Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2020, 14:37   #50
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Półelfka niezbyt wierzyła deklaracjom chytrego Wellsa, ale przynajmniej co do zrzeczenia się nagrody zamierzała trzymać go za słowo. Mocno. Poza tym, podzielała jego zdanie o trzymaniu się w grupie. Potrzebowała paru biednych głupców, którzy robili by pewne rzeczy za nią. Sama hołdowała dewizom „Żyj sprytnie! Żyj długo!” i „Lepiej być tchórzem, niż nieboszczykiem”. Dlatego w niektórych sprawach musiała uciekać się do pomocy innych i opierać na bardziej pospolitych rozwiązaniach. Niestety jeszcze nie była dość potężna by radzić sobie ze wszystkim sama, ale nawet wtedy raczej nie lubiłaby sobie brudzić rąk pewnymi podrzędnymi aktywnościami. Więc, szczególnie teraz, niektóre cele po prostu wymagały od niej pewnej elastyczności, opanowania i łaskawości, z konieczności utrzymywania kontaktów z poślednimi jednostkami i grania przed nimi. „Tak, iluzja to wyśmienite słowo” skonstatowała w głowie.

„Co za bezczelność! Okaż odrobinę szacunku!” zaraz przemknęło Lavenie przez myśl po grubiańskim potraktowaniu przez Eldarinkę. Nieuzasadniona ordynarność grupy zaczęła eskalować i głęboko ją irytować. Chłodna odmowa Mileny i nędzny fortel Jona by kupić zaufanie tejże oraz jej smokokrwistego kompana dowodziły, co źle wróżyło na przyszłość, że jej współpraca z grupą ewidentnie nie układała się. Co ciężko było jej pojąć biorąc pod uwagę z jaką kurtuazją starała się do nich zwracać. Czyżby byli aż takimi prostakami, by nie docenić jej grzeczności? Owszem, interesowała ją zawartość tekstu, zatem miała ochotę otworzyć list, ale nie tak bezceremonialnie. Nie wątpiła też, że nie mieli prawa o tym wiedzieć, więc było to dla niej koronnym dowodem, że bez powodu potraktowali ją jak zwykłego łotrzyka! A nie mieli prawa! W szybkim przypływie pobłażliwości jednak wywnioskowała po wyrazach ich twarzy, że nigdy wcześniej nie spotkali... ISTOTY WYŻSZEJ. Takiej jak Ona. Cóż, w sumie zdawała sobie sprawę, że poszukiwacze przygód zazwyczaj pochodzą z pospólstwa i przejawiają bardzo niecodzienne zachowania. Bo kto roztropny naraża życie pchając się do zabijania brudnych bestii i cuchnących ruin dla garści złota albo, co gorsza, wytartych ideałów? „Honor, uczciwość, braterstwo? Phi, tylko ktoś niespełna rozumu mógł wierzyć w takie dyrdymały!” pomyślała pogardliwie. Jej zdaniem tego typu poglądy prowadziły jedynie prosto na cmentarz. I co najważniejsze, nie przynosiły konkretnych zysków. Więc nie warte były pielęgnowania. Przynajmniej ze szczerego serca. Bowiem na przykład tyranów i władców absolutnych szanowała za to jak obracali zapisami prawa, czyniąc z niego słodkie narzędzie występku, które chronił okutany w cnotę płaszczyk „praworządności”. Tak stosowane „zasady” jej nawet imponowały... Ostatecznie postanowiła wykazać swoją wiadomą wyższość, nie zniżając się do ich poziomu wulgarności oraz poddając częściowo ich „mysiej magii”, tzn. naginając do ich woli. „Będę robić to co wy, do czasu...” zdecydowała finalnie w duchu „Ale też pozwalając sobie czasem doradzić coś, co pozwoli nam uniknąć durnej śmierci, jaką możecie niewątpliwie na nas sprowadzić”.

Kiedy ułożyła już sobie tę kwestię w głowie stwierdziła, że pozostała jeszcze jedna. I wydawała się jej ewidentnie podejrzana. A mianowicie była to poufałość jaką zgromadzeni przy stole obdarzyli, w przeciwieństwie do niej, poznanego zaledwie parę przesypań małej klepsydry wcześniej czarnoksiężnika. Jemu bowiem bez wahania wręczyli pismo do Tary Cane. „Skąd ten brak należnego uwielbienia? Co niby jest w nim bardziej interesującego? Cóż mogło to spowodować?” dumała nieco zbita z tropu. Kobieca zawiść Mileny czy powściągliwość oczarowanego nią smoczego pomiotu? „A może łajdak rzucił na nich urok?” przeleciało jej nagle przez myśl. Jeśli tak, to zdecydowanie nie wyglądał dla niej na takiego. Przypominał jej raczej gołowąsa-kolorystę z podupadłego rodu, kolejnego z wielu podobnych, którzy w swej naiwności sądzili, że beztroskie bieganie po trakcie i zabijanie potworów razem z awanturnikami pozwoli im się dorobić i przywrócić odrobinę chwały ich zapomnianym biedackim familiom. Niedoczekanie jego! Prędzej skona zadźgany tuzinem włóczni w jakimś cuchnącym rowie, a jego rodowy pierścień banda zielonoskórych czy tam innych monstrów złoży pod nogi jakiegoś paskudnego wyobrażenia prymitywnego bożka w postaci bałwana zbudowanego z patyków i odchodów. Tak też sobie przemyśliwała co mogło spowodować ich nader ostrą i pomijającą Wellsa reakcję alergiczną. Dość szybko wydedukowawszy, że po prostu obawiają się jej wspaniałości. „I słusznie” pomyślała „Niektórzy ludzie po prostu rodzą się lepsi. I warto się ich wystrzegać, albo im służyć. Brawo skołtuniali prowincjusze, brawo. Rozpoznaliście królową” zakończyła fanfaronka uśmiechając się promiennie, idealnie w momencie, gdy drakon powiedział swój żart wyrywając ją z refleksyjnego marazmu.

Zaiste przyjacielu, pospieszajmy. Przygoda czeka! — rzuciła serdecznie i z werwą. Szybko znalazła powód do radości i motywację: „W sumie w dobrym nastroju jestem doskonała, ale w złym jestem jeszcze lepsza!” zaświtało jej w głowie.
 
Alex Tyler jest offline