W porządku, czyli zupełnie mylnie zinterpretowałam ten fragment z poprzedniej tury: Podczas tego wieczornego czekania na lotnisku było mnóstwo czasu by porozmawiać z kimkolwiek z otoczenia albo przejrzeć jeszcze raz otrzymane w londyńskiej centrali dokumenty. Akurat o obu kapralach było tego co kot napłakał. Właściwie samo nazwisko i stopień. Ani zdjęć, ani opisu wyglądu. Zupełnie jakby ktoś tutaj opiywał co przez telefon czy dalekopis mówił po tamtej stronie kanału. Już więcej było o stanie zdrowia.
W takim razie wywalam cały akapit ze swojego poprzedniego posta, czyli to: Wtedy jeszcze nie rzygała, a ciemność skrywała oznaki słabości, jak błogosławieństwo. Jak milczenie, może trochę za zimne, to, którym broniła się wcześniej w kantynie i na lotnisku. Jak zdawkowe, tylko niezbędne odpowiedzi na pytania, by uniknąć pomyłki w niezbyt biegłym francuskim. Jak nos zaryty niemal po same brwi w papierach, by skupić się na tym, w czym czuła się pewniej. Na analizie. Drobiazgi.
A odpiszę wieczorem, bo muszę dokończyć zadania bojowe w realu. |