Młot na erpegowców |
Czas mijał, zapadła nawet przez moment niezręczna cisza, ale żadna interwencja od strony pozostałych towarzyszy nie nadchodziła. „No i po zabawie...” skwitowała ostatecznie w myślach Lavena, przybierając na moment gorzką minę, wyrażającą pewien zawód i oburzenie. Smokowiec okazał się gołosłowny i nie poszedł jej w sukurs. A przecież nie zamierzała samojeden siłować się z rudym pokurczem. Całkiem inaczej to sobie wyobrażała, zwłaszcza że wolała być stroną pogrywającą, a nie pogrywaną...
W pojedynkę nie chciało się jej również udowadniać Teofilowi szalbierstwa, miała przecież lepsze rzeczy do roboty niż służyć za ostoję moralności. Jon wszelako lepiej się czuł w tych szatach, więc stwierdziła sardonicznie, że niech ma swoje pięć minut. Których pewnie miał zaraz pożałować, bowiem gnomi szachraj okazał się przygotowany na ewentualnych sceptyków i zapewne sięgnąwszy do pierwszej, asekuracyjnie pewnej, partii trefnego towaru, zaprezentował ją tłumowi, demaskując rzekome kłamstwa Wellsa.
W międzyczasie półelfka dumała nad decyzją Draugdina. Azaliż struchlał w obliczu faktów dokonanych, a może po prostu ta wredna Eldarinka namówiła go, by zostawił ją samą z drobnym oszustem i budzącym zażenowanie czarnoksiężnikiem? Brzmiało to dlań dość przekonująco, więc ochoczo przyjęła tę roboczą hipotezę. W międzyczasie obiecując sobie odegrać się na obu chytrusach...
Potem zorientowawszy się, że nadal stoi na widoku, zechciała czym prędzej zdjąć z siebie ewentualne odium wstydu oraz potencjalnie denerwujące spojrzenia prostaczków. W tym celu skorzystała ze skupionej głównie na biednym Wellsie uwagi otumanionych prowincjuszy, po czym sięgnęła po swe „iluzjonistyczne” talenta, aby niezauważalnie wymknąć się ze sceny wydarzeń i zniknąć z oczu tłumu. Jednocześnie w duchu złośliwie życząc powodzenia trefnemu „obrońcy uciśnionych” z szlachetnego rodu.
Pokonawszy parę kroków, szybko wypatrzyła po części odpowiedzialną za jej śladowy blamaż parkę. Na tenże widok zacisnęła gniewnie piąstki i nadęła wargi niczym naburmuszone dziewczę, zgryźliwie przedrzeźniając w myślach ich hipotetyczną rozmowę o dokonanym właśnie „figlu”. Gdy jednak dotarła do nich, przyglądających się całkiem znośnemu kawałkowi sztuki kartograficznej, rozluźniła się i nadstawiła spiczastych uszu coby wyłapać kilka pierwszych słów. Stwierdziwszy, że nie są o niej, odezwała się bez gniewu, choć w rzeczywistości miała ochotę odreagować nieco drzemiącą w niej frustrację. Chętnie zabrałaby jakiemuś smarkowi łakocie albo kopnęła kogoś w zadek.
— A tenże punkt wcześniej, przyjaciele? — zapytała grzecznie towarzyszy, przejmując inicjatywę. Podeszła żwawo do mapy i dotknęła smukłym, różanym palcem niewyraźny punkt na rzece, odrobinę na zachód od osady. Przy okazji ledwo zauważając, że dołączył do nich mgnienie oka wcześniej skwaszony Jon — To jakaś dziwna przeprawa? Ogólnie wody się nie lękam, wnosząc po aromatach tej wioski, w przeciwieństwie do tutejszego gminu. Ale! Korzystniej myśleć o czymś bardziej porywającym, nieprawdaż? Więc przejdę od razu do meritum: co, jeśli nie ma tu przejścia ani w ujściu strumienia? Po cóż tedy trudzić się przeprawą wpław? Moglibyśmy, wszakże wynająć łódkę od któregoś z tutejszych rybaków, tako będzie rychlej. Nie nadłożymy drogi. A, i jak widzę po rozkładzie potoków odchodzących od głównego zbiornika, to winniśmy być w stanie dzięki temu dotrzeć do wielu ciekawych miejsc w żwawszym tempie. Jeśli uważacie to za jakąś zgryzotę, to jestem w stanie wynegocjować uczciwą cenę za taką usługę od któregoś z tutejszych prostaczków, wszak jam złotousta i wyznaję się doskonale na sztuce dyplomacji — zakończyła zarozumiale.
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 04-07-2020 o 23:27.
|