| Kierownik skanu musiał przyznać, że poszło lepiej niż początkowo zakładał. Tak, postąpił lekkomyślnie. Właściwie teraz jak o tym myślał, to nie wiedział, co wtedy w niego wstąpiło. Jak mógł tak lekką ręką zdemaskować ich obecność w St. Louis po miesiącach skrzętnej konspiracji? Sam dotychczas robił wszystko, by nikt się nie dowiedział o XCOM, a teraz dla bandy dilerów i okolicznej „hołoty” zaryzykował wszystko, nad czym pracowali.
Mleko się rozlało i nie było co dłużej tego rozpamiętywać. Część członków rady przyjęła to lepiej niż gorzej, niektórzy nawet dopatrywali się w tym pozytywów. To dało Japończykowi pozytywny sygnał mówiący o tym, że nie on jeden o tym myślał. Może część z nich rozpatrywała to od dłuższego czasu, ale nikt jak dotąd się nie odważył. - Musimy sprawdzić to miejsce, tamten Walmart gdzie ich wykiwali - stwierdził Law na posiedzeniu rady, kiedy rozmawiali o problemie z Bailey’em. - Wybierzemy się tam ze skanem, weźmiemy jakiś sprzęt i przeprowadzimy małe dochodzenie. Może znajdziemy tam jakąś wskazówkę zostawioną po Zamaskowanych. Jeśli nie, to popytamy u nas po okolicy. Wiemy, jakiego towaru brakuje, więc może ktoś będzie go próbował drugi raz opchnąć. Póki co unikamy kontaktu z Alvarezem, dopóki nie wywiążemy się z pierwszego zamówienia. Chcę udowodnić miejscowym, że dotrzymujemy słowa. Jeśli się z nami skontaktuje, powiemy mu, że pracujemy nad reputacją wśród lokalnych, by przekonywać ich do walki z obcymi - podsumował ten temat Japończyk.
W temacie Cole sprawa jeszcze nie była rozwiązana. Dziewczyna nadal była w pewien sposób przetrzymywana i przyszła najwyższa pora, by coś z nią zrobić. - Nie mamy miejsca w placówce, by z nami została. Jeśli chcemy ją zwerbować, będzie trzeba załatwić jej jakieś lokum na mieście - stwierdził oczywiste Law. - Myślę, że powinniśmy przedstawić jej ofertę. Wydaje się, że jej wiedza i umiejętności będą dobrym atutem dla naszej sprawy.
Skoro już i tak puścili farbę o XCOM w okolicy, to równie dobrze mogli się odsłonić przed przetrzymywaną panią inżynier.
Większym problemem od Alvareza czy ryzyka związanego z zwerbowaniem Cole był sam ADVENT. Jak dotąd XCOM nie musiał się nim za bardzo przejmować. Dotychczas ścierali się jedynie z policją, która choć równie niebezpieczna i mająca środki, by skutecznie zwalczyć placówkę w Browarze Lemba, była prowadzona przez ludzi. Co za tym szło, byli podatni na błędy, infiltrację i ludzkie słabostki. Z ADVENT-em historia była zgoła inna. Te zakute w futurystycznych hełmach jednostki były bezwzględnie oddane nadzorcom z kosmosu. Byli sprawniejsi, lepiej zorganizowani i wyposażeni. Nie było wątpliwości, że kiedy tylko słowo “XCOM” dobiegnie do ich uszu, Law i cała załoga bazy nie będzie musiała się już użerać z policją. Będą walczyć z ADVENT-em.
Jednak zanim do tego dojdzie, może jeszcze minąć sporo czasu. Póki co XCOM nie pojawił się publicznie w mieście, a jedynie na obrzeżach i to przed bandą lokalsów unikających władzy. Rokowało to tym, że nim zacznie się o nich mówić na mieście, mogą minąć tygodnie. - Ja i moi ludzie zaczniemy szukać jakiegoś sposobu na zhakowanie najbliższej placówki ADVENT-u. Spodziewam się, że zrobienie tego zdalnie może nie być takie proste jak w przypadku ludzkich sieci, jak chociażby na komendach policji. Może agent Carter znajdzie dogodne miejsce, które nadawałoby się do infiltracji? Jeśli połączymy siły, powinniśmy móc w jakimś stopniu spenetrować komunikację ADVENT-u, co da nam przewagę i ostrzeże przed potencjalną obławą.
Law nie miał wątpliwości, że ADVENT dowie się prędzej czy później. Wciąż jeszcze mogli to odwlekać, ale chwila, kiedy przyjdzie im się mierzyć z realnym zagrożeniem zbliżała się.
Ostatnią kwestią do omówienia na naradzie był pomysł Barb o legitymacjach XCOM. Idea była naprawdę ciekawa i niosła wiele potencjalnych korzyści. Każdy operator XCOM w swoim mundurze na mieście czuł się jak na celowniku. Wystarczyło, że ktoś by takiego delikwenta przyuważył i powiadomił władze. Dlatego też najlepiej było poruszać się w cywilu. To jednak zabierało atut legitymowania się jako XCOM w sytuacjach, w których było to korzystne (jak chociażby podczas ostatniej akcji). Oczywiście machanie legitymacją robiło mniejsze wrażenie niż paradowanie w pełnym rynsztunku operatora. Nadal jednak zostawiało to pewne pole do popisu. - Zajmiemy się tym. Wyprodukujemy legitymacje najpierw dla tej części załogi, która opuszcza bazę. Nie jest to jeszcze nasz priorytet, ale może się przydać w przyszłości. Dobrze coś takiego nosić przy sobie, jeśli planujemy się z kimś spotkać, by łatwo udowodnić naszą tożsamość.
Szykował się intensywny tydzień, dlatego dobrze było najpierw odpocząć.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |