Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2020, 21:28   #211
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Tymczasem Tladin...

Krzywy biegł, kierując się odgłosami walki. A na jego ucho, trwała już w najlepsze. Gdy w końcu dostrzegł walczących, dostrzegł dwóch ludzi leżących na ziemi. I minotaura miotającego się wśród towarzyszy. Kurwa - zaklął w myślach. Krasnolud miał walczyć, a reszta miała strzelać. W rzyć chędożone - przeklinał sobie pod nosem, naciągając już strzałę. Nie miał zamiaru pchać się pod topór potwora. Pisał się na strzelanie. Ludzie utrudniali mu zadanie, plącząc się w walce. Na szczęście bydlę wystawiało eponad resztę i trafienie w niego powinno być łatwe. W miarę. Miał nadzieję, że pozostałe dwójka będzie tu wkrótce.

Tladin tymczasem starał się wgryźć w przeciwnika. Rąbał toporem jakby walił w kamienną ścianę. Jego pomysł, by skupić na sobie uwagę minotaura wziął w łeb. Trudno, nie czas był się po temu martwić teraz.

Szło źle, a nawet jeszcze gorzej - Dieter zginął, Manfred ledwo dychał, a minotaurowi jakoś nic nie było.
Karl zaklął, po czym z pasją zaatakował potwora, stając między nim a Igorem.

No to z walczących zostało ich trzech co się jeszcze trzymali na własnych nogach i byli zdolni do dalszej walki. Każdy z nich krzyczał, warczał, ryczał i krwawił. Walka wydawała się zbliżać do punktu przesilenia. Któraś ze stron w końcu musiała zdobyć przewagę. Z jednej strony był rogaty wielkolud. Był tylko jeden. Ale był potężny, dwa czy trzy razy wyższy od zmagających się z nim sylwetek. Ciężko opancerzony i z wprawą wymachujący swoim wielkim toporem. Krwawił i ciężko dyszał. Zdawał się słabnąć, jego ruchy już nie były tak zgrabne jak na początku walki. Ale wciąż stał a w pojedynkę udało mu się wyłączyć z walki większość atakujących go intruzów. Teraz na nogach już trzymali się tylko Karl i Tladin. Pozostali odpadli rozpruci potężnymi cięciami topora minotaura. Albo byli martwi albo prawie. Krwawy Róg załatwiał ich jednego po drugim. Ale gdy inni łowcy angażowali go w zwarciu to nie miał okazji wykończyć tych łowców których dosięgnął jego krwawy potwór. Tak jak wykończył Dietera zanim reszta towarzyszy zdołała mu przyjść w sukurs.

Najpierw minotaur dopadł ludzi Karla. Po Dieterze przyszła kolej na Manfreda ale nie dał rady go wykończyć bo Igor chociaż ranny to wystarczająco go absorbował. Zaraz potem sam Igor oberwał ponownie. Ale znów zanim minotaur mógł go dobić to do walki włączyli się Karl i Tladin. Młodzieniec w ciężkiej kolczudze skorzystał z okazji by wycofać się z walki. Teraz przez chwilę we dwóch najemników wolfenburskiego ratusza zmagało się z krwawą, rogatą furią. We trzech jeśli doliczyć strzały Krzywego. Widocznie dobiegł już na tyle blisko, że mógł zacząć strzelać do rogatego. Tladinowi prawie od razu udało się trafić przeciwnika, zresztą młodemu szlachcicowi także. Tylko cios Ostlandczyka ześlizgnął się po drucie kolczugi i skórach jakie minotaur miał na sobie. Za to cios krasnoluda musiał trafić bo stwór zaryczał. Ale chociaż cios był mocarny wielkolud był mocarniejszy i takie cięcie go nie powaliło.

Przez chwilę walczyli we trzech i żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi. Miecze i topory albo mijały się nawzajem albo trafiały także nie czyniły przeciwnikowi żadnej widocznej krzywdy. W międzyczasie dwójka łowców minotaurów miała na tyle czasu i okazji by dobiec do walczących i włączyć się do walki. Karin i Martin z wrzaskiem natarli na minotaura uwikłanego dotąd w walkę z Karlem i Tladinem.

Los Martina rozstrzygnął się prawie od razu. Zdążył siec swoją szablą próbując trafić minotaura. Ten jednak wyminął atak i oddał z nawiązką. Krwawy Róg trafił człowieka potężnym ciosem zza głowy. Krwawy topór świsnął w powietrzu trafiając próbującego się zasłonić tarczą wojownika. Na darmo. Martin zdołał tylko krzyknąć w przerażeniu gdy ostrze zdusiło jego krzyk i zmiotło go z powierzchni ziemi. Poleciał na kilka kroków i zniknął walczącym z pola widzenia. Nawet jeśli przeżył to raczej nie było co liczyć, że stanie na nogi w tej walce. Pozostała czwórka walczyła nadal.

Karin próbowała dźgnąć poczwarę ale jej włóczna ześlizgnęła się po skórach i pancerzach. Podobnie zresztą jak topór Tladina i miecz Karla. Właśnie na nią rogaty zagiął parol jako następną w kolejności. Krawy Róg zamachnął się na nią swoim toporem i udało mu się trafić włóczniczkę. Na szczęście dla niej topór trafił samą krawędzią i ześlizgnął się po oczkach jej kolczugi zostawiając na nich jedynie rysę. To dało jednak okazję Tladinowi by sieknąć w biodro przeciwnika. Minotaur zaryczał ale znów jedno trafienie to było zbyt mało na takiego mocarza. Młody szlachcic też zyskał okazję by dźgnąć poczwarę chociaż jego trafienie zdawało się być zignorowane. Karin zaś chciała się zrewanżować potworowi za trafienie jednak jej włócznia znów nie mogła przebić się przez barierę improwizowanego pancerza potwora.

Zaraz potem całej trójce wspólnym wysiłkiem udało się zadać przeciwnikowi kolejne rany. Mniejsze lub większe, stwór już miał ich całkiem sporo ale wciąż zbyt mało by go ubić. Ale miecz, topór i włócznia trafiły go raz za razem. Minotaur po raz kolejny trafił Karin chociaż wojenna fortuna jej sprzyjała i znów ostrze miażdżącego topora rozerwało trochę ogniw kolczugi ale nie wnętrzności właścicielki.

Ale wojenna fortuna nie mogła sprzyjać wiecznie. Kolejne trafienie spadło na włóczniczkę i prawie ją rozpłatało. Zdołała tylko wrzasnąć gdy krwawy rozbryzg topora powalił ją na błotnistą słotę. Minotaur mimo, że już poważnie ranny zaryczał triumfalnie po tym trafieniu. A w walce zostało mu dwóch ostatnich przeciwników. No i Krzywy który szył z łuku bo co jakiś czas kolejna strzała przelatywała nad głowami walczących albo wbijała się w rogatego.

Tladin i Karl znów wiązali wroga na tyle, że nie mógł on wykończyć Karin. Ta musiała jeszcze żyć bo zostawiając krwawy szlak w błocie i ściółce starała się odwlec od walczących. Podszedł do niej Igor który chociaż też poważnie ranny starał się ją odlwec od bezpośredniego zagrożenia. Krwawy Róg skoncentrował się znów na Tladinie. Przez chwilę toczyli wyrównany pojedynek gdy żaden nie mógł trafić tego drugiego. Karl wykorzystał okazję by wbić swój miecz w cielsko potwora chociaż znów poza małym, krwawym rozbryzgiem i krótkim jękiem minotaura nie zauważył by mu to zrobiło większą krzywdę.

Tladin i minotaur okazali się być godnymi siebie przeciwnikami. Gdy przez chwilę żaden nie mógł trafić tego drugiego to moment później topór minotaura świsnął i wbił się z impetem w ramię khazada. Ostrze miało na tyle potężną siłę uderzenia, że odrzuciło go na sąsiednie drzewo. Ale dzięki temu nie upadł. Topór przebił się przez podwójną kolczugę i wgryzł się w mięśnie. Zranienie okazało się na szczęście niezbyt poważne. Nawet nie spowolniło Tladina. Zaraz potem on sam odbił się od tego omszałego pnia i kontratakował potwora. Ten chyba nie spodziewał się tak szybkiej riposty a może już od poprzednich trafień miał już słabszy refleks. Grunt, że topór krasnoluda trafił poczwarę po raz kolejny. Minotaur zaryczał i odskoczył w tył. Ale nie miał dość! Zaraz zaatakował ponownie.

Ale po raz kolejny krasnoludzki wojownik trafił go ponownie. I po raz kolejny stwór zaryczał ale było to zbyt mało by go powalić czy zmusić do odwrotu. Za to dało mu do myślenia na tyle by zmienić cel swojej furii bo tym razem naparł na Karla. Karl nie był tak sprawnym szermierzem jak łucznikiem. Do tej pory gdy minotaur koncentrował swoją uwagę i topór na kim innym udawało mu się unikać jego broni i nawet co jakiś czas go trafiać. Ale teraz prawie z miejsca topór minotaura śmignął i trafił cel. Co prawda niezbyt dokładnie więc cios nie należał do tych miażdżących. Ale jednak Karl poczuł jak ostrze przebija się przez jego kolczugę i wgryza w żywe ciało. Wrzasnął z bólu. Trafienie spowodowało ból chociaż jeszcze był w stanie trzymać się na nogach. Chociaż był już nieco wolniejszy. Krwawy Róg także oberwał poważnie i stracił już tą początkową grację ruchów. A jednak wciąż dominował swoją rogatą sylwetką nad dwójką ostatnich przeciwników jacy stawiali mu czoła. Tladin niejako pomścił to trafienie znów raniąc minotaura ale ten wciąż stawiał im odpór.

Twarde bydlę pomyślał sobie przelotnie khazad. A myślał niezbyt wiele. Wpadł w wir walki, gdzie bardziej działało się odruchami, niż myśleniem. Nie znaczyło to, że walczył bezmyślnie. Po prostu ciało potrafiło reagować szybciej, niż umysł dałby radę. Gdy broń przeciwnika cięło powietrze, całe jego ciało już pracowało, aby się zabezpieczyć. Lewe ramię dźwigało tarczę, ugięte nogi przemieszczały go poza zasięg, a prawica ustawiała broń bądź do kontrataku, bądź do parowania. Oręż zderzał się i odskakiwał od siebie zanim do głowy dotarło, co się dzieje. Godziny treningów a później walk, w których brał udział, tak właśnie skutkowały. Gdzieś w tyle głowy zauważał, że jego towarzysze padali jeden za drugim, ale nie zaprzątało mu to teraz myśli. Jeżeli przeżyje, będzie mógł się nimi zająć. Opatrzyć bądź pochować. Najpierw musi przeżyć on sam. Może trochę się przeliczył. A może ten minotaur w Kalkengardzie był słabszy, zmęczony. Gdy ruszał na to spotkanie nie spodziewał się, że tylu ich padnie. Na myśl o tym naparł tylko jeszcze mocniej.

 Tymczasem Stephan

- Kalkengrad. No to tam wielka bitwa była. Biłeś się? - gdy przez parę chwil rozkładanie klocków z różną ilością oczek, ich losowanie i początek gry przykuł uwagę całej czwórki to inne tematy zeszły na parę tur. Ale gdy już każdy siedział nad własną kupką prostokącików to znów można było wrócić do tych innych tematów.

- Bić? Nie - pokręcił wolno głową czekając na swoją kolej w grze. - Starałem się przeżyć. Ciężko ubrać to w słowa… nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego. Tysiące potworów, czające się w każdym zaułku. Ogromna ciżba ludzi… być może każda wielka bitwa tak wygląda, ale… nigdy w takiej nie brałem udziału. Nieważne, czy kulisz się za jakąś nędzną osłoną, czy śmiało kroczysz przed siebie. Jedna chwila i z mroku coś wyskakuje, odgryza nogę, rękę albo i głowę. Powietrze jest ciężkie od smrodu odmieńców, krwi i kału. Ciężkie od strachu. Ciężkie od jęków. Wokół, na ścianach i słupach porozwieszane były ciała ludzkie, ich fragmenty, albo dogorywali ludzie. Dowódcy ściągnęli na tę walkę wszystkich z okolicy, nawet takich jak ja… najsampierw trzeba było sforsować bramę zasłaną trupami poprzednich starć. Odmieńcy tylko na to czekali. Ciskali czym się dało, trzaskały kości…

Stephan dość barwnie opisywał wydarzenia mimo, że większość z nich oglądał, na szczęście dla siebie, z dość dużej odległości. Brał udział w starciach i owszem, ale raczej z uciekającymi niedobitkami, które chciały się za wszelką siłę wydostać z oblężenia. Ale były przez to może nawet bardziej niebezpieczne. Nie spieszył się z opowieścią, przyglądając też swoim kostkom domino.

- … a potem się okazało, że buława dowodzącego zniknęła. Złota powiadają, chociaż raczej ze złota jej nie zrobili. Swoją drogą, to dość ciekawe. Wydaje mi się, że czytałem kiedyś, że buławy wywodzą się z Nehekhary. Wśród pomników ich bogów niektórzy używają tego typu broni. Również niektóre z Ushatbi, posągów strażniczych, zaopatrzone są w tego typu oręż. Jeżeli mnie pamięć nie myli, to następnie broń ta trafiła do Kisleva, gdzie po dziś dzień buława jest oznaką władzy. W samym imperium raczej rzadko się spotyka. Dlatego to dość ciekawe, że pojawiła się w Kalkengardzie. Wnioskuję, że to wpływ bliskości Kisleva. Ale - westchnął - nie jestem specjalistą. Zwłaszcza, że w wielu językach nie ma tak szczegółowego rozróżnienia. Tym samym słowem nazywają i buławę i maczugę. Do tej pory trwa spór, czy broń księcia Bohemonda z Bretonii to była maczuga czy buława. Może krasnoludy wiedzą na ten temat coś więcej, wszakże nakładały na nią runy? - Glaser zwrócił się do Goliego.

- My tu wiele rzeczy mamy z Kisleva. Może i te buławy też - Magnus odparł pierwszy bo Goli tylko wzruszył ramionami co było tyleż uniwersalną co enigmatyczną odpowiedzią.

- Tak czy inaczej, buława zniknęła i wyznaczono za nią sporą nagrodę. Chętnie bym ją odnalazł, ale raczej znam się na poszukiwaniu zaginionych tekstów albo ruin, niż jednej buławy. No a moi towarzysze bardziej na zabijaniu minotaurów - mruknął na koniec i sięgnął, by nabić sobie fajkę tytoniem.

- No z tą buławą to żadna tajemnica, że zginęła - o ile krasnoludzki towarzysz okazał się nadal dość milczący to jego małomówność i spojrzenie zrobiło się jakby ciut mniej nieprzychylne gościowi. Może też dlatego, że udało mu się wygrać pierwszą partię domino co go wyraźnie ucieszyło. Chociaż przecież grali dla rozrywki a nie o jakieś stawki. Teraz skinął grubym paluchem na dwa arkusze obok drzwi wejściowych karczmy. No jeden był wypełniony rogatą podobizną za jaką pognali dotychczasowi towarzysze Stephena. Drugi jednak przedstawiał ową generalską zgubę.

- No nieźle za nią płacą. I nie obchodzi mnie jak ją nazywają - Magnus pokiwał głową też zawieszając wzrok na tym kartuszu. Jemu opowieść nowego znajomego bardziej przypadła do gustu. A przynajmniej okazywał to jawniej niż jego brodaty towarzysz. Nawet zdobył się na to, że jak zamawiał nową butelkę u kelnerki to potem rozlał do czterech kubków a nie jak poprzednio do trzech. A elfka okazywała słynną, elficką powściągliwość więc trochę trudno było wyczuć jakąś zmianę w jej zachowaniu. Dalej mówiła przyjemnym, melodyjnym głosem i nie zachowywała się w tak bezpośredni sposób jak jej towarzysze.

- Też myśleliśmy o tej buławie. Do tego Kalkengard nie tak daleko. Parę dni drogi. No ale na razie mamy parę dni do namysłu i odpoczynku - zaśmiała się lekko Davandrel wskazując na swoje opatrunki i ogólną słabiznę. No może nie wyglądała na jakąś umierającą ale też nie na taką co może wsiadać na koń czy wskakiwać w buty i ruszać na gościniec na co najmniej parę dni drogi.

- Trudno uwierzyć, że tak sobie zginęła. A jak kto ukradł, to szukaj wiatru w polu - westchnął Stephan. - I to ani nie wiadomo, czy nadal w Kalkengardzie jest. Sporo osób wyjechało w cztery świata strony i szukaj wiatru w polu. Ale jak kto ukradł, to też i łatwo nie sprzeda - naukowiec zaciągnął się - Jak nie kradziona na zlecenie, to jak to mówią, na złodzieju czapka gore… A skąd droga prowadzi i co wam się przykrego przydarzyło, jeżeli można wiedzieć?

- No nie wiadomo. Ale tam raczej trzeba by zacząć szukać
- Magnus wrzuszył ramionami i upił łyk ze swojego glinianego kubka. Ale zaraz trzepnięty przez Goliego który przypomniał mu w ten sposob, że jego ruch zaczął sprawdzać swoje prostokąciki aby coś dołożyć do układanego na stole wzoru.

- Obawiam się, że my nie mieliśmy tak wspaniałych przygód. Żadnych wielkich bitew ani nic tak godnego do odnotowania w kronikach - elfka uśmiechnęła się łagodnie machając ręką na znak, że nie ma o czym mówić. Albo nie bardzo miała ochotę o tym mówić.

- Można by rzec, że mamy zastój w interesach - prychnął nieco ironicznie jej ludzki kolega dokładając w końcu swój klocek na miejsce. Teraz on klepnął krasnoluda by dać mu znać, że jego kolej. Na to ten prychnął zirytowany. Chociaż Stephen nie mógł poznać czy to za to szturchnięcie, czy na to co ten mówił.

- Od początku mi się to nie podobało. Mówiłem wam - Goli burknął ponuro i wpatrywał się w swoje klocki zastanawiając się co wybrać.

- Tobie wiecznie się wszystko i wszyscy nie podobają. Jakbyśmy mieli cię słuchać to byśmy żadnego zlecenia brać nie mogli bo wszyscy są podejrzani i ci się nie podobają - tym razem elfka pozwoliła sobie na nieco ironiczne stwierdzenie. Magnus pokiwał twierdząco głową uśmiechając się lekko.

- Ale tym razem miałem rację! - huknął rozzłoszczony krasnolud. Wpatrywał się w nich oboje z wyzwaniem w oczach którego żadne z nich chyba nie miało ochoty podjąć.

- Po fakcie to każdy może być mądry. I graj, nie przeciągaj tury - mruknął Magnus wskazując gestem na układany wzór. Goli chyba nie miał co wystawić bo w końcu dobrał nowy klocek z puli i dał znać gościowi, że teraz jego kolej.

- Wiecie, w każdej branży trafiają się złe zlecenia. Moje ostatnie też mi szczęścia, fortuny i chwały nie przyniosło. I teraz jakoś odkuć się trzeba - Stephan sięgnął po kostkę, bo nie miał czego dołożyć. - Dlatego tak mi żal, że ani na biciu minotaurów ani na odnajdywaniu zgub się nie znam. Chociaż, gdybyście szukać chcieli a moja pomoc zdała się wam zdatna, to chętny byłbym. Lepsze to, niż nadstawiać karku w walce. A czym się zajmujecie na codzień, jeżeli to nie tajemnica?

- Szukamy przygód
- burknął krasnolud na tyle krótko, że trochę nie było wiadomo czy tak na poważnie czy żartuje.

- No może i można tak to nazwać - elfka posłała brodaczowi krytyczne spojrzenie chociaż uwaga chyba ją trochę rozbawiła bo się nieco uśmiechnęła.

- Jesteśmy łowcami nagród. Robimy różne zlecenia za karliki. Coś takiego. Albo coś innego - Magnus uzupełnił wypowiedź towarzyszy. Wskazał na wciąż widoczne przy głównym wejściu plakaty właśnie dla łowców nagród i okazji.

- Z tą buławą to zobaczymy za parę dni. Zależy czy będę na chodzie i czy do tej pory ktoś już nie odnajdzie tej zguby - Davandrel znów wskazała wzrokiem na swoje opatrunki. Widocznie cała trójka postanowiła sobie zrobić przerwę w działalności do czasu aż elfka dojdzie do siebie.

- Racja - zakończył temat Glaser i zamówił ze swoich niedużych zapasów trunek dla całej czwórki.
- Nie słyszeliście może przypadkiem legend lub plotek o starej twierdzy, zwanej bastionem? - zagaił zmieniając temat. Do kwestii buławy na razie nie planował powracać, resztę czasu zamierzał spędzić na miłej rozmowie o niczym. Potem rozejrzy się za innymi ciekawymi osobnikami, z którymi możnaby zawrzeć znajomość.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 16-07-2020 o 21:46.
Gladin jest offline