Sytuacja nie wyglądała za dobrze dla tej misji. Nawet jeśli naprawią przetwornice, to ile minie czasu zanim działania kseno rozp… rozwalą je znowu? -Ogień pojedynczy w razie czego. Nie możemy tu sobie pozwolić na radosną rozpierduchę.- zarządził porucznik niechętnie. I spoglądał na zegarek na nerwowo. Po czym zwrócił się do da Silvy wyjątkowo cicho, by nikt poza kobietą nie usłyszał. -Gdy powiem “spadówa”, to bierze pani cywili i swoją dupcię w troki i zwiewacie stąd tak prędko jak się da. Nie oglądacie się za siebie i nie czekacie na nikogo. Dam wam doktor Holon do osłony i tyle czasu ile zdołamy wyrwać kseno zanim zginiemy, ale to wszystko co możemy dać… zrozumiano?
Dyrektor da Silva przez dłuższą chwilę spoglądała beznamiętnie w oczy porucznika.
- To mało odpowiednia chwila na głupie żarty - powiedziała w końcu. - To nie jest żart. Jesteśmy blisko gniazda. Istnieje możliwość że ta misja tutaj rozwinie się bardzo niefortunnie, więc powinna być pani gotowa na najgorszy z możliwych obrotów sytuacji. Oczywiście jest to najgorszy z możliwych scenariuszy i liczę na to, że się nie zdarzy, ale… powinien być brany pod uwagę.- stwierdził z poważną miną Hawkes.
- To rozwalcie to gniazdu i będzie po sprawie - Powiedziała Vereonica z pełnym niezrozumieniem tak w głosie jak i wyrazie twarzy. - Byłoby, gdyby pani firma nie poskąpiła na personelu militarnym.- odparł Nathan.-Niestety jest nas trochę za mało na rozwalenie gniazda.
- Pańscy koledzy powiedzieli, że to wystarczy. A ja nie zwykłam negować zdań specjalistów - kobieta mówiła spokojnie. - Pan czy oni mijali się z prawdą? - To zostawiam pani ocenie.- odparł z ironicznym uśmieszkiem Hawkes.- Niemniej, w tej chwili to ja tu jestem, a nie oni. I jak wydaję rozkaz… także pani, to pani go ma wykonać. Ponieważ w pani dobrze pojętym interesie jest go wykonać. Jeśli oczywiście chce pani przeżyć tą wyprawę.
- W pana dobrze pojętym interesie leży, żebym ją przeżyła - odparła Veronica wyraźnie znudzona tym, że po raz niewiadomo który musi przypominać taką oczywistą rzecz. - I co najwyżej doradza pan mi. Rozkazy może wydawać pan swoim podkomendnym. - Zaczynam się zastanawiać czy pani przeżycie naprawdę leży w moim dobrze pojętym interesie.- westchnął ciężko Nate i wzruszył ramionami.-Niemniej jeśli dalej planuje pani pchać głowę pod topór, to cóż… niech się pani potem nie dziwi, że ten topór ową główkę oddzieli od ślicznej szyjki.
- Proszę sobie darować tak ciężkie zadanie jakim jest dla pana zastanawianie się. Nie wychodzi to panu wcale a wcale.
- Pani dyrektor… chodźmy stąd... - Szepnęła nagle Denise, nerwowo drapiąc się po ramieniu - ONE tu są… robi się wieczór… zaraz wyjdą z dziur...
- Po to jest wojsko, żeby nie wyszły - powiedziała łagodnie Veronica starając się tym uspokoić dziewczynę.
- Ich… tu są… setki… - Wydusiła z siebie nastolatka, blada jak przysłowiowa ściana.
- Wiem o tym- powiedziała łagodnie Veronica. - Tak jak o tym, że bez zasilania kolonia jest skazana na zagładę. Tylko nie próbuj uciekać Denise. To byłoby głupie - ostrzegła dziewczynę. Nie był to jednak oskarżycielski ton tylko przestroga.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |