07-07-2020, 08:23
|
#70 |
| Astrid podzieliła się z pozostałymi informacją o delikatnej, niemal już niezauważalnej magicznej aurze unoszącej się na wysokości głowy bałwana, dlatego podjęliście decyzję, że nie ma co ryzykować i trzeba go po prostu obejść. Na pierwszy ogień ruszył Mihael, który zboczył ze ścieżki i obszedł bałwana szerokim łukiem, przy samej linii drzew. Nic podejrzanego się nie wydarzyło i mnich bez problemu dotarł do brzegu skutej lodem rzeki Wishbone. Rozejrzał się dokładnie, nie dostrzegając nic nietypowego wśród drzew i ścieżki po drugiej stronie potoku, sprawdził też stopą lód, który okazał się być naprawdę gruby i solidny.
Mihael gestem ręki dał znać, że pozostali mogą podejść i po chwili ruszyliście przez skutą lodem rzekę. Pojedynczo i powoli, ostrożnie stawiając stopy. Kwadrans zajęło wam wszystkim dotarcie na drugi brzeg, jednak udało się to zrobić bez żadnych przykrych niespodzianek po drodze. Po chwili wróciliście na główną ścieżkę i ruszyliście dalej, rozglądając się po okolicznych drzewach. Dosłownie kilka metrów dalej, w zaspie przy jednym z drzew dostrzegliście leżące ciało.
Gdy podeszliście bliżej, Astrid, Mihael i Traivyr rozpoznali w zamarzniętym mężczyźnie Starego Dansby'ego, farmera, który jeszcze niedawno skarżył się na to, że ktoś kradnie jego uprawy. Obok niego leżały widły, a przyjrzenie się ciału pozwoliło odkryć kilkanaście niewielkich ran zadanych jakby igłami, więc rolnik musiał z pewnością paść ofiarą fey.
Nie mogąc już nic więcej zrobić dla mężczyzny, ruszyliście dalej. Po kolejnym kwadransie marszu szlak zaczął piąć się w górę, a w pewnym momencie usłyszeliście dobiegający gdzieś z oddali ludzki śmiech. Urwał się szybko, jednak wiedzieliście już, że nie jesteście w okolicy sami. Przyczajeni, ruszyliście ostrożnie ścieżką, na której po dłuższej chwili dostrzegliście dość świeże ślady butów, a wiatr przyniósł do waszych nosów przyjemny zapach gotowanego gulaszu. Aż zaburczało wam w brzuchach, gdyż nie jedliście nic od śniadania.
Wdrapaliście się na wzniesienie i wyglądając zza linii drzew dostrzegliście na niewielkiej polance nieopodal cztery proste namioty. Wokół rozpalonego ogniska między nimi siedziało czterech odzianych w futra mężczyzn, każdy z nich przy mieczu, z kapturami naciągniętym na głowy. Nad ogniem bulgotał gar z jadłem a nieznajomi zajęci byli parującym posiłkiem i rozmowami. Ze strzepów rozmowy, które do was docierały, dało się wywnioskować, że rozmawiali o łupach z "ostatniej roboty". Zajęci sobą i przez panującą szarówkę zupełnie nie zauważyli, że ich obserwujecie. |
| |