01-07-2020, 07:30
|
#57 |
| - Nie widziałem żadnej kobiety ani porywaczy - odpowiedział Fawfein. - Tak, jak mówiłem, to jest ma domena, pochodzę stąd, jestem strażnikiem lasu i duchem tutejszej zimy. Co do tego chłopaczka z wioski, chciał zrobić mi krzywdę, więc nie mogłem na to pozwolić. Dostał, na co zasługiwał.
Astrid i Mihael szybko zorientowali się, że coś jest nie tak z zachowaniem Fawfeina. Druidka wykryła zaklęciem delikatną, magiczną aurę unoszącą się z grzbietu jelenia przy samej szyi, a mnich zauważył, że głos płynie właśnie stamtąd, a nie z wnętrza zwierzęcia. I to właśnie Mihael wpadł na pomysł obrzucania śniegiem najpierw towarzyszy, a potem jelenia.
Świeży, sypki biały puch spełnił swoją rolę, gdyż osiadł na niewielkim kształcie znajdującym się na grzbiecie Fawfeina, zaznaczając delikatnie jego sylwetkę. - No to koniec przedstawienia! - Warknęła niewidzialna istota i wydała jeleniowi polecenie. - Zabij dowcipnisia!
Zwierzę w mgnieniu oka zerwało się do biegu, próbując porożem staranować Mihaela, ale mnich był przygotowany i zdołał uskoczyć w bok. Jeleń w tym czasie rąbnął w drzewo, zrzucając na siebie z gałęzi czapy śniegu. Niewidzialna istota siedząca na jego grzbiecie zrzuciła z siebie zaklęcie niewidzialności i dojrzeliście ją, unoszącą się w powietrzu nieopodal.
To był kolejny Zimotknięty fey, trzepoczący niewielkimi, przezroczystymi skrzydełkami. Wycelował z łuku w stronę Draugdina i trafił go ramię. Półork poczuł, jak niewielki sopelek wbity w skórę roznosi po jego ciele przeszywające zimno, jednak oprócz tego nie odczuł, by został ranny. - Zabij wszystkich, Gaatud! - Fey wydał polecenie jeleniowi.
Znów musieliście bić się o własne życie. |
| |