytarzem. Same pokoje różniły się jednak od siebie. Były takie podobne do tego, w którym znalazł się na początku. Skromnie urządzone, z niewielką liczbą mebli, stworzone raczej tylko po to by ktoś miał gdzie spędzić noc.

Były jednak i takie, w których zamiast prostej, słomianej maty, można było znaleźć iście królewskie łoże, a zamiast prostej komody na ubrania, wielką trzydrzwiową szafę. A do tego pełno było w takich pomieszczeniach wszelakich ozdób typu obrazy, dywany z bogatym ornamentem czy rośliny o imponujących rozmiarach. W jednym z takich pomieszczeń znalazł jednak przyrząd zupełnie do niego nie pasujący. Metalowe dyby o solidnej konstrukcji. Dyby, które miały rozmiar dziecięcy. Były jednak puste.


- Jak sobie chcesz - odparł niezbyt przyjemnie Roch, po czym skierował się na dół i zniknął w bujnej roślinności.

Nie było go dłuższą chwilę. Marduk zaczął się zastanawiać czy aby na pewno dobrze zrobił posyłając tylko jednego wojownika, jednakże na dole nie rozgorzała żadna walka. Skaner pokazywał, że Roch jest cały i zdrowy, i że otacza go grupa źródeł energii. Wreszcie saiyanin wyłonił się spomiędzy drzew i błyskawicznie znalazł przy swoich towarzyszach.

- Jakieś miejscowe zwierzaki, nic wartego uwagi.

- Czego cię nie było tak długo? - spytał Pior.

- To drapieżniki. Upolowały jednego z olbrzymów, chyba wcześniej był ranny. Chciałem się upewnić, że gość nie żyje, a nie chciałem przepędzać zwierząt. Nie lubię odbierać łowcy należnej mu ofiary - na twarz Rocha wypełzł paskudny uśmieszek.

Grupa Marduka następnie sprawdziła dwie pozostałe grupy. Jedną zbadała Xela, drugą osobiście Marduk. To również były jedynie okazy miejscowej fauny.


W posiadłości Forschów Zere'el nie spotkał się z miłym przyjęciem. Najpierw lokaj nie chciał go wpuścić, tłumacząc że jest już zbyt późno na wizytę. W końcu jednak uległ namowom, by chociaż spytać pana domu o zdanie. W ten sposób udało mu się stanąć przed głową rodziny.

- Zere'el Ransan? - spytał tamten, prezentując tą, typową dla bogaczy, postawę sztucznego gniewu. Niby był oburzony, a jednak zachowywał całkowity spokój. - Cóż znaczyć ma to najście? O tej porze? I... - zawahał się. - Czy mi się zdaje, czy ty śmierdzisz alkoholem?
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline