Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2020, 21:28   #211
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Tymczasem Tladin...

Krzywy biegł, kierując się odgłosami walki. A na jego ucho, trwała już w najlepsze. Gdy w końcu dostrzegł walczących, dostrzegł dwóch ludzi leżących na ziemi. I minotaura miotającego się wśród towarzyszy. Kurwa - zaklął w myślach. Krasnolud miał walczyć, a reszta miała strzelać. W rzyć chędożone - przeklinał sobie pod nosem, naciągając już strzałę. Nie miał zamiaru pchać się pod topór potwora. Pisał się na strzelanie. Ludzie utrudniali mu zadanie, plącząc się w walce. Na szczęście bydlę wystawiało eponad resztę i trafienie w niego powinno być łatwe. W miarę. Miał nadzieję, że pozostałe dwójka będzie tu wkrótce.

Tladin tymczasem starał się wgryźć w przeciwnika. Rąbał toporem jakby walił w kamienną ścianę. Jego pomysł, by skupić na sobie uwagę minotaura wziął w łeb. Trudno, nie czas był się po temu martwić teraz.

Szło źle, a nawet jeszcze gorzej - Dieter zginął, Manfred ledwo dychał, a minotaurowi jakoś nic nie było.
Karl zaklął, po czym z pasją zaatakował potwora, stając między nim a Igorem.

No to z walczących zostało ich trzech co się jeszcze trzymali na własnych nogach i byli zdolni do dalszej walki. Każdy z nich krzyczał, warczał, ryczał i krwawił. Walka wydawała się zbliżać do punktu przesilenia. Któraś ze stron w końcu musiała zdobyć przewagę. Z jednej strony był rogaty wielkolud. Był tylko jeden. Ale był potężny, dwa czy trzy razy wyższy od zmagających się z nim sylwetek. Ciężko opancerzony i z wprawą wymachujący swoim wielkim toporem. Krwawił i ciężko dyszał. Zdawał się słabnąć, jego ruchy już nie były tak zgrabne jak na początku walki. Ale wciąż stał a w pojedynkę udało mu się wyłączyć z walki większość atakujących go intruzów. Teraz na nogach już trzymali się tylko Karl i Tladin. Pozostali odpadli rozpruci potężnymi cięciami topora minotaura. Albo byli martwi albo prawie. Krwawy Róg załatwiał ich jednego po drugim. Ale gdy inni łowcy angażowali go w zwarciu to nie miał okazji wykończyć tych łowców których dosięgnął jego krwawy potwór. Tak jak wykończył Dietera zanim reszta towarzyszy zdołała mu przyjść w sukurs.

Najpierw minotaur dopadł ludzi Karla. Po Dieterze przyszła kolej na Manfreda ale nie dał rady go wykończyć bo Igor chociaż ranny to wystarczająco go absorbował. Zaraz potem sam Igor oberwał ponownie. Ale znów zanim minotaur mógł go dobić to do walki włączyli się Karl i Tladin. Młodzieniec w ciężkiej kolczudze skorzystał z okazji by wycofać się z walki. Teraz przez chwilę we dwóch najemników wolfenburskiego ratusza zmagało się z krwawą, rogatą furią. We trzech jeśli doliczyć strzały Krzywego. Widocznie dobiegł już na tyle blisko, że mógł zacząć strzelać do rogatego. Tladinowi prawie od razu udało się trafić przeciwnika, zresztą młodemu szlachcicowi także. Tylko cios Ostlandczyka ześlizgnął się po drucie kolczugi i skórach jakie minotaur miał na sobie. Za to cios krasnoluda musiał trafić bo stwór zaryczał. Ale chociaż cios był mocarny wielkolud był mocarniejszy i takie cięcie go nie powaliło.

Przez chwilę walczyli we trzech i żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi. Miecze i topory albo mijały się nawzajem albo trafiały także nie czyniły przeciwnikowi żadnej widocznej krzywdy. W międzyczasie dwójka łowców minotaurów miała na tyle czasu i okazji by dobiec do walczących i włączyć się do walki. Karin i Martin z wrzaskiem natarli na minotaura uwikłanego dotąd w walkę z Karlem i Tladinem.

Los Martina rozstrzygnął się prawie od razu. Zdążył siec swoją szablą próbując trafić minotaura. Ten jednak wyminął atak i oddał z nawiązką. Krwawy Róg trafił człowieka potężnym ciosem zza głowy. Krwawy topór świsnął w powietrzu trafiając próbującego się zasłonić tarczą wojownika. Na darmo. Martin zdołał tylko krzyknąć w przerażeniu gdy ostrze zdusiło jego krzyk i zmiotło go z powierzchni ziemi. Poleciał na kilka kroków i zniknął walczącym z pola widzenia. Nawet jeśli przeżył to raczej nie było co liczyć, że stanie na nogi w tej walce. Pozostała czwórka walczyła nadal.

Karin próbowała dźgnąć poczwarę ale jej włóczna ześlizgnęła się po skórach i pancerzach. Podobnie zresztą jak topór Tladina i miecz Karla. Właśnie na nią rogaty zagiął parol jako następną w kolejności. Krawy Róg zamachnął się na nią swoim toporem i udało mu się trafić włóczniczkę. Na szczęście dla niej topór trafił samą krawędzią i ześlizgnął się po oczkach jej kolczugi zostawiając na nich jedynie rysę. To dało jednak okazję Tladinowi by sieknąć w biodro przeciwnika. Minotaur zaryczał ale znów jedno trafienie to było zbyt mało na takiego mocarza. Młody szlachcic też zyskał okazję by dźgnąć poczwarę chociaż jego trafienie zdawało się być zignorowane. Karin zaś chciała się zrewanżować potworowi za trafienie jednak jej włócznia znów nie mogła przebić się przez barierę improwizowanego pancerza potwora.

Zaraz potem całej trójce wspólnym wysiłkiem udało się zadać przeciwnikowi kolejne rany. Mniejsze lub większe, stwór już miał ich całkiem sporo ale wciąż zbyt mało by go ubić. Ale miecz, topór i włócznia trafiły go raz za razem. Minotaur po raz kolejny trafił Karin chociaż wojenna fortuna jej sprzyjała i znów ostrze miażdżącego topora rozerwało trochę ogniw kolczugi ale nie wnętrzności właścicielki.

Ale wojenna fortuna nie mogła sprzyjać wiecznie. Kolejne trafienie spadło na włóczniczkę i prawie ją rozpłatało. Zdołała tylko wrzasnąć gdy krwawy rozbryzg topora powalił ją na błotnistą słotę. Minotaur mimo, że już poważnie ranny zaryczał triumfalnie po tym trafieniu. A w walce zostało mu dwóch ostatnich przeciwników. No i Krzywy który szył z łuku bo co jakiś czas kolejna strzała przelatywała nad głowami walczących albo wbijała się w rogatego.

Tladin i Karl znów wiązali wroga na tyle, że nie mógł on wykończyć Karin. Ta musiała jeszcze żyć bo zostawiając krwawy szlak w błocie i ściółce starała się odwlec od walczących. Podszedł do niej Igor który chociaż też poważnie ranny starał się ją odlwec od bezpośredniego zagrożenia. Krwawy Róg skoncentrował się znów na Tladinie. Przez chwilę toczyli wyrównany pojedynek gdy żaden nie mógł trafić tego drugiego. Karl wykorzystał okazję by wbić swój miecz w cielsko potwora chociaż znów poza małym, krwawym rozbryzgiem i krótkim jękiem minotaura nie zauważył by mu to zrobiło większą krzywdę.

Tladin i minotaur okazali się być godnymi siebie przeciwnikami. Gdy przez chwilę żaden nie mógł trafić tego drugiego to moment później topór minotaura świsnął i wbił się z impetem w ramię khazada. Ostrze miało na tyle potężną siłę uderzenia, że odrzuciło go na sąsiednie drzewo. Ale dzięki temu nie upadł. Topór przebił się przez podwójną kolczugę i wgryzł się w mięśnie. Zranienie okazało się na szczęście niezbyt poważne. Nawet nie spowolniło Tladina. Zaraz potem on sam odbił się od tego omszałego pnia i kontratakował potwora. Ten chyba nie spodziewał się tak szybkiej riposty a może już od poprzednich trafień miał już słabszy refleks. Grunt, że topór krasnoluda trafił poczwarę po raz kolejny. Minotaur zaryczał i odskoczył w tył. Ale nie miał dość! Zaraz zaatakował ponownie.

Ale po raz kolejny krasnoludzki wojownik trafił go ponownie. I po raz kolejny stwór zaryczał ale było to zbyt mało by go powalić czy zmusić do odwrotu. Za to dało mu do myślenia na tyle by zmienić cel swojej furii bo tym razem naparł na Karla. Karl nie był tak sprawnym szermierzem jak łucznikiem. Do tej pory gdy minotaur koncentrował swoją uwagę i topór na kim innym udawało mu się unikać jego broni i nawet co jakiś czas go trafiać. Ale teraz prawie z miejsca topór minotaura śmignął i trafił cel. Co prawda niezbyt dokładnie więc cios nie należał do tych miażdżących. Ale jednak Karl poczuł jak ostrze przebija się przez jego kolczugę i wgryza w żywe ciało. Wrzasnął z bólu. Trafienie spowodowało ból chociaż jeszcze był w stanie trzymać się na nogach. Chociaż był już nieco wolniejszy. Krwawy Róg także oberwał poważnie i stracił już tą początkową grację ruchów. A jednak wciąż dominował swoją rogatą sylwetką nad dwójką ostatnich przeciwników jacy stawiali mu czoła. Tladin niejako pomścił to trafienie znów raniąc minotaura ale ten wciąż stawiał im odpór.

Twarde bydlę pomyślał sobie przelotnie khazad. A myślał niezbyt wiele. Wpadł w wir walki, gdzie bardziej działało się odruchami, niż myśleniem. Nie znaczyło to, że walczył bezmyślnie. Po prostu ciało potrafiło reagować szybciej, niż umysł dałby radę. Gdy broń przeciwnika cięło powietrze, całe jego ciało już pracowało, aby się zabezpieczyć. Lewe ramię dźwigało tarczę, ugięte nogi przemieszczały go poza zasięg, a prawica ustawiała broń bądź do kontrataku, bądź do parowania. Oręż zderzał się i odskakiwał od siebie zanim do głowy dotarło, co się dzieje. Godziny treningów a później walk, w których brał udział, tak właśnie skutkowały. Gdzieś w tyle głowy zauważał, że jego towarzysze padali jeden za drugim, ale nie zaprzątało mu to teraz myśli. Jeżeli przeżyje, będzie mógł się nimi zająć. Opatrzyć bądź pochować. Najpierw musi przeżyć on sam. Może trochę się przeliczył. A może ten minotaur w Kalkengardzie był słabszy, zmęczony. Gdy ruszał na to spotkanie nie spodziewał się, że tylu ich padnie. Na myśl o tym naparł tylko jeszcze mocniej.

 Tymczasem Stephan

- Kalkengrad. No to tam wielka bitwa była. Biłeś się? - gdy przez parę chwil rozkładanie klocków z różną ilością oczek, ich losowanie i początek gry przykuł uwagę całej czwórki to inne tematy zeszły na parę tur. Ale gdy już każdy siedział nad własną kupką prostokącików to znów można było wrócić do tych innych tematów.

- Bić? Nie - pokręcił wolno głową czekając na swoją kolej w grze. - Starałem się przeżyć. Ciężko ubrać to w słowa… nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego. Tysiące potworów, czające się w każdym zaułku. Ogromna ciżba ludzi… być może każda wielka bitwa tak wygląda, ale… nigdy w takiej nie brałem udziału. Nieważne, czy kulisz się za jakąś nędzną osłoną, czy śmiało kroczysz przed siebie. Jedna chwila i z mroku coś wyskakuje, odgryza nogę, rękę albo i głowę. Powietrze jest ciężkie od smrodu odmieńców, krwi i kału. Ciężkie od strachu. Ciężkie od jęków. Wokół, na ścianach i słupach porozwieszane były ciała ludzkie, ich fragmenty, albo dogorywali ludzie. Dowódcy ściągnęli na tę walkę wszystkich z okolicy, nawet takich jak ja… najsampierw trzeba było sforsować bramę zasłaną trupami poprzednich starć. Odmieńcy tylko na to czekali. Ciskali czym się dało, trzaskały kości…

Stephan dość barwnie opisywał wydarzenia mimo, że większość z nich oglądał, na szczęście dla siebie, z dość dużej odległości. Brał udział w starciach i owszem, ale raczej z uciekającymi niedobitkami, które chciały się za wszelką siłę wydostać z oblężenia. Ale były przez to może nawet bardziej niebezpieczne. Nie spieszył się z opowieścią, przyglądając też swoim kostkom domino.

- … a potem się okazało, że buława dowodzącego zniknęła. Złota powiadają, chociaż raczej ze złota jej nie zrobili. Swoją drogą, to dość ciekawe. Wydaje mi się, że czytałem kiedyś, że buławy wywodzą się z Nehekhary. Wśród pomników ich bogów niektórzy używają tego typu broni. Również niektóre z Ushatbi, posągów strażniczych, zaopatrzone są w tego typu oręż. Jeżeli mnie pamięć nie myli, to następnie broń ta trafiła do Kisleva, gdzie po dziś dzień buława jest oznaką władzy. W samym imperium raczej rzadko się spotyka. Dlatego to dość ciekawe, że pojawiła się w Kalkengardzie. Wnioskuję, że to wpływ bliskości Kisleva. Ale - westchnął - nie jestem specjalistą. Zwłaszcza, że w wielu językach nie ma tak szczegółowego rozróżnienia. Tym samym słowem nazywają i buławę i maczugę. Do tej pory trwa spór, czy broń księcia Bohemonda z Bretonii to była maczuga czy buława. Może krasnoludy wiedzą na ten temat coś więcej, wszakże nakładały na nią runy? - Glaser zwrócił się do Goliego.

- My tu wiele rzeczy mamy z Kisleva. Może i te buławy też - Magnus odparł pierwszy bo Goli tylko wzruszył ramionami co było tyleż uniwersalną co enigmatyczną odpowiedzią.

- Tak czy inaczej, buława zniknęła i wyznaczono za nią sporą nagrodę. Chętnie bym ją odnalazł, ale raczej znam się na poszukiwaniu zaginionych tekstów albo ruin, niż jednej buławy. No a moi towarzysze bardziej na zabijaniu minotaurów - mruknął na koniec i sięgnął, by nabić sobie fajkę tytoniem.

- No z tą buławą to żadna tajemnica, że zginęła - o ile krasnoludzki towarzysz okazał się nadal dość milczący to jego małomówność i spojrzenie zrobiło się jakby ciut mniej nieprzychylne gościowi. Może też dlatego, że udało mu się wygrać pierwszą partię domino co go wyraźnie ucieszyło. Chociaż przecież grali dla rozrywki a nie o jakieś stawki. Teraz skinął grubym paluchem na dwa arkusze obok drzwi wejściowych karczmy. No jeden był wypełniony rogatą podobizną za jaką pognali dotychczasowi towarzysze Stephena. Drugi jednak przedstawiał ową generalską zgubę.

- No nieźle za nią płacą. I nie obchodzi mnie jak ją nazywają - Magnus pokiwał głową też zawieszając wzrok na tym kartuszu. Jemu opowieść nowego znajomego bardziej przypadła do gustu. A przynajmniej okazywał to jawniej niż jego brodaty towarzysz. Nawet zdobył się na to, że jak zamawiał nową butelkę u kelnerki to potem rozlał do czterech kubków a nie jak poprzednio do trzech. A elfka okazywała słynną, elficką powściągliwość więc trochę trudno było wyczuć jakąś zmianę w jej zachowaniu. Dalej mówiła przyjemnym, melodyjnym głosem i nie zachowywała się w tak bezpośredni sposób jak jej towarzysze.

- Też myśleliśmy o tej buławie. Do tego Kalkengard nie tak daleko. Parę dni drogi. No ale na razie mamy parę dni do namysłu i odpoczynku - zaśmiała się lekko Davandrel wskazując na swoje opatrunki i ogólną słabiznę. No może nie wyglądała na jakąś umierającą ale też nie na taką co może wsiadać na koń czy wskakiwać w buty i ruszać na gościniec na co najmniej parę dni drogi.

- Trudno uwierzyć, że tak sobie zginęła. A jak kto ukradł, to szukaj wiatru w polu - westchnął Stephan. - I to ani nie wiadomo, czy nadal w Kalkengardzie jest. Sporo osób wyjechało w cztery świata strony i szukaj wiatru w polu. Ale jak kto ukradł, to też i łatwo nie sprzeda - naukowiec zaciągnął się - Jak nie kradziona na zlecenie, to jak to mówią, na złodzieju czapka gore… A skąd droga prowadzi i co wam się przykrego przydarzyło, jeżeli można wiedzieć?

- No nie wiadomo. Ale tam raczej trzeba by zacząć szukać
- Magnus wrzuszył ramionami i upił łyk ze swojego glinianego kubka. Ale zaraz trzepnięty przez Goliego który przypomniał mu w ten sposob, że jego ruch zaczął sprawdzać swoje prostokąciki aby coś dołożyć do układanego na stole wzoru.

- Obawiam się, że my nie mieliśmy tak wspaniałych przygód. Żadnych wielkich bitew ani nic tak godnego do odnotowania w kronikach - elfka uśmiechnęła się łagodnie machając ręką na znak, że nie ma o czym mówić. Albo nie bardzo miała ochotę o tym mówić.

- Można by rzec, że mamy zastój w interesach - prychnął nieco ironicznie jej ludzki kolega dokładając w końcu swój klocek na miejsce. Teraz on klepnął krasnoluda by dać mu znać, że jego kolej. Na to ten prychnął zirytowany. Chociaż Stephen nie mógł poznać czy to za to szturchnięcie, czy na to co ten mówił.

- Od początku mi się to nie podobało. Mówiłem wam - Goli burknął ponuro i wpatrywał się w swoje klocki zastanawiając się co wybrać.

- Tobie wiecznie się wszystko i wszyscy nie podobają. Jakbyśmy mieli cię słuchać to byśmy żadnego zlecenia brać nie mogli bo wszyscy są podejrzani i ci się nie podobają - tym razem elfka pozwoliła sobie na nieco ironiczne stwierdzenie. Magnus pokiwał twierdząco głową uśmiechając się lekko.

- Ale tym razem miałem rację! - huknął rozzłoszczony krasnolud. Wpatrywał się w nich oboje z wyzwaniem w oczach którego żadne z nich chyba nie miało ochoty podjąć.

- Po fakcie to każdy może być mądry. I graj, nie przeciągaj tury - mruknął Magnus wskazując gestem na układany wzór. Goli chyba nie miał co wystawić bo w końcu dobrał nowy klocek z puli i dał znać gościowi, że teraz jego kolej.

- Wiecie, w każdej branży trafiają się złe zlecenia. Moje ostatnie też mi szczęścia, fortuny i chwały nie przyniosło. I teraz jakoś odkuć się trzeba - Stephan sięgnął po kostkę, bo nie miał czego dołożyć. - Dlatego tak mi żal, że ani na biciu minotaurów ani na odnajdywaniu zgub się nie znam. Chociaż, gdybyście szukać chcieli a moja pomoc zdała się wam zdatna, to chętny byłbym. Lepsze to, niż nadstawiać karku w walce. A czym się zajmujecie na codzień, jeżeli to nie tajemnica?

- Szukamy przygód
- burknął krasnolud na tyle krótko, że trochę nie było wiadomo czy tak na poważnie czy żartuje.

- No może i można tak to nazwać - elfka posłała brodaczowi krytyczne spojrzenie chociaż uwaga chyba ją trochę rozbawiła bo się nieco uśmiechnęła.

- Jesteśmy łowcami nagród. Robimy różne zlecenia za karliki. Coś takiego. Albo coś innego - Magnus uzupełnił wypowiedź towarzyszy. Wskazał na wciąż widoczne przy głównym wejściu plakaty właśnie dla łowców nagród i okazji.

- Z tą buławą to zobaczymy za parę dni. Zależy czy będę na chodzie i czy do tej pory ktoś już nie odnajdzie tej zguby - Davandrel znów wskazała wzrokiem na swoje opatrunki. Widocznie cała trójka postanowiła sobie zrobić przerwę w działalności do czasu aż elfka dojdzie do siebie.

- Racja - zakończył temat Glaser i zamówił ze swoich niedużych zapasów trunek dla całej czwórki.
- Nie słyszeliście może przypadkiem legend lub plotek o starej twierdzy, zwanej bastionem? - zagaił zmieniając temat. Do kwestii buławy na razie nie planował powracać, resztę czasu zamierzał spędzić na miłej rozmowie o niczym. Potem rozejrzy się za innymi ciekawymi osobnikami, z którymi możnaby zawrzeć znajomość.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 16-07-2020 o 21:46.
Gladin jest offline  
Stary 19-07-2020, 00:18   #212
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 62 - 2519.VIII.23; popołudnie

Miejsce: Ostland; Las Cieni; leśna głusza
Czas: 2519.VIII.23 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: cisza, odgłosy lasu, półmrok, ziąb; mgliście; zachmurzenie; łag.wiatr


Karl i Tladin



Cisza. Taka, że aż w uszach dzwoniło. I bezruch. Tak, że aż oko wciąż odruchowo szukało wszelkich oznak ruchu. Oddech wciąż rwał płuca a mięśnie drgały z wysiłku. Koniec. Wszystko na to wskazywało. Gdy rogaty olbrzym wreszcie runął jak powalane drzewo, gruchnął o ziemię w przeciągłym ryku agonii rozchlapując błoto i liście. Potem jeszcze charczał i trochę drgał. Aż wreszcie znieruchomiał. Więc chyba koniec.

- To już?! Już po nim?! - gdzieś zza pleców Tladina doszło go niepewne pytanie drugiego zwycięzcy. Z całej walki tylko ich dwóch wciąż trzymało się na nogach. Z czego Krzywy zgodnie z planem i wcześniejszą deklaracją nie włączał się do bezpośredniego starcia tylko cały czas szył z łuku. Nie wszystkie strzały trafiły ale nawet teraz widać było wystające z rogatego cielska strzały. No wyglądło na to, że tak. Że Krwawy Róg padł. Że już po nim. W końcu. Tladin stracił rachubę ile razy siekł go toporem. Część ciosów minotaur sparował, część ześlizgnęła się po jego pancerzy ale i tak część trafiała wbijając się w skórę i mięśnie, znacząc krwawymi pręgami miejsce trafień. A stwór jednak nie chciał paść. Walczył do końca, nawet gdy już osłabiony ranami, chwiał się i miał coraz większe trudności by zbijać topór krasnoluda to wciąż był groźnym przeciwnikiem.

Jak bardzo groźnym przekonała się cała reszta. Właściwie Tladin został ostanią zaporą jaka związała walką minotaura. Całą resztę, ktokolwiek się mu nawinął pod ten krwawy topór, padł rozpruty mniej lub bardziej. Najpierw Dieter, potem Manfred i Igor. Wreszcie Martin i Karin. Martin został trafiony ledwo dobiegł do minotaura. Karin udało się nawet dźgnąć potwora parę razy a kolczuga uchroniła ją fartem przed dwoma czy trzema trafieniami ale w końcu ją też dopadł krwawy topór. No a gdy już zostali w walce tylko we dwóch no i wspierający ich łuk Krzywego to topór miotaura trafił Karla. Raz jeszcze nie tak poważnie. Karl krzyknął z bólu, zachwiał się ale wytrwał i nie ustąpił pola. Zaraz potem jednak Krzywy Róg zadał mu potężne trafienie toporem. Ostrze świsnęło z góry na dół i zdawało się, że przepołowiło Ostlandczyka. Jego lekka kolczuga nie miała szans zatrzymać tak masakrytycznego ataku i jej właściciel padł jak kłoda. Wtedy w walce już został minotaurowi ostatni przeciwnik, krasnolud zakuty we wzmacnianą kolczugę.

Tladin od razu poczuł realny ubytek wsparcia jakie dawał mu Karl czy wcześniej inni. Teraz minotaur mógł się skupić na nim całkowicie. I zrobił to. Na szczęście na tym etapie walki potwór był już osłabiony wcześniejszymi trafieniami. Zaczynał się słaniać i tracić koordynację. A mimo to cały czas mógł trafić przeciwnika swoim toporem. A każde takie trafienie jak udowonili towarzysze krasnoluda mogło nieść opłakane skutki dla trafionego. No ale jakoś nie trafił. I cięcie za cięciem, kawałek po kawałku,trafienie za trafieniem Tladin w końcu trafił go po raz ostatni i ta wielka, rogata kupa wściekłości i mięśni wreszcie runęła na ziemię.

Dopiero wtedy zyskał okazję aby się rozejrzeć na pobojowisku. Ze trzy tuziny kroków za nim stał łucznik z blizną w kąciku ust. Wciąż stał patrząc się pytająco niepewny czy już po wszystkim czy nie. Ze swojego miejsca pewnie widział potwora póki ten był w pionie ale jak padł to mógł mu zniknąć z oczu.

Nieco bliżej stał Igor. Ciężko opierał się o drzewo. Krwawił z kolczuki rozerwanej toporem jakby to było zwykłe płótno. Z tych co dotąd stawali przeciw rogatemu tylko on jeszcze trzymał się na nogach. Pozostali wyglądali gorzej. Karin, Martin i Manfred z trudem siedzieli też oparci o drzewa czy korzenie. Z trudem oddychali i widać było ból i zmęczenie na ich twarzach. Na ziemi obok nich leżały nieruchomo dwie sylwetki. Jedną z nich był Dieter, pechowiec który swoim życiem zyskał dla pozostałych czas by dali odpór potworowi. Drugie ciało należało do Karla. Manfred położył jego głowę na swoich kolanach i ocierał chustką jego czoło. Przez skosem przez tors młodego szlachcica biegła krwawa pręga z ostatniego cięcia minotaura. Sam Karl wydawał się stać u wrót Morra. Twarz miał trupio bladą i pokrytą trupim potem i krwią. Walczył o każdy oddech ale pierś z trudem ale podnosiła mu się a potem opadała w spazmatycznych próbach złapania oddechu.



Miejsce: Ostland; Jaarheim; karczma “U rzeźnika”
Czas: 2519.VIII.23 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: gwar karczmy, półmrok, ciepło na zewnątrz ziąb; mgliście; zachmurzenie; łag.wiatr


Stephan



Poranek przeszedł w późny poranek, na zewnątrz było pochmurnie i troszkę wiało. Ale wewnątrz “Rzeźnika” było całkiem przyjemnie. Ciepło, sucho i przy trunku w całkiem nietuzinkowym towarzystwie. A nowi znajomi młodego uczonego nawet się całkiem rozgadali gdy doszło do snucia opowieści.

- Bastion? No pewnie, że znam! - Magnus pierwszy zareagował na pytanie. Prawie bez wahania. - Bo ja jestem stąd. Znaczy nie z tej wiochy ale z Ostlandu. Tylko z innej części. - dodał szybko aby być właściwie zrozumiany.

- No to ten bastion to górski zamek. Potężny! Tylko w górach. Ludzie u nas powiadają, że kiedyś byli tam dobrzy rycerze. I jak złe przyszło tutaj, na nizinach to ludzie uciekali w góry, pod opiekę owych rycerzy. A oni zawsze dzielnie ich bronili bo nikt nigdy nie zdobył tego zamku. I skarby! Podobno rycerze jeździli kiedyś na dalekie wyprawy i zbierali nagrody od elektora, hrabie i margrabie ich też nagradzali to tam wielgachny skarb mieli. No ale potem stało się coś. Nikt nie wie co. Ale podobno ktoś przeklął to miejsce. I każdy śmiałek co potem próbował odnaleźć ten zamek błąka się po górach na zawsze i nie może wrócić do domu. Taka klątwa. A szkoda. Jak taki wielki zamek to musiał mieć potężny skarb. Takich buław to tam pewnie całe stosy leżą. - Magnus z przejęciem i werwą opowiadał to co słyszał o tym mitycznym miejscu. Co prawda jakiś trubadur czy minstrel lepiej by to opowiedział no ale za to nadrabiał entuzjazmem i swadą.

- Potężny zamek ludzi. Pfff! - Goli burknął pogardliwie okazując całkowitą odporność dla opowieści i entuzjazmu kolegi. - Jak ktoś nie był w naszej twierdzy to nie wie co to znaczy “potężny zamek”. Nasze twierdze potrafią znieść dekady oblężenia! - brodacz nie omieszkał wytknąć innym swojej wyższości rasowej w dziedzinie sztuki fortyfikacyjnej.

- A ty znowu swoje… - elfka pokręciła głową jakby słyszała to czy coś podobnego po raz nie wiadomo który. - A macie jakieś twierdze w tych górach? - Davandrel zapytała nieco zaczepnym tonem. Goli przyjął jej pytanie na poważnie i chwilę jakby się wahał albo zastanawiał.

- Nie. Tam nic nie ma. To biedne góry. Ani złota, ani żelaza, ani marmurów, ani nic. To i nie ma co tam siedzieć. - krasnolud wzruszył ramionami jakby to było oczywiste dlaczego w tak nieopłacalnej okolicy nie ma twierdz jego pobratymców.

- A ja też coś słyszałam. Jeden z naszych myśliwych wyruszył Edrel Zielony Liść, wyruszył w świat. Miał wiele przygód w różnych krainach. W jednej z nich opowiadał jak uszedł kryjąc się przed orkami w jakichś ruinach. Było potężne więc to kiedyś musiała być potężna twierdza. Twierdza ludzi. Ale od dawna była opuszczona. Udało mu się zamknąć w jednej z wież i szył przez okna do każdego orka jaki mu się nawinął. I orki po dwóch dniach zrezygnowały i odeszły. Edrel odczekał jeszcze dwa dni nim też ruszył dalej. Ale nie wiem czy to właśnie to był ten zamek o jakim mówicie. Edrel mówił, że szedł jakiś tydzień. A w połowie drogi była wieża strażnicza. W ruinie. Ale z jej czubka widać było ten zamek. - elfka nieco zmrużyła oczy gdy pewnie próbowała sobie przypomnieć kiedyś zasłyszaną opowieść. W końcu jednak pokiwała głową na znak, że tak to właśnie zapamiętała.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-07-2020, 09:43   #213
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Tladin dla pewności urąbał potworowi głowę.
- Tak - sapnął. - Skończona.
Teraz rozejrzał się po pobojowisku. Źle to wyglądało. Zaczął chodzić od jednego do drugiego, aby zorientować się w sytuacji.
- Krzywy, Igor - zarządził. - Rannych trzeba jako tako oporządzić. Pomoc trzeba będzie sprowadzić. Co można na opatrunki bierzcie, krew w nich trzeba zatrzymać - i sam też wziął się do pracy.

Zrobiwszy, co potrafili zebrał ich trójkę na uboczu.
- Krzywy, musisz sprowadzić pomoc. Medyka lub kapłana. Do tego ludzi, którzy poniosą rannych. A może i to, co znajdziemy w legowisku minotaura. Masz tu pieniądze, a gdyby trzeba było co więcej zapłacić, to obiecaj po tym, jak pracę wykonają - khazad wysupłał część swoich pieniędzy. - Sam jeden szybciej będziesz szedł ino znaki zostaw sobie, żeby łacno wrócić. Jeżeli potrzebujesz chwilę odpocząć, to odpocznij. Najlepiej, gdybyś w tamtą stronę bez przerwy bieżał.

- Dobra. Pójdę. Ale mam nadzieję, że nie zamierzacie przez to wysadzić mnie z siodła z mojej doli
- łucznik i tropiciel był dla Tladina główną pomocą w tym ogarnianiu pobojowiska. Reszta głównie jęczała i dogorywała przytłoczona ranami. Z Karlem był tylko spokój bo leżał jak kłoda z trupio bladą twarzą i nie było wiadomo czy przeżyje.

- Zanim pomoc przybędzie, musimy miejsce na nocleg znaleźć - zwrócił się do Igora. - Pójdę, rozejrzę się po okolicy. Spróbuj rannych zebrać póki co w jedno miejsce i może jaki ogień rozpalić.

Zanim jednak wyruszył sprawdził trupa minotaura, co ciekawego przy sobie miał. Broń mu zabrał i zostawił Igorowi na przechowanie. Potem ruszył na obchód rozglądając się głównie za zagrożeniami oraz jakimiś czterema kątami, gdzie z rannymi mogliby przed nocą i niepogodą się schować i przed zagrożeniami bronić. A i skarbiec minotaura mu po głowie chodził.

Przy truchle rogatego potwora znaleźli broń. Ten zabójczy, wielki topór jakim rozpruł tyle osób. Był wielki nawet jak na minotaura. Tladin dał radę go unieść chociaż sprawa przypominała z tą maczugą ogra na wolfenburskim festynie. Rzecz była zbyt wielka i nieporęczna by ją można było używać. Na plecach potwór miał tarczę. Coś co chyba kiedyś było dnem wozu czy drzwiami. Ale jak padł na wznak to przygniótł swoim cielskiem tą tarczę. Przy pasie miał drugi, mniejszy topór. Tego pewnie używał jako broni jednoręcznej chociaż dla kogoś ludzkich czy krasnoludzkich rozmiarów to nadal była wielka broń. Do tego jeszcze cała kolekcja skalpów, łbów, głów, czaszek, rogów jakie potwór miał na sobie. Wyglądały jak myśliwskie trofea.

Gdy Krzywy odpoczął i złapał oddech po tej walce pożegnał się z towarzyszami i zniknął w mrocznej, leśnej głuszy. Trudno było powiedzieć kogo czekało trudniejsze zadanie. Samotny myśliwy którego czekała samotna przeprawa przez dzicz czy jego towarzyszy których czekała przynajmniej jedna noc w tej dziczy. Z czego właściwie tylko Tladin był w pełni sił.

- Jak dobrze pójdzie to wrócę do Jaarheim do zmroku. Jak nie to jutro rano. Powrót w najlepszym razie zajmie podobnie. No i nie wiem kto by zgodził się przyjść. Ale spróbuję zrobić co się da - powiedział na odchodne łucznik. Potem jeszcze się pożegnał, życzył bożej pomyślności no i krasnolud został sam z tymi poranionymi towarzyszami. Z całej grupki jeszcze Igor był we względnie najmniej opłakanym stanie. Ale raczej na tyle by zostać z rannymi i im w czymś pomóc czy chociaż krzyknąć do krasnoluda gdyby była potrzebna pomoc. A to właśnie na brodacza spadł główny ciężar zrobienia obozu.

Dobre było to, że te ruiny, cokolwiek to kiedyś było, zapewniały jakąś ochronę. Znalazł w końcu coś co zachowało 3 z 4 ścian. Lasu dookoła było pod dostatkiem więc materiału na ognisko czy szałas też było sporo. Trzeba było tylko się nachodzić by go zebrać i odpowiednio złożyć do kupy.

Ale wyjścia nie było. Zebrał rannych i zabitych towarzyszy w tym pomieszczeniu. Nagromadził paliwa, by starczyło na całą noc. Igorowi nakazał sprawdzić zapasy i tych, którzy mogli jeść, nakarmić i napoić. Ostrugał kilka palików i powbijał je na sztorc przed wejściem tak, aby nikt z zaskoczenia ich nie zaatakował. Pod wieczór nakazał Igorowi czuwać nad ich obozowiskiem, a sam zjadł porcję i legł zmęczony pracą na ziemię. Postanowił, że będzie czuwał całą noc, dlatego teraz musiał choć trochę się przespać. Kazał Rurykowiczowi obudzić się, gdy tamten nie będzie już miał dość sił by czuwać lub gdy uzna, że krasnolud się dość wyspał. Ani jęki rannych, ani niewygodne podłoże nie powstrzymały go przed zapadnięciem w sen. Uznał, że szkoda mu czasu, aby zdejmować pancerz na tak krótką drzemkę i już po chwili donośnie chrapał.

Mężczyzna obudził Gladensona zbyt szybko. Drzemka nie pozwoliła mu się dość zregenerować, ale młodzieniec wyglądał na czuwającego tylko na resztkach honoru. Tladin murknął coś niezrozumiale i odesłał gestem kislevitę spać. Sam objął długą wartę. Naładowaną kuszę trzymał na podorędziu a sam usadowił się tak, aby ognisko nie było pomiędzy nim a wejściem. Czuwał.

 VIII.24; knt; ranek


Noc okazała się zimna i długa. Na końcówce, już jak powinno świtać rozpętała się burza. Taka z ulewnym deszczem, grzmotami i piorunami. Tak lało i grzmociło, że któryś z jego poranionych towarzyszy otwierał nawet oczy czy podnosił głowę by się rozejrzeć co się stało. Zanim burza przyszła stóżujący krasnolud słyszał odgłosy lasu. I te gdzieś z tła. Coś tam piszczało, skrzeczało i poruszało gałęziami. Jakieś nocne drapieżniki toczyły swoje odwieczne zmagania ze swoimi ofiarami. Nawet tutaj, w ruinach nie wiadomo czego. Słyszał jak coś się przemyka pomiędzy ścianami, murkami i drzewami. Coś węszyło jakby sprawdzało obóz zwabione światłem, zapachem krwi i śmierci. Coś od strony gdzie padł minotaur warczało i chyba świeże ścierwo ściągnęło jakieś ścierwojady.

No ale w końcu noc się skończyła burza też, zrobiło się widno. Nadszedł czas na śniadanie. Przy okazji odkryli, że niewiele już jedzenia im zostało. By się nie obciążać wzięli jedzenia na jakieś dwa czy trzy dni. A właśnie skończyła się druga noc w leśnej głuszy. Na dzisiaj jeszcze coś mieli by wrzucić do wspólnego kociołka. Ale jak jeśli pomoc dzisiaj nie przybędzie no to na jutro już czeka ich głodny dzień.

Rano okazało się, że stan rannych jest różny. Tladinowi rany ładnie się goiły. Stan Igora i Karla okazał się dość stabilny. Co zwłaszcza w przypadku młodego szlachcica niekoniecznie było dobrą wiadomością. Leżał blady jak ściana jakby Morr mógł go zabrać na swoje ogrody w każdej chwili. Martin i Karin wyglądali kiepsko. Noc w tych polowych warunkach nie była dla nich łaskawa. Zwłaszcza dla Martina który chyba zaczął gorączkować. Jedynie Manfred zdawał się wyglądać nieco żwawiej i lepiej. Chociaż oczywiście wciąż był poważnie ranny.

Zważywszy na deszcz i podmokły teren, Tladin postanowił najpierw odespać nockę. Taplanie się w błocie mogło poczekać. Może słońce, gdy już wzejdzie, osuszy trochę ziemię. Zdał wartę Igorowi, potem wyszedł za potrzebą. Po powrocie z pomocą człowieka ściągnął z siebie opancerzenie. Mimo, że był zahartowany, odczuł ulgę, gdy ciało mogło odpocząć od tych wszystkich kilogramów. Zjadł niewiele, po czym przekazał kislevicie instrukcje, by go obudził gdy minie południe lub gdy coś się wydarzy. Owinąwszy się kocem zmęczony zasnął.

Wybudziwszy się ze snu zaczął ogarniać ekwipunek. Ten domagał się czyszczenia i konserwacji, khazad poświęcił więc dość czasu pancerzowi, a potem ostrzeniu topora. Krzywego spodziewał się nie wcześniej niż następnego dnia. Sprawdził też stan rannych ale niewiele więcej dla nich mógł zrobić. Podawał im wodę do picia a tym, którzy byli w stanie, pomagał coś zjeść. W końcu oznajmił, że rusza zbadać okolicę. Przywdział, znowu z pomocą Rurykiewicza, pancerz i metodą coraz większych kręgów ruszył na zwiad. Minotaur ze względu na swe rozmiary, nie mógł mieć kryjówki mocno ukrytej i liczył, że znaleźli go w jej pobliżu. Jemu najbardziej zależało na pokonaniu potwora, ale pieniądze zawsze się przydadzą. Co prawda wikt i opierunek mieli, no ale na dziewki trzeba było już własne pieniądze wydawać.

Metoda chodzenia po okręgu mogła w tych ruinach działać dość symbolicznie. Najłatwiej było iść po dawnych ulicach. Te nadal dało się wyczuć mimo, że porosła je już trawa a tam i tu wyrosły krzaki. Ale te wszystkie murki, ściany, resztki budynków skutecznie blokowały linię wzroku i utrudniały marsz. Przynajmniej pogoda się poprawiła. Na niebiosa wrócił przyjemny dla oka błękit i wiał lekki wietrzyk. Zupełnie jakby burza na koniec nocy oczyściła chociaż na jakiś czas niebiosa ze złych fluidów.

W końcu jednak krasnolud znalazł kryjówkę minotaura. Była urządzona w jakimś większym budynku bez dachu. Może jakiś pałac, urząd czy nawet świątynia. Jeden z tych co wszystkie ściany nadal były w komplecie a nad kawałkiem budynku zawalony i spalony dach tworzył częściową zasłonę przed deszczem. Tam widocznie Krzywy Róg miał swoje legowisko. I tam, prozrzucane w nieładzie były różne rzeczy. Od śladów ogniska, przez kości, jedną wiszącą na haku krowę której widocznie jeszcze nie zdążył zeżreć i całe mnóstwo gratów. Rozerwane ubrania i kości biedaków jakich dopadł i rozerwał były przemieszane z futrami i srebrnymi kielichami. Bił od tego ponury, złowieszczy zapach zwierzęcej nory i jaskini rozbójników.

Tladin rozejrzał się po pomieszczeniu i to, co mu szczególnie się spodobało, spakował do plecaka. Mając już odnalezioną kryjówkę, mógł teraz w spokoju wędrować i przenosić skarby do ich kwatery. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jeszcze chciał się nimi zainteresować. Lepiej byłoby przenieść się do tego pomieszczenia, ale zapach do tego nie zachęcał. Wszystkiego pewnie nie da rady przenieść, ale coś na wszelki wypadek zabezpieczy. Drugim jego zmartwieniem były skąpe zapasy jedzenia. Obejrzał wiszącą krowę, czy ta nadaje się do jedzenia dla ludzi. Zawsze mógł jeszcze spróbować polować, ale to chyba jakieś ogłupiałe zwierzę musiałoby same podejść do nich. Może Rurykowicz by się bardziej nadał, ale Gladenson nie był pewien.
Z legowiska minotaura naniósł też futer, aby rannym urządzić lepsze i cieplejsze posłania.
 
Gladin jest offline  
Stary 25-07-2020, 01:32   #214
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 63 - 2519.VIII.30; ranek

Miejsce: Ostland; Jaarheim; karczma “U rzeźnika”
Czas: 2519.VIII.30 Backertag (4/8); ranek
Warunki: gwar karczmy, jasno, półmrok, ciepło; na zewnątrz zachmurzenie; zimno; łag.wiatr


Karl i Tladin



Za oknami panowała ponura, poranna zimnica. Noc była chyba pogodna bo nie widać było nowych kałuż czy śladów deszczu. Ale i tak pogoda nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Zwłaszcza, że w środku było o wiele przyjemniej. Półmrok jaki tworzył się przez poranne światło wpadające przez okna był dodatkowo rozjaśniany przez świece i olejniaki. Ich zapach mieszał się z aromatem jedzenia a co jak co ale “U rzeźnika” jedzenie było bardzo dobre. Zwłaszcza mięsiwo chyba było tutaj popisowym daniem. A gwar głosów przy śniadaniu tworzył dość swojską, ciepłą atmosferę więc tym bardziej nie chciało się wychodzić na zewnątrz jak wszystko co gość potrzebował było pod ręką.





Po tylu dniach wreszcie zebrali się w komplecie. Jak się tak zebrali razem to było ich ponad pół tuzina. Dzisiaj do śniadania zasiedli także Karl i Martin którzy jeszcze wczoraj jak i przez ostatnie dni stopniowo wracali do zdrowia. Obaj najdłużej wracali do domu i przez dwie czy trzy doby balansowali na granicy odejścia do wrót Morra. Nie było wiadomo w którą stronę bogowie potoczą ich kości. Ale odkąd wrócili do Jaarheim, do “Rzeźnika”, pod ciepłą pierzynę, doglądani przez miejscową staruchę to zaczęli rokować nadzieję, że jednak wrócą do żywych. A z początku się nie zanosiło.

Krzywy chyba zaskoczył wszystkich. Najpierw Stephena. Gdy z całej wyprawy po łeb minotaura wrócił do “Rzeźnika” samotnie. To było prawie tydzień temu, już prawie o zmierzchu w Bezahltag gdy Stephen siedział przy stole z nowo poznaną trójką barwnych znajomych. Właśnie Magnus opowiadał, dość marudnie, jak to ich “ta sucz” wyrolowała gdy drzwi się otworzyły i większość głów odruchowo spojrzała kogo przyniosło. I większość pewnie na samotnego wielkoluda z łukiem nie zwróciła większej uwagi no ale Gesler poznał, że to Krzywy. Tylko, że sam. Nikogo więcej z jego znajomych nie było widać.

No a wieści miał porywające. Albo przerażające. Zależy na który aspekt tej relacji położyć ciężar. Pokonali Krwawego Roga! Na koniec odrąbali mu łeb! No ale… Ale przedtem nieźle ich pocharatał. Jeden padł na dobre, reszta też leżała odłogiem. Właściwie tylko on i krasnolud trzymali się na nogach. Więc tamten został z rannymi a on przyszedł tutaj po pomoc.

Wieść o zabiciu strasznego minotaura wywołała sensację. Łucznik z okaleczoną twarzą stał się numerem jeden w karczmie. Wszyscy chcieli by opowiadał jak to było i tak dalej. No ale trzeba było też zorganizować pomoc która spróbuje dotrzeć do pociętych pogromców potwora. I to szybko bo byli w kiepskim stanie. No ale już był zmierzch więc tego dnia nie było co wsi opuszczać. Niemniej karczmarz pospołu z częścią gości rozpuścił wici. I z rana już pstrokata grupka, z kilkoma końmi i osłami była gotowa do drogi. Krzywy robił za przewodnika i ponownie ruszył w tą samą trasę zanurzając się w mroczną i ponurą czeluść puszczy.

Drugi raz Krzywy chyba najbardziej zdziwił Tladina. Który trochę przez zmierzchem kolejnego dnia przyprowadził pstrokatą grupkę ratunkową. Widocznie musiał zdążyć wrócić do Jaarheim przed zmierzchem i znów być w powrotnej trasie z samego rana. Co zresztą potem się potwierdziło. W samą porę! Bo co jak co ale prowiant to już się obozowiczom kończył. Truchło krowy musiało już tam wisieć dobre parę dni, może tydzień. Niczym nie zapeklowane zaczynało już zalatywać zapaszkiem ostrzegającym przed spożyciem. Może gdyby je długo gotować to by dało się pozbyć szkodliwych dodatków. No ale pewności nie było. No ale gdy przybył ratunek no to z Tladina spadła odpowiedzialność za podejmowanie tej ryzkownej decyzji.

Do tego czasu stan rannych był niezbyt ciekawy. Krasnolud był wojownikiem a nie łapiduchem. No ale widział, że są w kiepskim stanie. Ich stan jakby się ustabilizował. Znaczy nie poprawiało im się. Ale też nie pogarszało. Karl leżał jak kłoda, wciąż był trupio blady jakby każdy dech miał być jego ostatnim. Trzeba było go poić a z karmieniem były wyraźne trudności. Wyżej dupy dostał gorączki i trząsł się jak w febrze. Wydawało się, że mu się pogarsza. Karin zachowywała przytomność ale była słaba jak dziecko. Prawie się nie odzywała i przez większość czasu spała. Jakąkolwiek aktywność przejawiali tylko Igor i Manfred. Z czego ten drugi prawie nie odstępował Karla pojąc go i ocierając pot z czoła, modląc się nad nim do Shallyi by była mu łaskawa. Więc w samym obozie jedynie na kogo coś Tladin mógł liczyć na pomoc to młody Rurykowicz. Chociaż też raczej w lekkich pracach bo rany miał poważne i mocno mu dokuczały. Mniej więcej tak to wyglądało jak Krzywy przyprowadził wieczorem w Konigstag wyprawę ratunkową.

Ale znów na koniec dnia, już jak zmierzchało. Więc wszyscy musieli spędzić noc razem we wspólnym obozowisku. No i wszyscy nowo przybyli byli ciekawi tego truchła Krwawego Roga. Chodzili je oglądać i podziwiali odrąbany łeb z charakterystycznymi czerwonymi rogami. Ale przynieśli też jedzenie i opatrunki. Nawet jakąś porkaczną wiedźmę która była ich znachorką. Ona zajęła się doglądaniem rannych. Stwierdziła, że są w ciężkim stanie. Ale trzeba zaryzykować podróż bo na miejscu trudno będzie im zapewnić odpowiednie warunki.

Więc kolejnego ranka ruszyli w drogę powrotną. Żaden z rannych nie był w stanie utrzymać się w siodle więc zbudowano dla nich nosze które wlokły wiejskie konie i osły. Dzięki czemu nie trzeba było ich nieść własnoręcznie. Ale i tak poruszali się dość wolno na przełaj przez te błotniste, mroczne, dzikie ostępy. Podróż powrotna zajęła kolejne dwa dni. Gdy wreszcie wyszli na światło dzienne był już Festag. Dzień boży więc w powietrzu było słychać świątynne dzwony.

Do tego czasu jakoś większego przełomu u rannych nie było. Karl dalej był przez większość czasu nieprzytomny. Chociaż opieka starej znachorki coś chyba jednak pomogła bo znikła ta trupia bladość. Ale nadal przez większość podróży spał a potem niewiele z tego pamiętał. Najwyżej jakieś skrawki nieba i migające nad głową gałęzie. Martin miał kryzys, wydawało się, że odciąga tylko to co nieuniknione i Morr się w końcu o niego upomni. Igor i Karin byli w podobnym stanie. Niby im się z wolna polepszało ale tak naprawdę to po ich reakcjach za bardzo tego nie było widać. Ot, jakoś im się nie pogarszało. Właściwie to poprawiło się tylko Manfredowi. Na tyle, że gdy wrócili do Jaarheim to już mógł samodzielnie się poruszać. I niejako on pospołu ze Stephenem mogli wspomóc w czymś Tladina.

Dopiero od nowego tygodnia, jak wszyscy znaleźli się w ciepłych łóżkach, pod pierzynami, doglądani przez tą brzydką wiedźmę jakoś zaczęli wyraźniejszy powrót do zdrowia. Znachorka była zasuszona jak stare próchno, poiła rannych jakimiś ziołami, okładała ich rany jakąś masą albo polewała je czymś. No i zmieniała opatrunki. W połączeniu z odpoczynkiem w ciepłych i czystych łóżkach pomogło na tyle, że przez te parę dni stopniowo wracali do zdrowia. Najpierw Manfred odzyskał pełnię, zdrowia potem Igor i Karin. W końcu dzisiaj już i Karl wyglądał jak tydzień temu przed wyprawą w dzicz. Jeszcze tylko Martin trochę nie domagał no ale w porównaniu do stanu z końca poprzedniego tygodnia to były drobnostki. Więc można było powiedzieć, że wreszcie są w komplecie.

Na tyle już wszyscy dobrze się czuli by dotarły do nich wieści jakie rozgrzały atmosferę. W Ristedt okradziono dom boży! Któż by śmiał?! Bezczelność! Bogobojni Ostlandczycy wieszczyli teraz karę bożą jaka na nich spadnie za takie świętokradztwo. Napaść na chłopa, kupca, pastucha nawet poborcę podatkowego. To jeszcze jakoś mieściło się w ich światopoglądzie. Takie rzeczy tam czy tu się zdarzały. Taki świat i takie czasy. Ale dom boży?! No to przechodziło pojęcie. Więc teraz trzeba było uważać jakby ktoś próbował sprzedać czy pozbyć się świątynnych precjozów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-07-2020, 21:12   #215
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland; Leże Krwawego Roga
Czas: 2519.VIII.24 Koeningstag (6/8); wieczór

Igor, który trzymał wartę podniósł alarm. Coś lub ktoś się zbliżało. Sądząc po hałasie, było to duże coś, albo dużo kogoś. Na szczęście okazało się, że to pomoc sprowadzona przez Krzywego. Kto mógł, wydawał z siebie radosne okrzyki, a nowoprzybyli domagali się zobaczenia zabitego minotaura. Tylko stara baba kazał się prowadzić do rannych. Tladin został trochę z tyłu z Krzywym, gdy Rurykowicz prowadził ją do posłań.
- Co to za jedna? - spytał łypiąc w jej stronę.
- Starucha, ponoć włóczy się od wsi do wsi, nikogo lepszego nie było. Ale leczy ponoć dobrze - Martin wzruszył ramionami. - Zanim bym znalazł kogo lepszego, to dzień, dwa albo i więcej by zleciały.
- Słusznie. Miejmy nadzieję, że im pomoże
- zgodził się khazad i milcząco przyglądał zabiegom baby.

Ta zażądała gorącej wody, więc krasnolud zakrzątnął się wokół ogniska. Tymczasem znachorka wyciągała z torby zioła, moździerz i szmatki.
- Potrzebuję też dużo zimnej, świeżej wody - mruknęła. - I najmocniejszego alkoholu, jaki macie.
Gladenson dał znać Krzywemu, aby zobaczył, kto ma przy sobie jaki mocny trunek, a sam poszedł po więcej wody. Gdy wrócił, stara już zdjęła wrzątek i zaczęła parzyć zioła. Martin podał jej bukłak, który ona niezwłocznie powąchała, a potem pociągnęła z niego spory łyk.
- Za mocne to nie jest, ale musi starczyć - zarechotała, a zaraz potem zaczęła mamrotać coś pod nosem i wymachiwać brudnymi paluchami nad wywarem.

- Jak ona się nazywa? - Tladin zapytał łowcę.
- Mówią na nią Jaruha.
- Miejmy nadzieję, że zna się na tym. Ciarki mnie przechodzą, jak na nią patrzę
- wzdrygnął się wojownik i razem wyszli na zewnątrz do minotaura.

Tam też po jakimś czasie znalazła ich starucha.
- Synku, to wyście go ubili? - zaskrzeczała do khazada. - Ładna robota. Pancerz to wam się przydał, ale nie jest wam w nim za gorąco? - roześmiała się. - Zróbcie mi miejsce, muszę tu trochę popracować - dodała i powoli uklęknęła przy ścierwie. Wyciągnęła różne fiolki i szmatki, a w jej ręku nagle pojawił się srebrny nóż.
- Jaruho, a na co to wam? - zapytał Krzywy, na wszelki wypadek robiąc krok do tyłu.
- A syneczku, nie pytaj. Niektóre klątwy żeby odczynić, fragmenty ciała pomiotu chaosu trzeba przygotować. Ty się na oprawianiu zwierzyny leśnej znasz, a stara Jaruha i taką tuszkę oprawi. Lepiej niż niejeden rzeźnik - zarżała, ukazując stare pieńki zębów. - Wam to do niczego, a ja przyjmę to jako część mojej zapłaty, a teraz uciekajcie stąd.

- Chodźmy
- Krzywy pociągnął Tladina za rękę. - Mówią, że ona i klątwę potrafi rzucić i urok, jak zła. Nie lza jej w drogę wchodzić.
Gladenson nie opierał się i wrócił sprawdzić, co u rannych.

 
Gladin jest offline  
Stary 30-07-2020, 20:48   #216
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland, leże Krwawego Roga
Czas: 2519.VIII.25 Angestag (7/8); rano


Krasnolud wraz z Krzywym nadzorował załadunek łupów i ludzi. Najwięcej kłopotów sprawiała mu starucha, której wszędzie było pełno. Władowała się też na wóz z łupami i bezceremonialnie zaczęła w nich grzebać. Tladin zmarszczył brwi i szturchnął łowcę. Ten spojrzał i odwrócił wzrok.
- Lepiej się jej nie narażać, tfu - splunął za siebie przez lewe ramię. Kazad mniej się bał magii, bo podszedł do wozu i warknął.
- Babo, czego grzebiesz w cudzym - fuknął na nią. Ta niezrażona wyszperała właśnie jakąś broszę i zaczęła ją przymierzać.
- Popatrz no syneczku, jakbym się tak wystroiła, to może i mnie jaki kawaler na randkę zaprosi? - zachichotała. - Nie nerwuj się, bo Ci to zaszkodzi. Jakoś zapłacić za mą pomoc musicie. Ale nic sama nie wezmę, o nie - zachichotała znowu. - Ale co mam tak całą drogę się trudzić? Rozerwę się trochę tymi błyskotkami.

Khazad zgrzytnął zębami i podszedł do rannych. Przekazał im, aby na starą mieli baczenie, bo przecież to ich wspólny dobytek. Wkrótce potem wyruszyli w stronę Jaarheim.



Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „U rzeźnika”
Czas: 2519.VIII.26, Festag (8/8)


Dzień wolny. Nie tylko dlatego, że to Festag. Ale również dlatego, że pierwszy raz od kilku dni mógł przespać noc w wygodnym łóżku. Do tego bez pancerza i całego ekwipunku, bez pół otwartych oczu i wrażliwych uszu. Mógł spać do południa. Poprzedniego wieczora zjadł pożywną, gorącą kolację. Nawet Jaruha, która próbowała się do niego dosiąść, nie zepsuła mu humoru. Stara wyniuchała, że Tladin dostaje wikt i opierunek „za darmo” i zażądała sobie dla siebie łóżka z pierzyną i gorącej strawy. Niedoczekanie! Bo kilku groźbach, że sprawi, że Tladiowi konar zwiędnie, włosy wypadną i nos spuchnie jak bulwa, doszli do porozumienia. Krasnolud podciągnął ją pod żelazny list i załatwił jej miejsce w stajni i posiłek.
- Miło sobie tak podróżować, za nic nie płacąc. Słyszałam, że do Lenkster się wybieracie? To mi nawet pasuje synku, he he he…

Dziś starał się o niej nie myśleć. Dla reszty minotaurobójców wytargował również utrzymanie na czas leczenia. Karczmarz nie robił żadnych problemów. Miał taki ruch w interesie, że musiał sprowadzić dodatkowe dziewki do pomocy. Wieść o zabiciu minotaura rozeszła się lotem ptaka. Tladin zgodził się, aby przez jakiś czas głowa rogacza była wystawiona na widok publiczny w jego gospodzie. Przedsiębiorczy właściciel pobierał opłaty za możliwość jej obejrzenia. Najwięcej do opowiadania miał Krzywy, który był podwójnym bohaterem. Nie tylko przyłożył rękę do ubicia potwora, ale również sam jeden powrócił z jego leża, by sprowadzić pomoc dla rannych towarzyszy. Tak wiele chwały i zainteresowani rozpromieniło nawet jego i stał się całkiem wesół i sympatyczny. Co prawda wraz z upływem czasu (i wypitych kufli) język plątał mu się coraz bardziej, minotaur rósł, ilość strzał wystrzelonych przez łowcę rosła, ale co tam - prawo opowieści. Khazad też był oblegany tak, że mu co i rusz w ustach zasychało. Gdy karczmarz wygonił ostatnich klientów, było już grubo po północy i biedny wojownik powlókł się do łóżka zmęczony, niż dzień wcześniej.



Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „U rzeźnika”
Czas: 2519.VIII.27, Wellentag (1/8)

Wolne się skończyło i ludzi w karczmie było ciut mniej. Fritz Nase, właściciel karczmy, nadzorował właśnie wieszanie nowego szyldu - podobizny minotaura o czerwonych rogach.
- Wunderschön! - ucieszył się. - Witaj „Pod krwawym rogiem”, herr Gladenson. Jak ci się widzi nowa nazwa?

Gladenson pokiwał głową i stwierdził, że to dobry pomysł i chwytliwy. Na pewno więcej klientów się tu pojawi. Zagaił też za chwilę o możliwość zorganizowania gorącej kąpieli. Prywatnie i z pełną obsługą, jeżeli herr Nase rozumie.
- Ja, naturlich, ja - pokiwał tamten ze zrozumieniem. - Da się załatwić, przysługa za przysługę. Najpierw popozujesz malarzowi, a potem coś się załatwi.
- Malarzowi?
- khazadowi brwi podjechały do góry ze zdumienia. - Jakiemu malarzowi?
- Zaraz wszystko się wyjaśni. Chodźcie za mną.


Chcąc nie chcąc, Gladenson podążył za karczmarzem. Po drodze dołączył do niego Stephan.
- Wy tu sobie poczekajcie, malarz zaraz przyjdzie i powie wam co potrzeba. I jeszcze mój znajomy, kowal, ma do was interes, herr Gladenson.

Faktycznie. Malarz przyszedł, rozłożył sztalugę i przybory i zaczął ustawiać krasnoluda w różnych pozach, ku niekrytemu rozbawieniu Glasera. Ten przysiadł sobie w kącie i spokojnie ćmił fajkę, mając niezły ubaw z całego przedstawienia. W trakcie tych zabiegów pojawił się też kowal, herr Ferdinand Bücker. Młody jeszcze człowiek, w niezbyt wyszukanych słowach wyłuszczył interes, jaki miał do Tladina. Krasnolud miał wszystkim opowiadać, że zabił minotaura używając topora zrobionego przez kowala. W zamian za to kowal miał się odwdzięczyć finansowo. Krasnolud podrapał się po głowie rozważając propozycję, ku irytacji malarza, który natychmiast zaczął protestować. Stephan w międzyczasie wyszedł po piwo, a gdy wrócił, Jaruha deptała mu po piętach.

- Toć on nie wygląda, jak prosto z walki, synki - żachnęła się na widok modela i szkicu na płótnie. - Dorobimy mu trochę ran - i nie czekając zbliżyła się do wojownika, który zaczynał mieć już tego wszystkiego dość. - Ino nie ruszaj się krótkonogi - dodała i zaczęła rozsmarowywać na nim jakąś maź. Tladin pomyślał, że teraz to już koniecznie potrzebna jest mu kąpiel. Całkiem niedługo miał się dowiedzieć, że to dopiero początek pomysłów przedsiębiorczych mieszkańców Jaarheim. I przyjezdnych. Coraz więcej osób bowiem poczuło posmak złota, jakie mogło im zapewnić zabicie minotaura.
 
Gladin jest offline  
Stary 31-07-2020, 03:02   #217
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 64 - 2519.VIII.30; południe

Miejsce: Ostland; okolice Jaarheim; posesja Kepplera
Czas: 2519.VIII.30 Backertag (4/8); południe
Warunki: cicho, jasno, ciepło; na zewnątrz mżawka; chłodno; umi.wiatr







Karl i Tladin



Wyglądało na to, że tutejszy szlachcic, Herr George Keppler, nie należy do najmożniejszych ani najbardziej wpływowych przedstawicieli błękintokrwistych. Tak można było sądzić już po wyglądzie jego posesji. O ile to była jego główna siedziba a nie któraś tam kolejna. A niestosowne było się o to pytać gospodarza. Niemniej okazał się mężczyzną zarówno słownym jak i gościnnym. I gdy wesoła kompania pod wodzą Tladina i Karla zjawiła się po nagrodę z byczym łbem na dowód swoich czynów to sama wizyta po nagrodę przerodziła się w obiad jaki szlachcic zaprosił śmiałków co potwora ubili.

Z tego wszystkiego najtrudniejsze wydawało się dotrzeć do jego siedziby bo mieszkał ze dwie godziny pieszego marszu od Jaarheim a trzeba było się do niego przejść. Jak późnym rankiem czy wczesnym przedpołudniem cała drużyna pogromców minotaura ruszyła z tej dużej wioski to mniej więcej w samo południe dotarli do tej posesji. Postój w samej wsi też okazał się całkiem przyjemny. Całą grupkę otaczał splendor pogromców potwora który od dłuższego czasu nękał okolicę. Tam wóz wywrócił, komuś bydło porwał, na podróżnych napadł, temu kark przetrącił, tamtemu kulasy a tamtą rogami rozpruł. No skaranie boskie. Ale wreszcie był spokój a miejscowi aż za dobrze rozpoznawali charakterystyczne, skrwawione rogi na uciętym łbie. I przychodzili je podziwiać aby się upewnić, że ten parszywy Krwawy Róg na pewno już nie żyje. Więc gdyby nie boleści odniesionych od tego okrutnika ran to pobyt “U rzeźnika” byłby bardzo przyjemny a tak to większość wyprawy po minotaura jednak dopiero przez ostatnie dni mogła w pełni nacieszyć się tą życzliwością. Chociaż mniej więcej gdy oni wrócili w większości do pionu to i Davandrel wróciła do zdrowia bo już chodziła bez bandaży i odzyskała tą sławną, elficką grację i płynność ruchów. Więc cała trójka zastanawiała się nad dalszymi krokami.

Droga do posiadłości szlachcica, w porównaniu do przedzierania się przez dziewicze ostępy Lasu Cieni, wydawała się prosta i łatwa. Chociaż pogoda była całkiem słoneczna to jednak było chłodno. I nie dało się zapomnieć o tej niemej presji otaczającej puszczy jaka dwoma ścianami stała nad tym rozjeżdżonym pasem błota na jej dnie które Ostlandczycy bezczelnie zwykli nazywać drogą co nawet w reszcie Imperium było tematem złośliwych żartów. Ale cała grupka, jeszcze z Martinem który jako ostatni z ich grupki wciąż miał trochę opatrunków na sobie i sztywność ruchów, dotarła do obejścia szlachcica bez przeszkód.

Samo obejście otaczało coś pośredniego między płotem a murem zbitym z grubych, drewnianych bali wysokich mniej więcej na wysokość człowieka. Nieobsadzone nie były zbyt wielką przeszkodą dla człowieka ale gdyby były bronione dawały na pewno lepszą osłonę niż zwykły płot. Chociaż nawet do zwykłej palisady to się nie umywały. No ale to była posiadłość szlachcica a nie jakiś fort.

Brama w tym płocie była otwarta na oścież ale przy niej stróżował jakiś gołowąs z drugim jeszcze młodszym chmyzem. Obaj w workowatych sukmanach co raczej pewnie mieli informować kto zacz niż rzeczywiście pilnować bramy i jej porządku. No od nich się dowiedzieli, że trafili pod właściwy adres. A i herb nad bramą to zdradzał chociaż wcześniej nie mieli przyjemności z tym rodem. W każdym razie Tladinowi i Karlowi ani wizerunek herbu ani brzmienie nazwisko jakoś z niczym specjalnym się nie kojarzyło. Karl rozpoznawał, że zapewne chodzi o ostlandzki ród bo jak w większości herbów w tej prowincji dominowały biel i czerń. Co innego Stephan.

- Pamiętacie ten obelisk upamiętniający bitwę i pokonanie potężnego nekromanty? Co potem zostało nazwane bitwą na polu kości? - uczony wyspecjalizowany w trudnej nauce historii tego kraju wspomniał o tym o czym mówił przed Jaarheim. - No więc to właśnie na włościach Kepplerów był punkt zborny armii ostlandzkiej. Właśnie stąd ruszyli wprost by rozprawić się z tym padalcem. Na pamiątkę tego wydarzenia w herbie są te trzy piszczele. - tłumaczył im to po drodze ale wskazał jeszcze gdy przechodzili pod ową bramą i herbem Kepplerów.

Od tej bramy większy i starszy z młokosów posłał tego mniejszego i młodszego by śmignął po błocie do dworu i oznajmił przybycie gości. Wyprzedzenie przed samymi gośćmi bosy smyk mógł mieć niewielkie no ale z progu powitał ich majordom szlachcica pytając kogo ma zaanonsować zgodnie ze szlacheckim protokołem. Potem poprowadził całą grupę do pokoju ze stołem biesiadnym wtedy jeszcze pustym. Właściwie to zdążyli dopiero wejść gdy zjawił się sam gospodarz ubrany prawie na kislevską modłę w kontusz, z wielkim wąsem i szablą u pasa.

- Aaa! To są więc pogromcy tej poczwary! - przywitał się jowialnie ze swoimi gośćmi. Przez ostatnie dni pewnie go doszły słuchy o tym wyczynie no to całkiem zaskoczony nie był z tej wizyty. No ale jak już byli to Herr Keppler kazał nakryć do stołu no i też chciał usłyszeć historię jaka wiązała się z ubiciem rogatej poczwary. Zanim służba oporządziła ten obiad dla tylu osób to trochę czasu przy miodzie i winie minęło na tym opowiadaniu. A okazało się, że szlachcic jest zaciekawiony tą historią tak samo jak wieśniacy z jego wsi. Okazał się też słowny i gdy awanturnicy sprezentowali mu łeb o charakterystycznych, krwawych rogach on zrewanżował się wypłaceniem obiecanej nagrody. A nawet coś dorzucił od siebie.


---




Całkiem niedawno, całkiem niedaleko



~ A to niespodzianka. Przecież to bohaterzy z Kalkengard. ~ to było zaskakujące. Wzrok raczej odruchowo omiótł okolicę kierując się ku idącej drogą grupce. Zwłaszcza, że była to grupka zbrojnych. A to w naturalny sposób przykuwało uwagę. Nie wiadomo co taka uzbrojona swołocz sobie pod strzechą umyśli. A nóż użyć tej broni na kimś kto się akurat nawinie pod rękę?

Dlatego takie zaskakujące było odkrycie, że wśród tej kupy zbrojnej da się rozpoznać dwie sylwetki. Ostatni raz dały się obserwować właśnie przy Kalkengrad. A teraz tu. Jak to zabawnie bogowie te losy i drogi układają prawda? Oczy obserwowały przechodzącą obok grupkę. Było wątpliwe by z drogi dostrzeżono obserwującą ich postać. A postać zastanawiała się czy to jakoś zmienia jej plany. Obserwując idące błotnistą drogą sylwetki doszła do wniosku, że raczej nie. Przecież co innego było do zrobienia. Trzeba było trzymać się planu.

Ostatnie wydarzenia nieco namieszały w tych planach. Właściwie to nawet zawiesiły na włosku. Ale niejako udało się zawrócić stojąc już jedną nogą nad krawędzią otchłani. I teraz znów była nadzieja, że sprawy zaczną się prostować i wracać na przewidziane tory. Jakieś przybłędy nie będą psuć tych planów. Tak, plany był najważniejszy. I najszczytniejszy z możliwych. Udało się skompletować co trzeba i teraz tylko trzeba było to dostarczyć na miejsce. I liczyć, że reszta też wykona swoje zadania. A na razie czas było ruszać w drogę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-08-2020, 15:07   #218
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „Pod krwawym rogiem”
Czas: 2519.VIII.27, Wellentag (1/8), popołudnie

Tladina uratował Igor, który pojawił się z pytaniem o pogrzeb Dietera.
- Gospodarzu, może byście zrobili zrzutkę i opłacili morrytów? - khazad miał już serdecznie dość pozowania i całego tego zamieszania. Zabicie minotaura przy tym wydawało się dziecinną igraszką. Fritz zaczął narzekać i biadolić, że przecież łupów nabrali, nagrodę będą mieli, a co oni biedni mieszkańcy mają do tego. Gladenson stwierdził, że jak nie chce to nie, on sam się tym wszystkim zajmie tylko, żeby potem znowu czego od niego nie chcieli. Przestraszony karczmarz zgodził się, ale spoglądał na krasnoluda spode łba.

Jeszcze tego samego dnia wszystko było gotowe. Karczmarz postarał się. Nie tylko opłacił morrytów, ale i zafundował solidny nagrobek. Tladin był zaskoczony taką hojnością, ale gospodarz rozpływając się w uśmiechach wytłumaczył mu, że dla bohaterów wszystko. Nie wnikając w pokrętną logikę ludzkich umysłów, zwłaszcza handlarzy, przyjął to jako dobrą monetę. Fritz zaraz po pogrzebie zapowiedział, że dziewka łaźebna już szykuje balię. Kontent, że wszystko zaczyna toczyć się jak należy wojownik już zmierzał w stronę kąpieli, gdy zagadnął go Krzywy.

- Słuchaj, Tladin, trafiła mi się fucha. Nie będzie mnie przez kilka dni?
- Fucha? Jaka?
- krasnolud się zainteresował.
- A nic takiego, zamożna grupa szuka tropiciela na kilka dni - Martin uciekł wzrokiem na bok.
- A co z odbiorem nagrody za minotaura? Moglibyśmy jutro po nią się wybrać?
- Jutro? Ale dlaczego już jutro?
- zaniepokoił się karczmarz, zanim Krzywy cokolwiek odpowiedział.
- Jak jutro, a co z panem Falkenbergiem? - zawtórował mu przysłuchujący się wymianie zdań Igor.
- Jutro to zdecydowanie za wcześnie. Przecież nie godzi się, aby pan ruszył bez pozostałych minotaurobójców - szybko dodał Nase.
- Karczmarz dobrze prawi - poparł go Rurykiewicz.
Tladin, którego myśli były już przy balii, szybko zgodził się by poczekać, machnął ręką i oddalił. Kislevita popatrzył na Fritza, potem na Martina i wzruszył ramionami. Każdy z nich rozszedł się do swoich zajęć.

Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „Pod krwawym rogiem”
Czas: 2519.VIII.27, Wellentag (1/8), wieczór

Stephan spędzał czas w towarzystwie Davandrel, Magnusa i Goliego. Nie grali już. Uczony bawił się budując z kostek domino budowlę, a pozostali sączyli kolejne już wino.
- Ten tropiciel, Krzywy - przypomniał sobie Magnus, zagadując Glasera. - Ty wiesz, że on jutro będzie prowadził grupę do leża minotaura?
- Ba, myślą, że coś tam znajdą
- burknął Goli. - Głupcy.
- Nie wiem
- Stephan oderwał się znad klocków. - Skąd wiecie? - zaciekawił się.
- Karczmarz wypytuje wszystkich, czy chcą iść na wycieczkę - Goli pospieszył z wyjaśnieniem. - Przy czym nie za darmo, o nie. Zapisy zbierają i karle biorą. Głupców, którzy myślą, że coś tam znajdą ze skarbów, nie brakuje - perorował. - Ten cały Tladin, twój koleżka, nie byłby taki głupi, żeby tam skarby zostawić, nie? - dodał na koniec, jakby mając nadzieję, że Stephan potwierdzi jego opinię. Nie chciałby, aby ktoś inny znalazł tam skarby.
- Daj spokój, Goli - odezwała się po raz pierwszy od dłuższego czasu Davandrel. - Jakby miało tam coś zostać, to ten tropiciel sam by poszedł, a nie innych za pieniądze prowadził. To pomysł tego karczmarza. Wymyślił, jak wyciągnąć pieniądze od durniów. Już zbiera zapisy na drugą wycieczkę, ta ma kosztować mniej. Sprytnie to sobie wymyślił. Pierwsi płacą najwięcej, każdy kolejny wypad jest tańszy. Kogo stać, to pójdzie pierwszy, a biedota na końcu. No chyba, że ktoś ich wyśledzi. Ten Krzywy, to bardziej jest potrzebny do zacierania śladów, niż do znalezienia drogi do leża - roześmiała się dźwięcznie.
- Tak… - Glaser odchylił się ostrożnie od stołu, aby nie zburzyć konstrukcji. - Nie sądzę, aby tam znaleźli skarby - dodał, chociaż nie był taki całkiem pewien. Stephan nie zdążył jeszcze poznać Tladina na tyle dobrze, ale czasami wydawało się, że tamtego oprócz wojaczki i używania życia niewiele interesowało. Nie wiadomo, czy chciało mu się dokładnie sprawdzić wszystkie zakamarki i wygarnąć wszystko wartościowe. Zwłaszcza, że jakiś drobiazg, pierścionek, mógł być sporo wart.
- Też tak właśnie mówiłem - Goli huknął z radości kuflem o stół, aż posypało się domino. - Ups… przepraszam - dodał.


 Fritz Nase, karczmarz

Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „Pod krwawym rogiem”
Czas: 2519.VIII.27, Wellentag (1/8), noc

Leżąc późnym wieczorem w łóżku, Fritz zacierał ręce z radości. Zyski nigdy nie były tak dobre, jak obecnie. Fakt, miał trochę wydatków, ale to była konieczna inwestycja. Nawet te bezczelne żądania tego, tfu, khazada o opłacenie pogrzebu, potrafił przekuć na swoją korzyść. Taką miał nadzieję. Podniecenie zabitym minotaurem nie będzie trwać wiecznie. Jak to mawiał jego przyjaciel Ferdek, trzeba kuć żelazo, póki gorące. Ciżba chętnych zobaczenia na własne oczy minotaurobójców i samej głowy potwora napędzała mu ruch w interesie. Pomysł z tym, aby zorganizować parę wycieczek do leża potwora, też był świetny, pogratulował sam sobie w duchu. Pomysł Tladina, by iść odebrać nagrodę od Kepplera przez chwilę go przeraził, ale udało się na razie odwieść go od tego. Im dłużej głowa minotaura będzie w gospodzie, tym więcej zysków na tym uzyska. Wystarczy chyba jednak podsuwać krasnoludowi do łóżka dziewki, by kierować nim tak, jak sobie tego Fritz życzył. Tak czy inaczej, całkiem niedługo na łbie położy łapę Keppler, a wojacy wykurują się i wyjadą. Wtedy grób jednego z nich będzie atrakcją dla gości. A skoro to Nase zapłaci w większej części za pochówek… to dopilnuje, aby na nagrobku znalazła się odpowiednia informacja o jego hojności… Już jakoś wymyśli, aby przyjezdni to właśnie u niego parę srebrników zostawiali. Tak… a jeszcze lepiej by było, gdyby łeb minotaura dało się od Kepplera odkupić. Pewnie będzie ciężko, ale Keppler też potrzebował pieniędzy. Pytanie, na ile się wyceni.
Pogrążony w przyjemnych myślach o zyskach Nase nie zauważył, kiedy zapadł w zasłużony sen ciężkopracującego człowieka.

 
Gladin jest offline  
Stary 03-08-2020, 21:09   #219
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „Pod krwawym rogiem”
Czas: 2519.VIII.28, Aubentag (2/8), wieczór

Ponieważ to dzień wypłaty, wieczorem w karczmie będzie więcej ludzi, niż zwykle. Zgodnie z zawartym układem, ubarwiał swoją opowieść o rozgromieniu minotaura. Podkreślał ostrość topora, który nabył specjalnie w tym celu u miejscowego kowala, Bückera. Częścią zapłaty za to była naprawa ekwipunku przez kowala. Gladenson nie musiał się więc tym martwić i przy piwie snuł opowieść. Zwłaszcza, że Krzywego od rana nie było, więc to on był główną atrakcją. W ciągu dnia udało mu się zmusić również karczmarza, aby odkupił od niego wszystkie łupy. Krasnolud nie miał chęci i ochoty poszukiwać nabywcy i targować się o każdą rzecz. Fritz wił się i kręcił, nie chciał się zgodzić, ale koniec końców uległ charyzmie wojownika. Kupił od niego wszystko i to za uczciwą cenę.

Znalazł też chwilę, aby odwiedzić Karla. Ten jednak spał, a Jaruha przegoniła go precz. Zalatywało od niej alkoholem.

Miejsce: Ostland, Jaarheim, karczma „Pod krwawym rogiem”
Czas: 2519.VIII.28, Aubentag (2/8), noc

Gospoda opustoszała. Mieszkańcy Jaarheim udali się spać do swoich domostw, aby jutro skoro świt wstać do swoich zajęć. Przyjezdni udali się spać tam, gdzie kogo było stać. Stephan z trójką łowców nagród również powoli kończyli dzień. Magnus założył się z Golim, że ten nie da rady ułożyć wszystkich kostek domino jedna za drugą w pionie tak, by ani jedna się nie przewróciła. Grube palce Goliego balansowały kostką nad krawędzią blatu, powolutku obniżając się w dół. Udało mu się już ułożyć ze trzy czwarte kostek.
- Nasz gospodarz znowu wymyślił sposób, jak sobie dorobić - Magnus uznał, że prowadzenie rozmowy powinno utrudnić krasnoludowi koncentrację. - Prawda, Goli?
Krasnolud wymamrotał coś niezrozumiale. Zdążył puścić klocek i teraz ostrożnie podnosił dłoń. Jego towarzysz wzruszył ramionami.
- To prawda, że odkupił od twojego znajomego wszystkie łupy, które przywieźli? - zwrócił się do Glasera.
- Hm - uczony wyjął fajkę z ust. - Tak, wspominał coś o tym. Był bardzo zadowolony z siebie, że udało mu się tak szybko wszystko sprzedać.
- I nie dziwota, że się udało. Fritz teraz wszystkim przyjezdnym sprzedaje to jako trofea z leża Krwawego Roga. Widziałem, że nawet lokalni to kupują. Każdy chce mieć jakąś pamiątkę. Idę o zakład, że Nase sprzedaje to kilka razy drożej, niż zapłacił twemu kumplowi.
- Ty się już nie zakładaj o nic
- wtrąciła się Davandrel - bo ci pieniędzy zabraknie. Naszemu sękopalcemu idzie całkiem nieźle i zaraz wygra - na ustach zagościł jej uśmiech rozbawienia.
- Jemu? Phi! - Magnus przybrał wyraz twarzy wyrażający absolutną niewiarę. - Jeszcze daleko do końca, nie da rady - beknął. Goli, który właśnie zbliżał się z kolejnym klockiem zamarł i łypnął spode łba. Potem bez słowa zaczął dalej układać domino. Zapadła na chwilę cisza.

- Nie spotkaliście przypadkiem tladinowego brata? Bladin go nazywają - Stephan nawiązał znowu rozmowę. - Szuka go już od wielu lat. Mówił, że przepadł gdzieś w Ostlandzie. Ponoć służył Grimnirowi i miał złote owłosienie - Glaser przypomniał sobie to, co mówił o bracie khazad.

Cała trójka awanturników popatrzyła na Stephana, na siebie nawzajem, na sufit gospody i po kolej wszyscy pokręcili przecząco głowami, że nie bardzo kojarzą krasnoluda który by pasował do takiego opisu.

 
Gladin jest offline  
Stary 06-08-2020, 21:26   #220
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Miejsce: Ostland, Jaarheim
Czas: 2519.VIII.28, Marktag (3/8)
Tladin odbierał od kowala dwuręczny topór. Obok spoczywała jego kolczuga, którą tamten właśnie naprawiał. Z tyłu powłóczyła nogami Jaruha, wbijając wzrok w klepisko. Nagle schyliła się i podniosła kilka leżących tam kółek kolczugi, chichocząc przy tym. Ani Gladenson, ani kowal nic nie powiedzieli. Ten pierwszy zaczął już się przyzwyczajać do baby, a kowal z obawy przed przekleństwem.

Tladin podszedł ze swoim nowym olbrzymim toporem, oraz podejrzanym uśmieszkiem do Glasera.
- Stephan, chodź, pomożesz mi poćwiczyć się w walce - wyszczerzył się do uczonego. Ten niepewnie odwzajemnił mu uśmiech.
- Ja? Nie możesz poćwiczyć z Igorem albo Ragnisem?
- Nie, dzisiaj z tobą - zaprzeczył wyraźnie ucieszony krasnolud. - Tobie się też trochę treningu przyda, jak nas mutanty na trakcie obskoczą. Nie marudź, łap się za broń i chodź - zarządził khazad.

Stephan westchnął, ale ruszył. Jedynym pocieszeniem było to, że Gladenson dopiero wprawiał się w swoim nowym orężu. Może uda mu się raz czy dwa go trafić?



Miejsce: Ostland; okolice Jaarheim; posesja Kepplera
Czas: 2519.VIII.30 Backertag (4/8); południe
Gdy, zdaniem Stephena, upłynęła odpowiednia ilość czasu, zabrał głos.
- Herr Keppler, zastanawiam się. Ze względu na historyczny udział waszych przodków w walce z nekromantą, zapewne jesteście w posiadaniu dawnych zapisków. Czy byłoby nietaktem i nadużyciem waszej gościnności, gdybym poprosił o udostępnienie mi waszych zbiorów? Jestem uczonym badającym historię Ostlandu. Takie zapiski byłby dla mnie nieocenioną lekturą. Nie ukrywam, iż liczę również na to, że może przypadkiem znajdę tam informacje na temat naszego obecnego celu poszukiwań - słynnego Bastionu.

- Ależ oczywiście. Możesz skorzystać z zasobów naszej biblioteki
- gospodarz zgodził się przychylić do tak grzecznej prośby bez większego zastanowienia. Uśmiechnął się przy tym jowialnie na znak, że nie widzi ku temu przeszkód.

- W takim razie chętnie udam się tam od razu. Kto może mnie tam zaprowadzić?

- Bruno się tym zajmie
- szlachcic spojrzał na jednego ze służących a ten skinął pokornie głową na znak, że przyjął do wiadomości wolę swojego pana i gdy goście skończą biesiadować to zaprowadzi młodego uczonego do ich biblioteki.

Stephan przeprosił obecnych i udał się do biblioteki. Spodziewał się, że znajdzie tutaj zapiski o historii rodu i chciał zacząć właśnie od nich. Jeżeli czas pozwoli, to postara się potem odszukać księgi mówiące o handlu, zapisy procesów sądowych, historie dawnych dowódców. Dworek nie wyglądał okazale, więc zbyt wiele się nie spodziewał, ale jego dotychczasowa praca nauczyła go, że każdy ślad należy powoli i pieczołowicie badać.

Tymczasem w jadalni, mimo wysiłków gospodarza, zapadała co i rusz niezręczna cisza. Karl nie kwapił się zbytnio do zabierania głosu, pozostali towarzysze byli bądź co bądź onieśmieleni. Tladin zaczął więc wypytywać gospodarza o słynną bitwę z nekromantą, czy potrafi coś o niej opowiedzieć. Gdy rozmowa toczyła się wokół starć i bitew, krasnolud swoją znajomością tematu był nawet odpowiednim partnerem w rozmowie z Kepplerem. Gladenson zapytany przez gospodarza, czy drugi raz poszedł by na Krwawego roga, bez zastanowienia się potwierdził. Był gotów ruszyć nawet od razu, chociaż jego towarzysze byli mniej entuzjastyczni.

- Tak sobie myślę, aby mój brat kiedyś was nie odwiedził? - zapytał w pewnym momencie. - On też wojaczką się parał, chociaż ostatnio bardziej kapłaństwem. No ale w służbie Grimnira - podkreślił. - Ruszył do Wolfenburga, będzie z 10 lat temu, ale gdzieś po drodze przepadł. Trochę podobny do mnie, ino nie taki postawny i złotowłosy. Bardziej ponury z natury. Bladin się nazywa.



Miejsce: Ostland, Jaarheim
Czas: 2519.VIII.31, Bezahltag (5/8), rano
Fritz Nase żegnał wolfenburską kompanię z żalem. Gdy przybyli też nie był zadowolony, ale z innych powodów. Odzyskanie pieniędzy od położonego daleko miasta będzie wymagało zachodu. Ale sytuacja się zmieniła. Przybycie akurat tych podróżnych nie tylko usunęło zagrożenie wiszące nad nimi wszystkimi. Nie tylko sprawiło, że podróżni czuli się bezpieczniej. Ale przede wszystkim wywołało spory ruch w interesie. Fritz był dumny ze swojej przedsiębiorczości. Prawda, wszyscy w koło wkrótce zaczęli kopiować jego pomysły. Nawet wypiekano ciastka w kształcie łba minotaura. Ale to on zgarnął większość tego tortu. Tak więc smutno na sercu mu było, że kończy się ten dodatkowy strumień gotówki.
Dwa wozy obładowane paszą i sprzętem wyjechały w stronę Lenkster. Krzywego nie było, bo wyruszył z kolejną wyprawą do leża. Ale pozostali: Wyżejdupy i Karin żegnali ich razem ze sporą grupką miejscowych. Na wóz załadowała się też Jaruha, której nikt nie przepędził. Trójka innych gości, elfka, człowiek i krasnolud żegnała się ze Stephanem.
- Dziękujemy za miłe towarzystwo - Davandrel ucałowała Glasera w policzek. - Szkoda, że nie zdecydowałeś ruszyć się z nami do Kalkengard.
- No, nie będziesz miała z kim grać w domino
- zaśmiał się Magnus. - Nie przejmuj się, Goli ostatnio się w to wciągnął.
- Nie zważajcie na tego osła
- krasnolud szturchnął swego kolegę łokciem. - To rozrywka dla inteligentnych, on jej i tak nie zrozumie.
- Ja również dziękuję
- Stephan uścisnął im dłonie. - I życzę powodzenia w kolejnym przedsięwzięciu. Na przykład odnalezieniu buławy.

Niedługo potem 2 wozy i piechurzy oddalili się, a las przesłonił ich za zakrętem.


 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 06-08-2020 o 21:31.
Gladin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172