Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2020, 22:45   #22
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

- Rozmawiać można, gdy widzi się z kim - powiedziała głośno Eiliandis. - Pokażcie się nam zatem abyśmy wiedzieli, że nie są to tylko puste słowa na wiatr rzucane.
Może i był to kraj władców koni. Może i w ich świecie, to właśnie Rohirim powinien podejmować decyzje. Ale ona nie była nimi. Uznała więc za stosowne postąpić tak jak Gondorczyk i porozmawiać.

Długo nie musieli czekać po słowach Eiliandis. Zza pni drzew i głazu, z cienia wyszły trzy osoby.
- Jam jest Imhar Donośny. - przemówił we wspólnej mowie właściciel głosu, który już przed chwilą słyszeli. - A to moi towarzysze z Dunlandu. Brac - skinął na ciemnowłosego woja z włócznią - i Sarf - kobieta z toporem i tarczą, miała dolną część twarzy poniżej nosa umalowaną na ciemnoniebieski kolor.

Rosły wojownik w ręku trzymał długi łuk, ozdobiony licznymi zwierzętami wyrytymi w drewnie. W odróżnieniu od towarzyszy, szczupłego mężczyzny i młodej kobiety, nosił krótko ostrzyżone szpakowate włosy długości srebrnej brody co gęsto okalała kwadratową szczękę. Na lewe ramię spadał długi warkoczyk grubości palca, który swój początek miał wysoko z tyłu głowy.

- Jestem Cadoc z klanu Rogacza - powiedział czarnowłosy w geście dunlandzkiego pozdrowienia przykładając pięść do piersi i opierając drzewce swojego topora o ziemię tym samym również deklarując rodowymi symbolami zdobioną broń.
Znał miano, którym przedstawił się obcy. I słyszał je nie raz i nie dwa przy ogniskach podczas wymienianych między krajanami opowieściami, które autorzy często krasili tym czym im własne podpowiadały.

Żaden z obecnych myśliwych nie potrafił ukryć zaskoczenia. Nawet przemawiający w ich imieniu Imhar wręcz obrócił twarz na lewo i prawo ku towarzyszom.

- Rhune syn Rhudela z Zachodniej Bruzdy. - odezwał się Eorling z dumnie wzniesionym czołem surowym wzrokiem taksując obcych. - I wielce chciałbym wiedzieć czy pozwolenie macie od króla by zapuszczać się w rihhirimskie góry. - włócznią zakreślił powoli łuk dookoła.
Mocne słowa Rohirrima poparł cichy przeciągły warkot Grimma, który w skupieniu śledził każdy ruch Dunlandczyków. Jakby w odpowiedź na pomruk jego właścicielka stanęła bliżej wilczara.

- Halla zwana Sikorką. - skinęła głową. - Z odległej krainy zza Wielkiej Rzeki, a ta bestia to Grim.
Uspokojony pies zamilkł a ona zrobiła ten sam gest, który wykonał Rogacz.

- Eiliandis, córka Eadwearda - odezwała się Gondorianka. - Uczona i uzdrowicielka z Gondoru.
-Yáraldiel z Lasu Lorien. - przemówiła milcząca dotąd elfka.

Dunladczycy w milczeniu wysłuchali imion rozmówców i tylko z szacunkiem kiwali głowami, choć ich twarze nie zdradzały już nic więcej. Nawet słowa syna Rhudela zdały się nie sprowokować żadnej reakcji, prócz może kilku więcej iskier w ciemnych oczach ludzi z Dunlandu.

- Zwierzęta w tych górach, jak i nasi przodkowie, mieszkali od tysięcy lat. Długo przed ludem końskim. - rzekł spokojnie krótkowłosy. - Lecz nie na wyprawie myśliwskiej bez zgody waszego króla tutaj jesteśmy. Są pewne misje, które nie dają czasu na obyczaje, których mój lud zresztą nie uznaje. - wzniósł porozumiewawczo rękę, aby uprzedzić gniew Rhune. - Tropimy wielką bestię, która w naszych stronach wielkie zniszczenie zostawiła. Każdy z nas stracił kogoś przez jej nocne rajdy. Niektórzy nawet wszystkich… - dodał ciszej i jakby spokojniej. - Jeśli chcecie nas powstrzymać, to równie dobrze możemy skrzyżować nasz oręż tu, i teraz, lecz kto na tym skorzysta? - rzekł ostatnie zdanie dobitnie i hardo.

- Nie ma potrzeby tak bezsensownie rozstawać się z życiem - powiedziała Eiliandis niezrażona tonem mężczyzny. - Bestia o której mówicie i mistrzom koni zagraża zabijając i siejąc spustoszenie. Usiądźmy zatem i porozmawiajmy.

Rogacz stanął u jej boku w geście poparcia dla jej słów.
- Wychodzi, tę samą zwierzynę tropimy Imharze i warto się naradzić. Tym bardziej gdy o trollu mowa. Daj jednak znać swym ludziom w oczeretach skrytym, by wyszli. Źle wspólnym łowom wróży, gdy jedni myśliwi w drugich z łuków z ukrycia celują.

Donośny zastanowił się chwilę patrząc po twarzach kompanii. Elfka oczyma jakby uśmiechała się życzliwie. Nawet zacięta twarz Rhune złagodniała na wieść o śmierci bliskich Dunlandczyków. Imhar spojrzał przez ramię za siebie i zagwizdał jak ptak.
- Siądźmy przy wspólnym ogniu zatem. - skinął w stronę obozowiska.
Chwilę potem do wszystkich dołączyło dwóch wojowników, których łowczy przedstawił jako Bryni i Osgar. Wyglądało na to, że Dunlendingowie nie kłamią i również wierzą, że nie są okłamywani.

***

Zachowanie Dunlandczyków już od początku było przyjazne. Zerkając ciekawsko na stroje, broń i uważnie studiują zachowanie, podzielili się upolowaną dziczyzną i poczęstowali Kompanię pitnym miodem. Znacznie bardziej cierpkim i esencjonalnym od tego, w który Rogacz zaopatrzył się u Cepy. W obieg też jednak i jego bukłak poszedł by zwyczajom stało się zadość, a Kompania poczęstowała Dunlendingów plackami ze swoich zapasów. Dokonawszy obyczaju jęli się naradzać. Rhune pierwszy przemówił czując się na swoich ziemiach gospodarzem. Jego dumna, acz smutna opowieść jednak nie wzbudziła w Dunlandczykach złości, a coś jakby nić porozumienia. I Rogacz też musiał przyznać, że żal mu chłopaka. Tym bardziej, że Rohirrim wcale swym tonem żalu nie współczucia nie oczekiwał. Wyjaśniał jeno jak się znalazł w Edoras gdzie Kompania podjęła się królewskiego zadania.
Potem opowiadał Imhar o ich polowaniu na bestię. Jego podejrzenia okazały się takie jak rogaczowe. Mieli do czynienia ze Śnieżnym Trollem. A znalazłszy Dunlendingowie plan mieli prosty. Wykurzyć z leża, osaczyć i zabić. Rogacz zaproponował, by tego nie czynić, a wręcz przeciwnie dać bestii spokojnie na żer wyjść. W tym czasie zaś pułapkę na nią w leżu zastawić. I choć pomysł znalazł poklask Donośnego, to Yaradriel słusznie zauważyła, że nie czeka ich dziś noc pochmurna. A taka być musi by troll leże opuścił. Do tego doszedł głos Eiliandis, że nie godzi się ryzykować kolejnych ofiar jakie oznaczać będą trollowe łowy na konie.
- Ustalmy więc teraz tylko, że siły w tej walce łączymy. A w wyborze sposobu łowów pomoże nam widok leża gdy je znajdziemy - postanowił Rogacz.
- Tak zróbmy - potwierdził Imhar.
- Tak zróbmy - potwierdziła Eilandis - Ale jeszcze nie teraz. Od jak dawna obozujesz Imharze w tym wąwozie?
Pytanie to choć może słowa wydawały się podejrzliwe, w tonie skrywało coś zupełnie innego. Coś co chodziło Gondoryjce po głowie, ale czego jeszcze nie wyjawiała. Donośny nie zwlekał mimo to z odpowiedzią i niczego nie ukrywał.
- Od kilku godzin. Ale nie wchodziliśmy w głąb jeszcze. Trzymamy się wejścia. Wolimy je mieć na oku. Tam w głębi jest... przeklęta atmosfera. Poza tym to najlepsze miejsce zważywszy na ten wąwóz i… bliskość ludu koni.
Co rzekłszy zerknął bez urazy, ale wymownie na młodego Rohirrima.
Rhune włócznią wskazał kierunek, w którym miała wieść ich droga.
- Nie słyszałem o tym Przeklętym Wąwozie, ale o tym, że w górach są miejsca przesiąknięte wręcz namacalnym złem, gdzie mnożą się orki i insze bestie, to wie każdy. A góra przy Harrowdale to całkiem przeklęta jest. Nikt żywy stamtąd nie wraca.
- To przeklęte miejsce. Pełne złych mocy - rzekł Dunlandczyk z niechęcią patrząc w tym samym kierunku. - To się czuje.
- Czuje… - powtórzyła cicho ostatnio słowo Eiliandis - A słyszy? Szepty? Namowy do… nieprawości i występku?
Tym razem Dunlendingowie spojrzeli na nią niepewnie, a w ich oczach pojawił się cień obawy. Szczególnie u dziewczyny z malowaną twarzą.
- Ona również słyszała nawiedzone głosy na wietrze. - Imhar wskazał towarzyszkę. - Ja tylko niezrozumiały szept. To może duchy poległych lub przeklętych. W naszych Górach Wież są takie i jeszcze nawet mroczniejsze miejsca…
- Zagadką pozostaje - wtrącił Rogacz - Czy i bestia je słyszy.
Po czym już wszyscy spojrzeli na tchnący wilgocią i zbutwieniem mroczny szlak jakim wiódł wąwóz.

***

Donośny zdybał go już przy koniu gdy mieli ruszać.
- Czy prawda to, że na służbie króla Rohanu jesteś?
Rogacz zerknął na wielkiego łowcę i wrócił do poprawiania czapraka pod siodłem. Nie szło mu to najlepiej.
- Służę swojemu klanowi, nie królowi. - w końcu ułożył wszystko jak trzeba i pogłaskał Comber po łopatce - I mam nadzieję, że nie będę musiał jednak wybierać między krajanami, a kompanami.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem